Oto i on! „Wiedźmin” w kreacji Henry’ego Cavilla, w produkcji Netfliksa, od wczoraj dostępny na platformie. Postanowiliśmy sobie dawkować zabawę, oto więc na razie recenzja pierwszego odcinka.  |  | ‹Wiedźmin›
|
Pamiętacie Renfri z polskiego serialu o „Wiedźminie”? Nie? Jakoś mnie to nie dziwi, sam ją ledwo pamiętam. Ale była, grała ją Kinga Ilgner. W filmie jakoś totalnie drugoplanowo, w serialu dłużej, ale już w końcowych odcinkach, do których dotrwali tylko najtwardsi widzowie. I jakoś cudownie udało się zgubić wieloznaczność tej postaci, czyniąc z Renfri po prostu bezwzględną morderczynię, dzięki czemu udało się spieprzyć wymowę jednego z najlepszych wiedźmińskich opowiadań. Dla mnie zawsze był to symbol katastrofy filmowo-telewizyjnego „Wiedźmina”. Bo jeśli udało się schrzanić nawet takiego samograja jak „Mniejsze zło”, to nie było żadnej nadziei. A właśnie „Mniejsze zło” pojawia się od razu w pierwszym odcinku Netflixowego „Witchera”. Na początek więc świetna wiadomość – wbrew różnym obawom twórcy naprawdę mają zamiar oprzeć się na treści opowiadań Sapkowskiego. Historia Renfri poprowadzona jest poprawnie i w zasadzie w zgodzie z literackim pierwowzorem, świetnie odnajduje się w roli śliczna Brytyjka Emma Appleton. Czy ta opowieść jest zrozumiała dla zachodniego widza? Sądzę, że tak, choć trudno to ocenić z perspektywy osoby, która literackie „Mniejsze zło” zna na pamięć. Może szkoda, że twórcy nie zdecydowali się oprzeć odcinka tylko i wyłącznie na tym opowiadaniu? Bowiem historia Renfri i Stegobora to tylko jeden z wątków pierwszej części serialowego „Wiedźmina”. Równolegle oglądamy to, co obecnie dzieje się z Cintrze. Tym razem nie spodziewajmy się dokładnego przeniesienia treści „Kwestii ceny” na ekran (nie żartujmy, Geralt nie opanował umiejętności bilokacji), akcja toczy się lata później, Ciri jest już nastolatką (starsza więc niż w opowiadaniach), a oglądamy dramatyczne dzieje konfliktu Cintry z Nilfgaardem (czyli to, o czym w książkach dowiadujemy się jedynie z opowieści). Ale to chyba całkiem niezła decyzja – zaznaczona zostaje tu więź między Cirillą i wiedźminem, jej istota pozostaje na razie dla widza tajemnicą, budzi ciekawość, a wrzucenie na początek serialu krwawej wojny nadaje mu epickiego oddechu. Nie oszukujmy się, to nie jest kinowa superprodukcja fantasy, widać tu ograniczenia budżetowe, uczta nie jest tak wystawna, jak by mogła być, rozmach bitwy ogranicza się do kilku scen. Ale też chyba nikt nie oczekiwał więcej po telewizyjnym serialu. Ważne, że nie ma tu tak właściwego dla naszej produkcji wrażenia prowizorki, że scenerie są dobrze dobrane, kostiumy ładne i adekwatne do opowieści, a efekty CGI, choć widoczne, to jakoś nie irytujące (zwłaszcza gdy się pomyśli, że w warstwie wizualnej to gra wideo była tu inspiracją). A Geralt? Wygląda dobrze, nawet bardzo dobrze, gra… oszczędnie. Nie, nie jakoś źle, jest odpowiednio mroczny i zdystansowany, potrafi pokazać gniew i wściekłość, na inne emocje przyjdzie jeszcze czas. W końcu w pierwszym opowiadaniu Geralt też nie był targany romantycznymi uniesieniami, był po prostu rzemieślnikiem rzetelnie wykonującym swoją pracę. Reszta ekipy aktorskiej, choć nie ma w niej specjalnie znanych nazwisk, też plamy nie daje, choć na nominacje do Emmy pewnie nikt tu liczyć nie może. Czego mi za to zabrakło, to tak właściwego dla opowiadań Sapkowskiego humoru. Może i ma to uzasadnienie, „Mniejsze zło” i rzeź Cintry nie należą do specjalnie zabawnych historii, ale czasem dramat warto rozświetlić jakimś dobrym one-linerem. Ale myślę, że przyjdzie na to czas. Na razie jest nieźle, naprawdę nieźle. A powinno być jeszcze lepiej. A Yennefer i Jaskier? Cóż, w opowiadaniach też pojawiali się późno, chwilę jeszcze na nich zaczekamy.
Tytuł: Wiedźmin Tytuł oryginalny: The Witcher Data premiery: 20 grudnia 2019 Rok produkcji: 2019 Kraj produkcji: Polska, USA Liczba odcinków: 8 Czas trwania odcinka: ok. 60 min Gatunek: fantasy Ekstrakt: 70% |