powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CCXVI)
maj 2022

Tu miejsce na labirynt…: Balsam na skołataną duszę
Trio Subliminal ‹Trio Subliminal 2: Cinema Infernale›
Amerykański trębacz jazzowy Dan Rosenboom stworzył sobie idealne warunki pracy. Ma domowe studio nagraniowe i oddane grono współpracowników, którzy chętnie angażują się w kolejne jego projekty. Nowe płyty wydaje co parę lat, ale robi to wówczas całymi partiami. Album „Cinema Infernale” – sygnowany nazwą Trio Subliminal – to jego pierwsze tegoroczne wydawnictwo. Oby nie ostatnie!
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To, że przez kilka ostatnich lat nie poświęcałem należytej uwagi amerykańskiemu trębaczowi Dan(iel)owi Rosenboomowi (rocznik 1982), nie oznacza, iż muzyk ten próżnował. Tym bardziej że udał się na wczesną emeryturę. Nic z tych rzeczy! Muzyk ten wciąż jest bardzo aktywny, czego dowodem jego mnożące się projekty artystyczne. Gdy jeden znika, niemal natychmiast na jego miejsce pojawia się nowy. W efekcie bogactwa dyskografii mogłoby pozazdrościć Danowi wielu uznanych twórców. Przyjrzyjmy się jej pokrótce. Już samymi płytami solowymi Rosenboom byłby w stanie obdzielić kilku wykonawców; oto ich – całkiem możliwe, że niepełna – lista: „Bloodier, Mean Son” (2005), „Unsayable Absence” (2013), „Book of Omens” (2013), „Astral Transference & Seven Dreams” (2015), „Resonance” (2015), „Book of Storms” (2015), „Points on an Infinite Line” (2020), „Language” (2020), „Absurd in the Antropocene” (2020) oraz „Ceremony” (2021). A to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Do tego należy dodać krążki publikowane pod szyldami DR. MiNT („Visions and Nightmares”, 2008; „Ritual”, 2008/2013; „Kingsize Sessions”, 2013; „Voices in the Void”, 2017; „Beyond the Void”, 2017), Burning Ghosts („Burning Ghosts”, 2016; „Reclamation”, 2017; „American Circus”, 2019) oraz The Daniel Rosenboom Septet („Fallen Angels”, 2011) i Quintet („Fire Keeper”, 2014). Drugie tyle to albumy innych wykonawców, w nagraniu których trębacz wziął udział jako muzyk sesyjny bądź gość specjalny. Robi wrażenie, prawda? A to i tak dla Dana wciąż mało, parę lat temu powołać więc jeszcze do życia Trio Subliminal, do udziału w którym zaprosił gitarzystę Jake’a Vosslera (kolegę z Burning Ghosts) oraz perkusistkę Tinę Raymond (udzielającą się między innymi w zespołach Unsilent Majority, Esthesis Quartet oraz sekstecie Jona Armstronga).
Formacja zadebiutowała udostępnionym w sieci w kwietniu 2019 roku albumem zatytułowanym po prostu „Trio Subliminal”. Cały materiał został zarejestrowany w formie zespołowej improwizacji w ciągu zaledwie jednego dnia (18 listopada rok wcześniej), a odbyła się ona w domowym studiu Rosenbooma (BoomHill) w Los Angeles. W opisie płyty dodano jeszcze informację, że na etapie postprodukcji i masteringu nie zastosowano żadnych dogrywek ani nie ucięto choćby jednego dźwięku; do słuchaczy dotarło więc dokładnie to, co zagrano w czasie sesji. Podobnie przebiegało drugie spotkanie muzyków, jakie Dan wyznaczył w tym samym miejscu na 24 października ubiegłego roku, a którego owocem stał się opublikowany pod koniec lutego album „Trio Subliminal 2: Cinema Infernale”. Tym razem pojawił się on w sprzedaży także na nośniku kompaktowym (za sprawą wytwórni Orenda Records), co zapewne było ukłonem wobec nieco bardziej konserwatywnych fanów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Choć sama muzyka grana przez Trio Subliminal konserwatywnych ani ortodoksyjnych fanów jazzu raczej nie usatysfakcjonuje. Obojętnie bowiem pod jakim szyldem Rosenboom by nie nagrywał (czy będzie to DR. MiNT, czy Burning Ghosts, czy też pod własnym nazwiskiem), amerykański trębacz pozostaje w zasadzie wierny obranemu na początku kariery stylowi: mieszance free jazzu z heavy metalem i noise’em. Jedyne, co się zmienia, to proporcje poszczególnych gatunków. W przypadku Trio Subliminal wydają się one idealnie wyważone, co oznacza, że „Cinema Infernale” sprawi taką samą przyjemność wielbicielom tych ostrzejszych produkcji Johna Zorna, jak i dokonaniom Matsa Gustafssona do spółki z Merzbowem i Thurstone’em Moore’em.