Wypełnia się jedna z białych plam polskiego rynku komiksowego. Amber wystartował z pierwszym tomem kultowej sagi fantasy „ElfQuest”. Najdłużej ukazującej się niezależnej serii w tym gatunku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Autorami „ElfQuest” jest małżeństwo Wendy i Richard Pini. Od początku ich związek spajała miłość do komiksów. Wendy od wczesnej młodości zdradzała talent do rysowania i nawet stworzyła szkic pierwszych przygód elfów, który przybrał następnie formę sagi. Wraz z mężem dopracowali scenariusz i postanowili podzielić się dziełem ze światem. Pierwszy album serii ukazał się w 1978 roku w niezależnym periodyku „Fantasy Quarterly”. Niestety ten chwilę później upadł i aby zrealizować projekt do końca, państwo Pini powołali własne wydawnictwo WaRP Graphics. „ElfQuest” spodobał się czytelnikom i bardzo szybko zdobył sporą popularność. W efekcie nie skończyło się na pierwotnie planowanych 20 zeszytach. Zaprezentowany przez Wendy i Richarda świat zaczął się rozrastać, pojawiły się kontynuacje i liczne odpryskowe tytuły. Komiks firmowały największe marki amerykańskiego rynku – Marvel, DC i Dark Horse. Amber swoje publikacje opiera na licencji tego ostatniego, aczkolwiek podszedł do sprawy ostrożnie. Amerykanie otrzymują bowiem obszerne księgi, na które składa się po dwadzieścia i więcej albumów. My na razie dostajemy cztery. I bardzo dobrze, bo jest szansa, że komiks trafi do większego grona odbiorców, a nie tylko zapaleńców, których stać by było na zaporową cenę. Trzeba przy tym zaznaczyć, że sama edycja tomu jest bardzo elegancka – posiada twardą okładkę i kredowy papier. Zgodnie z pierwotnym zamysłem jest też czarno-biała. Choć w zasadzie to w niczym nie przeszkadza cieszyć się z lektury, to jednak, kiedy zerkam na późniejsze reprinty w kolorze, trochę żałuję, że ich nie otrzymaliśmy. Świat ElfQuest jest bowiem stworzony do tego, by prezentować go w takiej formie. Początek sagi nie zapowiada, że mamy do czynienia z pozycją o kultowym statusie. Znajdujemy się na planecie zamieszkałej przez elfy i ludzi, którzy wzajemnie się nienawidzą. Trzeba przy tym zaznaczyć, że te pierwsze nie przypominają smukłych, majestatycznych panów lasu, jak u Tolkiena. Są niewielkiego wzrostu, dosiadają wilków i zachowują się jak banda Robin Hooda, która za bardzo zasiedziała się w lesie. Nie lepiej wyglądają ludzie, którzy mentalnie tkwią z epoce paleolitu. Elfami rządzi młody i zapalczywy Siekacz. Jak się okazuje, wkrótce będzie musiał dorosnąć i podejmować poważne decyzje. Jego plemię musi bowiem opuścić dotychczas przyjazne im ostępy leśne i wyruszyć w podróż, która zmieni jego postrzeganie świata. Przyznam, że po przeczytaniu pierwszego rozdziału poważnie zacząłem zastanawiać się o co ten cały szum. Nie wypada on bowiem ani wybitnie oryginalnie, ani spektakularnie. Owszem, elfy są sympatyczne, a Siekacz posiada charyzmę, ale nie poczułem się rzucony na kolana. Na szczęście z każdym kolejnym zeszytem wchodzącym w skład albumu, opowieść zaczynała mnie coraz bardziej wciągać, tak, że pod koniec żałowałem, iż na publikację kolejnego tomu trzeba czekać do października. Państwo Pini nie odsłonili bowiem od razu wszystkich kart (a asy wciąż tkwią w rękawie), ale zamierzają robić to powoli, by niczym z kafelków układać mozaikę świata ElfQuest. Do tego dochodzą nieco naiwne, ale na swój sposób urocze wątki miłosne, zaś sami bohaterowie stają się coraz bardziej wielobarwni. Podobne zastrzeżenia, co do rozwoju fabuły, można mieć do kreski Wendy Pini. Z początku nieco irytowała swoją prostotą, skupiając się na głównych postaciach, a po macoszemu traktując tło. Jednak z biegiem czasu zaczęła doskonalić swój warsztat. Jej styl zyskał na wyrazie, zaś same kadry stały się bardziej efektowne. O „ElfQuest” wielokrotnie słyszałem wcześniej, ale nigdy nie zetknąłem się z żadnym zagranicznym wydaniem. Dlatego z początku strasznie podekscytowałem się faktem, że Amber będzie miał ten tytuł w swojej ofercie. Niestety po pierwszych przeczytanych stronach mój entuzjazm nieco przygasł. Przyszło mi do głowy, że może w 1978 roku to robiło wrażenie, ale teraz stanowi tylko sentymentalną ramotkę. Na szczęście był to jedynie falstart, ponieważ historia zaczęła się rozkręcać i ewoluować w bardzo interesującym kierunku. Piszę o tym, by uprzedzić malkontentów, którzy za szybko zraziliby się do tego tytułu. Na razie to dopiero początki, ale podskórnie czuję, że wszystko się jeszcze rozkręci.
Tytuł: Elf Quest #1 Data wydania: 20 sierpnia 2020 ISBN: 9788324172245 Format: 120s. 205x295 mm Cena: 49,80 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 70% |