Opatuliłam się swetrem, gdy od strony wody opatulił mnie chłód. Gwiazdy świeciły i przez chwilę poczułam się prawie romantycznie. Gdyby tak Bartek, najfajniejszy chłopak w liceum, wpadł tu przypadkiem… Pomyślałby pewnie, widząc, jak siedzę tu sama po ciemku, że jestem stuknięta. Nie, lepiej, żeby nie wpadał. – Martyna! – zniecierpliwiłam się. – Jestem, jak chciałaś. Nie baw się ze mną. Chce mi się spać. Woda zafalowała i zaszumiała, gdy dziewczyna wynurzyła się z rozbryzgiem i oparła ramiona na pomoście obok mnie. Oddychała głośno, jak po długim biegu. – Przepraszam, byłam na drugim końcu jeziora, szczupaki wszczęły burdę – powiedziała Martyna. Obrzuciła mnie spojrzeniem i roześmiała się. – No, no, Ted. W życiu bym nie pomyślała, że to ty otrzymałaś pocałunek Welesa! Ryby w jeziorze wszystko mi powiedziały. – Pocałunek kogo? – skrzywiłam się.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Gwiazda Brzózki – ciągnęła dalej Martyna, nabijając się ze mnie w najlepsze. – Jak znalazłaś czas na łapanie demonów między imprezami i rządzeniem się w szkole? – Jak znalazłaś czas, żeby wyjść z domu i się zabić między kuciem na poprawę sprawdzianów z matmy? Martyna nadąsała się. Pająk, który siedział jej na ramieniu, zbiegł po jej ręce i wskoczył z powrotem do jeziora. Fuj. – Ja przynajmniej miałam chłopaka – powiedziała z godnością. – Nie to, co ty. Uch! Cios poniżej pasa. – Nie mam chłopaka, bo w całej Brzózce nie ma ani jednego… – zdenerwowałam się, po czym przypomniałam sobie, że nie przyszłam tu po to, by rozmawiać o moim nieistniejącym życiu uczuciowym. Zmieniłam temat. – Masz chłopaka? Kogo niby? – Misiek Kowalewski. Znasz go, jest od nas cztery lata starszy. Zmarszczyłam brwi. Próbowałam skojarzyć wszystkich Kowalewskich, których było pół wioski, ale w końcu pokręciłam głową. – Od Kowalewskich ze stacji. Jego kuzyn, syn pani Trudzi, chodzi z twoją siostrą do klasy. O proszę. A już zaczynałam ją podejrzewać, że bajdurzy, żeby zagrać mi na nerwach. – Mam mu przekazać jakieś ostatnie słowa? Martyna pokręciła głową i złożyła usta w smutny ciup. – Nie zdążyłam się z nim pożegnać – wyszlochała rzewnie. – Boli mnie, że już go nigdy nie zobaczę. Proszę, Ted, proszę, przyprowadź go tutaj, bym mogła po raz ostatni powiedzieć mu, że go kocham. Spoglądała na mnie wyczekująco, z oczami szklącymi się jak u aktorki w operze mydlanej. Wahałam się. – Po co? Nie zobaczy cię przecież. – Bogowie, co z ciebie za Welesówna? Przyprowadź go tu w czasie pełni, to mnie zobaczy. Przekręciłam głowę. – Welesówna? – No ta, Welesówna. Swoją drogą, wszyscy w okolicy wiedzą, że to ty, Ted. To jest, wszyscy martwi. Chyba jeszcze nigdy nie było tu tak młodej pośredniczki. – Jak to, młodej – zniecierpliwiłam się. – Ja tak mam od urodzenia. Chcesz powiedzieć, że niektórym to się pojawia później? Martyna wyprostowała się i widać było jak dłoni, że wcale mnie nie słuchała. Założyła włosy za uszy, ale te zaraz się wyślizgnęły. Wyciągnęła zabłąkane pasmo wodorostów. – Czy… – zaczęłam znów. – Ktoś tu idzie! Przyprowadź Miśka podczas pełni, pamiętaj. Zniknęła pod wodą. Pochyliłam się nad pomostem, ale jezioro było czarne jak atrament i nie widziałam nawet, w którą stronę odpłynęła. No, miło się gadało. Podniosłam się i zarzuciłam plecak na ramię, na wszelki wypadek wyciągając z kieszeni gaz pieprzowy. Rozejrzałam się po brzegu. Cicho, ciemno. Pomijając jeziorne dźwięki natury, panował spokój. Nie wiem, kogo usłyszała Martyna, ale chyba nie żadne ludzkie stworzenie. Weszłam na ścieżkę, kiedy za moimi plecami rozległ się głos: – Co ty tutaj robisz? Podskoczyłam. Odwróciłam się, mierząc buteleczką spreju w stronę intruza. Ledwie syknęło i gaz zaczął się wydobywać, ktoś unieruchomił moją rękę w górze, więc odruchowo przywaliłam mu drugą pięścią w brzuch. – Urocza z ciebie osóbka – odezwał się głos w ciemności. Kiedy ten ktoś puścił moją