powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CCXVI)
maj 2022

Narowisty stróż prawa
Stelvio Massi ‹Wyścig po włosku›
Maurizio Merli w Polsce nie doczekał się nigdy uznania, ale we Włoszech w drugiej połowie lat 70. XX wieku był aktorską megagwiazdą. Swoją popularność zawdzięczał przede wszystkim dramatom policyjnym, w których wcielał się w role odważnych i bezkompromisowych stróżów prawa. Jak chociażby w – przypomnianym na platformie Netflix – „Wyścigu po włosku” Stelvio Massiego.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Wyścig po włosku›
‹Wyścig po włosku›
Nawet jeżeli uznamy, że kino włoskie od lat 50. do 80. ubiegłego wieku świeciło jedynie odbitym blaskiem Hollywoodu, to jednak musimy przyznać, że przy okazji potrafiło dostarczyć sporo – mniej lub bardziej inteligentnej – rozrywki. Zwłaszcza że wśród italskich reżyserów nigdy nie brakowało sprawnych rzemieślników. Jednym z nich był na pewno – niekiedy podpisujący swoje filmy anglojęzycznym pseudonimem Max Steel – Stelvio Massi (1929-2004). Karierę w kinematografii zaczynał na początku lat 50. jako asystent operatora, w połowie następnej dekady awansował na operatora (i z chęcią, chociaż nie zawsze, trzymał się tej funkcji na planie do końca kariery), natomiast w 1974 roku zaczął także reżyserować. Zasłynął przede wszystkim jako twórca dramatów kryminalno-sensacyjnych. Dzięki udziałowi w kilku z nich wielką gwiazdą na Półwyspie Apenińskim stał się aktor Maurizio Merli (1940-1989).
Gwoli ścisłości Merli zyskał rozpoznawalność jeszcze przed nawiązaniem współpracy z Massim. I wcale nie wiąże się to z jego udziałem w legendarnym dramacie historycznym „Lampart” (1963) Luchino Viscontiego, bo choć rzeczywiście zaliczył swój debiut aktorski właśnie w ekranizacji powieści Giuseppego Tomasi di Lampedusy, to jednak trudno go tam wypatrzeć. W latach 1975-1976 zagrał główną rolę w trylogii policyjnej, której głównym bohaterem był niejaki komisarz Betti. A zaraz potem trafił na plan „Wyścigu po włosku”, po którym – w ciągu kolejnych trzech lat (1978-1980) – zagrał w pięciu kolejnych obrazach Massiego. Za każdym razem były to wizualnie atrakcyjne kryminały, w których Merli nieodmiennie grywał odważnych komisarzy policji (względnie prywatnego detektywa) tropiących bezwzględnych mafiosów bądź bandytów innej maści. Zmieniały się ich nazwiska – Walter Spada, Mauro Mariani, Francesco Olmi, Paolo Ferro, Nicola Rossi – ale nie zmieniało się jedno: to oni zawsze musieli być na końcu górą.
Czasami wychodzili ze swoich perypetii mocno poturbowani, ale za to triumfujący. Nie inaczej rzecz ma się w „Wyścigu po włosku”, w którym bohaterem granym przez Merliego jest Marco Palma – niemłody już policjant pełniący funkcję kierowcy patrolu samochodowego. Jest niezłym kierowcą, ale zżeranym przez ambicję, co prowadzi do tego, że kiedy już rusza w pogoń ulicami Rzymu za bandytami – nie odpuszcza. Nawet jeżeli dostaje taki rozkaz. W efekcie często powoduje wypadki i rozbija służbowe samochody. Nie trzeba też chyba dodawać, że nie jest najbardziej pożądanym partnerem; służba wraz z nim gwarantuje bowiem kłopoty i nieustanne narażanie zdrowia, a nawet życia. Bezpośrednim przełożonym Palmy jest marszałek – wyjaśniałem to już przy okazji „Buntowników z Neapolu”, ale powtórzę: to stopień podoficerski, lokujący się pomiędzy sierżantem a podporucznikiem – Tagliaferri (w którego wcielił się Giancarlo Sbragia). Przed laty był podobny do Marca, również nie stronił od szaleńczej jazdy i miał sukcesy, których brakuje Palmie.
Co ich różni? Marco ma prostą odpowiedź: jego obecny szef jeździł ferrari, a jemu dają jedynie stare gruchoty, którymi nie jest w stanie dogonić uciekających bandytów. A jest kogo gonić, ponieważ w tym samym czasie w stolicy Włoch pojawia się nowa, wyjątkowo bezczelnie poczynająca sobie banda napadająca na banki. Napastnicy wiedzą, jak wywieść w pole policję, za kółkiem zawsze są szybsi i sprawniejsi. Tagliaferri nie ma wątpliwości, czyja to sprawka – jego starego znajomego, pochodzącego z Nicei Jean-Paula Dosseny (znany z „Ojca chrzestnego” Angelo Infanti). Tyle że nie można mu niczego udowodnić. Chyba że… taaak, to jest szansa dla Palmy, aby wreszcie mógł się wykazać. W jaki sposób? To niech pozostanie tajemnicą. W każdym razie pomysł Tagliaferriego, chociaż ryzykowny, niesie jakąś szansę powodzenia. By jednak wdrożyć go w życie, trzeba najpierw okiełznać nieco narowistego kierowcę i sprawić, aby podczas jazdy używał także mózgu.
Z biegiem czasu „Wyścig po włosku” staje się coraz bardziej męskim dramatem kryminalnym. Kiedy Massi rezygnuje z elementów humorystycznych (w pierwszym kwadransie ich nie brakuje), na pierwszy plan wybija się brutalność. Trudno temu się dziwić, bo przecież film portretuje bardzo specyficzne środowisko przestępcze. I nawet jeżeli włoski reżyser nie posuwa się tak daleko, jak Jean-Pierre Melville czy Jacques Deray, to nie ma wątpliwości, że nimi w dużej mierze inspiruje się. Także w kwestii ujęcia relacji, jakie nawiązują ze sobą mężczyźni stojący na co dzień po dwóch stronach barykady. Największą atrakcją tej opowieści są prawdziwie szaleńcze pościgi samochodowe. Ile przy tej okazji rozbito wozów – trudno zliczyć. Ale pewnym jest, nawet jeśli były one już wcześniej przeznaczone do zniszczenia, że producenci nie oszczędzali na budżecie. Skoro nawet udało im się przekonać władze miasta, by jeden z epizodów nakręcić na Schodach Hiszpańskich…



Tytuł: Wyścig po włosku
Tytuł oryginalny: Poliziotto sprint
Dystrybutor: Netflix
Reżyseria: Stelvio Massi
Scenariusz: Gino Capone
Rok produkcji: 1977
Kraj produkcji: Włochy
Czas trwania: 101 min
Gatunek: dramat, kryminał
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.