„Zemsta ścierwojada” – trzeci tom serii „Durango”, jaki powstał we współpracy belgijskiego scenarzysty Yves’a Swolfsa z francuskim rysownikiem Thierrym Girodem – zamyka kolejny etap w życiu rewolwerowca. Jest także zwieńczeniem kooperacji obu uznanych artystów, co oznaczało dla pomysłodawcy serii konieczność rozejrzenia się za kolejnym ilustratorem.  |  | ‹Durango #16: Zmierzch ścierwojada›
|
W ciągu sześciu lat – pomiędzy 2006 a 2012 rokiem – stworzyli trzy, układające się w tematyczną całość, opowieści. O każdej z nich można mówić tylko dobrze. Co należy podkreślić szczególnie, ponieważ seria ukazuje się od początku lat 80. XX wieku i nigdy nie zeszła poniżej bardzo wysokiego poziomu. Tworzyć jej -nastą z kolei odsłonę, nie popadając przy tym w rutynę i schematyzm, to prawdziwe mistrzostwo. Yves Swolfs jest jednak, co dzięki „Durango” udowodnił niepodważalnie, nie tylko wielkim miłośnikiem, ale i znawcą westernów (zwłaszcza w ich europejskim wydaniu). Wieńcząc w tomie „ Krok do piekła” (2006) jeden istotny dla biografii głównego bohatera wątek, automatycznie otworzył kolejny, który rozwinął w „ El Cobra” (2009), a zamknął – wystrzałowo! – w „Zmierzchu ścierwojada”. Ten mało subtelny tytuł nie odnosi się jednak do leworęcznego rewolwerowca, ale tajemniczego człowieka, który nadepnął mu na odcisk, doprowadzając pośrednio swoimi knowaniami do śmierci Celii Norton. Niszcząc nadzieje na szczęśliwe rodzinne życie Durango, zmusił go do powrotu do fachu, jakim ten zajmował się wcześniej. Tyle że tym razem niebieskooki zabójca jest – z przyczyn osobistych – dużo bardziej zdeterminowany. Podążając śladem zabójców, dowiaduje się o niezgodnych z prawem i moralnie nieczystych interesach prowadzonych przez pewnego „biznesmena” gotowego uczynić najpodlejsze draństwo, aby powiększyć swój i tak spory już majątek. To człowiek z gatunku tych, którzy uważają, że kupić można każdego – jest to jedynie kwestia ceny. Korumpuje więc na potęgę urzędników państwowych i lokalnych, wynajmuje zbirów i każe im zastraszać, a nawet zabijać ludzi, którzy mu się sprzeciwiają. Jest przekonany, że Durango też może kupić, aby zapewnić sobie spokój i bezpieczeństwo… Ale po kolei. Tym razem Swolfs wysyła swego bohatera do Kalifornii. Nieopodal Sacramento leży miasteczko Minden Town, w którego okolicach zamieszkują pokojowo nastawieni do białych Indianie z plemienia Washo. Mają jednak pecha, ponieważ na terenie ich rezerwatu znajduje się zasobne w ryby jezioro. Wielu ostrzy sobie na nie zęby, licząc na ogromne zyski z jego eksploatacji. Ale naprawdę niebezpiecznie robi się dopiero wtedy, kiedy obszarem tym zaczyna interesować się wzbudzający postrach w kilku stanach „mężczyzna z pociągu”. Chce poróżnić Washo z mieszkańcami Minden Town i korzystając z walki pomiędzy nimi, przejąć kontrolę nad całą okolicą. Wątpliwe jednak, aby chodziło mu tylko o jezioro, rezerwat musi więc skrywać znacznie wartościowszą tajemnicę. Dla Durango nie ma ona znaczenia – ważniejsze jest to, aby sprowokować nieznajomego i wyrównać swoje z nim rachunki. A że przy okazji można zrobić też dobry uczynek… „Zmierzch ścierwojada” to klasyczna historia spod znaku spaghetti-westernu, w której nie ma postaci bez skazy. Piękna Indianka, choć szlachetna, prostytuuje się z białymi; zakochanym w niej młodym Indianinem, który po latach wraca do rezerwatu, aby poderwać swoich współplemieńców do walki o godność, kierują przede wszystkim gniew i nienawiść; burmistrz Minden Town, któremu zależy na rozwoju miasteczka, dał się przed laty skorumpować i cenę tego płaci po dziś dzień. Durango też niejedno ma na sumieniu, ale akurat jemu kibicujemy zawsze i wszędzie, bo chociaż dla wielu jest on jednym z Jeźdźców Apokalipsy, to jednak usuwa z tego padołu głównie ludzi, którzy nie zasługują na to, by żyć. Jak na przykład wspomniany już wcześniej „mężczyzna z pociągu”. Album ten zamyka kilkuletnią współpracę Swolfsa z Girodem, co zapewne wielu fanów „Durango” mocno zasmuciło. W osobie Francuza belgijski scenarzysta znalazł bowiem ilustratora idealnego, z absolutną perfekcją odwzorowującego realia Dzikiego Zachodu. Dbającego nadzwyczajnie o szczegóły drugiego i trzeciego planu, potrafiącego kilkoma kreskami zdynamizować scenę. I – co także nie jest bez znaczenia – świetnie radzącego sobie z mimiką. Często niepotrzebne są słowa; wystarczy spojrzeć na twarze bohaterów, abyśmy wiedzieli, co myślą, i zdołali przewidywać, co za chwilę zrobią. To dowód na to, że Thierry Girod wgryzał się w scenariusze Swolfsa dogłębnie, a potem poddawał je wyjątkowo twórczej interpretacji. Kto przejął pałeczkę po nim? Ukrywający się pod pseudonimem Iko neapolitańczyk Giuseppe Ricciardi. I to on właśnie zilustrował, jak na razie ostatni tom serii, „Jessie” (2016).
Tytuł: Durango #16: Zmierzch ścierwojada Tytuł oryginalny: Durango: Le crépuscule du vautour Data wydania: czerwiec 2018 ISBN: 9788395133404 Format: 52s. 215x290 mm Cena: 38,00 Gatunek: western Ekstrakt: 80% |