Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz trzeci francuska formacja progresywno-jazzrockowa Zao.  |  | ‹Shekina›
|
Przyglądając się karierze artystycznej węgierskiego saksofonisty Józsefa vel Jeffa Seffera, można odnieść wrażenie, że był trochę niespokojnym duchem, któremu trudno było zagrzać miejsca na dłużej. Umościwszy się w składzie Magmy, mógłby zapewne przez długie lata występować u boku Christiana Vandera, ciesząc się sławą i uznaniem. Ale nie! Namówiony przez francuskiego klawiszowca Françoisa Cahena, opuścił zespół i wraz z nim powołał do życia Zao (dodajmy jeszcze, że dla niego też w 1973 roku ostatecznie zrezygnował z liderowania freejazzowemu kolektywowi Perception). Po nagraniu pod tym szyldem dwóch albumów – „ Z=7L” (1973) oraz „ Osiris” (1974) – postanowił rozkręcić kolejny projekt. Tym sposobem narodziła się formacja Speed Limit, która zadebiutowała longplayem zatytułowanym – tu muzycy szczególnie się nie wysilili – po prostu „ Speed Limit” (1974). Fani mogli poczuć się nieco zaniepokojeni. I zadać sobie pytanie: A co jeśli powołanie do życia Speed Limit będzie wiązało się z przedwczesną śmiercią Zao? Na szczęście tak się jednak nie stało. Parę miesięcy po premierze albumu grupy utworzonej do spółki z pianistą Jean-Louisem Bucchim, „Yochk’o” (czyli Seffer) i „Faton” (to jest Cahen) zabrali się do pracy nad kontynuacją – w sensie symbolicznym, nie dosłownym (choć tu pewnie można by się spierać) – „ Osirisa”. Zapału mieli tym więcej, że chwilę wcześniej udało im się podpisać z prawdziwego zdarzenia kontrakt płytowy. I to nie z byle kim, bo z amerykańską (mającą siedzibę w Nowym Jorku) wytwórnią RCA Victor, która miała też oczywiście swoją paryską filię. Umowa opiewała na trzy płyty studyjne i muzycy Zao się z niej wywiązali, nagrywając kolejno: „Shekina” (1975), „Kawana” (1976) oraz „Typhareth” (1977). Tym razem nie zabrakło istotnych zmian. Przede wszystkim gdy w lipcu 1975 roku zespół zameldował się w paryskim Studios I.P., aby zarejestrować nowy materiał, w jego składzie nie było już basisty Joëla Dugrenota, który dał się przekonać pianiście Cyrille’owi Verdeaux i przeszedł do kierowanej przez niego progresywnej grupy Clearlight („Forewer Blowing Bubbles”, 1975; „Delired Cameleon Family”, 1975; „Les Contes du Singe Fou”, 1977). Jego miejsce zajął natomiast stojący dopiero u progu kariery Gérard Prévost. Ale nie zabrakło też gości: znanego już z „Osirisa” perkusjonalisty Pierre’a Guignona (ukrywającego się pod pseudonimem „Ty Boum”) oraz żeńskiego kwartetu smyczkowego Quatuor Margand, którzy tworzyły specjalizujące się przede wszystkim w muzyce klasycznej skrzypaczki Michèle Margand i Marie-Françoise Viaud, altowiolinistka Françoise Douchet oraz wiolonczelistka – bez wątpliwości, cytując Skaldów, prześliczna – Claudine Lasserre. Zaproszenie do współpracy wspomnianych pań miało ogromny wpływ na zawartość albumu i jednocześnie było kolejnym elementem upodabniającym w tamtym czasie Zao do Magmy, która również czerpała pełnymi garściami inspiracje nie tylko z free jazzu, ale i z klasycznej muzyki współczesnej (dowody tego Christian Vander daje do dzisiaj, vide ubiegłoroczny krążek „ Zëss”). Wyjaśnienia wymaga jeszcze tytuł płyty, który jest, jak rzadko kiedy, znaczący. Będąca mieszanką słów hebrajskiego i jidysz „szechina” to judaistyczny termin określający immanencję, czyli niecielesną obecność Boga w świecie – zawsze i wszędzie. Być może Seffer i Cahen doszli do wniosku, że przejawem tej obecności jest również ich muzyka. I wcale nie odbieram tego jako przejaw zarozumiałości, wręcz przeciwnie – tak mogła przecież objawić się ich pokora. A tytuł albumu był – być może – formą podziękowania Bogu za natchnienie (i przy okazji za nowy kontrakt).  | |
