Wierni fani przygód Kajka i Kokosza doskonale wiedzą, do kogo należy ostatnie słowo w domu Mirmiła. W „Zamachu ma Milusia” możemy się przekonać, że gdy kasztelan próbuje postawić na swoim, nie kończy się to dla niego najlepiej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Stosowany przez Lubawę manewr z pakowaniem kufra i groźbą wyprowadzki do mamy zazwyczaj momentalnie pozwalał na pokonanie oporu ze strony Mirmiła. Trzeba więc przyznać, że możemy być zaskoczeni, gdy choć raz chce być stanowczy Nie tylko bowiem nie ma zamiaru zmienić zdania w sprawie pary wojów wygnanych za przewinienia smoka, ale nie zgadza się też ani na wyjazd małżonki, ani na sprowadzenie teściowej do swego dworu. Tyle że nie znaczy to przecież, że poczciwy kasztelan od razu staje się tyranem i despotą, jak krzyczy jego żona wzywająca na pomoc mieszkanki grodu. Bądźmy szczerzy, nie tylko nigdy nie ucieka się on do przemocy, ale nie uderzyłby Lubawy nawet kwiatkiem. W dodatku możemy naocznie stwierdzić, że akurat w tym momencie Mirmił naprawdę boleśnie odczuwa wagę argumentów swej małżonki. Wiadomo przecież, że to kobieta o słusznych gabarytach, a jej kuferek też wygląda na solidnie zapakowany. Nie jesteśmy wiec zaskoczeni, że gdy Lubawa ze swoim bagażem stoi na wyłamanych drzwiach, pod którymi leży bezsilny kasztelan, to nie jest on w stanie powiedzieć nic więcej niż żałosne „Eeech…”. Warto dodać, że chociaż Mirmił w tym momencie jeszcze nie zmieni zdania w sprawie Kajka i Kokosza, to ostatecznie i tak będzie musiał przyznać rację żonie. Wychodzi więc na to, że w jego przypadku postawa posłusznego pantoflarza zwyczajnie jest bardziej opłacalna niż próby bycia prawdziwym władcą we własnym domu. |