powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CCXIII)
styczeń-luty 2022

Kierunek - punkt zero
Mahmud Asrar, Adriano Di Benedetto, Ed Brisson, Yildiray Cinar, Pere Pérez, Matthew Rosenberg, R.B. Silva, Kelly Thompson ‹Uncanny X-Men. Upadek X-Men›
Linia wydawnicza Marvel Fresh już się zadomowiła na naszym rynku. Prawie. Bo do tej pory nie otrzymaliśmy pozycji poświęconej mutantom. Oto i ona, pod niezbyt optymistycznym tytułem „Uncanny X-Men: Upadek X-Men”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Uncanny X-Men. Upadek X-Men›
‹Uncanny X-Men. Upadek X-Men›
Siedemnaście lat temu Brian Michael Bendis zaszokował komiksowy świat, realizując swój „Upadek Avengers”. Był to kontrowersyjny ruch, który wprowadził jednak powiew świeżości do skostniałe formuły, dając miejsce kolejnym znaczącym wydarzeniom, jak „Tajna inwazja” czy „Wojna domowa”. Tym samym tropem idą teraz scenarzyści „Uncanny X-Men” – Ed Brisson, Matthew Rosenberg i Kelly Thompson. W momencie, gdy pozamykano już główne wątki z okresu Marvel Now 2.0, czyszczą przedpole dla całkiem nowej koncepcji mutantów.
Robią to z rozmachem, ponieważ od samego początku komiksu, zapowiadają, że zdarzenia, o których przeczytamy będą miały apokaliptyczny charakter. Oto bowiem po środku pustyni pojawia się jezioro, w którym zaczyna kiełkować nowe życie, w oceanach pojawiły się megalodony, a po Montanie biegają tyranozaury. Wygląda na to, że wszystko ma związek z X-Menami. Ktoś porywa Kitty Pryde, Jean Grey zostaje zaatakowana przez nieznaną siłę, dającą ludziom nadnaturalne zdolności, zaś zduplikowany Maddox wywołuje chaos w czasie wiecu senatora Ashtona Allena, który nie jest miłośnikiem homo superior. To tak, jakby zaczęła się ziszczać rzeczywistość Ery Apocalypse′a… Tyle, że bez Apocalypse′a.
Odwołanie do słynnego eventu z lat 90. nie jest przypadkowe, ponieważ zabierając się za „Upadek X-Men”, trzeba przygotować się na spore zamieszanie związane z alternatywnymi rzeczywistościami i walkami psionicznymi, rozgrywającymi się bezpośrednio w świadomościach postaci. Dobra wiadomość jest jednak taka, że daje się to dość łatwo ogarnąć, bez znajomości zamierzchłych wydarzeń. Chodzi raczej o nawiązania i ukłony dla starych fanów. W miejsce Apocalypse′a mamy nowego Mesjasza, a zamiast Czterech jeźdźców Apokalipsy są Czterej Jeźdźcy Pokoju. Co ciekawe w jednej i w drugiej czwórce pojawia się Angel, ot pech mutanta, który ma skrzydła i jednoznacznie kojarzy się z biblijnymi wątkami.
Uspokoję jednak tych, którzy chcieliby palić ten komiks na stosie i wzywać do krucjat przeciw Marvelowi. Nie dzieje się tu nic obrazoburczego. Owszem, główny antagonista wygląda jak newageowy Jezus, ale nie chodzi w tym o żadne szydzenie z religii, co po prostu o popkulturowy wizerunek mesjasza. Reszta to już ewidentne majaki szaleńca, które nawet niespecjalnie udają, że mamy do czynienia z polemiką na tematy teologiczne. W końcu scenariusza nie pisał Alan Moore.
Cieszy natomiast to, że choć akcji nie brakuje, to jednak nie wszystko zostało podporządkowane wybuchom. Z głównym antagonistą dużo się rozmawia, zanim dojdzie do finalnej batalii. Są pokazane dramaty większe i mniejsze poszczególnych X-Menów. Choć wiadomo, że przy tak dużej ilości bohaterów nie da się dojść do głosu wszystkim. Sporo na tym tracą zwłaszcza X-23 i Nightcrawler (wymieniam tylko tych z okładki), których wciąż widzimy jako tło drugiego planu.
Bardzo ciekawie i przekonująco wypada natomiast konflikt starych X-Men z młodymi (Armor, Pixie, Rockslide, Oya, Anole, Glob). Ci drudzy mają za złe tym pierwszym, że nie traktują ich poważnie i w czasie kryzysu dostają zadania trzeciego sortu, do wykonania których Storm, czy Jubilee by się nie zniżyli, jak patrolowanie miejskich ścieków. W sumie ich irytacja jest całkiem usprawiedliwiona, biorąc pod uwagę, że już niejedno widzieli, zaś pierwsi X-Meni zaczynali swoje poważne zadania kiedy byli jeszcze młodsi.
Jeśli myślicie, że trzech scenarzystów w jednej historii to za dużo, w takim razie spieszę donieść, że nad rysunkami pracowało w sumie osiem osób. Zazwyczaj w takim tłumie dochodzi do zaburzenia klimatu, kiedy ciągle zmieniają się style grafiki. Tu ten problem został rozwiązany w ten sposób, że dobrano osoby o podobnym sznycie i szczerze mówiąc nie zauważa się nawet za bardzo, że nagle zmienia nam się twórca. Do tego stopnia, że dopiero kiedy jeszcze raz przejrzałem listę płac, zorientowałem się, że swoje trzy grosze dołoży Mark Bagley, którego raczej jest rozpoznawalny. Same rysunki natomiast można określić, jako solidną, rzemieślniczą robotę, ale nic ponadto. Nie traficie na kadry, przy których zatrzymalibyście się na dłużej, ale też nie ma niczego, co by powodowało zgrzytanie zębów.
Przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczony „Upadkiem X-Men”. W czasie trwania Marvel Now 2.0 mutanci nie mieli dobrej passy i wyraźnie brakowało jednego kierunku, w którym ich historia miała się rozwijać. Tu natomiast całkiem zgrabnie połączono cel, którym było doprowadzenie wszystkiego do punktu zero, z zagraniem na nostalgii za latami 90., oraz interesującą fabułą, podbijaną konfliktami wewnętrznymi w drużynie. Nie wiem, czy pozycja ta w pełni zasługuje na tak wysoką notę procentową, jaką chcę wystawić, ale dawno żadnych „X-Menów” tak dobrze mi się nie czytało, więc zaryzykuję.



Tytuł: Uncanny X-Men. Upadek X-Men
Data wydania: 8 grudnia 2021
Przekład: Marek Starosta
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788328152311
Format: 272s. 167x255mm
Cena: 69,99
Gatunek: superhero
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

149
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.