powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CCVIII)
lipiec-sierpień 2021

Tu miejsce na labirynt…: Pierwsze wyjście z mroku
That’s How I Fight ‹Movement One›
Jest ich czworo. Kobieta i trzech mężczyzn. Każde ma na koncie już spore zasługi dla polskiego rocka, można więc określić ich mianem supergrupy. Nazwali się That’s How I Fight, a swój pierwszy album zatytułowali – adekwatnie do sytuacji – „Movement One”. Najbardziej zadowoleni z niego będą wielbiciele post-rocka, chociaż nie tylko oni powinni sięgnąć po to wydawnictwo.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bywa czasami tak, że trafia do naszych rąk płyta zespołu, którego nazwa nic nam nie mówi, a kiedy zaczynamy analizować nazwiska tworzących go muzyków i ich wcześniejsze dokonania – okazuje się, że tak naprawdę mamy do czynienia z supergrupą. Słyszeliście wcześniej o That’s How I Fight? Nieee?!… I nic w tym dziwnego. Ale jeżeli jesteście wielbicielami i znawcami historii polskiego industrialu i post-rocka ostatnich trzech dekad, skojarzycie każdego z instrumentalistów. Kto bowiem tworzy tę formację? Na plan pierwszy wybija się przede wszystkim grająca na klawiszach Małgorzata Florczak – od lat związana z Rigor Mortiss, ale także zajmująca się produkcją i realizacją muzyki w warszawskim studiu Hagal. Nie mniej istotną rolę odgrywa perkusista Jacek Sokołowski – właściciel Hagal, który poza Rigor Mortiss udzielał się również w gotycko-metalowym Lorien, deathmetalowym Hazael oraz punkowym Kto Nie Kocha Pieszczocha.
Ten nadający ton That’s How I Fight duet wspomagają jeszcze dwaj muzycy: basista Maciej Wasilewski (również związany z Rigor Mortiss, prowadzący własne studio nagraniowe – MJW) oraz gitarzysta Piotr Sulik, który liderował kultowej hardcore’owo-postrockowej ewie braun (sic!), współpracował z anarcho-punkową Guerniką y Luno, a nie tak dawno powołał do życia – nawiązujący do doświadczeń pierwszej z wymienionych przy jego nazwisku grup – Titanic Sea Moon. I jak tu nie nazwać ich supergrupą, prawda? Na wydanie debiutanckiego i, miejmy nadzieję, wcale nie ostatniego krążka That’s How I Fight czekaliśmy dość długo. Ukazał się on – nakładem Requiem Records – w lutym tego roku, ale materiał zarejestrowano dokładnie dwanaście miesięcy wcześniej w dwóch warszawskich, należących do muzyków studiach: Hagal i MJW. Dzięki temu mieli oni zapewne komfort pracy: nikt ich nie poganiał i nie wyliczał kolejnych, spędzonych nad dublami i poprawkami godzin.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na trwający ponad pięćdziesiąt minut album „Movement One” trafiły cztery kompozycje. Z prostego rachunku matematycznego wynika, że muszą być rozbudowane – i tak właśnie jest. Rekord bije natomiast zamykający całość utwór „10”, który muzycy rozciągnęli – to określenie wcale nie jest dalekie od prawdy – do prawie dwudziestu czterech minut. Dla kogo jest ta płyta? Przede wszystkim dla tych, którzy gustują w improwizowanym post-rocku i którym nie przeszkadzają sample i elektroniczne loopy. Tych ostatnich nie ma – wbrew pozorom – wcale tak wiele, a jeżeli się już pojawiają, to w sposób przemyślany i istotnie wzbogacający narrację. Co ciekawe, grająca na syntezatorach Florczak często wykorzystuje w nich czyste brzmienie fortepianu, co subtelnie zbliża dokonania That’s How I Fight do… nu jazzu. Choć oczywiście może to być przypadek, a samo zamiłowanie do klasycznego instrumentu wynikać z zupełnie innych przesłanek.