Komiksowa seria „Mercy” dobiegła końca. Przed nami trzeci, ostatni tom. Zakładam, że znasz dwa poprzednie, skoro czytasz tę recenzję. Skoro tak, to wiesz już dokładnie, co potrzeba – ten tom nie różni się niczym od wcześniejszych. Nie zaskoczy cię – ani pozytywnie, ani negatywnie.  |  | ‹Mercy #3: Kopalnia, wspomnienia i śmierć›
|
Dziewiętnastowieczne, malutkie miasteczko Woodsburgh, leżące nieopodal Seattle, uległo inwazji obcych. Nie wiadomo w sumie, czy przybyli oni z innej planety, czy innego świata – bramą, przez którą trafili do naszego jest pewien portal w kopalni, gdzie rozpoczęła się akcja pierwszego tomu. Pan Goodwill i panna Hellaine, tajemniczy przybysze „nie wiadomo skąd” pokazali już swoje prawdziwe oblicze. Są dziwnymi, niby-roślinnymi organizmami podszywającymi się pod prawdziwych ludzi i przejmującymi od swych ofiar szczątkowe ilości wspomnień i tożsamości. Fabuła drugiego tomu kończy się w bardzo ciekawym momencie – panna Hellaine, czy też tytułowa „Mercy”, czy w sumie diabli wiedzą co, zaczyna odczuwać współczucie dla naszego rodzaju, co stoi oczywiście w jawnej sprzeczności z naturą jej gatunku. Trzeci tom kończy całą historię i raczej nie zapowiada kontynuacji. Dynamicznie poprowadzona akcja i bardzo dosadne komiksowe „gore” dopełniają dzieła – makabry jest tu więcej niż we wcześniejszych odcinkach. Powtórzę znowu to, co pisałem wcześniej – to jest estetyka cielesnego horroru ma modłę japońskiej mangi. Ale nie takiej w stylu świetnego i bardzo niepokojącego „Berserka”, lecz raczej „Czarodziejki z księżyca”, gdzie wszystkie postacie są jak z porcelany a w ich gigantycznych oczach umiejscowionych nad mikroskopijnymi noskami błyszczą tysiące gwiazd. Mirka Andolfo w ramach przyjętych założeń stylistycznych wykonuje znakomitą robotę. Kadry są dopracowane, bogate w szczegóły świetnie pokolorowane. I… infantylne, no ale to już pisałem, zdania nie zmienię. „Mercy” jest kolejną wariacją na temat „Inwazji porywaczy ciał”, czyli pewnego już wzorca fabularnego, zapoczątkowanego w powieści Jacka Finneya i przerabianego potem w popkulturze na wszelkie możliwe sposoby. Mirka Andolfo nie definiuje jednak nadnaturalnych pasożytów jednoznacznie – nie są to istoty w wszech miar złe. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie panny Hellaine, która w pewnym momencie sprawia wręcz wrażenie ofiary całego zamieszania. Zaciera się granica między człowiekiem i potworem. Ciekawe podejście, choć – znów – nie nowe. Landrynkowo kreowane gore w ostatecznym rozrachunku jednak męczy. Sama opowieść nie zaprząta uwagi ani nie przykuwa czytelnika tak, jakby chciała. Z tego powodu „Mercy” Mirki Andolfo jest komiksem, którego nie da się zapamiętać. Albo ja najzwyczajniej w świecie przeczytałem już zbyt wiele w życiu i nie znajduję w nim nic dla siebie. Ale nie odradzam, bo mój brak pewnej wrażliwości nie powinien tego komiksu dyskwalifikować.
Tytuł: Mercy #3: Kopalnia, wspomnienia i śmierć Data wydania: 31 stycznia 2022 ISBN: 9788382302547 Format: 64s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 46,90 Gatunek: groza / horror, western Ekstrakt: 40% |