rękę, cofnęłam się o krok i dopiero wtedy rozpoznałam ciemny kształt. – Och, pan nauczyciel – mruknęłam. – Oczywiście. – Nie powinnaś się sama włóczyć o tej porze – skarcił mnie, wciąż jeszcze trzymając się za brzuch. Mam młodszego brata i silne ramię. – To niebezpieczne. – Jak pan widzi, potrafię o siebie zadbać. Puścił to mimo uszu. – Parę lat się nie widzimy i już jestem dla ciebie pan? Zmarszczyłam brwi. Parę lat to dość swobodna definicja większości mojego życia. – Widziałem cię tam, na cmentarzu – ciągnął Witek. – Otrzymałaś pocałunek Welesa, prawda? – Co wy wszyscy macie z tym całowaniem – zdenerwowałam się i dodałam z godnością: – Nic sobie nie przypominam, żebym się z kimś całowała w ostatnim czasie. A ty, z łaski swojej, pilnuj swoich spraw. Nie wiem, czy zabrzmiałam choć trochę groźnie. Pewnie nie. Taki poważny facet – bo dla mnie to już nie był ten łobuz od dzieci cioci Asi, tylko jakiś obcy w Brzózce element – miał pewnie wywalone na humory pyskatej nastolatki. – Nie powinnaś odwiedzać demonów po nocach. O tej porze grzeczne dzieci śpią – ironizował. Prychnęłam. – Zawsze mogę porozmawiać z twoimi rodzicami, jeśli nie potrafią cię upilnować. Moja babcia ma numer do cioci Asi. Podeszłam do niego i oparłam mu dłoń na piersi. Złapałam jego koszulę w garść. Wiecie, z uwagi na hiperaktywność, o której wtedy szeptano ze strachem po całej Brzózce, że to AIDS, ADHS, czy jakieś inne, groźnie brzmiące literki, w dzieciństwie rodzice wozili mnie do Dąbek na zajęcia ze sztuk walki. Dopiero po kilku latach udało mi się nauczyć panować nad emocjami i nie bić ludzi, którzy mnie zdenerwowali. Czasem jednak traciłam cierpliwość. Zbliżyłam się tak, by być możliwie najbliżej jego ucha – było to dość trudne, zważywszy, że dzieliło nas dobre dwadzieścia centymetrów wzrostu. Kolejny powód, by się zdenerwować. Nie byłam przecież wcale taka niska. – A wtedy ja poskarżę się im, że zaprosiłeś mnie tutaj na schadzkę – wyszeptałam mu do ucha. – Jak myślisz, jaką aferę będzie w stanie rozpętać właścicielka jedynego w Brzózce salonu kosmetycznego? Co z ciebie za nauczyciel, który szlaja się po nocy z nastolatkami? Odepchnęłam go lekko. – Jesteś tu nowy, zanim więc zaczniesz zmieniać zasady gry, zapoznaj się z nimi. Informowanie kogoś, że jego martwa dziewczyna chce z nim porozmawiać, nie jest najprostszym sposobem, by zaprosić kogoś nad jezioro, z góry więc skreśliłam tą możliwość. Myślałam o całej sprawie dzień czy dwa, nim usiadłam przed komputerem i napisałam do niego na fejsie. Ha, pierwszy raz w życiu miałam zamiar zaprosić chłopaka na randkę i nie był to chłopak, który mi się podobał. A, gdyby tak potraktować to jako trening przed… Ku mojemu zaskoczeniu, w głowie zobaczyłam nie Bartka, a nowego nauczyciela. Wzdrygnęłam się i otrząsnęłam z niesmakiem. – Hej – wystukałam na klawiaturze. – Moja siostra Nika mówi, że pani Trudzia ma małe koty na oddanie? Michał okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Rozmowa popłynęła. Kociąt nie było (na szczęście, bo moja wymówka nie przewidywała nowych członków rodziny), za to całkiem szybko przeszliśmy do niezobowiązujących żartów z ciotek i młodszych sióstr. – Teeed, mam coś dla ciebie. – Nika we własnej osobie wbiegła do mojego pokoju. W ręku trzymała skrawek papieru. Cała promieniała dumą. Oderwałam się od rozmowy z Michałem i spojrzałam na nią podejrzliwie. – Co masz? Z emfazą wręczyła mi papier, na którym widniały jakieś cyferki. – Pan Wituś kazał ci przekazać swój numer. Powiedział, że go potrzebujesz. – Jaki znów pan Wituś? – zawołała mama z kuchni. Po chwili pojawiła się w drzwiach mojego pokoju i spojrzała na mnie podejrzliwie. – Co to za pan Wituś? Wnuczek Leonki? Gdy Nika z zachwytem opowiadała o cudownym nowym nauczycielu, Oskar, mój młodszy brat, wrzasnął ze swojego pokoju: – Zabujał się w Ted! – W Tosi – poprawiła go mama automatycznie. |