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na album trafiły zaledwie trzy kompozycje, ale za to rozbudowane tak bardzo, że w sumie trwają ponad pięćdziesiąt minut. Tyle czasu zajęła więc cała sesja. A ile przygotowanie do niej? Bo raczej trudno uwierzyć w to, że muzycy podeszli do nagrania praktycznie z marszu. Aczkolwiek… biorąc pod uwagę fakt, że znali się już wcześniej i niejeden raz ze sobą grali, może wystarczyło tylko ogólne określenie ram stylistycznych i czasowych. I to należałoby uznać za wielce prawdopodobne. Płytę otwiera ponad dwudziestominutowy „Spectral Riders”, w którym od pierwszych sekund trąbka Rosenbooma i gitara Vosslera przemawiają jednym głosem, a jest to głos bardzo przenikliwy i przejmujący. Z czasem drogi obu instrumentalistów rozchodzą się, choć cały czas starają się iść równolegle, nie tracąc siebie nawzajem z oczu. Po intensywnej introdukcji przychodzi właściwy moment na rozbudowane improwizacje i zmieniające się nastroje.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Muzycy chętnie bawią się brzmieniem: stosują sprzężenia i pogłosy, chętnie grają dźwięki powłóczyste, które łatwiej poddają się przeprowadzanej „na żywo” obróbce elektronicznej. Ale potrafią też wykrzesać z siebie potężną dawkę freejazzowego czadu. Zazwyczaj sygnał do tego daje Dan, a w ślad za nim podąża Jake, by następnie wymienić się rolami. Tina z kolei dwoi się i troi za ich plecami, by wszystko to utrzymać w rytmicznych karbach. Nieco oddechu zyskuje w momentach, w których Rosenboom sięga po komputer i „zabawia” się w noise’owego szamana, w czym zresztą lojalnie wspiera go swoją zadziorną gitarą Vossler. Próba opisania tego, czym jest „Spectral Riders”, to ogromne wyzwanie: wiele bowiem w tej muzyce zaskakujących rozwiązań, ulotnych motywów, które przykuwają choć na chwilę uwagę słuchacza swoją melodyjnością, by następnie zniknąć pod lawiną potężnych awangardowych barw i tonów.
Nieco inne oblicze trio prezentuje w „Obelisku”. Zgodnie z tytułem utworu, zaczyna się on bardzo dostojnie i podniośle, w czym największą zasługę ma narzucająca wolny, ale potężny jak walec rytm Tina Raymond. Dopiero z czasem zespół rozkręca się i wskakuje na właściwe sobie freejazzowe tory, nie porzucając tej drogi już do samego końca. Choć to przecież wcale nie koniec, ponieważ pozostaje jeszcze prawie dwudziestominutowy „Kaiju”, którego początek może wprawić – za sprawą melodyjnej partii trąbki – w lekkie osłupienie. W tle jednak nową narrację buduje Vossler, który chociaż także ulega (przynajmniej na krótko) czarowi melodii, to jednak skutecznie „brudzi” ją sprzężeniami, stopniowo wysuwając się na plan pierwszy i spychając z niego Rosenbooma. Dopiero w dalszej części Dan powraca z solówką, która może przyprawić swą przenikliwością o ciarki. Brzmi to jak ostrzeżenie. Ale przed czym? lub przed kim? By jednak nie pozostawiać słuchaczy w stanie nerwowego roztrzęsienia, ostatnie minuty „Kaiju” trio przeznacza na powolne wyciszanie emocji. Nawet jeśli więc przez poprzednie minuty zespół mocno nami poniewierał, to w finale postanowił mimo wszystko podać balsam na skołataną duszę.
Skład:
Dan Rosenboom – trąbka, kornet, efekty elektroniczne
Jake Vossler – gitara elektryczna, gitara barytonowa
Tina Raymond – perkusja



Tytuł: Trio Subliminal 2: Cinema Infernale
Wykonawca / Kompozytor: Trio Subliminal
Data wydania: 25 lutego 2022
Nośnik: CD
Czas trwania: 52:05
Gatunek: jazz, metal, noise
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Spectral Riders: 22:31
2) Obelisk: 10:28
3) Kaiju: 19:05
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

108
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.