powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CCVIII)
lipiec-sierpień 2021

Z filmu wyjęte: Kosmiczny nielot
Jeszcze w latach 60. Ziemię namiętnie odwiedzały statki obcych cywilizacji wykonane u pobliskiego stolarza…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
U zarania cyklu zaserwowałem już brezentową jednostkę teoretycznie przeznaczoną do lotów galaktycznych. Pochodziła z francuskiego filmu „Un Martien à Paris”, zrealizowanego w 1961 roku. Dziś proponuję młodszego o cztery lata zaoceanicznego kuzyna tamtego obiektu, czyli statek gwiezdny w postaci krzyżówki talerza z kanciastą kulą, nadziany na rząd palików udających amortyzatory, sprokurowany przez twórców amerykańskiego filmu „Frankenstein Meets the Spacemonster”, czyli „Frankenstein spotyka kosmicznego potwora”. Ponieważ i tak mało kto by się nabrał to, że statek zbudowano z czegoś więcej niż paździerz, cerata i zestaw rur kanalizacyjnych, machnięto już ręką na jakiś sensowny trap i podstawiono do włazu zwyczajną drabinę, której nie było nawet komu umocować tak, żeby nie była przekoszona.
O ile jednak statek jest ewidentną tandetą, to z kolei zdjęcia posiada więcej niż przyzwoite – zapewne dlatego, że w znacznej części były kręcone w słonecznym Puerto Rico. Co zaś do fabuły, to chyba nie muszę mówić, że mądrością nie grzeszy. Ponieważ na Marsie została po wojnie atomowej tylko jedna kobieta, i to w dodatku królowa, w kierunku Ziemi leci ekspedycja spiczastouchych Marsjan z lateksową łysiną. Mają za zadanie nałapać trochę ziemskich kobiet, dzięki którym uda się odtworzyć marsjańską populację. Pech chciał, że tam, gdzie lądują, grasuje uszkodzony android z zestrzelonej przez nich samych rakiety orbitalnej. Gdzie w tym wszystkim jest potwór Frankensteina (bo przecież nie sam Frankenstein)? No cóż, formalnie go nie ma. Po prostu twórcy uznali, że fraza „Frankenstein” w tytule ściągnie więcej widzów, a dla przyzwoitości nadali androidowi imię Frank, grającego go aktorowi przykazali, że ma się poruszać jak monstrum Frankensteina. I wuala.
A żeby było bardziej głupio, spora część filmu to wcale nie walka czy łowy na kobiety, a… jazda skuterem po ulicach Puerto Rico. No ale czegóż innego oczekiwać od niedrogiego science fiction z lat 60…
powrót; do indeksunastwpna strona

116
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.