Egmont kontynuuje wydawanie zbiorczych tomów „Ultimate Spider-Man”. Doszliśmy już do szóstego. Tyle tylko, że chyba najsłabszego z dotychczasowych.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przez lata zdążyliśmy się już przyzwyczaić do zmian, jakie odróżniają dobrze nam znane życie Spider-Man od tego ze świata Ultimate. Czasem są to rzeczy czysto kosmetyczne (ciocia May buszująca w internecie), a kiedy indziej bardziej znaczące (Venom okazał się nie symbiotem z kosmosu, a efektem działań laboratoryjnych ojca Petera Parkera). Nieco inaczej wyglądają także relacje naszego bohatera z Mary Jane i Gwen Stacy. Scenarzysta serii Brian Michael Bendis kontynuuje mieszanie i tym razem nie zawsze wychodzi to opowieściom na dobre. Tom szósty to tak po prawdzie jedna dłuższa historia, zajmująca pięć pierwszych zeszytów i wypełniacze. I od niej właśnie zaczniemy, bo prezentuje najwyższą jakość. Spotykamy tu Carnage′a, który oczywiście nie jest synem Venoma, czego należało się spodziewać. Co ciekawsze, nie łączy się również z psychopatycznym mordercą Cletusem Kasady′em. A to nieco uszczupla charakter tej postaci. Mimo to rysownik Mark Bagley nie zmieniał zbytnio wyglądu potwora. Najprawdopodobniej dlatego, że był z niego całkiem zadowolony, to w końcu jego dziecko. Sama opowieść jest bardzo wciągająca, będąc wyjątkowo mroczną, jak na ten tytuł. Mam jednak poważne zastrzeżenie, że za szybko się kończy. Potyczka z tak groźnym przeciwnikiem nie powinna sprowadzać się do kilku stron retrospekcji. A może Bendisowi spieszyło się do ukazania załamania się Parkera, po stracie kolejnej bliskiej mu osoby, czyli takiego swoistego odpowiednika kultowego zeszytu „Amazing Spider-Man: Nigdy więcej Spider-Mana”. W tym miejscu scenarzysta zalicza drugi zgrzyt, ponieważ po pełnym refleksji zeszycie prezentuje dwa rozdziały praktycznie humorystyczne, w których Pająk zamienia się ciałami z Wolverine′am. Może lepiej było z tym poczekać jeszcze chwilę, bo wyszedł niepotrzebny konflikt klimatów. Ponadto, choć przygoda z X-Menem miała kilka zabawnych momentów, jak ten, kiedy Peter nieumiejętnie posługując się szponami, odcina sobie palec (a teraz pytanie dla geeków – czy Wolverine mógł amputować kość z adamantium i czy jak mu odrosła to zwykła, czy wzmacniana?), to jednak mam wrażenie, że Bendis nie miał na nią do końca pomysłu. A głupkowata wstawka na początku, w której tłumaczy się, że zmuszono go do napisania tego scenariusza, wcale go nie tłumaczy. Pozostałe zeszyty to już ewidentny spadek formy. Zwłaszcza ckliwe i mało prawdopodobne wydarzenia związane z pojawieniem się w szkole Parkera Człowieka Pochodni. Do tej pory scenarzyście udawało się zgrabnie balansować między naiwnością skierowaną do młodszego czytelnika, a smaczkami, które zadowolą starszego. Tym razem szala niebezpiecznie przechyliła się w stronę infantylności. Biorąc pod uwagę, że szósty tom „Ultimate Spider-Man” to zeszyty oryginalnej serii od 60 do 71, być może jej twórcy już się nieco zmęczyli. Z drugiej strony, będący mniej więcej w podobnym okresie „Invincible”, cały czas zwyżkował. Jakkolwiek by nie było, tym razem mamy do czynienia z pozycją nierówną i przeznaczoną dla najwierniejszych fanów Pająka.
Tytuł: Ultimate Spider-Man #6 Data wydania: 11 marca 2020 ISBN: 9788328197817 Format: 300s. 170x260mm Cena: 99,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 60% |