Wiadomo, że wojsko nie jest wymarzonym miejscem dla prawdziwego indywidualisty. Łatwo można było więc przewidzieć, że wcielenie do armii tytułowego bohatera „Przygód Koziołka Matołka” dobrze się nie skończy. I rzeczywiście w końcu zostaje on doprowadzony do łez…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O ile bowiem z koniecznością zgolenia brody Koziołek Matołek jeszcze jakoś się pogodzi (przynajmniej do momentu, gdy nie zobaczy swego odbicia w wodzie), o tyle później z każdą chwilą jest tylko gorzej. Cóż z tego, że ustawia jak należy w szeregu, kiedy na komendę „w tył zwrot” stoi jak wmurowany (nie jest bowiem zainteresowany widokiem za plecami!), a rozkaz „padnij” ignoruje ze wstrętu przed mokrym błotem. Mogłoby się więc wydawać, że w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem jest odebranie krnąbrnemu bohaterowi karabinu (nie daj Boże jeszcze by kogoś niechcący postrzelił) i wykorzystanie go do ciągnięcia wielkiego bębna. Tymczasem na załączonym kadrze widzimy, że przynosi to efekty odwrotne od zamierzonych. Przyczyną cierpienia Koziołka Matołka nie jest jednak wysiłek fizyczny, bo z pewnością dałby sobie radę nawet z większym ciężarem. Otóż już dźwięk pierwszego uderzenia wywołuje przerażenie tego nietypowego żołnierza. W tym momencie nie może on powstrzymać łez, gdyż zdaje sobie sprawę, że instrument został wykonany z koziej skóry! No cóż, w efekcie tego zajścia nawet wojskowi nie mają wątpliwości, że armia to nie miejsce dla poszukiwacza Pacanowa. |