Niekiedy już na pierwszy rzut oka widać, z jakim gatunkiem filmowym ma się do czynienia. Dzisiaj kadr z rodzaju krotochwilnych, czyli zdjęcie wystroju sypialni indonezyjskiej nastolatki. Dzisiaj może idole z widocznych plakatów nie budzą już takich emocji, jednak zaledwie dekadę temu obaj Justinowie – Bieber i Timberlake – byli traktowani jako synonim obciachu. U tych, którzy mają w pamięci medialną inwazję obu wykonawców, po dziś dzień może wystąpić mimowolne starcie szkliwa z zębów na widok jednego z wymienionych nazwisk, a tu przecież są oba obok siebie! Oczywiście zapewne wszystko to jest wystudiowaną dekoracją, zwłaszcza sądząc po równiutko ułożonych rzeczach na biurku, sprawiających wrażenie, że scenograf płci dowolnej pastwił się nad nimi i przez ostatni kwadrans przesuwał to o milimetr w prawo, to o milimetr w lewo każdy najdrobniejszy przedmiot, wliczając w to słodko różowy budziczek z – jeśli mnie wzrok nie myli – malutkimi antenkami godnymi miniaturowego ufoka. Ten zabawny kadr, wywołujący bladość twarzy u Justinofobów, pochodzi z horroru „The Doll”, czyli „Lalka”. Film powstał w roku 2016, będąc jedną z wcześniejszych indonezyjskich produkcji grozy wykonanych w nowoczesny sposób – z porządnymi zdjęciami, dobrym udźwiękowieniem i z poszanowaniem widza, czyli bez slapsticku i głupawek. Niestety, scenariuszy jeszcze wówczas nie dowozili na miejsce i trzeba było samemu coś klepać na kolanie, więc wyszło jak wyszło.  | |
Film rozpoczyna się zupełnie idiotycznym wstępem, w którym dwie kobiety i dzieciak tłumaczą parze speców od zjawisk nadprzyrodzonych naturę swoich kłopotów, czyli prześladowanie przez demoniczną lalkę. Sprowadził im ją na kark ów dzieciak, nieświadomie oddając mocz na drzewo, w którym lalka miała swój dom. Chciałoby się rzec, że gniew lalki był słuszny, bo przecież jak sąsiad obsika nam drzwi czy ścianę, to też będziemy go prześladowali (choć może nie pośmiertnie, chyba że konflikt zacznie eskalować), aczkolwiek w przypadku filmu sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Dopiero po tym wstępie startuje właściwa część fabuły, czyli historia młodej pary, która wprowadza się do szeregowego, dużego domu, którego zakup mąż mógł sfinansować dzięki awansowi na stanowisko kierownicze na budowie. Jednym z pierwszych jego zadań było usunięcie drzewa, którego budowlańcy bali się w ogóle tknąć. Ponieważ bohater wykazał stanowczość i drzewo wykorzenił, pozbawiona domu lalka – obowiązkowo z duchem w środku – pojawia się wkrótce w domu. Początkowo nie wzbudza podejrzeń, bo lalek ci w domu dostatek, skoro żona zajmuje się ich ręczną produkcją, ale rychło zabiera się za straszenie żony i bawienie się z nią w chowanego – z napisami na kartkach lub ścianach. Następnie zaś pojawia się duch dziewczynki, do której należała kiedyś lalka. Za namową sąsiadki małżeństwo ściąga specjalistkę od zjawisk nadprzyrodzonych (tę ze wstępu), ta zaś ordynuje egzorcyzm. Co naturalnie wkurza ducha i powoduje, że w wentylator trafiają produkty przemiany materii. Niestety, o ile techniczna strona filmu stoi na zadowalająco wysokim poziomie, a niektóre pomysły (np. mąż skaczący z pięterka) potrafią zaskoczyć, to sama fabuła jest beznadziejnie przegadana i statyczna, a straszenie odbywa się w sposób irytująco schematyczny i pozbawiony większego polotu. W efekcie seans, mocno się dłużący i wypchany tanimi straszydełkami, trudno zaliczyć do udanych. Jako bonus dorzucam dodatkowy kadr, na którym można zapoznać się z regalikiem, na którym świecą swoimi grzbietami indonezyjskie hity literatury grozy. |