„Men in Black: International”, przetłumaczone na polski jako „Men in Black: International”, to przyzwoita komedia przygodowa, której głównymi zaletami są aktorzy idealnie podobierani do ról – z Tessą Thompson na czele – oraz osadzenie części akcji w Maroku. Czy znajdziemy jeszcze jakieś plusy?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po wykorzystaniu różnych możliwości, włącznie z podróżą w czasie, twórcy „Facetów w czerni” sięgnęli po nowy wątek: ktoś w agencji prawdopodobnie jest zdrajcą. Reszta przypomina pierwszy film, to znaczy schemat kompletnego żółtodzioba, który okazuje się sprytem i umiejętnościami dorównywać doświadczonym agentom – szczerze mówiąc, J z pierwszego filmu miał nawet łatwiej, ponieważ był z zawodu policjantem, a nie pracownicą biura obsługi klienta, jak M. Właściwie z tymi „doświadczonymi agentami” jest pewien problem: partner M zachowuje się niczym nastolatek-imprezowicz i aż dziw bierze, jak dał radę przeżyć w tej pracy kilka lat. Troszeczkę mi to zgrzytało, chociaż nie aż tak bardzo, jak przedstawiciel rasy obcych będącej niejako personifikacją szachów (sic!), wyglądający niczym krasnoludek z bajki na dobranoc. Wiadomo, że komiczny przerywnik czasem jest potrzebny, ale ten się jakoś wyjątkowo nie udał (inne obce istoty wypadły OK). Fabuła jest dość standardowa i obawiam się, że już za parę miesięcy niewielu widzów będzie pamiętało coś poza „to ten film, w którym grali Thor i Walkiria”. I nie trzeba nawet w tym celu patrzeć na światełko.
Tytuł: Men in Black International Tytuł oryginalny: Men in Black: International Data premiery: 14 czerwca 2019 Rok produkcji: 2019 Kraj produkcji: USA Gatunek: komedia, SF Ekstrakt: 60% |