Zaspany mężczyzna obudził się, gdy poczuł na policzku całus swojego syna. Co się dzieje? Czy to jakaś specjalna okazja? Ach tak, przecież dziś są jego urodziny. Vanko Winczlaw, w przeszłości przywódca krwawo stłumionego powstania Czarnogórców, który uciekł przed prześladowaniami do USA, dziś może wreszcie cieszyć się pełnią rodzinnego szczęścia. Czy jednak ta sielanka może trwać długo?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Teraz, dziesięć lat później, ma żonę i dzieci. Sandor – to ten który trzyma w ręku prezent – jest przybranym synem. Urodziła go Vesca, kobieta towarzysząca mu w ucieczce z ojczyzny. Boleśnie doświadczona przez los nie chciała się nim opiekować i rolę ojca wspaniałomyślnie wziął na siebie Vanko. Milana natomiast urodziła mu Jenny – pielęgniarka, którą poznał, pracując w klinice doktora Jamesa Patersona. Ta sielanka, którą widzimy na kadrze jest jednak złudna. Vanko jeszcze nie wie, że za chwilę zostanie oskarżony o morderstwo i jego życie wywróci się do góry nogami. Jest to chyba ostatni raz, kiedy rodzina, z której wywodzi się Nerio Winch – tak, tak, ten sam, który w przyszłości usynowi Largo – jest razem. Choć pierwszy tom komiksu „Fortuna Winczlavów” nosi tytuł „Vanko, 1848”, to opowiada nie tylko o losach tytułowego bohatera, a jego fabuła obejmuje kilkadziesiąt lat. Jean van Hamme rozpoczyna swoją opowieść o przodkach Largo Wincha w roku 1848, ale później opisuje zdarzenia, jakie rozgrywały się w kolejnych dziesięcioleciach. W Czarnogórze wybucha chłopskie powstanie krwawo tłumione przez Piotra II Petrowicia-Niegosza. Żołnierze tego podporządkowanego Turkom władyki palą 200 wiosek, ginie 15 tysięcy Czarnogórców, a kolejne 10 tysięcy szuka schronienia w Serbii. Vanko Winczlav, młody lekarz, który był jednym z przywódców wolnościowego zrywu, musi się ukrywać. Za jego głowę wyznaczono nagrodę. Tułaczka tytułowego bohatera trwa długo i wreszcie doprowadza go do sypialni, w której rozgrywa się scena z powyższego kadru. „Fortuna Winczlavów” ani trochę nie przypomina serii „Largo Winch”. Pod względem struktury narracyjnej znacznie bliżej mu chociażby do „Władców chmielu” – tu również mamy do czynienia z rozciągniętą w czasie kroniką życia głównego bohatera oraz jego rodziny. Jean van Hamme cierpliwie snuje opowieść, przedstawiając najważniejsze epizody z burzliwego życia swojego bohatera. Nie ma tu zatem zawiłości fabularnych czy nagłych zwrotów akcji. Po prostu obserwujemy codzienne życie Vanko Winczlava. W warstwie graficznej również mamy odmianę. Philippe Berthet nie naśladuje kreski swojego imiennika Philippe’a Francqa, który tworzy rysunki do serii opowiadającej o ekstrawaganckim spadkobiercy fortuny Winczlavów. Rysunki są bardzo uproszczone – artysta ogranicza do minimum stawiane kreski, ale w kadrach umieszcza wiele detali. W opisywanej tu scence widzimy elegancko umeblowane wnętrze, obrazy na ścianach, lustra. Artysta pomimo minimalistycznej stylistyki dba jednak o stworzenie odpowiedniej atmosfery. To wrażenie prostoty wzmacniają dodatkowo płaskie kolory. Ten kojący klimat wyczarowany prze rysownika daje o sobie znać szczególnie w tym właśnie kadrze. Prawdziwa sielanka! Szkoda tylko, że są to ostatnie chwile spokoju w życiu tytułowego bohatera… |