„Daphne Byrne” to ostatni tom miniserii grozy „Hill House Comics” zaprezentowanej przez Egmont. Choć równie dobrze mógłby to być cudem odnaleziony, nieznany dotąd komiks z serii „Sandman” za czasów, kiedy pisał go Neil Gaiman.  |  | ‹Daphne Byrne›
|
Skojarzenia z „Sandmanem” nasuwa już sama postać rysownika Kelly′ego Jonesa, który był jednym z twórców współpracujących z Gaimanem nad tą serią. W „Daphne Byrne” znów potwierdził to, że świetnie sprawdza się w klimatach wiktoriańskiej grozy, umiejętnie balansując między onirycznymi wizjami, a twardą i brutalną rzeczywistością. Owszem, z początku jego styl może wydawać się nieco irytujący, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę nienaturalnie wykrzywione twarze niektórych postaci. Szybko się jednak można do tego przyzwyczaić, aby potem w pełni ciszyć oko wszystkimi kadra, na których prezentuje mieszanie się światów naszego z tym z najmroczniejszych koszmarów. Rysunki to jednak tylko część gaimanowskich tropów, na jakie trafimy w czasie lektury. Scenarzystka Laura Marks, tak jak twórca „Nigdziebądź” lubi bawić się tradycyjnymi wzorcami grozy i przekształcać je we własny sposób. W nich natomiast umieszcza bohaterów z problemami emocjonalnymi, czy wręcz psychicznymi. Tytułowa Daphne Byrne to czternastolatka zamieszkująca Nowy Jork w końcu XIX wieku. Niedawno zmarł jej ukochany ojciec, który jako jedyny potrafił ją zrozumieć. Teraz na nikogo nie może liczyć, zwłaszcza, że pogrążona w żałobie matka szuka pocieszenia u szarlatanki, która wmawia jej, że potrafi kontaktować się z duszami po drugiej tronie, przejmując nad nią coraz większą kontrolę. Daphne nie jest lubiana przez koleżanki. Do tego od jakiegoś czasu zaczynają ją nawiedzać różne przerażające wizje, które mieszają się z rzeczywistością. Aha, i ma przyjaciela, z którym rozmawia, ale widzi go tylko ona. Scenarzystka lubi mieszać w głowach bohaterów, oraz czytelników, pozostawiając sporo miejsca na niedopowiedzenia. Bo czy to, czego jesteśmy świadkami dzieje się naprawdę, czy jest tylko urojeniami skrzywdzonego umysłu. I właśnie ten podskórny niepokój stanowi największą siłę omawianego komiksu, który pozostawia nas z poczuciem zakłopotania powodującego, że po lekturze musimy ponownie przejrzeć jego zawartości, by upewnić się, czy nie pominęliśmy jeszcze jakiś tropów. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z dziełem idealnym. Niestety Laura Marks nie jest Gaimanem i nie posiada jego umiejętności hipnotyzowania czytelnika od pierwszych stron. Przyznam, że początek był mało atrakcyjny, powodujący, że musiałem się zmuszać do dalszej lektury. Potem to zostało oczywiście wynagrodzone, choć z drugiej strony końcówka też pozostawia lekkie uczucie niedosytu. Niemniej mankamenty, o których wspomniałem można śmiało potraktować, jako zrzędzenie recenzenta, który musi się do czegoś przyczepić, by nie było za różowo. „Daphne Byrne” to bowiem pozycja intrygująca i bardzo udana, którą warto poznać. Zwłaszcza, jeśli tęsknicie za klimatem starych „Sandmanów”.
Tytuł: Daphne Byrne Data wydania: 19 stycznia 2022 ISBN: 9788328152113 Format: 160s. 170x260 mm Cena: 69,99 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 80% |