Kto by pomyślał, że walające się po świecie ludzkie kości można wykorzystać w tak pożyteczny sposób… Dzisiaj sięgnę raz jeszcze do opisywanej w zeszłym odcinku indyjskiej „Kaashmory”. Tym razem proponuję rzut oka na ekipę wykonującą jedną z dwóch czy trzech wciśniętych w fabułę piosenek. Ta konkretna ma dość mroczną, nietuzinkową aranżację, z grupą tancerzy wymalowanych na biało i wyposażonych w przesadnych rozmiarów rogi wystające… no cóż, chyba z włóczkowych czapek. Jednak tym, co najbardziej rzuca się w oczy, są trzymane przez tancerzy gitary. Z korpusem wykonanym z ludzkiej klatki piersiowej, z gryfem złożonym z szeregu kości. Oczywiście, nie ma co się łudzić, że cokolwiek w tych gitarach jest prawdziwe. Wszystkie ich elementy tchną plastikiem, nie sposób też dopatrzeć się strun. Nadal jednak robią wrażenie, zwłaszcza gdy widzi się takich gitar kilkanaście, i to trzymanych przez grupę demonicznych muzyków. Zdaję sobie sprawę, że to swego rodzaju jeleń na rykowisku (znaczy się potworny kicz), ale czy występ takiej grupy – ale już z prawdziwymi gitarami (no dobrze, może nie na prawdziwych kościach) – nie wyglądałby atrakcyjnie na scenie, podczas koncertu…? |