Na krążek trafiło sześć utworów: cztery wyszły spod ręki „Yochk’o”, „Faton” tym razem dorzucił zaledwie dwie („Joyl” i „Zita”). Tradycyjnie jednak obaj kompozytorzy idealnie się dopełnili, tworząc – po raz kolejny zresztą – zwarty stylistycznie (choć mimo wszystko znacznie wykraczający poza granice progresywnego jazz-rocka i awangardy) album koncepcyjny. Promowali go później serią udanych występów: między innymi w prestiżowej sali paryskiej Olympii (16 grudnia 1975 roku) oraz podczas tournée po – uwaga! uwaga! – Kamerunie (w lutym następnego roku). Przejdźmy jednak do zawartości trzeciego studyjnego materiału Zao. Longplay „Shekina” otwiera numer zatytułowany „Joyl” – i jest to bardzo mocne wejście. Jakby muzycy chcieli już w pierwszych sekundach zaakcentować: żyjemy! pogłoski o naszej śmierci były przedwczesne i przesadzone, bo mamy się świetnie. Kapitalnie wypadają zwłaszcza duety saksofonu i syntezatorów, porywająco brzmi jazzowa improwizacja fortepianu elektrycznego, a smaku dodają pojawiające się w tle, idealnie wkomponowane w całość, smyczki.  | |
Jeżeli ktoś obawiał się, co może wiązać się z obecnością w studiu nagraniowym kwartetu smyczkowego, właśnie otrzymał konkretną odpowiedź: wiele dobrego! Bardzo ważną rolę Quatuor Margand odgrywa także w „Yen-Lang”, będąc zarazem, na tle klarnetu, istotnym elementem introdukcji, jak i wieńcząc całą tę rozbudowaną kompozycję. A co można usłyszeć pomiędzy? Psychodeliczny, choć stonowany, trans, „zasysający” jak najlepszy film, po którym nie znać upływu czasu. W zamykającym stronę A „Zohar” robi się klasycznie jazzrockowo. Pierwsze dwie minuty to dynamiczne fusion, po którym następuje jednak wyciszenie i wyraźny ukłon w stronę wielbicieli muzyki klasycznej. Z długiej sekwencji smyczków z czasem wyrasta pulsujący rytm (Gérarda Prévosta i Jean-My Truonga wspomaga tu jeszcze Pierre Guignon), który następnie przeradza się w awangardowe poszukiwania François Cahena na fortepianie elektrycznym. Ostatnie minuty, dzięki idealnej koherencji zespołu jazzowo-rockowego z klasycznym kwartetem smyczkowym, dosłownie zwalają z nóg swoją mocą. Stronę B otwiera ponad ośmiominutowy „Metatron”: zrazu patetyczny (za sprawą duetu wokalno-saksofonowego), z czasem coraz bardziej nastrojowy (dzięki smyczkom), wreszcie – szaleńczo rozimprowizowany (na co wpływ mają z kolei przekomarzający się Seffer i Cahen). Wisienką na torcie okazuje się jednak partia grających unisono dęciaków, które wspiera jeszcze delikatna wokaliza „Yochk’o”. Po takiej dawce emocji niezbędna jest chwila oddechu; w tym konkretnym przypadku: grubo ponad cztery minuty. „Zita” – z wyeksponowanymi smyczkami i wspierającymi je fortepianem elektrycznym i gitarą basową – bardziej przynależy do świata modern creative, aniżeli jazzu czy rocka. Ale to akurat należy traktować jako atut tej kompozycji, będącej niezwykle klimatycznym przerywnikiem pomiędzy dwoma energetycznymi utworami. W wieńczącym całe wydawnictwo „Bakusie” kwartet stara się bowiem zadowolić zwłaszcza wielbicieli free jazzu i rockowych improwizacji. Fani Zeuhla, rozpieszczeni za sprawą wczesnych albumów Magmy i debiutanckiego krążka Zao („ Z=7L”), mogli poczuć się nieco zawiedzeni „ Osirisem”, czyli drugim longplayem formacji Seffera i Cahena. Jeśli tak rzeczywiście było, „Shekina” przywracała wcześniejszy stan rzeczy. To znów był porywający i intrygujący, zmuszający do zastanowienia i skłaniający do religijnych kontemplacji jazz-rock! Skład: François Cahen „Faton” – fortepian elektryczny, fortepian, organy, syntezatory, muzyka (1,5) Jeff Seffer „Yochk’o” – saksofony, klarnety, śpiew, muzyka (2-4,6) Gérard Prévost – gitara basowa Jean-My Truong – perkusja
gościnnie: Pierre Guignon „Ty Boum” – instrumenty perkusyjne
oraz kwartet smyczkowy QUATUOR MARGAND: Michèle Margand – skrzypce Marie-Françoise Viaud – skrzypce Françoise Douchet – altówka Claudine Lasserre – wiolonczela
Tytuł: Shekina Wykonawca / Kompozytor: ZaoData wydania: 1975 Nośnik: Winyl Czas trwania: 41:05 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Joyl: 03:52 2) Yen-Lang: 08:07 3) Zohar: 10:54 4) Metatron: 08:15 5) Zita: 04:34 6) Bakus: 05:12 Ekstrakt: 80% |