Twórcy „Rat Queens” mieli ciekawy pomysł na serię, niemniej z biegiem czasu coraz trudniej wykorzystać im jej potencjał. Świadczy o tym chociażby szósty tomik przygód Szczurzych Królowych – „Piekielny szlak”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na początku Szczurze Królowe były wdzięcznym kwartetem. Dziewczyny zostały dobrane tak, by każda w jakiś sposób się wyróżniała. Łączyło je jednak zamiłowanie do awantur i imprezowania. Było to odwrócenie standardów świata fantasy, gdzie kobiety były albo księżniczkami, którym miękną kolana na widok rycerzy w lśniących zbrojach, albo zbuntowanymi amazonkami, które były ponad uciechy cielesne. W przypadku naszych bohaterek jest inaczej. Piją, przeklinają i wyrywają facetów (oraz kobiety), a wszystko to w przerwach między kolejnymi niebezpiecznymi wyprawami. Z czasem krąg Królowych zaczął się rozrastać, przez co powoli rozmywał się ich charakter. Zwłaszcza, że scenarzysta Kurtis J. Wiebe nie potrafi zapanować nad skomplikowanymi relacjami między nimi, szarpiąc się od jednego wątku do drugiego, by następnie przerwać go w połowie i wrócić do pierwszego. Niestety „Piekielny szlak” również cierpi na tę przypadłość. Być może nawet bardziej, niż którykolwiek z wcześniejszych tomów. Królowe nawiedza ich dawna znajoma Sadie (obecnie będąca hybrydą człowieka i sowy) i proponuje im misję zajęcia się bandą wyjątkowo krwiożerczych orków. Temat ten bardzo zainteresował kochanka krasnoludki Violet, Dave′a, oraz Bragę, którzy także są orkami. Drużyna szybko ruszyła na wyprawę, ale zamiast iść prostą drogą, nie wiedzieć czemu, postanowiła pchać się do nieprzyjaznej jaskini, gdzie czekały na nią kolejne kłopoty. Z koleżankami nie poszła jednak Delilah, która miała swoje własne plany. Nie bardzo dowiadujemy się jednak jakie, ponieważ ledwie przekroczyła próg domu, została porwana do siedziby bogów, gdzie od Bogini Miłości dowiaduje się, że awansowała do boskiego panteonu. Kiedy tak o tym piszę, wszystko wygląda dość jasno i sprawia wrażenie pozycji pisanej z jajem, wyśmiewając utarte schematy rządzące fantasy. Otóż tak nie jest. Nie mogę założyć, że Kurtis J. Wiebe świetnie się bawił wymyślając scenariusz, ale albo dał się porwać chwili i zaproponował strumień świadomości, albo nie potrafił w jasny i klarowny sposób zaprezentować swoich pomysłów. Całość wyszła bowiem nie tylko mało śmiesznie i sztywno, ale do tego całkiem nieprzekonująco i chaotycznie, co sprawia, że mniej więcej po przebrnięciu przez jedną czwartą komiksu całkiem traci się nim zainteresowanie. Wątek Królowych i orków wygląda, jakby powstał w czasie sesji RPG. Mamy więc typowe zagajenie akcji, kiedy zjawia się ktoś (Sadie) oczekując pomocy, następnie następuje seria przygód, by urozmaicić podróż (w tym potwór, który zupełnie jest nie na miejscu), moment rozprężenia, kiedy to gracze łapią głupawki, czekając na pizzę, by wreszcie, najedzeni, na końcu uderzyć w poważne tony. Klimat tej opowieści zupełnie się nie klei, a wydarzenia są zaprezentowane w tak nieinteresujący i pokręcony sposób, że ciężko za nimi nadążyć. Zwłaszcza, że sięgamy do wątków, które dawno temu przemknęły przez serię „Rat Queens” i całkiem o nich zapomnieliśmy. Warto też dodać, że niektóre rozwiązania trudnych sytuacji też wyglądają, jakby zostały wyjęte żywcem z RPG. W pewnym momencie gracze mają totalnego pecha i wypadają im same beznadziejne rzuty kostkami i w zasadzie powinni zginąć, ale ktoś wykorzystuje punkt przeznaczenia, by się ocalić w cudowny sposób, wobec czego mistrz gry/scenarzysta wyciąga z kapelusza postać, która ich ratuje – ale w zasadzie do końca gry/komiksu nic więcej się z nią nie dzieje. Nie lepiej wygląda wątek Delilah w boskim świecie. Im bardziej w to brniemy, tym bardziej robi się czerstwo i bezsensownie. Tak po prawdzie do samego końca nie wiadomo, czy jest to tylko żart, czy na serio. Sytuację nieco ratuje strona wizualna komiksu, za którą odpowiada Owen Gieni. Przynajmniej on dobrze rozumie na czym polega fenomen Królowych i stara się jak może, by całość była atrakcyjna dla odbiorcy. Jest więc dynamicznie, czasem krwawo, a kiedy indziej odrobinę pikantnie. Podoba mi się również zabawa różnymi stylami, która uwidacznia się na przykład w retrospekcjach. Na deser otrzymujemy krótką wariację na temat Szczurzych Królowych w klimacie cyberpunkowym. Może nie jest to rzecz najwyższych lotów, ale i tak ciekawsza od głównej historii. Co tu dużo mówić, w ostatecznym rozrachunku jest słabo. „Piekielny szlak”, to jak na razie najsłabsza część serii i niestety nie wygląda na to, by miała ona w najbliższym czasie wspiąć się na wyżyny. Szkoda, bo wydaje mi się, że wciąż tkwi w niej sporo niewykorzystanego potencjału. Bo fakt, że nasze bohaterki są wojownicze i zdecydowanie za dużo przeklinają, nie sprawia, że mamy do czynienia z feministycznym odbiciem fantasy.
Tytuł: Rat Queens #6: Piekielny szlak Data wydania: 21 czerwca 2021 ISBN: 9788382300383 Format: 152s. 170x260 mm Cena: 44,00 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 40% |