Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny solowy longplay francuskiego basisty i producenta Laurenta Thibault.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Choć w Polsce nie jest postacią szczególnie znaną, dla rozwoju francuskiego (i tym samym europejskiego) rocka zasługi ma ogromne. Nie tyle nawet jako muzyk (nie licząc jego występów gościnnych, pod własnym nazwiskiem wydał tylko jeden album), ale głównie jako producent i inżynier dźwięku. Laurent Thibault urodził się w Paryżu rok po zakończeniu drugiej wojny światowej; jego ojciec był Belgiem, matka Francuzką. I pewnie to właśnie po niej – śpiewaczce kabaretowej – odziedziczył talent muzyczny. Jako dwunastolatek poznał w szkole, co stało się początkiem ich długoletniej przyjaźni, Francisa Moze’a – wspólnie słuchali jazzu, rock and rolla, zespołów spod znaku „brytyjskiej inwazji”. Z czasem od słuchania przeszli do grania muzyki. W latach 60. XX wieku Thibault przewinął się przez takie formacje, jak The Boots, The Jets, The Pives, The Zorgones i wreszcie… Chinese, w której spotkał się z perkusistą Christianem Vanderem. Z psychodeliczno-progresywnym The Zorgones Laurent (jak również Moze) wydał w 1969 roku swą pierwszą płytę; był to singiel z utworami „Herr Doktor Reich” i „Mon vélo est bleu”. Ale ważniejszy dla późniejszej historii rocka nad Sekwaną i Loarą był ten ostatni zespół, z niego bowiem narodziła się Magma, a Thibault był jej pierwszym basistą. Szybko jednak ustąpił miejsca przyjacielowi, Francisowi Moze’owi, sam zaś zajął się produkcją. Z Magmą i Vanderem współpracował w tej roli przy płytach „Kobaïa” (1970), „Ẁurdah Ïtah” (1974) oraz „Attahk” (1978). Sukces „Kobaïa” zachęcił go do tego, aby zrobić kolejny krok – stworzył własną wytwórnię, Thélème, która powiązana była z holenderskim koncernem Philips. I chociaż jej dorobek nie jest ogromny, to jednak swoje longplaye wydały w niej tak zasłużone grupy, jak Ergo Sum („Mexico”, 1971), Univeria Zekt („The Unnamables”, 1972) czy Mor („Stations”, 1973). Kiedy krótki żywot Thélème dobiegł końca, Laurent nie pozostawał zbyt długo bezrobotny: dogadał się z kompozytorem muzyki filmowej Michelem Magne, który w nieodległej od Paryża wsi Hérouville kupił osiemnastowieczny zamek i pod koniec lat 60. otworzył w nim studio nagraniowe. W czerwcu 1974 roku Thibault stał się w nim najważniejszą postacią: dyrektorem, reżyserem dźwięku i – jakże często – także muzykiem sesyjnym. Pełnił tę rolę aż do połowy lat 80., czyli do śmierci właściciela, po czym poszedł na swoje. W miejscowości Auvers-sur-Oise, znanej głównie z tego, że na miejscowym cmentarzu spoczywają bracia van Goghowie, założył studio Couleurs, które działa do dzisiaj. Laurent miał w tym czasie udział w nagraniu ponad czterystu płyt. I tylko jedną sygnował własnym nazwiskiem – wydany w 1978 roku przez paryski Ballon Noir album „Mais on ne peut pas rêver tout le temps”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jako że w opisie longplaya nie znajduje się informacja, kiedy odbyła się sesja, można podejrzewać, że Thibault nagrywał ten krążek przez dłuższy czas, na raty. Że zapraszajął do zarejestrowania poszczególnych ścieżek muzyków, którzy akurat gościli w Hérouville, realizując inne projekty. Stąd udział w całym przedsięwzięciu – poza jego liderem – aż tylu (trzynaścioro!) artystów. Laurent zagrał na gitarach (basowej, akustycznej i elektrycznej) oraz dograł wokalizy. A kim byli inni? Wspomnę o tych najbardziej znanych i zasłużonych. Na flecie zagrał były muzyk Mor Serge Derrien, na gitarze basowej bezprogowej i perkusjonaliach Francis Moze, na saksofonie tenorowym i flecie indyjskim Richard Raux (w Magmie na samym początku jej istnienia), na skrzypcach Amerykanin David Rose, a na perkusji Dominique Bouvier (dwaj ostatni związani z progresywno-jazzrockowym Transit Express). Do tego dochodzi cała grupa wokalistów, w tym Lisa Blois (Magma), Lionel Ledissez (Ergo Sum, Univeria Zekt) oraz Brytyjka Amanda Parsons, która swym operowym sopranem wspierała wcześniej grupy ze „sceny Canterbury” (Egg, Hatfield and the North, Slap Happy, National Health, Gilgamesh).