Po ostatnich kompozytorskich wyczynach Johna Zorna, które wpisywały się w stylistykę free jazzu, fusion czy jazz-metalu, wydana pod koniec marca płyta „Perchance to Dream” może być sporym zaskoczeniem. Na niej bowiem kompozytor prezentuje znacznie łagodniejsze oblicze. Chociaż do projektu wybrał muzyków, którzy, jeśli tylko chcąc, potrafią narobić hałasu i zamieszania.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Stwierdzę przekornie: Dawno nie było nic o Johnie Zornie, prawda? Czas więc nadrobić zaległości. Zwłaszcza że przecież nie tak dawno (25 marca) ukazała się w katalogu Tzadik Records kolejna płyta sygnowana przez Amerykanina – „Perchance to Dream”. A teraz bardziej na poważnie. W marcu rubryka ta została zdominowana przez nowojorskiego kompozytora (ukazało się aż sześć poświęconych mu tekstów), w kwietniu natomiast nastąpiło ostre wyhamowanie (tylko dwie recenzje). A jak będzie w maju? Z dużym prawdopodobieństwem ten artykuł będzie jedynym; kolejne nowe albumy Zorna zapowiadane są bowiem dopiero na lipiec („Suite for Piano”, „John Zorn’s Olympiad, Vol. 2: Fencing 1978”) oraz wrzesień („Multiplicities: A Repository of Non-Existent Objects”). „Perchance to Dream” to krążek – spośród wszystkich ostatnio omawianych – zawierający muzykę najbardziej stonowaną, choć do jego nagrania artysta zaprosił muzyków, którzy pojawiali się także na tych płytach, jakie można było zakwalifikować do jazz-rocka czy jazz-metalu. Tym razem jednak oczekiwał od nich przede wszystkim wyrafinowania i subtelności. A oni perfekcyjnie wykonali postawione przed nimi zadanie. Kto konkretnie? Sami starzy znajomi: gitarzysta Bill Frisell ( The Gnostic Trio), pianista Brian Marsella ( Brian Marsella Trio, Chaos Magick), organista John Medeski ( Nova Express, Simulacrum, Chaos Magick, John Medeski Trio) oraz perkusista Kenny Wollesen ( Kris Davis Quartet, New Masada Quartet), który dodatkowo zagrał także na – rozsławionych przez Mike’a Oldfielda – dzwonach rurowych. Cała czwórka – plus oczywiście John Zorn w roli kompozytora, producenta, aranżera i dyrygenta tej miniorkiestry – wyznaczyła sobie spotkanie w nowojorskim studiu EastSide Sound na zaledwie dwa dni: 27 i 28 października ubiegłego roku. Owoc ich pracy trafił zaś do sprzedaży już po pięciu miesiącach. Jak widać, Zorn nie lubi zbyt długo trzymać swoich dzieł w „zamrażarce”. Co zaoferował swoim wielbicielom tym razem? Album, który można uznać za rozbudowaną, bo ponad czterdziestoczterominutową, suitę – stylistycznie bardzo spójną, a w swym nastroju zarówno zaskakującą, jak i urzekającą. I bardzo konsekwentną – od pierwszego („Introit”) do ostatniego („Tenderness”) utworu. W efekcie „Perchance to Dream” to jedno z tych nielicznych wydanych w ostatnim czasie dzieł Amerykanina, jakie spokojnie można wysłuchać z ukochaną podczas kolacji przy świecach. „Introit” to – jak wskazuje sam tytuł – wprowadzenie do całości. O tyle nietypowe, że introdukcja okazuje się jednocześnie najdłuższą kompozycją na płycie. Zresztą nie tylko najdłuższą, ale i najbardziej… monotonną. Tyle że to taka monotonia, z której nie można uszczknąć nawet najdrobniejszego fragmentu. Główną rolę pełni tu fortepian Marselli, przez cały czas powtarzający ten sam motyw. Dlatego też uwaga słuchacza szybko schodzi na to, co dzieje się na drugim planie, z którego bez trudu wyłowić można delikatne dźwięki organów Medeskiego, fortepianu elektrycznego (konkretnie piana Rhodesa), na którym również zagrał Brian oraz talerzy perkusyjnych i dzwonów rurowych. W drugim w kolejności „A Secret Twilight” – melodyjnie optymistycznym i lekko swingującym – dla odmiany prym wiedzie gitara Frisella, który dopiero w drugiej części oddaje pola kolegom – najpierw Marselli, potem Medeskiemu, by samemu ponownie zabrać głos na finał. Obojętnie kto jednak w danym momencie dominuje narrację, jej subtelny przekaz nie ulega zmianie. Po „Lacrimosie” można by się spodziewać albo skrętu w stronę muzyki klasycznej, albo elementów rocka gotyckiego, tymczasem Zorn odczytuję tę formę mszy muzycznej w jeszcze inny sposób. Stara się przede wszystkim nadać jej dostojny charakter (posługuje się przy tym zarówno fortepianem akustycznym, jak i organami), ale – co może zaskakiwać – nie stroni także od stonowanej improwizacji pianistycznej. W „Eventide” kompozytor ponownie „oddaje” się w ręce Frisella. Może to jednak robić ze spokojem; Bill doskonale wie, jak budować nastrój i jak wciągać do współpracy innych instrumentalistów. „Midnight Vespers” jest – dla odmiany – oparty głównie na solowym fortepianie; jedynie w tle rozbrzmiewają organy (więcej niż delikatne). Zaiste, dla Zorna musiało być wielkim wyrzeczeniem tak konsekwentne trzymanie się obranego na początku kursu. I nie zmienia tego ani w nasyconym niepokojem „Hekate” (gdzie ponownie pojawiają się improwizacje), ani w szytym na miarę piosenkowej ballady retro „Tenderness”. Gdyby tylko dopisać do tej melodii tekst i znaleźć odpowiednią wokalistkę – mógłby być z tego przebój. Skład: Bill Frisell – gitara elektryczna Brian Marsella – fortepian, fortepian elektryczny John Medeski – organy Kenny Wollesen – perkusja, dzwony rurowe
oraz John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja, dyrygent
Tytuł: Perchance to Dream Data wydania: 25 marca 2022 Nośnik: CD Czas trwania: 44:39 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) Introit: 10:42 2) A Secret Twilight: 05:00 3) Lacrimosa: 06:44 4) Eventide: 06:30 5) Midnight Vespers: 04:39 6) Hekate: 05:58 7) Tenderness: 05:04 Ekstrakt: 80% |