Druga część „Trylogii Ciągu” Williama Gibsona nie zdobyła tej samej popularności co „Neuromancer”. I nie ma się czemu dziwić. „Graf Zero” znacząco ustępuje jakością swojemu klasycznemu poprzednikowi, choć nie jest to powieść zła – raczej w zupełności przeciętna.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Opisane w „Grafie Zero” wydarzenia rozgrywają się kilka lat po tych, które poznaliśmy w „ Neuromancerze”. Klan Tessier-Ashpoolów rozpadł się, przygody Case’a stały się miejską legendą, a cały świat poszedł do przodu. W cyberprzestrzeni zaczęły pojawiać się dziwne byty (utożsamiane przez niektórych bohaterów z loa voudou, a będące, jak możemy się domyślać, jakimiś formami Sztucznych Inteligencji), a jedna z korporacji, Maas Biolabs, zaczęła się specjalizować w biochipach. Jaki wpływ będzie miała ta nowa technologia? Tego jeszcze nikt nie wie, ale zainteresowanie nią jest dość duże. Tym razem będziemy mogli obserwować zmagania trójki bohaterów, którzy nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego – podobnie jak (przynajmniej początkowo) wydarzenia, w których biorą udział. Co ciekawe, zawiązanie akcji następuje tu jeszcze szybciej niż w poprzedniej części, ale za to ciąg dalszy wlecze się niemiłosiernie, tylko po to, by zakończyć się szybko, pozostawiając równie dużo pytań, co odpowiedzi. Oczywiście poszczególne wątki są złożone i wciągające, a fabuła składa się w jedną interesującą całość przy samym końcu, niemniej jednak czegoś tu zabrakło, jakiegoś nieuchwytnego elementu, który czynił z „Neuromancera” wciągającą powieść. Być może pewną rolę odgrywa tutaj właśnie świat przedstawiony, który po lekturze wcześniejszej części cyklu już trochę znamy i wiemy, czego się po nim spodziewać. Choć bohaterowie rozrzuceni są po świecie i podróżują równie dużo, co Case i Molly (Ciąg, Arizona, Paryż, orbita…), odwiedzanym miejscom brakuje klimatu, jaki charakteryzował Chibę czy Wrzeciono. Oczywiście są odpowiednio cyberpunkowe (szczególnie Ciąg), ale jednocześnie nie zostają w pamięci na dłużej. Najciekawiej, przynajmniej z początku, prezentuje się wątek Turnera, najemnika specjalizującego się w wyciąganiu naukowców pracujących dla korporacji i pomagającego im przejść do konkurencji. Obserwujemy go, kiedy powoli dochodzi do siebie po nieudanej akcji w New Delhi, by szybko wciągnąć się w kolejne, jeszcze bardziej niebezpieczne, zlecenie. Turner to zimny drań i profesjonalista, przejawiający zdrową dawkę paranoi wobec wszystkich wokół. Jednocześnie jednak trudno w nim znaleźć jakieś cechy szczególne, chyba że zaliczymy do nich jakiś niezdefiniowany kod postępowania, który popycha go ciągle do przodu. Szpiegostwo korporacyjne, przygotowanie do ekstrakcji VIP-a, ciągłe planowanie na wypadek, gdyby coś miało pójść nie tak – to elementy, które trzymają w napięciu, bo przecież wiadomo, że nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Zupełnie inną kategorią bohatera jest Bobby, młody szpaner z przedmieść New Jersey, który po raz pierwszy wchodzi do cyberprzestrzeni… i prawie umiera w wyniku niezbyt fortunnego skoku na jedną z baz danych. Po wszystkim udało mu się trafić w dobre ręce ludzi, którzy są zainteresowani nietypowym sposobem, w jaki uszedł z życiem. I przez cały ten czas Bobby, marzący o karierze kowboja cyberprzestrzeni, obnoszący się z ksywką Graf Zero, stanowi wyłącznie mało istotny pionek w grze, której nie rozumie (choć bardzo się stara). Jedyne, co może robić, to zadawać pytania i próbować odnaleźć dla siebie drogę w labiryncie niedomówień i tajemnic. I nie byłoby to aż takie złe, gdyby nie fakt, że jako jeden z trójki głównych bohaterów Bobby do samego końca w żaden istotny sposób nie wpływa na bieg wydarzeń. Owszem, daje nam wgląd w tę część fabuły, która w innym wypadku byłaby dla nas nieznana, raz czy dwa razy ma swoje momenty pozwalające mu zabłysnąć, ale w ostatecznym rozrachunku główna akcja rozgrywa się gdzieś obok. Czy to celowy zabieg? Wydaje mi się, że tak – bohater miał służyć jako nieświadomy katalizator pewnych wydarzeń, rodzaj „bożego jeźdźca”, który już raz nawiązał kontakt z czymś nie do końca zrozumiałym i w efekcie może osiągnąć więcej, niż zwyczajny kowboj cyberprzestrzeni. Przyznaję jednak, że to bardzo grubymi nićmi szyte – podobnie zresztą jak zakończenie jego wątku. Gdzieś pomiędzy Bobbim a Turnerem plasuje się Marly Krushova, właścicielka niewielkiej paryskiej galerii sztuki, zdołowana po niedawnym skandalu i, ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, zatrudniona przez najbogatszego człowieka na świecie, Josefa Vireka. Jej zadaniem jest odnalezienie twórcy tajemniczych pudełek wzorowanych na dziełach Josepha Cornella, ale będących bez dwóch zdań wytworem ówczesnego artysty. Virek, mecenas sztuki, jawi się jako nie najgorszy pracodawca, szczególnie że oddaje do dyspozycji Marly dość obfite zasoby finansowe i daje jej praktycznie wolną rękę w poszukiwaniach. Z czasem oczywiście wychodzi z tego wszystkiego kolejne dno, szczególnie w świetle naszej wiedzy, że Herr Virek jest od lat podtrzymywany przy życiu w zbiorniku umieszczonym w pewnej dobrze wyposażonej klinice i raczej nie ma zbyt wielu szans na powrót do świata rzeczywistego, choć oczywiście zachowuje swoje potężne wpływy. Jak stwierdza przyjaciółka Marly „sądzę, że nasza akademicka teoria przestaje obowiązywać wobec faktu, że Virekowi i jemu podobnym coraz więcej brakuje do człowieczeństwa”. Wszystkie trzy wątki, choć rozpoczęte z solidnym przytupem, rozwlekają się w kolejnych rozdziałach i bardzo łatwo stracić zainteresowanie kolejnymi przygodami. Nawet historia Turnera, choć dowiadujemy się z niej najwięcej konkretów związanych z fabułą i wszystkim tym, co kryje się pod spodem (biosoft Maasa, jego pochodzenie i odkrycie przez Mitchella, a także możliwości, jakie daje), traci w pewnym momencie na intensywności. Nie inaczej jest w przypadku Bobbiego i Marly. I nie chodzi tu o to, że fabularnie cała historia ustępuje tej z „Neuromancera”. Ona po prostu jest inna, tak pod względem skali, jak i stylu.
Tytuł: Trylogia Ciągu Tytuł oryginalny: Sprawl Trilogy Data wydania: 22 kwietnia 2015 ISBN: 978-83-7480-540-7 Format: 784s. oprawa twarda Cena: 59,– Gatunek: fantastyka |