Drugi tom „Isoli” utrzymuje poziom pierwszego. Utrzymuje też poziom zagadkowości świata. Niby fantasy, a w jednym kadrze wyraźnie widać rury od instalacji wodociągowej…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Strażniczka pogranicza, młoda Rook, przedziera się przez mokradła, lasy i skaliste kaniony, starając się dotrzeć na tytułowa wyspę wraz z przemienioną w czarno-seledynowego tygrysa królową Olwyn. Świat różni się od naszego florą i fauną i wygląda jak kraina fantasy inspirowana trochę starożytnym Egiptem, a trochę Mezoameryką sprzed konkwisty. Mieszkańcy mają rysy wschodnioafrykańskie lub środkowoazjatyckie, zaś broń i ubrania nie kojarzą się z niczym konkretnym (albo kojarzą ze wszystkim). Sporadycznie pojawiają się rzeczy nam współczesne: majtki typu figi, spodnie o dżinsowym kroju, okulary czy wspominane już rury. Być może jest to świat, który osiągnął nasz poziom rozwoju, po czym na skutek jakiejś katastrofy gwałtownie się cofnął. W uniwersum tym funkcjonuje też magia: na razie nie wiemy dokładnie, na jakich zasadach działa i na co pozwala, poza tworzeniem hybryd z ludzkich i zwierzęcych części ciała. No i oczywiście zaklinania ludzi w tygrysy (oraz inne futrzaki, co się okazuje mniej więcej w połowie tomu). Fabuła drugiego tomu niewiele się różni od pierwszego. Rook i Olwyn w swojej wędrówce spotykają dziwne plemiona oraz pojedyncze osoby. Rzadko kiedy ludzie są do nich życzliwie nastawieni. Do tego bohaterki zaczyna prześladować dziwaczny pająkokształtny stwór-duch, mający najwyraźniej powiązania z rodzinnymi zaszłościami. Nieco mniej niż w poprzednim tomie jest snów i halucynacji utrudniających śledzenie akcji i zrozumienie, co jest realne. Zresztą do tego ostatniego problemu przyznaje się w pewnej chwili sama Rook…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Od strony graficznej nie ma na co narzekać – może co najwyżej na upodobanie twórców do poziomych, wąskich kadrów. Wszystkie postaci mają właściwe proporcje ciała, a pozy i ruchy są realistyczne. Nawet wyrazy twarzy w sytuacjach skrajnych emocji wyglądają dobrze, co nie wszystkim grafikom się udaje. Ciekawe są też „wyrazy twarzy” tygrysicy: oddają każdy stan jej ducha bez popadania w karykaturę. Cały styl rysowania i kolorowania może kojarzyć się z dopracowanym filmem rysunkowym. Światło ładnie oddaje pory doby oraz pogodę, tła są piękne i precyzyjne, z zastosowanym tu i ówdzie efektem rozmycia, jeśli należy skupić uwagę na pierwszym planie. Intensywna kolorystyka nie popada na szczęście w pstrokaciznę; poszczególne plansze utrzymano w konkretnej gamie barwnej, ciepłej lub zimnej. Trochę brakuje mi w niektórych scenach dialogów – lub choćby monologów, bo tygrysica nie mówi – które mogłyby coś wyjaśnić, najlepiej z sytuacji geopolitycznej. Trwa jakaś wojna, ale nie wiemy, z kim. Wiele leśnych i „kanionowych” plemion funkcjonuje chyba poza nawiasem jakiejkolwiek państwowości – co akurat nie dziwi, jednak wolałabym wiedzieć na pewno w jakich relacjach pozostają do królestwa i siebie nawzajem. Bardzo długie sekwencje dzieją się w całkowitej ciszy, jeśli nie liczyć ryków czy wrzasków, oddawanych specyficznym liternictwem, częściowo tylko podobnym do naszego alfabetu. Również niektórzy tubylcy porozumiewają się językiem przedstawianym za pomocą przedziwnego pisma czy może ideogramów – a co gorsza, jeden z twórców w załączonej na końcu tomu „prezentacji ekipy Isoli” (utrzymanej w formie zabawnych rysuneczków) twierdzi, że nie są to znaki przypadkowe, lecz sensowne dialogi! Jak można robić coś takiego czytelnikowi, gdzie się podziała dawna tradycja umieszczania tłumaczeń w przypisach?!
Tytuł: Isola #2 Data wydania: 1 października 2021 ISBN: 9788382301489 Format: 144s. 170 × 260 mm Cena: 49,00 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 80% |