powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CCVIII)
lipiec-sierpień 2021

Noir – jego miłość
Francesco Francavilla ‹Black Beetle #1: Bez Wyjścia›
Czy to „Batman"? Czy to „Green Hornet"? Nie, to „Black Beetle: Bez wyjścia"! Ale blisko.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Czemu blisko? Ano dlatego, że nowy trykociarz, którego poznajemy dzięki Wydawnictwu KBOOM, jest jak najbardziej retro. Żyje w Ameryce w czasach dwudziestolecia międzywojennego, a jego przygody hołdują najlepszym pozycjom z gatunku noir. Oczywiście tego superbohaterskiego, do którego należy zaliczyć pierwsze, kryminalne przygody Człowieka Nietoperza, oraz jego nieco starszego kolegi po fachu – Zielonego Szerszenia.
Black Beetle nie jest mutantem ani chłopakiem ugryzionym przez napromieniowanego żuka. Tak, jak wspomniani wyżej protoplaści superbohaterstwa, jego siła tkwi w tajnej tożsamości oraz w rozmaitych gadżetach, w jakie wyposażony jest noszony strój. Do tego potrafi świetnie łączyć ze sobą fakty i nieźle rozeznaje się w półświatku ponurego Colt City. Poznajemy go, kiedy natrafia na trop tajnej nazistowskiej organizacji, która stara się zdobyć potężny artefakt – a także demaskuje spisek pewnego gangstera, narażając się przy tym zamaskowanemu superłotrowi o wdzięcznej ksywce Labirynto.
Twórcą Black Beetle’a jest Francesco Francavilla, który zamarzył sobie, by stworzyć postać, która dałaby upust jego miłości do klimatów retro. I widać, że bardziej niż z wyrachowania pisze jego przygody dla siebie, napawając się światem, w którym bez problemów odnalazłby się Al Capone. Mamy więc brudne zaułki, typów spod ciemnej gwiazdy, szemrane speluny z jazzem i – oczywiście – piękne kobiety (oraz twardych mężczyzn). Konsekwencja w kreowaniu świata przedstawionego na pewno więc zasługuje na uznanie. Fani noir znajdą tu bowiem to, czego oczekują od tego typu opowieści. Jednocześnie nie jest to rzecz tak obrazoburcza i karykaturalna, jak słynny „Torpedo”. Warto również dodać, że Francavilla, choć stawia na klimat retro, filtruje go przez współczesną wrażliwość. Dlatego też nie ma się wrażenia, że obcujemy z marną podróbką staroci. Sposób kadrowania i dynamika rysunków sprawia, że całość wygląda nowocześnie i na pewno spodoba się współczesnemu czytelnikowi.
A jednak, pomimo przywiązania wagi do detali i klimatu, czegoś zabrakło mi w tym komiksie: równie fascynującej fabuły. Owszem, odpowiada ona standardom epoki, o jakiej opowiada, ale Francavilla w większym stopniu jest sprawnym rysownikiem niż narratorem. Często stosuje skróty, które zbyt łatwo popychają akcję do przodu; nie potrafi również tak zaciekawić, byśmy w wypiekami na twarzy śledzili każdą kolejną stronę w oczekiwaniu na nagły zwrot akcji. Te bowiem są sztampowe i łatwe do przewidzenia. Szkoda, bo gdyby zgrać dobry scenariusz z już istniejącym potencjałem wizualnym, otrzymalibyśmy pozycję wyjątkową.
Tymczasem „Black Beetle: Bez wyjścia” to lektura przyjemna, która może oczarować swoim klimatem, ale nie zapadająca na dłużej w pamięć. Sam główny bohater jest równie frapujący, co nijaki. Nie dowiadujemy się o nim niczego, a już na pewno nie tego, czemu ściga łotrów w niewygodnym kostiumie superbohatera. Ponieważ wygląda na to, że mamy do czynienia z pierwszą częścią większej całości, którą KABOOM ma zamiar nam zaprezentować, jest nadzieja, że w dalszych odcinkach przygód Black Beetle’a coś się ruszy w tym temacie. Na razie bowiem jest fajnie, ale bez szału.



Tytuł: Black Beetle #1: Bez Wyjścia
Data wydania: 11 maja 2021
Przekład: Marek Starosta
Wydawca: KBOOM
ISBN: 978-83-958675-8-3
Format: 152s. 180x275 mm
Cena: 69,00
Gatunek: superhero
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

141
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.