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Niezwykła była też okładka „Mais on ne peut pas rêver tout le temps” (tytuł można przetłumaczyć jako: „Ale nie możemy cały czas marzyć”), którą ozdobiła reprodukcja – na co dzień przechowywanego w paryskim Muzeum Orsay – pochodzącego z początku XX wieku obrazu „Zaklinaczka węży” Henriego Rousseau (1844-1910), zwanego Celnikiem. Świetnie zresztą korespondowała ona z tematyką płyty, której brzmienie dopełniały – tak sobie to Thibault zapanował – odgłosy dzikich zwierząt (słoni, lwów, panter, kojotów, wielbłądów, małp i wielu innych). Co z tego kontrolowanego szaleństwa wyszło? Bardzo nastrojowy, progresywny (z niewielkimi wpływami fusion) concept-album, po którego wysłuchaniu można jedynie żałować, że Laurent jako lider ograniczył się tylko do tego jednego wydawnictwa. Może po prostu pojawiło się ono zbyt późno, w końcowym okresie świetności muzyki, jakiej poświęcił swoje poprzednie lata…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Płytę otwiera jedenastominutowa kompozycja „Orée”, której początek jest sielankowo-rajski; wrażenie to – oprócz subtelnego basu i cichutkiej gitary – pogłębia jeszcze anielski śpiew Amandy Parsons, który z czasem zostaje zastąpiony „dziecięcą” wokalizą Lisy Blois. Powoli dołączają też kolejne instrumenty, w tym skrzypce Davida Rose’a oraz fortepian elektryczny, na którym zagrała żona Thibault, Jacqueline (w solowych projektach ukrywająca się pod pseudonimem Laurence Vanay). Wszystko idealnie się zazębia i uzupełnia, prowadząc do przesilenia znaczonego męsko-żeńskim dialogiem wokalnym. Po nim otwarty zostaje nowy wątek, subtelniejszy, znaczony dźwiękami fletu Serge’a Derriena i fortepianu elektrycznego. W znacznie krótszym „Aquadingen” daje o sobie znać jazzrockowa przeszłość lidera: dużo tu perkusjonaliów, ale największe wrażenie robi improwizowana wokaliza Lisy, którą wieńczy wybijająca się na plan pierwszy perkusja Dominique’a Bouviera. Wokół narzuconego przez niego rytmu oplatają się inne dźwięki, ale całość z czasem i tak dąży do wyciszenia. Po zaledwie szesnastu minutach album trzeba przełożyć na stronę B, która zresztą jest równie krótka. Na jej początek Laurent wybrał niespełna siedmiominutowy „La caravane de l’oubli”, którego akustyczna introdukcja (gitara plus skrzypce) wprowadza w odpowiedni nastrój. Choć tu akurat nie trwa on długo: burzy go niebawem przesterowana gitara elektryczna oraz niepokojące dźwięki generowane przez klawisze (lecz nie syntezatory, bo tych w czasie sesji, co zostało specjalnie podkreślone, nie używano). Jakby atrakcji było mało, pojawia się jeszcze… śpiew arabski, za który odpowiada artysta ukrywający się pod pseudonimem Le Muezzin Mystérieux. Na pożegnanie ze słuchaczami Thibault wybrał tytułowy „Mais on ne peut pas rêver tout le temps”, który w pewnym sensie wywraca do góry nogami to wszystko, co słyszeliśmy wcześniej. Znika poczucie sielanki i leniwego spokoju – dzieje się tak nie tylko za sprawą zadziornej gitary, ale przede wszystkim wsamplowanych dzikich okrzyków, złowrogiego śmiechu czy wystrzałów karabinu maszynowego. Co w ten sposób chciał nam przekazać Laurent? Że kończy się czas spokoju i świat wkracza w zupełnie nową, nieprzyjazną epokę? Były powody w drugiej połowie lat 70., by tak myśleć. Wszak terroryzm szalał w Europie Zachodniej. Lecz czy właśnie to natchnęło artystę do mrocznych wniosków? Skład: Laurent Thibault – gitara basowa, gitara elektryczna, gitara akustyczna, głos, szumy, muzyka
oraz Le Muezzin Mystérieux – śpiew arabski Lionel Ledissez – śpiew hinduski Lisa Blois – głos Jean-Claude Delaplace – głos Serge Derrien – flet, głos Richard Raux – saksofon tenorowy, reita Guy Renaudin – saksofon sopranowy Amanda Parsons – śpiew operowy (sopran) Anne-Sophie – pianino David Rose – skrzypce Francis Moze – gitara basowa bezprogowa, instrumenty perkusyjne Jacqueline Thibault – instrumenty klawiszowe Dominique Bouvier – perkusja
Tytuł: Mais on ne peut pas rêver tout le temps Data wydania: 1978 Nośnik: Winyl Czas trwania: 31:31 Gatunek: rock W składzie Laurent Thibault, Le Muezzin Mystérieux, Lionel Ledissez, Lisa Blois, Jean-Claude Delaplace, Serge Derrien, Richard Raux, Guy Renaudin, Amanda Parsons, Anne-Sophie, David Rose, Francis Moze, Jacqueline Thibault, Dominique Bouvier Utwory Winyl1 1) Orée: 11:06 2) Aquadingen: 04:49 3) La caravane de l’oubli: 06:45 4) Mais on ne peut pas rêver tout le temps: 08:51 Ekstrakt: 80% |