Po „ 1913”, stosunkowo krótkiej książeczce, Paul Ham podjął się o wiele bardziej ambitnego zadania. Jego „1914. Rok końca świata” szczegółowo prezentuje wydarzenia, które doprowadziły do wybuchu wojny oraz pierwsze miesiące militarnych zmagań.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„1914” nie jest książką traktującą tylko i wyłącznie o tym pamiętnym roku. Równie dużo miejsca poświęcone zostało okresowi końca XIX i początkom XX wieku. Ham sięga w przeszłość aż do 1870 roku (czyli wybuchu wojny francusko-pruskiej), podkreślając wpływ tych i wielu innych wydarzeń ostatnich dekad XIX wieku na kształtowanie europejskiej polityki. Wojna francusko-pruska, zakończona zwycięstwem Prus i utworzeniem Cesarstwa Niemieckiego, nie wspominając już o zajęciu Alzacji i Lotaryngii oraz upokorzeniu Francji, była wydarzeniem, którego skutki dawały się odczuć przez długie dziesięciolecia. Francuski szowinizm oraz dążenie do odzyskania honoru w kolejnej – tym razem z pewnością zwycięskiej – wojnie z Niemcami powstrzymywały jakiekolwiek polityczne próby zbliżenia między tymi narodami. Innym skutkiem był sojusz francusko-rosyjski, który był postrzegany przez Berlin jako pakt wymierzony w niemieckie interesy oraz dążenia do uzyskania statusu światowego mocarstwa. Te i wiele innych czynników (chociażby determinacja Austro-Węgier, by zdominować państwa bałkańskie, czy uporczywe unikanie przez Wielką Brytanię jakichkolwiek wiążących deklaracji politycznych) stanowiły, jak to ładnie ujmuje autor, albo „tyranię przeszłości”, albo „rozmyślną ślepotę i niedostatek wyobraźni”. Tym drugim określeniem nazwana została polityka wszystkich potęg europejskich na początku XX wieku. I dotyczyło to nie tylko autorytarnych Niemiec, Rosji czy Austro-Węgier, ale również demokratycznej Francji i Anglii. Wyjście poza ograniczony horyzont dotychczasowej polityki czy istniejących sojuszy okazało się za trudne nawet dla najbardziej liberalnych w tym gronie Brytyjczyków. Ham daleki jest od wysuwania oskarżeń, nie mówiąc już o dywagowaniu na temat potencjalnych alternatywnych historii. Nie powstrzymuje go to jednak przed podkreśleniem, że to właśnie Wielka Brytania była przez lata języczkiem u wagi w kontynentalnych sporach. Odrobinę więcej zdecydowania ze strony londyńskich polityków mogło powstrzymać Niemcy. Tymczasem Berlin aż do końca wierzył, że Wielka Brytania nie zdobędzie się na jakąkolwiek ingerencję w sprawy europejskie – co okazało się błędem, za który zapłacili żołnierze po obu stronach frontu. Rozdziały zaprezentowane w pierwszych dwóch częściach książki są krótkie, a każdy z nich koncentruje się na konkretnych wydarzeniach tamtego okresu. Możemy przeczytać o wojnach bałkańskich, stopniowym budowaniu międzynarodowych sojuszy, planach militarnych Niemiec czy Francji oraz o charakterach głównych aktorów dramatu. Jest to w znaczącej większości klasyczna historia polityczna, z niewielkimi ukłonami w stronę historii społecznej i kulturowej. Tak długo, jak Ham przedstawia polityczne i dyplomatyczne zabiegi między najważniejszymi europejskimi potęgami, wszystko jest dobrze. Kłopoty zaczynają się w drugiej połowie książki, kiedy autor podjął się misji opisania pierwszych miesięcy walk. Nie chodzi o to, że czegoś tym rozdziałom brakuje. Rzecz bardziej w tym, że pod względem wydarzeń militarnych Ham nie oferuje nam nic nowego. Dodatkowo zwrot w kierunku historii wojskowej wiąże się również z niemal całkowitym porzuceniem kwestii politycznych. Jak gdyby wybuch wojny domagał się pisania tylko i wyłącznie o brutalnych zmaganiach na froncie, a wszystko inne traciło na znaczeniu. Okresowi od sierpnia do grudnia 1914 roku poświęcił autor całych sześć rozdziałów, liczących prawie dwieście stron. Najwięcej przeczytamy (co nie powinno specjalnie dziwić przy brytyjskim historyku) oczywiście o froncie zachodnim, podczas gdy zmagania na wschodzie zostały streszczone zaledwie w jednym rozdziale (i to tylko, jak stwierdza Ham w jednym miejscu, w celu przedstawienia wydarzeń na zachodzie w szerszej perspektywie). Bitwy pod Tannenbergiem i nad Jeziorami Mazurskimi doczekały się szczegółowych opisów, ale już wydarzenia późniejsze oraz te mające miejsce na innych częściach frontu wschodniego (z niewielkim wyjątkiem konfliktu między Serbią a Austro-Węgrami) zostały potraktowane po macoszemu. Zakończenie książki podkreśla raz jeszcze to, o czym autor pisał wcześniej w „1913” – pierwsza wojna światowa wcale nie musiała wybuchnąć, nie była nieuchronnym dziejowym kataklizmem, ani nie poprzedzał jej splot wydarzeń niemożliwy to opanowania. Podręcznikowe podziały na pośrednie i bezpośrednie przyczyny jej wybuchu nic tak naprawdę nie wyjaśniają. Zamach w Sarajewie nie był niczym innym jak zwykłym zbiegiem okoliczności – gdyby nie Princip, rolę zapalnika europejskiej beczki prochu mogłoby pełnić jakiekolwiek inne wydarzenie. Kluczowe było coś zupełnie innego – fakt, że europejskie potęgi były gotowe do wojny. Wielka wojna, jak dumnie określa się ten konflikt na zachodzie, była skutkiem szeregu świadomych decyzji ludzi, którzy stali u władzy. Owszem, mało który z nich zdawał sobie sprawę z tego, jaki koszmar ogarnie Europę w wyniku ich działań. To jednak żadne usprawiedliwienie, a jedynie ów niedostatek wyobraźni, o którym pisał Ham w jednej z części książki. W tym świetle optymistyczny akcent kończący „1914” wydaje się dziwnie nie na miejscu. Jest w tym oczywiście ogromna dawka humanizmu i wiary w ludzi, ale nie przystaje to ani do opisywanych wydarzeń, ani do tego, co nastąpiło po tym „roku końca świata”. Reszta XX wieku dowiodła wyraźnie, że koszmar wielkiej wojny nie stał się dla nikogo nauczką.
Tytuł: 1914. Rok końca świata Tytuł oryginalny: 1914. The Year the World Ended Data wydania: 21 kwietnia 2015 ISBN: 978-83-7961-208-6 Format: 776s. 147×208mm; oprawa twarda Cena: 79,– Gatunek: historyczna, non-fiction |