Scenarzyści „Deadpool kontra Gambit”, jaki można znaleźć w sto sześćdziesiątym dziewiątym (przedostatnim) tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, zapowiadali, że stworzyli intrygę na miarę „Żądła”. Taaaa…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jaki jest Deadpool każdy widzi. Gada jak najęty, strzela na lewo i prawo, a także burzy czwartą ścinę. Z Gambitem jest nieco gorzej. Choć w latach 90. stanowił jeden z jaśniejszych punktów X-Men, potem jakby się gdzieś zawieruszył i przynajmniej w naszym kraju niewiele było publikacji, w których mógłby się zaprezentować. A jednak, ponieważ jeden i drugi jest na bakier z prawem, wbrew pozorom mogą stanowić zgrany duet. Oczywiście o ile nie będą chcieli się nawzajem wykiwać. I właśnie na takim wzajemnym wykołowywaniu się i budowaniu piętrowych intryg skupili się pomysłodawcy niniejszego komiksu Ben Acker i Ben Blacker (nazwiska to nie żart, panowie często ze sobą współpracują). Sami twierdzą, że ich dzieło to współczesne „Żądło” połączone z „Przekrętem”. Cóż, chcieliby. Choć początek zapowiada całkiem zgrabną wariację na temat komiksu superbohaterskiego, dalej wkrada się chaos i idąca za nim nuda (pomimo, że w tle wciąż coś wybucha). Wszystko zaczyna się od tego, że Deadpool i Gambit, przebrani za Spider-Mana i Daredevila, dosłownie demolują miasto, co ma być przykrywką do tego, by zwinąć kolekcję diamentów. Robią to na zlecenie pewnego wąsacza imieniem Chalmers. Choć następnie sami zostają wyrolowani, decydują się na dalszą współpracę z nim, a ich celem staje się tajemniczy artefakt zwany Smoczym Jęzorem. To jednak tylko wierzchołek góry przekrętów, zaś sama gra idzie o dużo większą stawkę. Jak już wspomniałem, choć początek nie zwiastuje katastrofy w pewnym momencie natłok absurdów niebezpiecznie się piętrzą, greapsy zaczynają być zwyczajnie nieśmieszne, a sama akcja nieczytelna. Natłok postaci i wątków przekracza masę krytyczną. Zwłaszcza, że aby wszystko dobrze zrozumieć należy być nieźle obcykanym w bieżących zmianach w świecie Marvela. Kogóż tu nie spotkamy! Wśród gości większego i mniejszego kalibru widzimy m.in. Tłustą Kobrę, doktora Voodoo, Wojów Trzech, Man-Thinga i She-Hulk. W związku z powyższym końcowe twisty są przyjmowane z ulgą, że nareszcie zmierzamy do finału. Pod względem graficznym mamy do czynienia z typowym, deadpoolowym chaosem i nieco kreskówkowym stylem. Niemniej odpowiedzialny za niego Danilo Beyruth powstrzymał się przed epatowaniem krwawymi morderstwami, czy zbyt szokującymi kadrami. Pozostaje zastanowić się, czy jest to efektem własnej inwencji, czy odgórnie narzuconej cenzury. Pomimo szumnych zapowiedzi „Deadpool kontra Gambit” dowodzi, że decyzja Hachette o zamknięciu Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela była ze wszech miar słuszna. Lepiej skupić się na czymś innym. Pozycja polecana jedynie największym maniakom Wade′a Wilsona i tym, którzy mają pozostałe sto sześćdziesiąt osiem tomów Kolekcji.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #169: Deadpool kontra Gambit Data wydania: 15 maja 2019 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |