…nie, nikt nie da głowy, że jakiekolwiek podobieństwo do innych filmów było czysto przypadkowe. Zresztą, czy w XXI wieku w ogóle da się tego uniknąć? A łosie pewnie i tak mają w nosie. W każdym razie „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” to humorystyczna, z werwą nakręcona baśń fantasy.  |  | ‹Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni›
|
Najnowszy produkt studia Marvela bywa oskarżany o bycie „mało marvelowym”. Ale co to właściwie znaczy? Dla kogoś „mało marvelowe” mogą być filmy niezawierające nikogo z głównej ekipy Avengersów, ale to przecież bardzo zawężające określenie. Ja pierwotnie miałam problem z „Doktorem Strangem”, bo „mało marvelowa” i niepasująca do superbohaterskiego uniwersum była dla mnie magia; jednak w końcu przywykłam – i inni widzowie zapewne też. Więc jaki jest problem z „Shang-Chi…”? Nazbyt baśniowy? Fakt, ukryta za zaczarowanym lasem 1) wioska wygląda jak ze snów Miyazakiego, który naczytał się „Opowieści z Narni” – zamiast jednorożców i gadających borsuków mamy stworzenia z chińskiej mitologii. Tak, nawet ten bezgłowy kosmaty tłuścioch – nazwa gatunkowa hundun – jest mocno osadzony we wschodnich wierzeniach. Finałowa bitwa nasuwa skojarzenia z filmami animowanymi („Jak wytresować smoka” to pierwsze, lecz nie ostatnie, co przychodzi na myśl), a to nigdy nie jest dobrym symptomem. Może problemem jest zbyt duża liczba efektów specjalnych, które nie pozwalają ZAPOMNIEĆ, że są efektami. Taka na przykład scena uruchamiania „na pych” silnika w helicarrierze też przecież nie była kręcona na żywo i każdy dobrze o tym wie, a jednak założę się, że większość widzów wewnętrznie robi taki „auć, auć!!!” w momencie, kiedy Tony Stark jest obijany przez gigantyczne śmigło. Zresztą sama zbroja Iron Mana jest w większości domalowana komputerowo – z tym, że kontekst pozwala nam o tym nie myśleć. Zaś w „Shang-Chi…” (czy naprawdę nie dało się wymyśleć krótszego tytułu?!) zamiast maszynerii mamy smoka – i to jeszcze dalekowschodniego – kto oglądał „ Rayę”, ten się od skojarzeń nie opędzi. Mocną stroną filmu są – jak zwykle w produkcjach tej wytwórni – bohaterowie, szczególnie Katy jako zwykła dziewczyna (no, kobieta) wplątana w zwariowaną intrygę. Tytułowy bohater wypadł na jej tle odrobinę bezbarwnie, ale to nawet pasuje do człowieka, który przez ponad połowę życia musiał ukrywać swoją tożsamość, pochodzenie i w ogóle wszystko, co prywatne. Tak czy siak, razem stanowią świetny ekranowy duet i bardzo jestem wdzięczna scenarzystom, że nie poszli w banał i nie kazali im zostać parą. Bardzo dobrze wypadł też główny antagonista, motywowany nie wydumanymi górnolotnymi celami, lecz jedną z podstawowych ludzkich emocji, jaka jest tęsknota. Gorzej z Xialing – siostrą Shang-Chi – która poza byciem zimną profesjonalistką niewiele ma do zaoferowania. Nie widać też w niej śladu przemiany czy refleksji… choć scena po napisach właściwie wyjaśnia ten brak. Film jest niewątpliwie atrakcyjny dla miłośników dalekowschodnich klimatów: wnętrza, stroje, naczynia, broń i ozdoby są malownicze i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, zaś wizualne piękno niektórych scen przywodzi na myśl zapomniany już film „Hero”, z którego właściwie każdy kadr wart był oprawienia w ramki. Walki wuxia w paru scenach wystylizowano na baletowy taniec, co wygląda nieco sztucznie, ale zachwycająco. Jak wspomniałam na początku tekstu, „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni” to humorystyczna baśń. Wprawdzie pierwsze dwa akty dzieją się w naszej rzeczywistości, jednak potem już fantastyka rządzi niepodzielnie. Humoru jest dużo, i w przeciwieństwie do poprzedniego filmu tej wytwórni jest on naprawdę zabawny i dobrze wpasowany w akcję. Pojawia się nawet postać, która jest typowym przerywnikiem komicznym (nie zdradzę, jaka – to było niezłe zaskoczenie!). Komentarze Katy również dużo wnoszą, ale chyba najlepszy jest youtuber, czy też tiktoker, który w pędzącym bez hamulców autobusie 2) zaczyna na żywo relacjonować dramatyczną walkę, zupełnie nie martwiąc się o własne bezpieczeństwo. Nawiasem mówiąc, postać ta pojawiła się w pierwszym „Spider-Manie” 3). Ogólnie – mocne 8/10 punktów i chyba pójdę do kina jeszcze raz. 1) Czy raczej w innym wymiarze, do którego wejście prowadzi przez las. 2) Już nie napiszę, z jakim filmem to się kojarzy… 3) Z Tomem Hollandem, inne się przecież nie liczą.
Tytuł: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni Data premiery: 3 września 2021 Kraj produkcji: Australia, USA Gatunek: przygodowy, sensacja Ekstrakt: 80% |