Jak na postać, która istnieje od zarania Marvela, Hulk nie miał w naszym kraju szczęścia do publikacji. Teraz jest szansa, by sytuacja ta się zmieniła, a to za sprawą wydawnictwa Egmont i pierwszego tomu serii „Nieśmiertelny Hulk”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Za czasów TM-Semic Zielony pojawiał się sporadycznie na łamach różnych serii i dorobił się jednego solowego wydania „Mega Marvel”. Później były jeszcze pojedyncze pozycje od Mandragory i Muchy Comics i to wszystko. Sytuację nieco uratowała Wielka Kolekcja Komiksów Marvea, w ramach której poznaliśmy kilka klasycznych pozycji, jak „Niemy krzyk”, „W sercu atomu”, czy „Planeta Hulka”. Teraz jednak będziemy mieli szansę śledzić przygody Sałaty niemal na bieżąco w ramach linii wydawniczej Marvel Fresh. Nie ma więc żadnych podróbek, dublerów, ani Czerwonych Hulków, tylko nasz poczciwy Bruce Banner i jego wściekłe alter ego. Ostatnimi czasy świat mógł nieco odetchnąć, ponieważ Hulk był nieobecny. Po kolejnej niekontrolowanej przemianie, Bruce Banner poprosił swojego przyjaciela Hawkeye′a, by ten go zabił wbijając mu strzałę w podstawę czaszki. Wydawało się, że zabieg ten zakończył przygody osiłka na dobre. Jednak nie w Marvelu takie numery. Hulk okazał się o wiele bardziej niezniszczalny, niż to sobie do tej pory wyobrażano. W dzień przybierając postać Bruce′a Bannera, a nocą potwora Gamma, tuła się po bezdrożach Stanów Zjednoczonych, nie chcąc się rzucać w oczy. Los jednak lubi płatać mu niespodzianki, więc wkrótce na jego poszukiwania wybierają się zarówno Avengers, jak i wojskowi naukowcy, chcący wykorzystać jego zdolności w celach militarnych. Może to wszystko nie brzmi zbyt oryginalnie, bo zasadniczo z podobnego założenia wychodzili Stan Lee i Jack Kirby, tworząc Hulka, niemniej po latach udziwnień, taki powrót do korzeni wydaje się powiewem świeżości. Na razie oddzielamy grubą kreską potomka naszego bohatera z planety Saakar i większość hulko-podobnych herosów (zostaje tylko She-Hulk) i koncentrujemy się na tym, co od początku charakteryzowało tę postać, czyli konflikt wewnętrzny człowieka i potwora. Odpowiedzialny za scenariusz Al Ewing stworzył bardzo nastrojową, powoli rozkręcającą się opowieść, której bliżej do horroru, niż pstrokatych wyczynów Hulka w kinowym hicie „Thor: Ragnarok”. Banner zmuszony jest zmierzyć się po raz kolejny ze swoimi demonami, z których akurat transformacja w Hulka wcale nie jest tym najgorszym. Sam potwór również został przedstawiony nieco inaczej, niż do tej pory. Jest brutalny, wściekły, mrukliwy i wyjątkowo sarkastyczny. To wielka sztuka, by po dekadach odnaleźć własną interpretację kanonicznej postaci. Nieco mniej spektakularnie wypada strona graficzna komiksu, za którą w głównej mierze odpowiada Joe Bennett. Nie oznacza to jednak, że jest zła, wręcz przeciwnie. To wyższa półka rzemieślnicza. Przyznam, że znalazło się tu kilka kadrów, która naprawdę potrafią zrobić wrażenie, jak chociażby pierwsze wejście Hulka, które ma miejsce na dwustronicowym rysunku, albo nieco dalej, kiedy ten z sadystyczną satysfakcją wymalowaną na twarzy mówi, że „wyczuwa kłamców”. Tego typu rarytasów jest więcej. Jedynym zastrzeżeniem, jaki więc mogę mieć to ten, że Bennett nie ma na tyle charakterystycznego stylu, by po pobieżnym przekartkowaniu można było z całą pewnością powiedzieć, że to jego dzieło. Jednak w natłoku przeciętności, która trawi Marvela i tak jawi się jako jeden z jego największych talentów. Bardzo się cieszę, że Egmont zdecydował się nas uraczyć „Nieśmiertelnym Hulkiem”. Nie tylko dlatego, że do tej pory postać ta była w Polsce traktowana po macoszemu. To bowiem bardzo dobra pozycja, która powinna zadowolić każdego starego fana Sałaty, a jednocześnie być na tyle czytelną dla laików, że bez znajomości dotychczasowych wydarzeń spokojnie mogą od tego tomu zaczynać swoją przygodę z Domem Pomysłów.
Tytuł: Nieśmiertelny Hulk #1 Data wydania: 29 września 2021 ISBN: 9788328152298 Format: 244s. 167x255mm Cena: 69,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |