Młody, pełen zapału neoprezbiter zostaje skierowany do wiejskiej parafii, przywiązanej do lokalnych tradycji. Takie jest tło pełnych ciepła i humoru opowieści zebranych w książce „Ależ księże proboszczu…” o. Jakuba Waszkowiaka OFM.  |  | ‹Ależ księże proboszczu…›
|
Już w krótkim wstępie franciszkański kapłan podkreśla, że wszystkie opisane osoby (zwłaszcza stara Grzelakowa) i wydarzenia (zwłaszcza spowiedź) są zmyślone. Celem nie jest bowiem spisanie pamiętnika czy reportażu, lecz chęć ukazania pewnych charakterów i postaw, spraw i wydarzeń – tak, jak są one widziane „z drugiej strony”. A do tego krótka forma, spisana z humorem wydaje się być rozwiązaniem najodpowiedniejszym. Opowieść rozpoczyna się od samotnego przyjazdu młodego księdza pociągiem do wsi Gradowo Dolne (no, powiedzmy do miejsca od tej wsi oddalonego o kilka kilometrów). Przywitanie z ziemią, apatycznym proboszczem i jego srogą gospodynią – tu od razu rodzą się skojarzenia z kabaretem Tey i ich słynnym programem „Z tyłu sklepu”. Pobudka (po przewidzianym czasie) na pierwszą, poranną mszę kojarzy się z popularnym dowcipem o budzeniu w hotelu, lecz nie jest to z mojej strony oskarżenie o plagiat. Pewne rzeczy po prostu się zdarzają. Podobnie jak pewni ludzie, których ksiądz spotyka w konfesjonale: tu zaczyna rozumieć, dlaczego w seminarium kładziono akcent na rolę miłosierdzia przy spowiedzi, tyle że nikt wtedy nie wspominał, że owo miłosierdzie należy się także spowiednikowi… No i wkrótce potem przekonuje się, jak istotny jest dobór słów wypowiadanych – zarówno przy spowiedzi, jak i podczas kazania (na przykład na mszy ślubnej). Wikary (a wraz z nim i my) dowiaduje się także, dlaczego proboszcz jest dziwnie zdenerwowany na myśl o zbliżających się urodzinach – oraz dlaczego odmawia przychodzenia na wesele swych owieczek. Nieco poważniejsza przy tym jest opowieść o tym, jak młody prezbiter poznaje ładną, zaangażowaną w sprawy kościelne dziewczynę. Sprawa jest trudna i zapewne dotyka w swoim czasie większość kapłanów. Oczami księdza spoglądamy na wydarzenia zwyczajne, coroczne – jak budowa szopki na Boże Narodzenie, odwiedziny duszpasterskie (czyli kolęda) – ale także na te mniej regularne, jak wizyta ascetycznego, surowego rekolekcjonisty, wizytacja kanoniczna (biskupa) czy pielgrzymka do Ziemi Świętej – wydarzenie niezapomniane, zwłaszcza dla personelu pokładowego i innych pasażerów tego samego lotu, zakończonego wkrótce po starcie. Lektura czternastu krótkich opowiastek, z rzadka zilustrowanych, kończy się stanowczo zbyt szybko. Chętnie wróciłoby się do Gradowa Dolnego i jego mieszkańców w kolejnych książkach. Ale czy autor – doktor teologii biblijnej, licencjonowany przewodnik po Izraelu i wykładowca Pisma Świętego w jerozolimskim seminarium franciszkańskim – znajdzie na ich spisanie nie tylko czas, ale przede wszystkim natchnienie? Zdaje się, że obecnie sytuacje zbliżone do opisanych w „Ależ księże proboszczu…” może tylko usłyszeć od innych kapłanów (czy to diecezjalnych, czy zakonnych)…
Tytuł: Ależ księże proboszczu… Data wydania: czerwiec 2018 ISBN: 978-83-7580-558-1 Format: 108s. 190×185mm; oprawa twarda Cena: 25,90 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 70% |