Kungens Män to szwedzki sekstet, który choć istnieje zaledwie od dekady, wydał w tym czasie ponad dwadzieścia albumów. Jak widać, muzycy nie próżnują, zwłaszcza że udzielają się również w innych projektach. „Kungens Ljud & Bild” – najnowsza płyta grupy – jest jednocześnie prezentem, jaki sztokholmczycy sprawili swoim fanom i samym sobie na jubileusz dziesięciolecia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To, że na pięć lat straciłem z oczu szwedzką formację Kungens Män, nie oznacza, że tworzący ją muzycy próżnowali. Nic z tych rzeczy! Od momentu publikacji krążka „ Bränna tid” (2017) zdążyli wydać takie albumy, jak „Fuzz på Svenska” (2018), „Chef” (2019), „Hårt som ben” (2019), „Trappmusik” (2020), „Den nya skivan” (2021) oraz ten najnowszy, jaki światło dzienne ujrzał na początku maja – „Kungens Ljud & Bild” (2022). Jak widać, każdego roku ukazywała się przynajmniej jedna płyta, co w przypadku innych wykonawców na pewno robiło wrażenie, ale w odniesieniu do sztokholmczyków oznaczało mimo wszystko ostre wyhamowanie. Należy bowiem pamiętać, że wcześniej, czyli w latach 2012-2017, byli oni autorami dwudziestu materiałów. Ta dziwna forma (zamiast na przykład „wydali”) wynika z tego, że część z nich miała swoją premierę jedynie w Internecie i nigdy nie doczekała się publikacji na materialnym nośniku. Z „Kungens Ljud & Bild” jest inaczej – ten materiał dostępny jest aż w trzech wersjach: cyfrowej, kompaktowej i winylowej. Wszystko za sprawą amerykańskiej wytwórni Centripetal Force, mającej siedzibę w Nashville (kojarzonym przede wszystkim jako „stolica country”). Nagrania powstały jednak w sztokholmskim studiu Moderskeppet, a wzięli w nich udział następujący muzycy: liderujący zespołowi gitarzysta i wokalista (choć tym razem sięgnął również po sześciostrunową gitarę basową) Mikael Tuominen (także w Automatism, Fanatism, Eye Make the Horizon i Svenska Psykvänner – innych projektach, w jakich udzielają się członkowie Kungens Män), gitarzyści Hans Hjelm i Gustav Nygren, klawiszowiec Peter Erikson, basista Magnus Öhrn oraz perkusista Mattias Indy Pettersson. Na album trafiły cztery rozbudowane kompozycji, w tym trzy trwające ponad dziesięć minut. Pod względem stylistycznym obywa się bez zaskoczeń, wciąż mamy do czynienia z psychodeliczno-krautrockowymi improwizacjami, które w równym stopniu nawiązują do twórczości klasyków gatunku z lat 70. ubiegłego wieku, co dokonań takich współczesnych grup, jak Øresund Space Collective (by nie wybiegać poza Skandynawię). Na otwarcie muzycy wybrali utwór najkrótszy, ale jednocześnie najbardziej dynamiczny i rozpędzony – niespełna ośmiominutowy „När pisken viner”. Tempo nadaje potężnie brzmiąca sekcja rytmiczna, przez którą na plan pierwszy przebijają się głównie gitary (syntezatory są natomiast mocno schowane). To za ich sprawą szwedzki sekstet płynnie przechodzi od krautrocka i psychodelii do stoneru, po czym, zataczając koło, wraca do punktu wyjścia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie dzieje się tu może zbyt wiele, jak zresztą także w pozostałych numerach, ale to wcale nie oznacza, że słuchacz będzie się nudził. Wystarczy wziąć sobie na cel partie gitarowe, wtedy jest czym raczyć ucho – zwłaszcza że ani Tuominen, ani Hjelm, ani Nygren nie próżnują. Najdłuższy, ponad piętnastominutowy „Stora rummet” to zupełnie inna bajka. Jednostajny rytm wymusza równie monotonne partie instrumentów solowych, które jednak z czasem – dotyczy to głównie gitar – zagęszczają się i nawarstwiają. Całość płynie zaś leniwie i kojąco i w zasadzie może ciągnąć się w nieskończoność. Przynajmniej podczas koncertów. To jedna z takich kompozycji, którą spokojnie można – za sprawą improwizacji – rozciągnąć nawet do pół godziny, a nikt na widowni nie będzie się z tego powodu awanturował. Oczywiście pod warunkiem, że muzycy dorzucą po drodze kilka atrakcji.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie byłoby to natomiast możliwe z „I hjalles kök”, w którym po raz pierwszy – i ostatni – rozbrzmiewa głos Tuominena. Świadomie piszę „głos”, a nie „śpiew”, ponieważ Mikael tutaj… melodeklamuje. Na tle nastrojowej i nieco niepokojącej muzyki ze zmieniającym się zaangażowaniem wypowiada swój tekst. W końcówce robi to mocniej, dochodząc do granicy histerii. Dobrze w sumie, że w tym momencie muzycy zdecydowali się na wyciszenie, bo aż strach pomyśleć, co Tumoinen musiałby zrobić, gdyby ten wątek pociągnięto jeszcze przez kilka kolejnych minut. Album zamyka zbliżona w swej formie do „Stora rummet” kompozycja zatytułowana „Vaska lyckokaka” – psychodelicznie płynąca, z wieloma smaczkami, które jednak nie odrywają uwagi od głównego motywu, na który składają się trzy nałożone na siebie partie gitar. Nie ma co ukrywać, że zmniejszenie częstotliwości publikowania płyt i fakt, że przestali ścigać się sami ze sobą wyszło zespołowi ze Sztokholmu na dobre. „Kungens Ljud & Bild” nie jest może arcydziełem współczesnego krautrocka, ale na pewno płytą, która sprawi wielką frajdę wielbicielom tej muzyki na całym świecie. Skład: Mikael Tuominen – gitara elektryczna, gitara basowa 6-strunowa, melodeklamacja (3) Hans Hjelm – gitara elektryczna Gustav Nygren – gitara elektryczna (1,2,4) Peter Erikson – syntezatory Magnus Öhrn – gitara basowa Mattias Indy Pettersson – perkusja
Tytuł: Kungens Ljud & Bild Data wydania: 6 maja 2022 Nośnik: CD Czas trwania: 45:29 Gatunek: rock W składzie Utwory CD1 1) När pisken viner: 07:44 2) Stora rummet: 15:37 3) I hjalles kök: 10:59 4) Vaska lyckokaka: 11:09 Ekstrakt: 80% |