Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny studyjny album Terjego Rypdala z udziałem Barrego Phillipsa i Jona Christensena.  |  | ‹What Comes After›
|
Po rozstaniu z saksofonistą Janem Garbarkiem i kontrabasistą Arildem Andersenem, jakie nastąpiło po nagraniu płyt „ Sart” (1971) i „ Terje Rypdal” (1971), norweski gitarzysta zabrał się za kompletowanie nowego składu. Zaczął skromnie – od tria, w którym znaleźli się perkusista Jon Christensen (jedyny muzyk ze starej ekipy) oraz amerykański kontrabasista Barre Phillips. W tym składzie wiosną 1973 roku Rypdal zagrał na terenie Europy serię koncertów (udokumentowanych między innymi wydawnictwem pirackim „ Live in Bremen”), ale gdy parę miesięcy później postanowił wejść do studia, rozejrzał się za dodatkowymi instrumentalistami. I tak do zespołu trafili jeszcze oboista i kornecista Erik Niord Larsen oraz basista Sveinung Hovensjø, wcześniej udzielający się w rockowej formacji Wentzel, a w tym samym mniej więcej czasie w jazzrockowym Moose Loose (longplay „Elgen or løs” z 1974 roku). Sesja nagraniowa do trzeciego solowego – po mocno jeszcze psychodeliczno-rockowym debiutanckim „ Bleak House” (1968) i „ Terje Rypdal” (1971) – krążka „What Comes After” miała miejsce w doskonale znanym muzykowi studiu Arnego Benediksena w Oslo i trwała zaledwie dwa dni, 7 i 8 sierpnia 1973 roku. Jak widać, niewiele trzeba było czasu, aby zarejestrować kolejny doskonały album. Ale też trudno się dziwić, bo przecież – mimo wciąż młodego wieku – Rypdal miał już wielkie doświadczenie, zarówno w pracy w studiu nagraniowym, jak i na scenie. A zdobył je, kooperując z George’em Russellem, „ Janem Garbarkiem, wreszcie nadzorując efemeryczny projekt Min Bul. Poza tym mógł liczyć na wsparcie nie mniej zaprawionych w bojach kompanów (Phillips, Christensen), przy których nawet młodzi muzycy pokroju Larsena i Hovensjø uczyli się fachu w przyspieszonym tempie. Tak się złożyło – i zapewne był to przypadek – że kolejne solowe wydawnictwa Rypdala, podpisane jego nazwiskiem, ukazywały się w trzyletnich odstępach. To długi czas, w którym artystyczna wyobraźnia norweskiego gitarzysty mocno ewoluowała, stąd odmienne stylistyki, w jakich utrzymane są płyty: na „Bleak House” przeważa rockowa psychodelia, „Terje Rypdal” to przede wszystkim mieszanka jazzu improwizowanego i fusion, z kolei „What Comes After” otwiera zupełnie nowy kierunek poszukiwań – mocno nasycony klasyką nordic-jazz. Na to ostatnie, co związane było także z pewnym złagodzeniem brzmienia, wpływ na pewno miały kontrakt z monachijskim ECM Records i producencka ręka Manfreda Eichera. Co ciekawe, w podobny sposób Niemiec wpłynął na dalszy rozwój kariery Jana Garbarka, co słychać już bardzo wyraźnie na longplayu „Belonging” (1974). Czy były to zmiany w pożądanym kierunku – wielbiciele obu artystów mogą się długo spierać, lecz pewne jest, że zapewniły im one ogromną popularność w świecie jazzu. Nowa płyta Rypdala jest bardzo spójna pod względem przekazu – wysublimowana i nastrojowa, przekraczająca granicę subtelnego fusion i muzyki klasycznej (ale bez charakterystycznego dla tak zwanego „trzeciego nurtu” awangardyzowania). Można by rzec w uproszczeniu: mocno skandynawska. Tego chciał Eicher i to dostał – najważniejsze, że na najwyższym światowym poziomie. Co intrygujące: w tym stylu utrzymane były nie tylko kompozycje samego Terjego (cztery pierwsze), ale również dwa zamykające krążek utwory Barrego Phillipsa, który doskonale wczuł się w północnoeuropejskiego ducha. Niektóre z numerów obecnych na „What Comes After” Rypdal – jeszcze w składzie trzyosobowym – prezentował na koncertach (vide „ Live in Bremen”). Były to na przykład „Bend It”, „Icing” czy „Back of J.”