Ani nazwa zespołu (Gondhawa), ani tytuł jego debiutanckiej płyty („Käampâla”), ani nawet zawarta na niej muzyka (mocno orientalizująca) – nie wskazują na francuskie pochodzenie formacji. A jednak! Grupa ma swoją siedzibę, jak na do tej pory, w leżącym w Kraju Loary Angers. Choć kto wie, może kiedy zdobędzie popularność, muzycy postanowią przeprowadzić się do Paryża…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie licząc cyfrowych singli, „Käampâla” to pełnowymiarowy debiut istniejącego od trzech lat francuskiego tria, które swoją siedzibę ma w miejscowości Angers w Kraju Loary (w zachodnio-północnej części kraju). Liderem formacji jest najbardziej doświadczony z całej trójki jej perkusista (i nie tylko) Clement Pineau. Zanim powołał do życia Gondhawę, grał chociażby w popowo-rockowej grupie She Dreams in Vedas, z którą w 2015 roku zarejestrował album „Nothing But Sweet Dreams and Happy Endings”. Widocznie jednak nie taka muzyka grała w jego sercu, ponieważ wkrótce pożegnał się z dotychczasowymi kompanami i stanął na czele zespołu, który stylistycznie różni się od poprzedniego znacząco. Gondhawa łączy bowiem w swojej muzyce wpływy psychodelii i rocka progresywnego, ale ochoczo zahacza również o wpływy Orientu i afrobeat. Te ostatnie słyszalne są przede wszystkim za sprawą egzotycznych instrumentów, po jakie sięgają muzycy. Pineau na przykład korzystał w czasie sesji nagraniowej z… kamele n’goni. Cóż to takiego? Dziesięciostrunowa harfa popularna w krajach zachodniej Afryki, zwłaszcza Mali i Burkina Faso. Z kolei wokalista i gitarzysta Idriss Besselievre sięgnął po sanxian, czyli… trzystrunową chińską lutnię. Skład tria uzupełnia jeszcze mający zapewne korzenie słowiańskie (polskie? ukraińskie?) basista, gitarzysta i klawiszowiec Paul Adamczuk. W dwóch kompozycjach – „Konesay” oraz „Djoliko” – dodatkowo usłyszeć można jeszcze wykonującą wokalizy Margot Guilbert. „Käampâla” ukazała się 1 października tego roku, a wydała ją – na razie w wersji winylowej i cyfrowej – niezależna brytyjska wytwórnia Stolen Body Records (rodem z Bristolu).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na album składa się sześć utworów, których łączny czas trwania nie przekracza trzydziestu ośmiu minut. To kolejna rzecz, jaka upodabnia formację do zespołów z lat 70. ubiegłego wieku. Bo przecież stylistycznie Gondhawa także przynależy do tamtej epoki. I nic w tym oczywiście nie ma złego. Otwierający krążek niemal siedmiominutowy „Raba Dishka” z miejsca wprowadza w temat: orientalne instrumenty i afrykański zaśpiew Idrissa dominują w pierwszej części utworu, dopiero w drugiej muzycy przerzucają się na klasyczne rockowe gitary i perkusję. Z miejsca też podnosi się napięcie i poziom dynamiki, a Besselievre i Adamczuk – wzorem grup postrockowych – budują potężną ścianę dźwięku. W „Konesay” po raz pierwszy Idrissowi towarzyszy Margot, choć od razu należy zaznaczyć, że pełni wobec głównego wokalisty Gondhawy rolę czysto służebną, a jej głos traktowany jest jak kolejny instrument.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To kompozycja pełna kontrastów: normalny śpiew ustępuje miejsca melorecytacji, a rockowy czad (i przesterowane gitary) – subtelności i eteryczności. Wszystko po to, aby słuchacz nie poczuł się znużony. I rzeczywiście jest tu o to bardzo trudno. Zwłaszcza że w trzecim w kolejności – tytułowym „Käampâla” – trio wybiera się w jeszcze innym kierunku. To najbardziej jazzrockowy numer na płycie, w którym z jednej strony pobrzmiewają echa brytyjskiej sceny Canterbury (i Gongu), z drugiej natomiast – funkowego heavy metalu w stylu Amerykanów z Living Colour. Dotarłszy do tego miejsca, nie pozostaje nic innego, jak odwrócić winyl na stronę B i dać się ponieść „Assid Bubu”. Pod tym sympatycznym tytułem kryje się numer, który może przyprawić o zawał: po leniwej, mocno orientalizującej introdukcji następuje bowiem potężne rockowe uderzenie, z metalową sekcją rytmiczną w tle i psychodeliczną gitarą na pierwszym planie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po takiej dawce energii należy się słuchaczom chwila oddechu i zapewniają ją pierwsze minuty „Fortun Qüki”, w których Besselievre sięga po sanxian. Jeżeli Francuzowi o afrykańskich korzeniach zależało na tym, aby wypromować ten mało znany w Europie instrument – chyba mu się to udało. Jego niepowtarzalne brzmienie decyduje bowiem o niezwykłości całej kompozycji. Na dodatek, jak się okazuje, może on współistnieć z typowo rockowymi instrumentami – wszystko jest kwestią odpowiedniej wyobraźni i talentu aranżacyjnego. Płytę zamyka „Djoliko” – utwór najkrótszy, ale za to najbardziej klimatyczny. Czego spodziewać się po nim? Przygotujcie się na orientalny dark-folk (z wybijającym się kamele n’goni) oraz nałożonymi na siebie nastrojowymi wokalizami Idrissa i Margot Guilbert. Podsumowując: chociaż „Käampâla” nie jest arcydziełem, to jednak produkcją na tyle oryginalną, że z tego jednego powodu już godną uwagi. Mam tylko nadzieję, że muzycy nie zrezygnują po jednym albumie i będą w kolejnych latach pracować nad jeszcze pełniejszym „zbrataniem” rockowej tradycji i z egzotycznym folkiem. Skład: Idriss Besselievre – śpiew, gitara elektryczna, sanxian Paul Adamczuk – gitara basowa, gitara elektryczna, instrumenty klawiszowe Clement Pineau – perkusja, instrumenty perkusyjne, chórek, kamele n’goni
gościnnie: Margot Guilbert – wokaliza (2,6)
Tytuł: Käampâla Data wydania: 1 października 2021 Nośnik: Winyl Czas trwania: 37:58 Gatunek: rock W składzie Utwory Winyl1 1) Raba Dishka: 06:55 2) Konesay: 06:56 3) Käampâla: 06:10 4) Assid Bubu: 06:04 5) Fortun Qüki: 07:09 6) Djoliko: 04:44 Ekstrakt: 70% |