powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CCVII)
czerwiec 2021

Kości dla trupokupca
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Opowiesz mi kiedyś, jak ten świat wygląda i kim są bohaterowie? – spytałem. Miałem dobry dzień.
Uśmiechnęła się figlarnie. Brakowało jej górnej jedynki.
Nie sądziłem, że musi płacić topielicy. Bo za co?
– Pani ma doskonałą wizję świata – zapewniła.
– Och, nie wątpię.
– Nie chcę ci spojlerować. Musisz poczekać, aż skończę. Na pewno docenisz jej kreacje. Nauczyła się od ciebie wielu rzeczy. I wiesz co? Podoba jej się steampunk.
– Czemu mi to mówisz?
– Zawsze o to pytasz, jeśli już się cokolwiek odezwiesz. – Pokręciła głową. – Kiedyś trochę pisałeś. Robiłeś erpegi. Wiesz, co to?
Położyłem kości na brzegu i usiadłem z Marleną. Chyba nie wiedziałem.
– Zazwyczaj mało mówię?
– Zazwyczaj jesteś chujem. – Podniosła głowę. – Może to ta burza, jak myślisz? Coś wisi w powietrzu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Patrzyliśmy na nieruchomą wodę, wdychaliśmy zapach gęstego życia z przybrzeżnych szuwarów. Ociężałe chmury nadchodziły, zmagając się z rozpaloną bielą. Przenikające wszystko napięcie męczyło i nie mogłem usiedzieć w ciszy.
– Stare bogi rzadko mają śniączki. Potrzebują karmicieli.
– Ona nie jest taka głodna jak reszta, prawda? Widzisz, czego chce. Jest inna.
Marlenka zanuciła:
Raz i dwa, raz i dwa
dziewczynka wojenka na imię ma
trzy i cztery, trzy i cztery
dziwne ona ma maniery
pięć i sześć, pięć i sześć
wcale lodów nie chce jeść
siedem osiem, siedem osiem
wciąż o kości tylko prosi
dziewięć dziesięć, dziewięć dziesięć
kto z was kości jej przyniesie?
– Chyba nie śpi, co? – spytałem, gdy zamilkła. – Obudziłem ją przez jakieś ścierwa pod Micorami.
– Wyjdzie za chwilę.
To mogło znaczyć wszystko.
Po jeziorze pływały dwie wiekowe kaczki, tak stare, że nic i nikt nie chciało ich zjeść, nawet mimo że nie były chorowizną.
– Hej, Seba… – Marlenka położyła zimną dłoń na mojej. – Widzisz mnie? No wiesz, tak jak ty to…
Popatrzyłem na nią przez szkła.
– Nieświadomość jest fajna – odparłem. – Patrzę w lustro i nie wiem, kim jestem.
Wydęła usta i obdarzyła mnie szczerbatym uśmiechem.
– Trupokupcem naszej Pani.
Nad nami zaczynało powoli kotłować się szare piekło.
– Ludzie narzekają, że bierzesz za duży procent – stwierdziła. – Czytałeś „Kupca weneckiego”?
– Nie mam pojęcia. Przecież nie śpię na ich kościach. Prowadzimy turystykę. Ludzie dobrze goszczą przyjezdnych, dobrze płacą Pani, to mają dobre życie.
– Chyba ludzie woleliby po prostu być karmieni przez Panią i tak żyć. Tak żyje wiele miejsc.
– Takich, które nie są turystyczne – wyjaśniłem cierpliwie. – Ludzie będą tu przyjeżdżać. Nic im nie damy, to będą tylko kłopoty. Dużo ryzykują, podróżując.
Marlenka zamaszyście postawiła kropkę.
– Nie możesz dbać bardziej o obcych niż swoich.
– Moja jest Pani, Marlenko. Nie znam tych ludzi. Nie pamiętam ich imion. Twojego pewnie też najczęściej nie pamiętam…
Powierzchnia jeziora wzdęła się, jakby rozpychała ją łódź podwodna albo grzbiet narwala. Z szuwar wokół jeziora podniosła się skłębiona mgła. Topielica kryła się przed niepożądanymi spojrzeniami. Jej widok mógłby uszkodzić petentów.
Nam ukazała się bezwstydnie i szczerze.
• • •
Leżałem z Szarą w łóżku. Mebel wydawał mi się wielkim przedmiotem o niepojętej naturze. Tutaj Szara się ze mną kochała, a ja ją rżnąłem.
Kiedy mi się znudziło, po prostu przestawałem.
Ona długo oczekiwała, że „dojdę”, ale udawałem, że nie wiem dokąd. Wolałem nawet nie myśleć o tym, co mogłoby się ze mnie wydostać. Potem był okres, że Szara po seksie płakała, ale teraz zdarzało się to coraz rzadziej.
Za oknem pioruny waliły w jezioro, grzmoty dudniły o szyby. Biel i czerń, biel i czerń, Szara i nic, moje ręce i nic.
Zapytała:
– Myślisz, że kiedyś coś poczujesz?
– Czuję różne rzeczy.
Dotknęła mojej twarzy. Opuszkami palców błądziła po łukach brwiowych, kościach policzkowych i linii szczęk.
– A myślisz, że… mógłbyś poprosić ją, żebyś czuł znowu też te ludzkie rzeczy? Takie jak ja? Może za odpowiednią opłatą…
Podniosłem się gwałtownie na łokcie. Światło kaleczyło ciemność jak szalone, rwało ją na kawałki, a najlepsze było to, że mimo wszelkich wysiłków pozostawało wobec niej bezsilne.
– Uświadomiłaś mi coś – mruknąłem.
– Co?
Pomyślałem o kapliczce. O szczekających lisach. O szczerbie w uśmiechu Marlenki.
– Mam dużo kości.
Od autorki:
Opowiadanie z uniwersum „Trupokupców”. Bohaterowie powieści odwiedzają miejsce, w którym toczy się akcja opowiadania, i spotykają Sebę, Szarą oraz Panią.
Sądzę, że zagłada tego, co znamy, jest nieunikniona, więc opisuję ją wciąż od nowa i na różne sposoby, wynajdując człowiekowi kolejne role, formy i znaczenia.

Wykorzystane utwory:
„Nim wstanie dzień”, Krzysztof Komeda, Agnieszka Osiecka
„Wojenka”, Lao Che (zmodyfikowana wyliczanka Danuty Wawiłow „Dziwny pies”)
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.