Komisarz Maigret nigdy nie był typem policjanta, który uganiał się za przestępcami po ulicach Paryża (bądź jakiegokolwiek innego miasta). Od pewnego momentu zwyczajnie nie pozwalały mu na to wiek, tusza i… wrodzone dostojeństwo. Takiego właśnie komisarza Georges Simenon odmalował w „Rewolwerze Maigreta”, jednej z najlepszych pod względem psychologicznym powieści serii.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Komisarz Jules Maigret nie zawsze był taki. To z biegiem czasu zmieniał się jego charakter. Choć wciąż pozostał bezwzględny dla przestępców, jako dojrzały już człowiek niejednokrotnie potrafił dostrzec w nich także ofiary – czy to sytuacji, na jaką nie mieli wpływu, czy też środowiska, w jakim się wychowali, bądź innych ludzi, których przekorny i często niesprawiedliwy los postawił na ich drodze. Maigret umiał dostrzec w sprawcach zabronionych prawem czynów istoty udręczone, zmagające się z własnymi ograniczeniami i kompleksami, uwikłane, złapane w pułapkę niemożności. Do takich osób wyciągał pomocną dłoń, dawał drugą szansę, przywracał nadzieję. Taką właśnie historię Georges Simenon opowiedział w „Rewolwerze Maigreta”. To jedna z tych powieści belgijskiego klasyka powieści kryminalnej, jakie powstały w czasie jego dziesięcioletniego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Napisał ją na farmie Shadow Rock w Lakeville (w stanie Connecticut) w typowym dla siebie ekspresowym tempie: pomiędzy 12 a 20 czerwca 1952 roku. A zaraz potem wysłał maszynopis do Paryża. W wersji książkowej powieść ukazała się we wrześniu tego samego roku nakładem wydawnictwa Presses de la Cité; w tym samym czasie czytelnicy dziennika „Le Figaro” mogli zapoznać się z nią odcinek po odcinku. W języku polskim opublikowano ją po raz pierwszy siedem lat później w… Londynie – w emigracyjnym czasopiśmie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”. Na druk nad Wisłą „Rewolwer Maigreta” musiał poczekać aż do początku lat 70., kiedy to w odcinkach puściły ją warszawski „Express Wieczorny” i „Dziennik Łódzki”. Fabuła zaczyna się w sposób nietypowy. Nieczęsto się bowiem zdarzało w powieściach Simenona, aby to żona komisarza dzwoniła do niego na komisariat przy Quai des Orfèvres. Tym razem jednak ma konkretny powód: otóż do mieszkania Maigretów przyszedł młody mężczyzna, który w ważnej sprawie – można się domyśleć, że osobistej – chce widzieć się ze słynnym policjantem. Sprawia tak żałosne wrażenie, że kobieta wpuszcza go nie tylko do domu, ale nawet zostawia samego w salonie. Co, jak się okazuje, ma znaczący wpływ na dalszą fabułę. Komisarz obiecuje, że niebawem przyjedzie, ale po drodze wstępuje jeszcze ze starym znajomym, który właśnie odwiedził Paryż, na piwo. Kiedy wreszcie pojawia się na bulwarze Richard-Lenoir, niespodziewanego gościa już nie ma. Nie ma także leżącego na kominku w salonie amerykańskiego rewolweru Smith & Wesson 45, jaki podarowali Jules’owi jego przyjaciele z FBI. Sytuacja jest dla komisarza wyjątkowo niezręczna. Z opowieści żony może on bowiem wywnioskować, że młodzieniec jest w fatalnym stanie psychicznym, zapewne zdesperowany, na dodatek wszedł w posiadanie broni, a niebawem także – jak się udaje ustalić policji – amunicji do niej. Maigret tym bardziej jest zdeterminowany, by go odnaleźć, zanim chłopak popełni jakieś poważne przestępstwo. Paryscy funkcjonariusze mają mieć na niego oko, ale przecież stolica Francji to wielkie miasto, a o poszukiwanym nie wiadomo – przynajmniej jak na razie – niewiele. Konkretny ślad pojawia się zupełnie przypadkowo, a naprowadza Maigreta na niego… comiesięczna kolacja u doktora Pardona i jego żony. Kolacja, na której nie pojawia się, chociaż się awizował, stary znajomy – jeszcze z czasów szkolnych – lekarza, niejaki Françoise Lagrange. Zaintrygowany opowieścią o nim, komisarz odwiedza go następnego dnia w domu, co tylko jeszcze potęguje niepokój policjanta. W końcu po nitce do kłębka dociera on do ukrytego w przechowalni bagażu na Dworcu Północnym w Paryżu kufra z bardzo nietypową zawartością – trupem André Delteila, ważnego polityka, deputowanego, który znany był (i z tego też powodu powszechnie znienawidzony) z ujawniania nadużyć, machinacji i przekrętów. Jaki mają z tym związek Lagrange i nieznany wciąż z nazwiska młodzieniec – do tego oczywiście Maigret dojdzie, ale zajmie mu to trochę czasu. W przy czym to „trochę” to – biorąc pod uwagę fakt, że komisarz pracuje co najmniej tak samo szybko, jak Simenon pisze – raczej godziny, względnie dni, aniżeli tygodnie czy miesiące. Akcja jest więc mocno skondensowana, ale zarazem sporo się dzieje. Dość powiedzieć, że ostateczne odpowiedzi na mnożące się pytania policjant z Quai des Orfèvres zdobywa wcale nie w Paryżu, lecz w… Londynie. Dzięki czemu pojawia się zresztą okazja, by po kilku latach ponownie przywołać postać inspektora Scotland Yardu Pyke’a, który wcześniej zaistniał w powieści „ Mój przyjaciel Maigret” (1949). Tytułowy bohater jest w „Rewolwerze…” – w przeciwieństwie do recenzowanego niedawno, wcześniejszego o dwie dekady „ Maigreta i szaleńca” – tym policjantem, którego pokochały miliony czytelników na całym świecie: nieco ociężałym, wykorzystującym praktycznie każdą okazję, aby dobrze zjeść i napić się piwa bądź wina, ale jednocześnie nad wyraz wyrozumiałym i zwyczajnie… ludzkim. Dla niego Temida wcale nie musi być ślepa. Rozwiązując zagadkę śmierci deputowanego Delteila, komisarz odkrywa wiele tajemnic, które każą mu spojrzeć na całą sprawę z zupełnie innej perspektywy. I podjąć decyzje, jakich nie podjąłby chyba żaden inny literacki gliniarz bądź detektyw. W kontekście walorów literackich i głębi psychologicznej powieści zaskakiwać może nieco, że doczekała się ona jedynie dwóch telewizyjnych adaptacji: angielskiej (w 1960) i francuskiej (w 1985 roku), w których w słynnego policjanta wcielili się – odpowiednio – Rupert Davies i Jean Richard.
Tytuł: Rewolwer Maigreta Tytuł oryginalny: Le Revolver de Maigret Data wydania: 4 stycznia 2007 ISBN: 83-7384-393-0 Format: 144s. 110×175mm Cena: 14,99 Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 80% |