Wbrew pozorom, to nie Clint Eastwood, jak mogłoby się wydawać, jest tytułowym „macho”. I dobrze. Bo w ponad dziewięćdziesięcioletniego twardziela trudno byłoby widzom uwierzyć, nawet gdyby miał on twarz postarzałego Harry’ego Callahana. Eastwood, zdając sobie doskonale sprawę ze swoich ograniczeń, w „Cry Macho” wciela się w człowieka, który przed śmiercią chce spłacić długi i znaleźć bezpieczną przystań.  |  | ‹Cry Macho›
|
Zastanawiam się, jak bardzo inny byłby „Cry Macho”, gdyby powstał pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, jak pierwotnie to planowano. Albo gdyby nie zagrał w nim głównej roli Clint Eastwood, lecz któryś z innych hollywoodzkich gwiazdorów, z jakimi prowadzono w kolejnych latach rozmowy (Robert Mitchum, Roy Scheider, Pierce Brosnan czy – tak, to nie żart! – Arnold Schwarzenegger). Eastwood sprzed ponad trzech dekad zrobiłby z tego zapewne nostalgiczny komediodramat w stylu „Bronco Billy” (1980), pozwalając sobie przy okazji, obok kilku wzruszających scen, na parę klasycznych westernowych mordobić (zwłaszcza że okazji do tego jest mnóstwo). Ale ponad dziewięćdziesięcioletni aktor i reżyser nie mógł już sobie na to pozwolić, nie chcąc wypaść na ekranie – groźba tego byłaby bowiem bardzo realna – groteskowo, a nawet żałośnie. Stąd uwypuklenie innych istotnych elementów z powieści N. Richarda Nasha (1913-2000). Mike Milo (w tej roli Eastwood) to dawna gwiazda rodeo. Samotnik po przejściach, który utrzymuje się na powierzchni tylko dlatego, że pomocną dłoń wyciąga do niego stary znajomy Howard Polk (gra go Dwight Yoakam), bogaty właściciel stadnin. Wiek daje jednak o sobie znać i Mike nie jest już w stanie właściwie wykonywać swojej pracy, zostaje więc zwolniony. Rok później Howard zjawia się u niego, by poprosić go o przysługę. Chce, aby Milo wybrał się do Meksyku i przywiózł stamtąd do Teksasu jego trzynastoletniego syna, owoc namiętnego i szalonego romansu z Meksykanką Letą (chilijska aktorka Fernanda Urrejola). Kobieta prowadzi hulaszczy tryb życia, korzystając z biznesu, jaki przed laty otworzył na jej nazwisko Polk. Synem praktycznie się nie interesuje, ale nie chce też z jakiegoś powodu (później wychodzi to na jaw), by chłopiec trafił do ojca. Rafaela (Eduardo Minett) praktycznie wychowuje ulica. Na życie zarabia, biorąc udział – wraz ze swoim pupilkiem o imieniu… Macho – w walkach kogutów. Kiedy Mike składa mu propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, wyraża zgodę. Wspólna droga przez meksykańskie pustkowia, podczas której nie brakuje niebezpieczeństw, zbliża do siebie chłopca i starca, mogącego być jego pradziadkiem. „Cry Macho”, podobnie jak poprzednie aktorsko-reżyserskie dzieło Eastwooda, czyli „Przewodnik” (2018), jest filmem drogi. Milo pod wieloma względami przypomina zresztą Earla Stone’a: jak on ma do naprawienia kilka życiowych błędów i kilka długów do spłacenia. O ile do tej pory los nieczęsto mu sprzyjał, teraz moneta się odwraca, stawiając na drodze Mike’a osoby, które mogą ukoić ból jego duszy. Jak chociażby doświadczona przez życie meksykańska wdowa Marta (Natalia Traven), której Eastwood reżyser przydaje – symbolicznie – cechy madonny. „Cry Macho” to film przepełniony smutkiem, ale też wielką nadzieją. Widać u schyłku kariery Clint postanowił dzielić się z widzami pozytywnym przesłaniem, obecnym przecież także w „Przemytniku”.
Tytuł: Cry Macho Data premiery: listopad 2021 Rok produkcji: 2021 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 104 min Gatunek: dramat, thriller, western EAN: 7321930400535 Ekstrakt: 70% |