Dawno już nie czytałem komiksu, który by mnie tak olśnił swoją szatą graficzną, co pierwszy tom „Katedry Otchłani”. Każdy kadr to małe arcydzieło, a te większe spokojnie sprawdziłyby się jako obrazy na ścianach.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Z tego też powodu lektura „Katedry Otchłani” potrafi zająć dłuższą chwilę. Po prostu niekiedy trzeba wręcz nacieszyć oko pracami francuskiego rysownika Sébastiena Greniera, zatrzymując się na dłużej, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z monumentalnymi, dwustronicowymi pracami. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Lost In Time zdecydowało się wydać tę pozycję w powiększonym formacie. Może i jest on mniej poręczny, ale dzięki temu można w pełni docenić wizualny rozmach przesyconych szczegółami prac. Grenier świetnie odnajduje się w każdej kompozycji kadrów. W tych bardziej stoickich, kiedy bohaterowie toczą zwykłą rozmowę, nie tylko przywiązuje uwagę do detali wyglądu postaci, ale także tła, o czym świadczą chociażby początkowe sceny, kiedy akcja rozgrywa się w klasztorze. Niby nic niezwykłego, a jednak gra cieniem i jasnością, wpadającą przez niewielkie otwory do zimnych komnat, potęguje nastrój grozy i jasno daje znać, że za chwilę stanie się coś niedobrego. Równie imponująco wyglądają dynamiczniejsze sceny. Zwłaszcza, że artysta nie stosuje autocenzury i kiedy przechodzimy do walki, jest ona brudna i utopiona we krwi (przypominam, że na okładce znalazła się adnotacja „tylko dla dorosłych”). Ale pełnię swojego kunsztu prezentuje tworząc całostronicowe plenery (moimi faworytami są miasto wykute w skale, otoczone pustynią, oraz ponure podziemia gildii skrytobójców i złodziei). Mamy bowiem do czynienia z historią toczącą się w świecie fantasy w klimatach pseudośredniowiecznych. Nie znajdziemy tu orków, czy innych goblinów, niemniej powszechnie chadza się w imponujących zbrojach i wywija potężnymi mieczami. Dozwolona jest też szczypta magii. Świat ów dzieli się na dwie zwaśnione strony – Północ i Południe. Rozdzielone są wielkim rowem (to właśnie tytułowa Otchłań). Akcja opowiedziana jest z dwóch różnych perspektyw. Z jednej strony śledzimy przygody Sinead, która, przebrana za chłopaka, dorastała i uczyła się w zakonie Templariuszy. Teraz, dowiedziawszy się o odkryciu zaginionej Ewangelii, rusza z misją jej odzyskania. Drugim bohaterem jest budowniczy katedry, który został oszukany przez swojego pracodawcę. Wraz z rodziną wybiera się do miasta Anselme, aby przed sądem dochodzić sprawiedliwości. Ich losy na razie się nie przecinają, ale zakładam, że nastąpi to w następnych tomach. Warto jednak zaznaczyć, że ich przygody i postrzeganie świata jest całkiem inne. Sinead to dzielna wojowniczka, która dokonuje heroicznych, ale także okrutnych czynów. Budowniczy z kolei jest ofiarą rozgrywek możnowładców i magów. Jego droga usłana jest cierpieniem i nie ma w niej nic ze szlachetności. Niestety scenarzysta Jean-Luc Istin, choć konstruuje epicką fabułę, nie osiągnął takiego mistrzostwa, jak jego partner – rysownik. Choć stara się być równie monumentalny, szokując czytelnika, robi to zdecydowanie mniej umiejętnie. Wszystko jest podane w podniosły, śmiertelnie poważny sposób, a dialogi wypowiadane przez postacie niosą w sobie taki ciężar dramatyczny, że czuć w tym sporą przesadę. Zwłaszcza, że nie mamy do czynienia z rzeczą wybitnie oryginalną. W końcu ile to razy widzieliśmy zabójczo piękną i niebezpieczną wojowniczkę, która radzi sobie nadspodziewanie dobrze w każdej sytuacji, czy paskudnych magów, którzy nie cofną się przed gwałtem i morderstwem w celu osiągnięcia swoich celów. Bez dwóch zdań „Katedra Otchłani” jest lepiej narysowana, niż opowiedziana. Niemniej daję tej pozycji spory kredyt zaufania w nadziei, że to dopiero początek serii (aczkolwiek w polskim wydaniu znajdziemy dwa albumy oryginalnej edycji), która wkrótce się rozkręci. Potencjał bowiem jest i szkoda byłoby, aby się zmarnował.
Tytuł: Katedra Otchłani #1: Ewangelia z Ariathii/Gildia asasynów. Data wydania: 18 sierpnia 2021 ISBN: 9788396146724 Format: 112s. 228x320 mm Cena: 89,99 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 80% |