„Śledztwo” Stanisława Lema, podobnie jak „Głos Pana”, tak naprawdę opowiada o byciu ślimakiem. W tej powieści widać jednak mniej korzyści z takiego stanu rzeczy.  | ‹Śledztwo›
|
Dlaczego? „Głos Pana”, jak pisałem niedawno, dotyczy naszych ślamazarności i prymitywności, które widać, kiedy porównać nas do wielu innych skrawków wszechświata. Chodzi więc o to, że jesteśmy wobec nich jak ślimaki wobec ludzi. I że – to już w moim, optymistycznym odczytaniu – dostrzeżenie tej okoliczności uczy pokory, przeto dobrze jest widzieć, iż tak naprawdę nasze znaczenie i potęga są w istocie niewielkie; a niekiedy trudno nie zwrócić na to uwagi. Gorzej, że bywamy też ślimakami w porównaniu do naszej, ślimaczej rzeczywistości. Bo o tym właściwie opowiada powieść: ludzkie sprawy również wielokroć pozostają niepodatne na wyjaśnienie. Przy czym w mniejszym stopniu mowa tutaj o fabule jako pretekście do filozoficznych rozważań; te właściwie w najściślejszym sensie pojawiają się dopiero pod koniec, chociaż na wcześniejszych stronach też nie są bez znaczenia i regularnie podobna je tam znaleźć. Może zresztą ta większa eseistyczność „Głosu Pana” stąd wynika, że zaistniał dekadę później. Z pozoru – i nie tylko z pozoru – „Śledztwo” to kryminał. Oto w Anglii co jakiś czas znikają ludzie. Ludzie, należy podkreślić, martwi, prawda to czy złuda, którzy w pewnym momencie opuszczają kostnice; opuszczają je – jak wolno podejrzewać – z cudzą pomocą. Teoria, że robią to bez udziału innych, zostaje, owszem, przez śledczych rozważona, nie wydaje się jednak, aby sam Lem traktował ją z powagą. Tu sedno, że pozostałe sugestie jawią się jako niewiele bardziej prawdopodobne. „Śledztwo” bowiem jest atrakcyjną opowieścią o trudnych, nieudanych policyjnych próbach. O błędach samych przedstawicieli Scotland Yardu – zwłaszcza jednego, który jest głównym bohaterem – i o wynikającym z nich ciężarze emocjonalnym. Ale ważniejsze jest, że biorą się owe kłopoty z czegoś więcej niż osobistych niezdolności. Niechby z tego, że współcześnie, choćby ze względu na zaludnienie, sam świat człowieka jest już zbyt skomplikowany, by nasz gatunek miał nad nim jakąkolwiek władzę. Pojawia się koncepcja – dziś, jak się zdaje, dużo bardziej zrozumiała niż przed sześćdziesięciu laty – iż nie jesteśmy niczym więcej niż piony na technicznej szachownicy. Koncepcja przypominająca choćby jeszcze starszy zarys wiążących się z rozwojem niebezpieczeństw, który został przedstawiony dla przykładu w Jüngerowskiej „Perfekcji techniki”. To jednak wyłącznie któraś z teorii; czy trafna w ramach powieściowej narracji? – nie sposób odpowiedzieć. Rzecz w tym, że wynikałby z niej nie tylko za każdym razem logiczny, ale i konsekwentny porządek.  | ‹Śledztwo›
|
Lecz może – to nakreślone zostało najwyraźniej – nie jesteśmy błahymi, bezmyślnymi figurami na powierzchni służącej do gry nieokiełznanym przez nas siłom, bo żadnej uporządkowanej powierzchni nie ma? Wówczas także bylibyśmy pionkami, ale nie na szachownicy, tylko w pozbawionej sensu, a kto wie, czy nie bezdennej otchłani. Taki „(…) świat – napisał Lem w «Śledztwie» – nie jest rozsypaną przed nami łamigłówką, tylko zupą, w której pływa[my] bez ładu i składu”. Jak – przychodzi mi na myśl – pijane ślimaki na listku porwanym przez wichurę, które od czasu do czasu wchodząc na siebie wzajem, sądzą, oszołomione tym połączeniem, że wszystkie razem są jedną istotą, bez początku ni końca. I w tym na siłę szukają nadziei: zdaje im się, kiedy zwracają uwagę tylko na siebie, że to, co wokół, to jakaś zrozumiała ślimacza konstrukcja, konstrukcja, w której uczestniczą. Czasem próbują obliczyć, jaką mają długość – i powstaje matematyka. Porównać wielkość ślimaczych rogów – statystyka. Rozważyć, w jaki sposób są częścią całości, a nawet skąd się wzięły i czy wolno do wnętrz innych części wsuwać ryjek, aby skorzystać z gruczołów jadowych – filozofia i etyka. To jednak nie wystarcza: bo czy nie powinny przyznać nadrzędnej mocy temu listkowi, po którym pełzają, bądź potędze, od której się on wygina? Tak oto budują religię. Tyle że listek może się rozpaść albo zatrzymać, a cząstki mogą się rozłączyć. I wtedy okazuje się, że te zlepienia rzeczywistości były ułudą. Czy jednak zupełny nieporządek, co prawda nie do pojęcia, ale z teoretyczną szansą na odkrycie – jeśliby tylko móc oddzierać kolejne warstwy istnienia aż do samego końca – ma prawo istnieć tak jak one? Myślę, że na większą skalę we wszechświecie – wbrew niektórym sugestiom Lema i licznych współczesnych luminarzy – nie ma chaosu. Bo wówczas kosmos, już z nazwy przecież chaosowi przeciwny, rozpadłby się w tym okamgnieniu, w którym powstał; o ile w ogóle w najściślejszym rozumieniu wolno mówić o jego powstaniu. Ale w ludziach-ślimakach zawsze będzie sporo bezładu. Bez wyjątku. PS Jest jeszcze jedno współbrzmienie „Głosu Pana” z ową powieścią. Również we wcześniejszym „Śledztwie” „[p]omału można doprowadzić nawet konklawe do kanibalizmu. Byle postępować stopniowo, krok za krokiem”.
Tytuł: Śledztwo Data wydania: 4 sierpnia 2016 ISBN: 978-83-08-06181-7 Format: 288s. 123×197mm Cena: 29,90 Gatunek: fantastyka, kryminał / sensacja / thriller
Tytuł: Śledztwo Data wydania: 19 października 2017 ISBN: 978-83-7927-974-6 Format: CD mp3; 7 godz. 47 min. Cena: 29,90 Gatunek: fantastyka, kryminał / sensacja / thriller |