powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CCXVI)
maj 2022

Non omnis moriar: Na falach oceanu dźwięków
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wracamy do solowych projektów norweskiego gitarzysty (i nie tylko) Terjego Rypdala.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mogłoby się wydawać, że po wydaniu w 1974 roku dwóch albumów z premierowym materiałem – chodzi o „What Comes After” oraz „Whenever I Seem to be Far Away” – Terje Rypdal zrobi sobie trochę dłuższą przerwę od pracy. Nic bardziej mylnego! Niedługo po ich publikacji norweski gitarzysta zabrał się za projektowanie nowego wydawnictwa. Szczególnie ambitnego, ponieważ złożonego z dwóch płyt. Zaplanował też zasadniczą zmianę stylistyczną. Być może właśnie z tego powodu uznał, że aby całość właściwie przeprowadzić, potrzebni mu są nowi współpracownicy. Dlatego odświeżył znacząco skład swego zespołu, pozostawiając u swego boku tylko jednego „starego” instrumentalistę – basistę Sveinunga Hovensjø.
I to właśnie Hovensjø przyprowadził na próbę jednego z nowych muzyków – organistę Brynjulfa Blixa (rocznik 1951). Panowie znali się z jazzrockowej formacji Moose Loose (LP „Elgen er løs”, 1974), choć zdolny klawiszowiec już wcześniej zwrócił na siebie uwagę jako członek Syngespillgruppa („Norge sa nei (Et syngespill om EEC)”, 1972). W sekcji rytmicznej z kolei będącego z Terjem od początku ich wspólnej kariery perkusistę Jona Christensena zastąpił dużo bardziej doświadczony Svein Christiansen (1941-2015), znany z kooperacji z wokalistką Karin Krog oraz pianistą Dagiem Arnesenem. I w zasadzie już ten skład wystarczyłby, aby zrealizować zamysł Rypdala (zwłaszcza że postanowił on nie ograniczać się jedynie do gry na gitarze, lecz zarejestrować również ścieżki syntezatorów i saksofonu sopranowego), ale lider zdecydował się na przyjęcie na pokład jeszcze jednego muzyka.
Okazał się nim młody – w tamtym momencie zaledwie dwudziestojednoletni puzonista Torbjørn Sunde – (rocznik 1954). To człowiek, który w zasadzie nie powinien być artystą. Jako nastolatek trenował łyżwiarstwo szybkie, a w szkole sportowej w Oslo kształcił się na piłkarza nożnego; potem jednak zdecydował się na studia uniwersyteckie i uzyskał dyplom muzykologa. Zafascynował go jazz. Choć trudno jednoznacznie orzec, jak potoczyłaby się kariera Torbjørna, gdyby pewnego dnia nie spotkał on na swojej drodze Rypdala. Mając już wokół siebie odpowiednich ludzi, Terje zarezerwował na sierpień 1975 roku mieszczące się w stolicy Norwegii i doskonale sobie znane studio Arnego Bendiksena. Kontrakt z wytwórnią ECM Records był natomiast gwarantem tego, że płyta ukaże się jak najszybciej po nagraniu materiału. Nowością było zaś to, że tym razem trzeba go będzie rozłożyć na dwa krążki winylowe.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Album ukazał się jeszcze w tym samym roku. Trzydzieści siedem lat później firma z Monachium postanowiła przypomnieć go w odświeżonej formie w postaci trzypłytowego boksu „Odyssey in Studio & in Concert”. Właściwy materiał został podzielony na dwie części – „Odyssey I” i „Odyssey II” – a jako wyjątkowo atrakcyjny bonus dorzucono krążek zatytułowany „Unfinished Highballs”, który zawierał wcześniej niepublikowane, dokonane w czerwcu 1976 roku, nagrania kwartetu (bo bez Sundego) z udziałem… szwedzkiej Radiojazzgruppen, czyli orkiestry jazzowej działającej przy państwowej rozgłośni radia sztokholmskiego. Rypdal znał już tych muzyków, pięć lat wcześniej bowiem, będąc jeszcze członkiem George Russell Sextet, wykonywał z nimi na żywo legendarną kompozycję Amerykanina „Electronic Sonata for Souls Loved by Nature”.
