W „Head Lopper i wyprawa do Schodów Mulgrida” po raz czwarty spotykamy dekapitatora Norgala, który po chwilowej zadyszce znów jest w formie!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Do tej pory każdy tom „Head Lopper” stanowił osobną historię i nie łączył się specjalnie z poprzednimi. Wśród bohaterów jedynym, który się powtarzał był Norgal, oraz głowa wiedźmy Agathy, choć nie wiem, czy gadający, odcięty czerep można nazwać bohaterem. Teraz jest nieco inaczej. Kontynuujemy bowiem to, co wydarzyło się w „Head Lopper i rycerze Venory”. Choć tak po prawdzie nie trzeba znać poprzedniego albumu. Wystarczy świadomość, że Norgal i Agatha nie są już sami, albowiem podróżują z nimi wojowniczka Brishka, nosicielka żyjącego własnym życiem kostiumu Cienia z Jezabah i jednooki przedstawiciel niepozornej, niebieskoskórej rasy Kozioł z Siwobrodych. Trójka ta (plus głowa) przemieszcza się od miasta do miasta, oferując swe usługi dekapitacji temu, kto będzie chciał za nie zapłacić. Taki tryb życia nie bardzo odpowiada Brishce, która uważa, że niepotrzebnie się narażają, skoro zostali wyznaczeni na obrońców głowy wiedźmy. Norgal jednak ma plan, który wiąże się z tytułowymi Schodami Mulringa. By do nich dotrzeć musi jednak wpierw udać się do miasta Arnak Pluth, konsekwencją czego jest to, że będzie się musiał zmierzyć z grzechami przeszłości. Tymczasem mroczny władca ciemności Mung wysyła oddział swoich najlepszych siepaczy, którzy mają znaleźć głowę Agathy i zabić wszystkich, którzy staną im na drodze. Po ostatnich, nieco mętnych przygodach naszego dekapitatora, przestraszyłem się, że twórca rysunków i scenariusza Andrew MacLean stracił pomysły na to, w którą stronę ukierunkować tytuł. Wyglądało bowiem na to, że z początku wpadł na pomysł barbarzyńcy z wielkim mieczem, który nosi gadający czerep wiedźmy i nie miał zamiaru rozbudowywać go bardziej, niż ponad standardy howardowskiego heroic fantasy. Potem jednak stwierdził, że może jakoś połączy te elementy, by całość przybrała formę sagi. I tu już nie było tak dobrze. Szczęśliwie teraz wraca do tego, co miał najlepsze do zaoferowania, a mianowicie grupy bohaterów, którzy muszą wykonać konkretną misję, bez nadmiernego grzebania się w czarach i przeznaczeniu. Nie oznacza to jednak, że pozycja ta to jedynie bezmyślne naparzanie się coraz większymi egzemplarzami broni siecznej. MacLean sprawnie kreśli świat przedstawiony, jednocześnie nie popadając w megalomańską epickość. Dostajemy tyle, ile nam potrzeba dla zrozumienia fabuły. Resztę, dzięki niedopowiedzeniom, czy urywkom informacji, pozostawia naszej wyobraźni. Warto zwrócić uwagę na to, że choć Norgal jest brodatym mrukiem, który sprawniej włada mieczem, niż językiem, to otaczają go ciekawe postacie, które napędzają fabułę i nie pozwalają by zamieniła się jedynie w odhaczanie kolejnych przystanków przed dotarciem do celu. I nie chodzi tylko o jego towarzyszy, ale również o drugi plan. Tu na szczególną uwagę zasługuje targany sprzecznymi uczuciami względem ojca-satrapy, książę Tarf Manderboldt. Co ciekawe Agatha, która niewątpliwie stanowi najjaśniejszy element serii, tym razem pozostaje w cieniu wydarzeń, ograniczając się do kilku zabawnych i jednocześnie kąśliwych komentarzy. Co zaś się tyczy samego dekapitatora, to po raz pierwszy dowiadujemy się czegoś o jego przeszłości. Niewiele, ale zawsze. Co się tyczy strony graficznej, to niezmiennie jest ona bardzo specyficzna. Powiedzieć, że MacLean posiada charakterystyczny styl, to nic nie powiedzieć. Często operuje uproszczeniami i umownością, tak, jakby kreślił paski do codziennej gazety, np. ograniczając mimikę twarzy do trzech kresek. Innym razem pozwala sobie na dopracowane, wypełnione szczegółami kadry. Choć na pierwszy rzut oka można się zniechęcić do tej pozycji, to jednak po kilku stronach wsiąkamy w konwencję i przyznam, że trudno mi wyobrazić sobie by dekapitatora portretował ktoś inny. Z drugiej strony umieszczona na końcu galeria alternatywnych okładek autorstwa różnych artystów, udowadnia, że styl MacLeana można interpretować na wiele sposobów. Podobnie dodana w formie bonusu krótka historia „W trzewiach bestii”, narysowana wspólnie z Jamesem Harrenem. „Head Lopper i wyprawa do Schodów Mulgrida” to świetna i wciągająca opowieść, która w barwny sposób wykorzystuje standardy heroic fantasy. Mieszają się w niej dramat, humor i porcja prawdziwie męskiej przygody, podane w jedyny i niepowtarzalny sposób. Myślę, że całość dobrze puentuje dialog Norgala z Brishką, po tym, jak ten pierwszy wraca z groty uśmierconego przez siebie potwora: – „Nie przyniosłeś głowy. – Nie… No bo… Nie jestem pewien, czy to miało głowę!”.
Tytuł: Head Lopper. Wyprawa do schodów Mulgrida Data wydania: 13 grudnia 2021 ISBN: 9788382301564 Format: 184s. 170x260 mm Cena: 55,00 Gatunek: groza / horror, humor / satyra Ekstrakt: 80% |