powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CCVIII)
lipiec-sierpień 2021

To nie jest komiks, którego szukacie
Mark Bagley, Mike Deodato Jr., Gerry Duggan, Andy MacDonald, Cory T. Smith ‹Wojny nieskończoności›
Nie wiem, czemu założyłem, że nowy, gigantyczny event Marvela „Wojny nieskończoności” będzie czymś wyjątkowym. Może dlatego, że kończy erę Marvel Now i rozpoczyna Marvel Fresh?
ZawartoB;k ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
A może dlatego, że kilka ostatnich crossoverów Marvela było całkiem udanych? Nie wszystkie, ale te najważniejsze, owszem. Wystarczy wymienić pomysłowy i inny od standardowej nawalanki „Grzech pierworodny”, o wiele ciekawszą, niż to wyglądało na pierwszy rzut oka „Wojnę domową II”, czy kontrowersyjne „Tajne Imperium”. Choć nie przepadam, za tak bombastycznymi wydarzeniami, których w świecie Domu Pomysłów jest zdecydowanie za dużo, do „Wojen nieskończoności” podszedłem ze sporymi nadziejami.
Choć nie powinienem, albowiem zapowiedź wydarzenia pod postacią „Wojny bohaterów: Odliczanie” powinna powściągnąć mój entuzjazm. Nie to, żeby ta pozycja była specjalnie zła, ale wyglądało na to, iż całość skupi się głównie na mordobiciu, pozostawiając treść daleko w tyle. Należy też pamiętać, że w 2018 roku, kiedy za Oceanem zadebiutowała ta historia, do kin trafił film „Avengers: Wojna bez granic”, a biorąc pod uwagę, że i tu, i tu pojawia się Thanos, oraz Kamienie Nieskończoności, komiksiarze dostali odgórny nakaz podpięcia się pod popularność aktorskiego cyklu, bez względu na to, czy mieli pomysł na fabułę.
Ta bowiem do najbardziej wyszukanych nie należy. Oto doktor Strange, będący w posiadaniu jednego z Kamieni Nieskończoności – Kamienia Czasu, zwołuje na spotkanie w Central Parku właścicieli pozostałych Kamieni, aby utworzyć nową Straż Nieskończoności. Wszystko po to, by do magicznych klejnotów nie dobrał się Thanos, który od zawsze jest zafiksowany na ich punkcie. Jednak osiągnięcie porozumienia wcale nie jest łatwe, biorąc pod uwagę, że w skład Straży mają wejść tak różne postacie, jak Kapitan Marvel, Adam Warlock, członkowie Strażników Galaktyki, czy drobny przestępca Turk Barrett, który przybył z obstawą superłotrów, pokroju Bullseye′a, Sandmana i Typhoid Mary. Do tego w okolicy kręci się Loki. A już całkiem dziwnie zaczyna się robić, kiedy nagle pojawia tajemnicza postać Requiem, rzucając zebranym pod nogi… odciętą głowę Thanosa.
Powyższe wydarzenia rozgrywają się na samym początku komiksu i dają nadzieję na to, że „Wojny nieskończoności” będą obfitowały w niespodzianki i dramatyczne wydarzenia. Być może by tak było, gdyby nie to, że osobą odpowiedzialną za event został Gerry Duggan, człowiek, który bardzo długo starał się nas przekonać, że ma wielkie poczucie humoru na łamach głównej serii poświęconej Deadpoolowi. Być może jestem ponurakiem, ale ze mną udało mu się średnio. Niestety tutaj również mu nie idzie. Na przykład za szybko ujawnił tożsamość Requiem, przez co używanie tego pseudonimu okazało się kompletnie bez sensu. Do tego zupełnie nieprzekonująco przedstawiono jego motywacje, które są zwyczajnie głupie. Thanos chciał wymazać połowę istnień we wszechświecie, ale wiązało się to z jego ideą. Requiem niby ją kontynuuje (choć w zasadzie nie wiadomo, czemu), ale jest bardziej humanitarny i dokonuje „sprasowania” istnień. W swoim zamyśle jest to tak absurdalny pomysł, że sprawia wrażenie, jakby został wymyślony do superbohaterskiej parodii w ramach szalonych wybryków Deadpoola, a nie kluczowego eventu, mającego definiować świat Marvela na kilka najbliższych lat.
Choć powstali w wyniku działań Requiem szeregowy Stephen Rogers (Żołnierz Magii), Ghost Pantera, czy Arachknight (podpowiem – mieszanka Spider-Mana i Moon Knighta), od strony wizualnej prezentują się ciekawie, to pod względem fabularnego wykorzystania, nie różnią się od majaczeń z podrzędnego fanfika. Dziwne wydaje się również to, że pomimo, iż „skompresowany” świat jest wytworem sztucznym, a bohaterom chodzi o powrót do normalności, w pewnym momencie rodzi się idea, by zachować go w stanie nienaruszonym. To tworzenie sztucznych problemów, tam, gdzie ich nie ma i zabezpieczenie się na wypadek, gdyby czytelnikom spodobał się taki miszmasz. Zawsze można byłoby go przekształcić w osobną serię.
Duggan ma również problem w prowadzeniu spójnej narracji, że o pogłębianiu więzi między bohaterami nie wspomnę. Z jednej strony kreuje kosmiczne zagrożenie i epickie pojedynki, a z drugiej, rozbija nastrój głupkowatymi, żartobliwymi wtrętami. Zdecydowanie za długo zajmował się Najemnikiem z Nawijką.
Dobrze, że chociaż strona wizualna albumu stoi na wysokim poziomie. Za jego znakomitą większość odpowiada sprawdzony Mike Deodato Jr., który i tym razem nie zawiódł. Jego prace są staranne i dopracowane, a nie bazujące na umowności, co ostatnio często się zdarza. W kadrach (swoją drogą rozmieszczonych w przedziwny sposób) potrafi oddać zarówno majestat kosmicznego starcia, jak i jego mrok. Jeśli musiałbym komuś polecać „Wojny nieskończoności”, to tylko ze względu na jego prace.
Na szczęście nie muszę tego robić i uczciwie przyznaję, że komiks ten jest jednym z najsłabszych eventów, jakie pojawiły się na naszym rynku. Jest on mało zajmujący, nielogiczny i ewidentnie wymęczony. Nie wnosi nic nowego do sagi o Kamieniach Nieskończoności, a i kiepsko sprawdza się jako restart klasycznych serii, mający rozpocząć erę Marvel Fresh.



Tytuł: Wojny nieskończoności
Scenariusz: Gerry Duggan
Data wydania: 19 maja 2021
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328160460
Format: 332s. 167x255mm
Cena: 79,99
Gatunek: superhero
Zobacz w:
Ekstrakt: 30%
powrót; do indeksunastwpna strona

147
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.