. W studiu nadano im jednak nieco inną, łagodniejszą, uszlachetnioną formę. Zaskakiwać może, że Rypdal zdecydował się na powiększenie sekcji rytmicznej do trzech osób: grającego na kontrabasie Phillipsa wsparł bowiem wykorzystujący elektryczną gitarę basową Sveinung Hovensjø. Jest to jednak o tyle zrozumiałe, że Amerykanin bardzo często sięga tu po smyczek i gra na swoim instrumencie jak na wiolonczeli. Tak jest już chociażby w otwierającym longplay dziesięciominutowym „Bend It”, który otwierają miarowe, ale delikatne uderzenia perkusji i subtelna gitara basowa. Trochę niepokoju wprowadzają akordy gitary elektrycznej Rypdala, która przygotowuje grunt pod partię kontrabasu i, gdy tylko Barre sięga po smyczek, nawiązuje z nim intensywny dialog. Terje poczyna tu sobie jak rasowy rockman, ale myśli jak jazzman. Co z tego wynika? Kapitalna gitarowa solówka, w której nie brakuje ani mocy, ani nastroju. Drugi w kolejności „Yearning” to przykład nowego otwarcia w twórczości Norwega: stonowany jazz przenika się w nim z osiemnastowieczną muzyką klasyczną – vide partia gitary i rożka angielskiego, który przydaje całości przestrzennej zwiewności. W „Icing”, którego współkompozytorem jest Christensen, rozbrzmiewa natomiast obój (z czasem brzmiący wręcz kołysankowo), którego ścieżka prowadzi obok klimatycznej gitary. Wkładem Jona jest zaś, jak można mniemać, leniwie snująca się opowieść kontrabasu i perkusji, których wkład w budowę nastroju jest nie do przecenienia. Tak kończy się strona A longplaya; drugą otwiera utwór tytułowy – najdłuższy w całym zestawie. I najbogatszy pod względem aranżacyjnym. Szczególnie przejmująco brzmią w nim grające unisono dęciaki (obój, rożek, flet Rypdala), którym akompaniuje gitara, a potem także przemieniony w wiolonczelę kontrabas. Po popisie Terjego kwintet zatacza koło i wraca do punktu wyjścia, ponownie eksponując instrumenty dęte. Pojawiają się one także w „Sejours” (to już dzieło Phillipsa), którego organowe tło zapewnia… Christensen. Nie mniej odniesień do klasyki jest też w zamykającym longplay „Back of J.” (Barre po raz drugi!), który – za sprawą gitary lidera i bębnów Jona – staje się również najmroczniejszym fragmentem płyty. Tak, to już jest ta droga, jaką Rypdal będzie podążał przez kolejne dekady, aż po – jak na razie ostatnią w dyskografii – płytę „ Conspiracy” (2020). Skład: Terje Rypdal – gitara elektryczna, flet, muzyka (1-4) Erik Niord Larsen – obój, rożek angielski Barre Phillips – kontrabas, piccolo bass (5), muzyka (5,6) Sveinung Hovensjø – gitara basowa Jon Christensen – perkusja, organy (5)
Tytuł: What Comes After Data wydania: 1974 Nośnik: Winyl Czas trwania: 40:37 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Bend It: 10:00 2) Yearning: 03:27 3) Icing: 07:55 4) What Comes After: 11:03 5) Sejours: 03:55 6) Back of J.: 04:18 Ekstrakt: 80% |