Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiutancki album francuskiego jazzmana François Jeanneau.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie kojarzycie postaci François Jeanneau? Nic w tym wstydliwego. Choć uznawany jest za pioniera free jazzu we Francji, nawet w ojczyźnie pozostaje postacią nieco zapomnianą. Ten multiinstrumentalista i kompozytor urodził się w 1935 roku w Paryżu. Rodzice zajmowali się wprawdzie muzyką, ale jedynie amatorsko; to jednak wystarczyło, aby synowi zaszczepić miłość do tego rodzaju sztuki. Mimo że przewidywali raczej, że tą muzyką, której odda się ich pociecha, będzie klasyka. Tymczasem jako czternastolatek François zainteresował się jazzem; fascynowali go przede wszystkim dwaj afroamerykańscy saksofoniści – Charlie Parker i Sidney Bechet. Ale gdy przyszło do wyboru kierunku studiów w konserwatorium paryskim, Jeanneau zdecydował się na klasę fletu. Kiedy jednak, już po uzyskaniu dyplomu, zaczął profesjonalną karierę – wrócił do saksofonu (z gry na flecie też jednak nie zrezygnował). Pierwsze kroki na scenie stawiał w paryskim klubie Saint-Germain, gdzie wieczorami występował z formacją Mac Kac. Wtedy też poznał kolegów-artystów (dziś to już postaci legendarne!), którzy w wydatny sposób wpłynęli na jego dalsze wybory życiowe: byli to między innymi kontrabasista Jean-François Jenny-Clark (znany później chociażby ze współpracy z Niemcem Joachimem Kühnem, Holendrem Jasperem van ’t Hofem, Perception, jak również z Michelem Portalem i Didierem Lockwoodem) oraz często towarzyszący mu na scenie i w studiu nagraniowym perkusista Aldo Romano (grupa Barneya Wilena czy też zespół Total Issue). W 1962 roku razem wybrali się na koncerty do Finlandii i właśnie podczas nich Jeanneau za sprawą przyjaciół zetknął się z free jazzem. Nad Sekwaną i Loarą muzyka ta dopiero raczkowała, ale François był pewien jednego – że chce poświęcić się jej graniu (nie rezygnując przy tym z bardziej klasycznych odmian jazzu). To doprowadziło go do kooperacji z eksperymentującymi pianistami Jefem Gilsonem („Enfin!”, 1964; „New Call from France”, 1966) oraz François Tusquesem („Free Jazz”, 1965). Widocznie jednak z grania awangardowego jazzu nie dało się wtedy godnie żyć, ponieważ pod koniec lat 60. Jeanneau zdecydował się dołączyć – jako flecista, saksofonista i klawiszowiec – do poruszającej się na obrzeżach rocka progresywnego formacji Triangle. W ciągu pięciu lat działalności, to jest do 1974 roku, wydała ona trzy albumy: „Triangle” (1970), „Viens Alec nous” (1972) oraz „Homonymie” (1973), po czym poszła w rozsypkę. Wówczas François postanowił zacząć działać na własny rachunek, a zachęciła go do tego udana współpraca z Jenny-Clarkiem (1944-1998), Romano oraz pianistą Michelem Graillerem (1946-2003) pod szyldem The Paris Quartet (co zaowocowało nagranym w listopadzie 1975 roku albumem „Jazz a Confronto 28”).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Półtora miesiąca wcześniej (16 i 17 września) Jeanneau z dwójką z nich zarejestrował materiał na swój solowy debiut – płytę „Une bien curieuse planète”. Jednym z towarzyszących François muzyków był oczywiście Jenny-Clark, drugim natomiast – Grailler, który w tym czasie wciąż jeszcze pozostawał etatowym klawiszowcem Magmy (1969-1977). Składu dopełnił perkusista Bernard Lubat, z którym lider projektu zetknął się już w połowie lat 60., grając w The Jef Gilson Nonet. Warto też podkreślić rolę Gilsona w powstaniu tego krążka. Po pierwsze: użyczył on Jeanneau i jego kompanom swoje studio. Po drugie: wziął na siebie rolę producenta. Po trzecie: wydał longplay w swojej wytwórni – Palm (to skrót od Productions Artistiques Littéraires et Musicales). Jeśli więc dekadę wcześniej Jef zaciągnął dług u François, teraz spłacił go w potrójnej wysokości. Co ciekawe, lider nie ograniczył się jedynie do swoich sztandarowych instrumentów (saksofonów i fletów), ale wykorzystał również całą baterię instrumentów klawiszowych (syntezatory, fortepian elektryczny, fortepian akustyczny), dublując w ten sposób wkład Graillera. Było to jednak konieczne, ponieważ na „Une bien curieuse planète” często pojawiają się keyboardowe dialogi. „Une bien curieuse planète” to w zasadzie concept-album, o czym przekonuje przede wszystkim zwartość stylistyczna materiału, dodatkowo podkreślona klamrą spinającą całość – w postaci opartych na dźwiękach syntezatorów awangardowych utworów „Triton