Rypdal zawsze był artystą wszechstronnym, zwłaszcza w latach 60. i 70. XX wieku skłonnym do poszukiwań. Nie były mu obce penetracje rejonów psychodelicznych (vide debiutancki „Bleak House” i „Min Bul”); nie stronił też od free jazzu („George Russell Presents The Esoteric Circle”) ani tak zwanego „trzeciego nurtu”, czyli fuzji jazzu improwizowanego z muzyką klasyczną („Electronic Sonata for Souls Loved by Nature”). W którym kierunku podążyła teraz jego wyobraźnia? Na pewno zaskakującym. Na „Odyssey” najwięcej jest bowiem mariażu jazz-rocka z… progresywnym rockiem elektronicznym spod znaku takich wykonawców, jak Tangerine Dream i zmarły 26 kwietnia tego roku Klaus Schulze.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Struktura pierwszej z dwóch płyt – nazwijmy ją dla ułatwienia, jak zrobiono to w reedycji z 2012 roku, „Odyssey I” – jest lustrzanym odbiciem: najpierw krótkie wprowadzenie, potem utwór rozbudowany do prawie siedemnastu minut, na stronie B winylowego krążka podobnie, tyle że na odwrót – najpierw kompozycja dłuższa (choć już nie tak długa), a potem krótsza (choć już nie tak krótka). To musiało być zamierzone, a nie efekt przypadku. Na płytach Rypdala – nawet tych najbardziej free – podobnych przypadków raczej nie ma. Całą podróż rozpoczyna nastrojowy „Darkness Falls”, któremu od pierwszych sekund ton nadaje przejmująca gitara lidera, tło natomiast wypełniają – i tak będzie przez większość płyty – organy Blixa, którego wspomaga, wykorzystujący głównie perkusyjne talerze, Christiansen. Mniej więcej w połowie utworu do tego grona dołącza jeszcze puzonista, grający tak, jak Terje przykazał, a więc – bardzo subtelnie. I to się nie zmienia nawet kiedy sam gitarzysta zaczyna wydobywać ze swego instrumentu nieco ostrzejsze dźwięki.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Midnite” to najdłuższa część „Odyssey I”, pełna powłóczystych brzmień organów i gitary. Rypdal daje muzykom sporo przestrzeni, nie pogania ich, można odnieść wrażenie, że ten utwór jest jak powolne dryfowanie na falach. Niby nie wiemy, dokąd zniosą nas prądy, ale wcale nie czujemy z tego powodu obaw czy dyskomfortu. Instrumenty wybijające się na plan pierwszy – bywa, że są to saksofon sopranowy Terjego bądź puzon Torbjørna – poddają się nurtowi, konsekwentnie budują nastrój opowieści. Tak! Bo to jest opowieść. Zwłaszcza gdy Rypdal ponownie sięga po gitarę i rozpoczyna swój kilkuminutowy popis – pełen wirtuozerii, ale bez szaleństw. Za głównego towarzysza ma idealnie wypełniającego tło Brynjulfa, aczkolwiek sam dorzuca też co nieco na syntezatorach. To kompozycja z gatunku tych, które mogłyby ciągnąć się w nieskończoność, trwa trzydzieści, czterdzieści minut, a i tak nikt nie czułby się znużony.
Stronę B pierwszej płyty wydawnictwa otwiera, nawiązujące tytułem do muzyki poważnej „Adagio”. I rzeczywiście: tempo utworu jest wolne, a charakter dzieło – na wzór sonat – liryczny. Zaskoczeniem dla wielbicieli Rypdala może być pięciominutowy wstęp w całości zagrany w duecie organowo-syntezatorowym z Blixem. Organy pozostają zresztą na drugim planie do samego końca numeru, tworząc fundament najpierw pod „zaspaną” partię saksofonu, a następnie kolejny wirtuozerski (i kolejny bardzo uduchowiony) popis gitarzysty. Klawiszy nie brakuje również w zamykającym tę część albumu „Better Off Without You”, aczkolwiek najbardziej interesujące jest to, jak w tej kompozycji ewoluuje gitara: od subtelnej introdukcji po pełną sprzężeń i przesterów w części finałowej. Mimo że Rypdal sięga tu po nieco inne niż wcześniej środki wyrazu, bardziej kojarzące się ze stylistyką fusion, nie narusza tym wcale mozolnie budowanego nastroju. Dających do myślenia atrakcji więc nie brakuje, a pamiętajmy, że to dopiero połowa zaplanowanej przez Terjego podróży.
Skład:
Terje Rypdal – gitara elektryczna, syntezatory, saksofon sopranowy, muzyka
Torbjørn Sunde – puzon
Brynjulf Blix – organy
Sveinung Hovensjø – gitara basowa
Svein Christiansen – perkusja



Tytuł: Odyssey: Odyssey I
Wykonawca / Kompozytor: Terje Rypdal
Data wydania: 1975
Wydawca: ECM Records
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 41:06
Gatunek: jazz, rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Darkness Falls: 03:38
2) Midnite: 16:41
3) Adagio: 13:16
4) Better Off Without You: 07:32
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

119
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.