Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album efemerycznego kwartetu, w skład którego wchodzili Charlie Mariano, Jasper van ’t Hof, Arild Andersen i Edward Vesala.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nieczęsto zdarzało się w latach 70. czy 80. ubiegłego wieku, aby płyta nagrana przez takie tuzy czekała aż kilka lat na publikację. Dlaczego więc stało się tak z „Tea for Four”? Może z tego powodu, że początkowo muzycy traktowali tę sesję raczej jako spotkanie towarzyskie? A może zawiódł wydawca, który pierwotnie zobowiązał się wydać materiał, lecz później wycofał się z obietnicy? Tego, niestety, nie wiem. W każdym razie pomiędzy rejestracją tych utworów a ich upublicznieniem minęły cztery lata. To pierwsze miało miejsce w sierpniu 1980 – jakiż to był gorący, i to dosłownie, czas w Polsce! – w helsińskim studiu Takomo (istniejącym wtedy dopiero od trzech lat), to drugie stało się faktem w 1984 roku. Wydanie longplaya wziął na swoje barki jeden z muzyków – fiński perkusista Edward Vesala, który w tamtym czasie miał własną wytwórnię płytową, Leo Records. On też był inicjatorem tej sesji. W świecie jazzu – nie tylko europejskiego – Vesala (1944-1999) był już wtedy postacią pomnikową. Miał na koncie wielce udaną współpracę między innymi z Tomaszem Stańko i Rolfem Kühnem, ale również wiele znakomitych wydawnictw solowych. Komu zaoferował przyjazd do Helsinek? Innym legendom ówczesnego jazzu: amerykańskiemu saksofoniście (w czasie tej sesji ograniczył się bowiem tylko do tego instrumentu) Charliemu Mariano, holenderskiemu pianiście Jasperowi van ’t Hofowi (który był zaledwie kilka miesięcy po nagraniu albumu w duecie z niemieckim trębaczem Markusem Stockhausenem), wreszcie norweskiemu kontrabasiście Arildowi Andersenowi. Zebrało się więc nie tylko międzynarodowe, ale i nadzwyczaj doborowe towarzystwo. Z takiego spotkania musiała zrodzić się doskonała muzyka.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
I tak jest w rzeczywistości. „Tea for Four” to sześć kompozycji (w trzech „maczał palce” van ’t Hof, w dwóch Andersen, jedną stworzył Mariano, z kolei Vesala dorzucił swoje „trzy grosze” do jednego z dzieł Holendra), w których modern jazz miesza się z bardzo wysmakowanym i wyrafinowanym free jazzem. Na dodatek muzyka jest świetnie wyprodukowana, dzięki czemu dziś jeszcze brzmi bardzo świeżo. Trudno byłoby uwierzyć, że te nagrania mają już czterdzieści lat, choć tak jest w rzeczywistości. Longplay otwiera utrzymany w wyjątkowo optymistycznym tonie utwór zatytułowany „Croki”, w którym słyszymy, co nie jest oczywistością, cały kwartet. Numer ten jest o tyle zaskakujący, że z jednej strony mamy w nim wyraźnie słyszalne inspiracje rockiem progresywnym (głównie za sprawą syntezatorów Jaspera), z drugiej – nawiązania do world music (co jest zasługą Charliego). Nie brakuje również popisów solowych, podczas których na plan pierwszy wysuwają się kolejno saksofon, kontrabas, w końcu syntezator. Tempo jest nieśpieszne, więc każdy z solistów ma czas, aby cyzelować swoje dźwięki. Nic więc dziwnego, że całość brzmi perfekcyjnie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W zupełnie inne rejony wiedzie nas najkrótsza w całym zestawie – zaledwie trzyminutowa – „Melanie”, będąca stonowanym improwizowanym popisem jedynie dwóch instrumentalistów: Mariano i towarzyszącego mu na drugim planie Andersena. To zabrzmi być może nieprawdopodobnie, ale spokojnie można zakwalifikować tę kompozycję jako… freejazzową balladę. Delikatnością zaskakuje także „Misty Morning Light”, który otwierają subtelne dźwięki kontrabasu i powłóczyste syntezatory w tle. W dalszej części van ’t Hof sięga natomiast po fortepian elektryczny, który brzmi zresztą bardzo klasycznie (i romantycznie), by w finale ponownie jednak wrócić do syntezatorów. Tu też nie usłyszymy Vesali, który – jak widać – był gospodarzem tak gościnnym, że w pierwszej kolejności dbał o dobrostan swoich gości.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To zmienia się nieco w utworach zamieszczonych na stronie B. „Whizzle Whazzle” jest – dla odmiany – improwizowanym duetem Jaspera i Edwarda. Co ciekawe, ten pierwszy gra tym razem na organach, świetnie przy tym dogadując się z perkusistą. Intrygujące jest zwłaszcza to, jak obaj panowie bardzo płynnie przechodzą od fragmentów dynamicznych do stonowanych. Uszy przecierać można ze zdziwienia także po wysłuchaniu „Truka”, który przez większość czasu jest zagranym z mocnym groove’em knajpianym bluesem (wrażenie to potęguje fortepian akustyczny Jaspera i rytm nadawany przez Edwarda). W stronę jazzu ciągnie za to Arild (kompozytor utworu), z kolei Charlie zatrzymuje się pośrodku, jakby chcąc pogodzić ze sobą pozostałych kolegów. Pięknym zwieńczeniem longplaya jest natomiast „Silent Rain”. Mimo wyraźnego podziału na część klasyczną i improwizowaną, utwór ten utrzymany jest w jednolitej tonacji, wprowadzającej słuchacza w nastrój kontemplacyjnych (za sprawą organów, kontrabasu czy perkusyjnych talerzy). Po latach warto wracać do tej płyty. Idealnie obrazuje ona bowiem muzyczną ewolucję, jaką w tamtym czasie przechodzili zwłaszcza Jasper van ’t Hof i Charlie Mariano, reagując na nowe prądy w światowej muzyce (nie tylko jazzie). Wychodziło im to, jak słychać na „Tea for Four”, znakomicie. Ale przecież byli to fenomenalni instrumentaliści. Skład: Charlie Mariano – saksofon Jasper van ’t Hof – fortepian, fortepian elektryczny, organy, syntezator Arild Andersen – kontrabas Edward Vesala – perkusja
Tytuł: Tea for Four Data wydania: 1980 Nośnik: Winyl Czas trwania: 35:02 Gatunek: jazz W składzie Utwory Winyl1 1) Croki: 06:28 2) Melanie: 03:08 3) Misty Morning Light: 06:28 4) Whizzle Whazzle: 04:11 5) Truk: 06:15 6) Silent Rain: 08:35 Ekstrakt: 80% |