Przed tygodniem za sprawą filmu Renata Dawletjarowa mogliśmy spojrzeć na konflikt ukraińsko-rosyjski w Donbasie oczyma Rosjan. Dzisiaj dzięki nowemu dziełu Siergieja Łoźnicy zmieniamy optykę. „Donbas” (już bez żadnych podtytułów) to składający się z trzynastu scen obraz ogarniętej wojną wschodniej Ukrainy, której mieszkańcy – na przekór losowi – próbują żyć normalnie w absolutnie nienormalnej sytuacji.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Siergiej Władimirowicz Łoźnica – czterdziestopięcioletni Ukrainiec urodzony w białoruskich Baranowiczach – na podejmowane w swoich filmach problemy historyczne, polityczne czy społeczne patrzy ostrzej i widzi więcej niż wielu jego kolegów po fachu. Nabył tę umiejętność, pracując od ponad dwóch dekad głównie jako dokumentalista. Dzięki temu zrozumiał, że najważniejsze są fakty, odarte z odautorskiego komentarza, który często jedynie zniekształca rzeczywistość. Kiedy postanowił spróbować swych sił w fabule, pozostał wierny temu przekonaniu, przydając tym samym swym fikcyjnym, chociaż niekiedy opartym na realnych wydarzeniach, opowieściom psychologicznej głębi i Prawdy (sic!). Jego bohaterowie żyją więc własnym życiem, nie są marionetkami wprowadzanymi w ruch przez reżysera, który rości sobie prawa do bycia demiurgiem. Tak było we wstrząsającym debiucie fabularnym Łoźnicy „ Szczęście ty moje” (2010) i w opartym na prozie Wasila Bykaua (drugo)wojennym „ We mgle” (2012). Tak było w mocno uwspółcześnionej adaptacji opowiadania Fiodora Dostojewskiego „ Łagodna” (2017) i tak jest w ubiegłorocznym „Donbasie”. Wojna na wschodzie Ukrainy wybuchła latem 2014 roku. W rejon Doniecka i Ługańska udało się wówczas wielu reporterów i korespondentów telewizyjnych, radiowych i prasowych. Siergiej Władimirowicz uważnie śledził ich doniesienia, ale, co ciekawe, najbardziej intrygowały go filmiki umieszczane w Internecie – i to przez wszystkie strony konfliktu: Ukraińców, Rosjan i przedstawicieli władz tak zwanej Noworosji, czyli Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych. Łoźnica doszedł bowiem do wniosku, że one, nawet jeżeli niekiedy manipulowane i inscenizowane, mówią najwięcej o prawdziwej sytuacji w rejonie konfliktu, pozwalają – jak przez dziurkę od klucza – zajrzeć do zamkniętego pokoju i, przy odrobinie szczęścia, spojrzeć „pod pierzynę”. Najciekawsze z jego punktu widzenia przekazy zapisywał, aby wykorzystać je w przyszłości. Ta przyszłość nadeszła, kiedy zakończył pracę nad rozpoczętymi już wcześniej projektami, czyli „Łagodną” oraz dwoma kolejnymi dokumentami – „Dniem Zwycięstwa” (2017) i opowiadającym o mrocznych latach 30. XX wieku w Związku Radzieckim „Procesem” (2018). Skompilowawszy scenariusz, na początku stycznia ubiegłego roku Łoźnica przystąpił do zdjęć w okolicach Krzywego Rogu (w obwodzie dniepropietrowskim); trwały one do końca marca, a potem zaczął się realizowany w ekspresowym tempie proces postprodukcji. Wszystko po to, aby zdążyć z premierą na festiwal w Cannes. Udało się! Dzięki temu ukraiński twórca mógł zgarnąć kolejną ważną nagrodę – statuetkę za najlepszą reżyserię w prestiżowej sekcji Un Certain Regard. Potem przyszły laury na kolejnych przeglądach – w gruzińskim (adżarskim) Batumi, Delhi i Sewilli; z kolei Ukraińska Akademia Filmowa uznała „Donbas” za najlepszy film 2018 roku, jednocześnie przyznając nagrody za najlepsze reżyserię i scenariusz. Ktoś może być zaskoczony, że praktycznie wszystkie „ordery” przypięto na piersi jednego tylko człowieka – Siergieja Władimirowicza. A dlaczego na przykład nie uhonorowano żadnego z aktorów? To zrozumiałe, jeśli przyjrzymy się strukturze filmu, który nie ma konkretnego bohatera, składa się bowiem z oderwanych od siebie, choć niekiedy powiązanych ciągiem przyczynowo-skutkowym, scen.