I” oraz „À l’ombre des forces obscures – Triton II”. One także wpisują się we freejazzowy kontekst, aczkolwiek wykorzystane w nich instrumenty akurat z tym gatunkiem się nie kojarzą. Ale właśnie na tym polega wkład François Jeanneau w rozwój tego gatunku. Pierwszą pełnoprawną kompozycją (warto jeszcze dodać, że wszystkie wyszły spod ręki lidera) – po miniaturowej introdukcji – jest prawie dziewięciominutowa „Kaïna”. Tytuł nie bez powodu nawiązuje do słynnej ballady Johna Coltrane’a „Naima” (z wydanego w 1959 roku albumu „Giant Steps”), bo też duch amerykańskiego saksofonisty unosi się nad całą płytą Jeanneau. François gra tu zresztą w stylu nawiązującym do legendarnego artysty: jest subtelny, ale czujny – w każdej chwili gotowy do zmiany narracji.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
I tak się zresztą z czasem dzieje. W dużej mierze za sprawą coraz dynamiczniejszych syntezatorów, którym w swej intensywności nie pozostaje dłużna sekcja rytmiczna. Wszystko to prowadzi do klasycznej freejazzowej eksplozji, po której następuje stopniowe wyciszenie. „Kaïna” to znakomity przykład na to, jak można połączyć subtelność z dzikością, dając wyraz w muzyce skrajnym emocjom, jakimi nierzadko targani są ludzie. W „Theme for an Unknown Island” po raz kolejny na plan pierwszy wybijają się dialogujące ze sobą nastrojowe syntezatory, wobec których w kontrze pozostaje zaskakująco frywolny saksofon. Następnie mamy do czynienia z najbardziej awangardowym fragmentem płyty. „Fébrile et solitaire” to bardzo minimalistyczne free, które ozdobione zostało recytacją (w pewnym momencie przechodzącą w nieokiełznany krzyk) pojawiającego się gościnnie Denisa Duhazé (który wcześniej był wokalistą Triangle i stąd dobrze znał Jeanneau). Stronę A longplaya zamyka kompozycja tytułowa. Od pierwszych dźwięków w swej filmowej ilustracyjności przywodzi ona na myśl lata 60. ubiegłego wieku. Na tle nadzwyczaj ciepło brzmiącego kontrabasu pojawiają się fortepian akustyczny i syntezator, które – bądź w duecie, bądź na przemian – nadają ton ten opowieści aż do finału. Po przełożeniu krążka winylowego na odwrotną stronę otrzymujemy natomiast kolejne wyznanie miłości pod adresem Johna Coltrane’a, o czym świadczy już sam tytuł – „Mr J.C. for Ever”. Nie powinno więc dziwić, że instrumentem wiodącym jest tutaj saksofon tenorowy. I że w jego rozbudowaną improwizowaną partię François wkłada całe serce. Po takiej dawce emocji konieczne wydaje się, choćby krótkie, wyciszenie, co z kolei zapewnia – nagrany w duecie przez Jeanneau i Graillera – melancholijno-syntezatorowy „Nostalgique future”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po nim pojawia się opus magnum albumu, jedenastominutowy „Droit d’asile”, w którym energetyczna improwizacja (z wybijającym się na plan pierwszy saksofonem) przeplata się z fragmentami wyciszonymi (z kontrabasem i fortepianem akustycznym w stylu – i to też nie powinno zaskakiwać – McCoya Tynera). O zamykającym album „À l’ombre des forces obscures – Triton II” wspomniałem już wcześniej. To w zasadzie mocno rozbudowana wersja introdukcji, podobnie jak ona rozpisana na dwa eksperymentujące syntezatory i flet. Jak widać, François Jeanneau bardzo zależało na tym, aby z jednej strony oddać hołd mistrzowi Coltrane’owi, którego twórczość zauroczyła go już na początku lat 60., z drugiej – nadać mimo wszystko swojej muzyce posmak nowoczesności i tym samym otworzyć się na współczesnego (w kontekście połowy lat 70. XX wieku) słuchacza. Czy mu się to udało? Na pewno. I to nadzwyczajnie. Skład: François Jeanneau – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, flety, syntezatory, fortepian elektryczny, fortepian, instrumenty perkusyjne, muzyka, tekst (4) Michel Grailler – fortepian elektryczny, fortepian, syntezatory, instrumenty perkusyjne Jean-François Jenny-Clark – kontrabas, instrumenty perkusyjne Bernard Lubat – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie: Denis Duhazé – recytacja (4)
oraz Jef Gilson – produkcja
Tytuł: Une bien curieuse planète Data wydania: 1975 Nośnik: Winyl Czas trwania: 42:58 Gatunek: jazz W składzie Utwory Winyl1 1) Triton I: 00:43 2) Kaïna: 08:49 3) Theme for an Unknown Island: 02:57 4) Fébrile et solitaire: 04:25 5) Une bien curieuse planète: 04:21 6) Mr J.C. for Ever: 04:26 7) Nostalgique future: 02:23 8) Droit d’asile: 11:05 9) À l’ombre des forces obscures – Triton II: 04:08 Ekstrakt: 80% |