„Skok w nieznane”, część druga opowieści o wojennych losach pana Jana, jest tak zajmująca, że czytelnik dziwi się, że chłopcy słuchający weterana po wysłuchaniu tej części historii nadal mają ochotę słuchać dalej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak pamiętamy, pan Jan, wojenny weteran opowiadający dwoją historię trzem kilkunastoletnim chłopcom w małym fikcyjnym miasteczku Czarkowo, zakończył swą opowieść w poprzednim zeszycie cyklu „Dziesięciu z Wielkiej Ziemi” tym, jak to po różnych wojennych perypetiach, walkach w polskim wrześniu 1939, pracy w sowieckiej kopalni, trafił ostatecznie do formującej się w Sielcach polskiej dywizji, mającej dołączyć do walk u boku Armii Czerwonej. Panu Janowi nie dane będzie jednak wciąć udziału w pierwszym boju jednostki – bitwie pod Lenino 12 października 1943 roku (niewykluczone, że to dla niego zrządzenie losu, zważywszy na to, jak krwawy był to bój i jak duże straty poniosła polska dywizja). Dla naszego bohatera centrala ma inne zadanie. Ze względu na znajomość języka niemieckiego, obycie z techniką radiową i dobre wyszkolenie wojskowe zostaje skierowany do specjalnej jednostki dywersyjnej, która za kilka miesięcy ma zostać przerzucona za front i działać na tyłach wroga, siejąc chaos i zniszczenie. Wraz z panem Janem trenuje dziewięciu innych kolegów, centrala, z którą mają się komunikować otrzymuje nazwę „Wielka Ziemia” – i tak, tak jest, wiecie już skąd wziął się tytuł cyklu. Druga część serii nie zmienia specjalnie niezbyt pozytywnej opinii o niej. Prawdę mówiąc, w tym zeszycie dzieje się jeszcze mniej niż w poprzednim. Właściwie cały scenariusz obejmuje ćwiczenia i przygotowania jednostki do walki na obszarze nieprzyjaciela. Gdybyż to było chociaż tak interesujące i dramatyczne ćwiczenia, jak w przypadku oddziału straceńców z „Parszywej dwunastki”! Nie, chociaż mamy tu pozorowane akcje bojowe i skakanie z pędzącego pociągu, to jednak dramaturgii w tym za grosz. Co więcej, choć mamy bohatera zbiorowego, o kolegach pana Jana w gruncie rzeczy nie dowiadujemy się prawie nic. Władysław Krupka chyba też się trochę rozpędza, każąc swym żołnierzom uczyć się judo i karate. Z judo ok, w Europie pojawiło się jeszcze w latach 30., teoretycznie mogło być używane przez żołnierzy oddziałów specjalnych, nieco gorzej jednak z karate – ta sztuka walki z Okinawy pojawiła się w ZSRR dopiero w latach 60. i raczej mało prawdopodobne, by była uczona w latach 40. Cała ta monotonia komiksu przerywana jest przez rozmowy chłopców z panem kustoszem, ale, na miły Bóg, lepiej by tego nie było. Dialogi dzielą się bowiem na w zamyśle zabawne niezrozumienia, nie najlepiej świadczące o inteligencji chłopców (gdy słysząc, że żołnierzy „wzięto do galopu”, pytają czy kazano im się uczyć konnej jazdy) oraz na ładowane do komiksu z finezją PRL-owskiego propagandzisty wygłaszane przez bohaterów teksty edukacyjne na temat historii, pisane w stylu najbardziej topornych socjalistycznych podręczników. Po stronie plusów, o dziwo, poligrafia. Tym razem na dużo lepszym poziomie niż w pierwszym zeszycie, obrazki daje się oglądać bez bólu zębów. Komiks nadal jednak choruje na przeładowanie tekstem, przysłaniającym grafiki i zapewne jest to też jeden z powodów, dla których praktycznie żaden rysunek jakoś na dłużej nie zapada w pamięć. Tak czy inaczej, pan Jan zostaje mianowany dowódcą grupy, żołnierze ładują się do samolotu i wyskakują nad Niemcami. A my mamy nadzieję, że w końcu, w kolejnym zeszycie, ta historia jakoś się rozkręci.
Tytuł: Dziesięciu z wielkiej ziemi #2: Skok w nieznane Data wydania: 24 maja 1987 Format: 32s. Gatunek: historyczny, sensacja |