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Łoźnicy zależało na tym, aby „Donbas”, mimo że inscenizowany, był jak najbliższy dokumentowi. By pokazał Prawdę (sic!). Choć akurat Rosjanie i „Noworosjanie” mogą mieć na ten temat nieco odmienne zdanie. Podobnie jak sam reżyser, oglądający przed paroma laty zamieszczone w sieci opowieści, tak samo widz wpatrujący się uważnie w jego dzieło może mieć pewne wątpliwości, czy wszystko, co pokazano na ekranie, zdarzyło się w rzeczywistości, słowem: czy nie jest to internetowy fake. Ale nawet jeżeli realne historie skażone zostały kłamstwem, pół- czy też postprawdą – to również jest nieodłączną częścią tego konfliktu, elementem walki o „rząd dusz” nad mieszkańcami wschodniej Ukrainy i świadomością opinii publicznej na całym świecie. By dać widzowi do myślenia i jednocześnie zasygnalizować problem, z jakim miał do czynienia – autor filmu wprowadził, spinające całość klamrą, dwie sceny pokazujące, w jaki sposób manipulowano (albo: w jaki sposób można było manipulować) relacjami ze strefy konfliktu, aby wywrzeć pożądany efekt – wzbudzić gniew, nienawiść czy też wywołać wzmożenie patriotyczne.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Głównym elementem spajającym film jest miejsce akcji – niewielki obszar na „terenach okupowanych” wschodniej Ukrainy. Bohaterami natomiast – zwykli ludzie. Przed wybuchem konfliktu zapewne pracowali w fabrykach, sklepach, urzędach, na roli. Żyli obok siebie, kłócąc się bądź przyjaźniąc, pijąc wódkę i zakąszając ogórkiem kiszonym, śpiewając kozackie dumki i radzieckie pieśni. Czując dumę albo frustrację. A potem zaczęła się wojna. Osobiste relacje przestały mieć znaczenie, dużo ważniejsze okazały się sympatie polityczne i pochodzenie etniczne. Jeden sąsiad stawał się „okupantem”, drugi – „banderowcem”. Taką właśnie rzeczywistość pokazuje w swoim filmie Łoźnica. Rzeczywistość postapokaliptyczną, z całkowicie zniszczonymi międzyludzkimi relacjami, których nie da się już odbudować. A przynajmniej nie w kilku kolejnych pokoleniach. Wszystko to obserwujemy przez pryzmat, zdawałoby się, mało istotnych scen, których reżyser nie podrasował ani patetyczną muzyką, ani bohaterskimi obrazkami, jakie znamy z klasycznych filmów wojennych. Każda z nich jednak nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, co wojna czyni z ludźmi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kłótnie, lżenie przeciwników, okrutne samosądy, spekulacje, grabieże, podstępne morderstwa – taka jest codzienność w strefie wojny. Codzienność, której patronuje nowa władza, pozbawiona moralnych zahamowań, unikająca odpowiedzialności za postępującą anarchizację. To oczywiście ukraiński punkt widzenia. Na ile prawdziwy i przekonujący – każdy powinien odpowiedzieć sobie po seansie sam. Ale film Łoźnicy przekazuje też obiektywną prawdę na temat wojny, pokazując zniszczone miasta i wsie, uchodźców ukrywających się w schronie przeciwbombowym, bandyckie nocne napady… Wszystko to tradycyjnie zilustrowane zostało bardzo ascetycznymi zdjęciami rumuńskiego operatora rodem z Mołdawii Olega Mutu („ W sobotę”, „ Kochany Hans, najdroższy Piotr”), który pracuje z Siergiejem Władimirowiczem od 2010 roku. W obsadzie znalazło się również wielu aktorów znanych z wcześniejszych dzieł Ukraińca (a wśród nich Rosjanie), jak Valeriu Andriuţă („ Za wzgórzami”), Boris Kamorzin („ Mnich i demon”, „ Nauczyciel”), Olesia Żurakowska („ Poddubny”), Siergiej Koliesow czy Siergiej Russkin („ Lejtnant Suworow”, „ Domowik”).
Tytuł: Donbas Tytuł oryginalny: Донбас Data premiery: 19 października 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: Francja, Holandia, Niemcy, Rumunia, Ukraina Czas trwania: 122 minuty Gatunek: dramat, wojenny Ekstrakt: 80% |