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mazowieccy muzycy (wszak początki Rigor Mortiss nierozerwalnie wiążą się z Płockiem), wymyślając tytuły swoich kompozycji, postanowili niczego nie ułatwiać krytykom. Zaklęli je więc w formie liczb. Możliwe jednak, że to właśnie w nich ukryli swoje przesłanie. Płytę otwiera utwór „11” i jest to początek nadzwyczaj nastrojowy: powłóczystej gitarze towarzyszy rytmiczny syntezatorowy fortepian, do których z czasem dołącza hipnotyzująca sekcja rytmiczna. Kwartet bardzo spokojnie, można by wręcz rzec, że leniwie i usypiająco snuje swoją opowieść. Ale to tylko pozór: z każdą kolejną minutą pojawiają się kolejne warstwy dźwiękowe, dochodzą loopy, nakładają się na siebie ścieżki gitar, by – tuż przed finałem – eksplodować prawdziwie postrockową feerią barw.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Drugi w kolejności „13” jest o kilkanaście sekund dłuższy od swojego poprzednika, lecz to, co się w nim przez cały czas dzieje, można scharakteryzować w zasadzie jednym krótkim zdaniem: Nic. I zaraz potem dodać: I wszystko! To jedna z tych kompozycji, które poprzez swoją transową monotonię totalnie zasysają słuchacza – do tego stopnia, że traci on poczucie czasu. Narracja zmienia się dopiero w zakończeniu, kiedy na plan pierwszy wybija się elektronika, natomiast gitara Sulika (przepraszam za rym częstochowski!) – na tle nałożonych na całość głosów – swymi akordami subtelnie wycisza emocje. Podobną konstrukcję ma dwunastominutowy „4”, chociaż tutaj znacznie większy jest poziom intensywności przekazu. Po kilkuminutowej stonowanej introdukcji kwartet nabiera mocy i z czasem zaczyna przypominać walec miażdżący wszystko, co stanie na jego drodze. Dotarłszy zaś do celu, muzycy pozwalają sobie na krótki odpoczynek, za sprawą którego poprzez sprzężone gitary przebija się delikatny fortepian.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Finałowy „10” z uwagi na czas trwania można by określić mianem suity. I gdyby That’s How I Fight był zespołem progresywnym czy hardrockowym, nikt by przeciwko temu nie zaprotestował. W przypadku formacji stawiającej w dużej mierze na improwizację to określenie pasuje raczej średnio. Ale przecież nie definicje są tu najważniejsze! W każdym razie w „10” dzieje się – w porównaniu z poprzednimi kompozycjami – sporo. Począwszy od samplowanego otwarcia (vide śpiewy, wiecowe głosy), poprzez postrockowy rozbieg (z kapitalnie wkomponowanym w opowieść akordeonem, na którym gra Małgorzata Florczak) i zaskakujący wtręt bluesowo-southernowy, aż po typową dla tego kwartetu monotonną narrację, którą jednak muzycy urozmaicają modulowaniem powłóczystych dźwięków. Co prowadzi ich prostą drogą w stronę… noise’u. Jak więc widać, atrakcji nie brakuje. To z kolei jest gwarancją, że do „Movement One” będziecie wracać często i chętnie. Przynajmniej do momentu ukazania się… „Movement Two” (czy jak tam zespół zdecyduje się zatytułować kolejną płytę).
Skład:
Małgorzata Florczak – syntezatory, sample, akordeon (4)
Piotr Sulik – gitara elektryczna, loopy, melodeklamacja (4)
Maciej Wasilewski – gitara basowa
Jacek Sokołowski – perkusja



Tytuł: Movement One
Wykonawca / Kompozytor: That’s How I Fight
Data wydania: 2 lutego 2021
Nośnik: CD
Czas trwania: 52:46
Gatunek: rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) 11: 08:20
2) 13: 08:36
3) 4: 12:06
4) 10: 23:41
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

184
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.