powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXII)
grudzień 2021

W polskim slasherze nie dzieje się nic
Bartosz M. Kowalski ‹W lesie dziś nie zaśnie nikt 2›
Nie podobał mi się pierwszy „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, ale to, co się dzieje w drugiej części, sprawia, że zacząłem traktować tamten film z o wiele większym uznaniem.
ZawartoB;k ekstraktu: 10%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierwszy polski slasher, jak określano „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, stanowił nieudolną próbę oddania hołdu temu specyficznemu gatunkowi horrorów. Mieliśmy w nim wszystkie obowiązkowe elementy tego typu produkcji – nastolatków w lesie, charakterystycznych morderców, final girl w osobie Julii Wieniawy, a nawet zdziwaczałego samotnika mieszkającego „dwa dni drogi od jakiejkolwiek cywilizacji” (przypominam – akcja rozgrywa się na Mazurach). Szkoda tylko, że trójka scenarzystów nie ustaliła jaki film chce nakręcić. Podczas gdy jedni tworzyli horror z mrugnięciem oka do fanów, inni komediową farsę z nutą gore. W efekcie nie mieliśmy ani jednego, ani drugiego.
Tym razem odpadł Jan Kwieciński, ale Bartosz M. Kwiatkowski i Mirella Zaradkiewicz w dalszym ciągu nie dogadali się co do kierunku, w jakim ma podążać kontynuacja. Tylko, że bardziej. Bo tym razem, pomimo większego udziału morderczych monstrów (by nie zdradzać za dużo, powiem tylko, że wcale nie chodzi o grubasów z jedynki), horror został całkowicie wyparty przez koszmarnie ciężkostrawną mieszankę pastiszu z dramatem.
Zaczynamy w miejscu, w którym skończyła się poprzednia część. Zosia (Julia Wieniawa) dociera na komisariat policji (raczej nie zajęło jej to dwóch dni), a tam… wsadzają ją do celi, obok dwóch spasionych morderców, którym dopiero co uciekła. Sierżant Waldek Gwizdała (Andrzej Grabowski) stara się ustalić, co właściwie zaszło i zabiera dziewczynę do domu, w którym zginęli jej znajomi. Jednak czarna moc meteorytu, który zamienił dzieci w żądnych krwi mutantów, ponownie pokazuje swoją moc.
Pomimo powyższego opisu, to jednak nie Zosia, ani sierżant Waldek są głównymi bohaterami tego dramatu, a młody policjant Adam Adamiec. Jest rasowym pierdołą i tchórzem, którym pomiata nawet sprzedawca w pobliskim sklepie. Śni jednak o wielkich, bohaterskich czynach. Na przykład o tym, że odbije piękną białogłowę z balu wampirów. Normalnie takie postacie wzbudzają sympatię, ale nie tym razem. Jego sieroctwo jest tak wielkie, że aż irytujące. Ale nie jest on ewenementem. W obsadzie ciężko znaleźć kogokolwiek, kogo byśmy polubili, czy chociażby mgliście zainteresowali się jego losem. Może co najwyżej postacią graną przez Grabowskiego, której bliżej do Kiepskiego, niż Gebelsa z „Pitbulla”.
To jednak tylko jeden z wielu problemów niniejszej produkcji. Kolejnym jest wiejąca z ekranu nuda. Rozumiem, że powolna akcja ma na celu budowanie atmosfery, tyle tylko, że tu atmosfery brak. Świadczy o tym twist fabularny, który wywraca nasze spojrzenie na naturę zła rozsiewaną przez meteoryt. Rozumiem, że to również miał być taki żart skierowany do wiernych horroromaniaków, by spojrzeć na wszystko z perspektywy łotra, ale tego typu rzeczy robiono już wcześniej z o wiele lepszym skutkiem, że wymienię tylko rewelacyjny „Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon”.
A przecież można było się zabawić w odwrócenie kota ogonem. Wtedy nawet wyjątkowo nieapetyczna scena seksu dwóch postaci w lateksowych strojach potworów mogłaby przejść do historii – jako pastisz kina gore. Tymczasem reżyser podświadomie dał się ponieść myśli polskiej sztuki filmowej spod znaku kina moralnego niepokoju, zamieniając końcówkę w pseudopsychologiczny dramat, mówiący wiele o świecie i nas samych. Co prawda nie wiem, co to mogło być, ale ewidentnie coś ważnego. Można to wyczytać z oczu popełniających samobójstwo bestii.
Ostatnim, co mogło uratować ten film od totalnej klęski, to efektowne sceny morderstw. Fani slasherów wiele wybaczą, pod warunkiem, że da się im porządny rozlew krwi. Ale i tu mamy do czynienia z katastrofą. Niby są momenty, kiedy ludzi rozrywa się na pół, czy wyrywa im flaki przez gardło, ale kiedy robi się to nieudolnymi efektami komputerowymi, przy których „Rekinado” wygląda niczym superprodukcja, to nie mamy o czym rozmawiać.
Jeśli zatem pierwszą część „W lesie dziś nie zaśnie nikt” mogliśmy uznać za pierwszy polski slasher, który miał wypromować ten gatunek na naszym podwórku, to część druga właśnie ją dobiła. Po takim gniocie nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się kopał z koniem i próbował inwestować w coś, co ewidentnie nam nie wychodzi.



Tytuł: W lesie dziś nie zaśnie nikt 2
Data premiery: 27 października 2021
Zdjęcia: Cezary Stolecki
Rok produkcji: 2020
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 96 min
Gatunek: groza / horror
Zobacz w:
Ekstrakt: 10%
powrót; do indeksunastwpna strona

47
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.