Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiutancka płyta norweskiej jazzrockowej formacji Moose Loose.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Moose Loose – ta nazwa norweskiego zespołu jazzrockowego już parokrotnie padała w tekstach poświęconych dorobkowi artystycznemu Terjego Rypdala. Nie bez powodu, ponieważ w latach 70. ubiegłego wieku grupa ta była etatowym dostarczycielem muzyków akompaniujących na scenie i w studiu wyśmienitemu gitarzyście. Biorąc pod uwagę, że formacja istniała oficjalnie zaledwie przez trzy lata (1973-1976, choć niektórzy przedłużają jej żywot jeszcze o rok) i pozostawiła po sobie zaledwie dwie płyty długogrające, jej wpływ na europejskie fusion jest zaskakująco znaczący. Twórcą i liderem Moose Loose był gitarzysta Jon Eberson (rocznik 1953), który karierę zaczął z wielkim przytupem, nagrywając z pianistą Ketilem Bjørnstadem album „Åpning” (1973). „Przytup” był tym większy, że w tej samej sesji nagraniowej uczestniczyli kontrabasista Arild Andersen i perkusista Jon Christensen (stali współpracownicy Jana Garbarka i Terjego Rypdala). Czy zatem można dziwić się młodemu, wtedy jeszcze niespełna dwudziestoletniemu, gitarzyście, że uwierzył w siebie i kilka miesięcy po rejestracji „Åpning” zdecydował się stanąć na czele własnego bandu? Do współpracy zaprosił klawiszowca Brynjulfa Blixa, basistę Sveinunga Hovensjø oraz bębniarza Påla Thowsena. Zacny skład, prawda? Choć należy pamiętać, cała trójka rozpoznawalność zyska dopiero za kilka lat. W dużej mierze dzięki drzwiom otwartym za sprawą debiutanckiego krążka Moose Loose. Longplay zatytułowany „Elgen er løs” ukazał się w 1974 roku nakładem powstałej w Oslo zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej wytwórni Plateselskapet Mai (która zresztą niespełna dziesięć lat później odeszła w niebyt z powodu bankructwa). Zaskoczeniem może być fakt, że chociaż to Eberson był liderem, jego dziełem są zaledwie dwie (z pięciu) kompozycje. Jedną dorzucił Hovensjø, jedną – Blix, a jedna wyszła spod rąk Brynjulfa i Påla Thowsena.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ten rozrzut kompozytorski sprawił, że stylistycznie album jest mocno zróżnicowany. Brakuje mu też czasami konsekwencji. Każdy z muzyków, będący artystyczną indywidualnością, ciągnie bowiem wózek w swoją stronę. Ale nawet nie psuje ogólnej oceny „Elgen er løs”. Strona A albumu należy do Ebersona; on jest autorem obu umieszczonych tu utworów „Eber’s Funk” oraz prawie dwunastominutowego „B.M.”. Ten pierwszy to fenomenalny przykład fusion wymieszanego z podkreślonym w tytule funkiem. Pulsuje w nim nie tylko sekcja rytmiczna, ale również wybijający się na plan pierwszy fortepian elektryczny. Z kolei gitara Jona przydaje temu numerowi jazzrockowej energii. Całość zaś brzmi bardzo po amerykańsku, jakby Norwegowie przez kilka miesięcy poprzedzających sesję nagraniową nie robili nic innego, tylko wsłuchiwali się w płyty Mahavishnu Orchestra i Return to Forever. W czym oczywiście nie ma nic złego, bo to najlepsze wzorce, jakie można sobie wyobrazić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O ile „Eber’s Funk” ma prostą, linearną narrację, o tyle w „B.M.” dzieje się bardzo dużo. Na porządku dziennym są zmiany nastroju i rytmu, płynne przejścia od klasycznego rocka (vide gitara Ebersona) do podrasowanego rockiem funku (sekcja rytmiczna). Nie próżnuje również Blix, który w najodpowiedniejszych momentach dopasowuje się do opowieści prowadzonej przez kolegów, dorzucając od siebie krótkie wstawki na organach, fortepianie elektrycznym, a nawet syntezatorze (wykorzystał w tym celu Mini Mooga). Brzmi to nadzwyczaj intrygująco i sprawia, że te niemal dwanaście minut mija nadspodziewanie szybko. Pierwszym utworem na stronie B jest natomiast kompozycja Sveinunga – „Flytende Øye”: stonowana i nastrojowa, z wybijającym się fortepianem elektrycznym (później także innymi klawiszami) i czającą się za jego plecami „klimatyczną” gitarą basową Hovensjø. W drugiej części utwór nabiera mocy, głównie za sprawą Sveinunga i Påla, ale swoje robią też Blix i Eberson, który serwuje słuchaczom intrygującą solówkę. Szkoda jedynie, że jest mocno przytłumiona wszechobecnymi keyboardami.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Skakke-Jens” Blixa i Thowsena to – dla odmiany – składająca się z dwóch części improwizacja: w pierwszej dialogują ze sobą gitarzysta i bębniarz, w drugiej miejsce Jona zajmuje natomiast grający na organach Brynjulf. W wersji płytowej to raczej ciekawostka, niż utwór, nad którym można by się pochylić na dłużej, ale za to podczas koncertów mógł stać się on punktem wyjścia do wielu ciekawych eksperymentów. Ostatnia kompozycja, „O Kjød”, to z kolei popis Blixa, który jest zresztą jego autorem. Tym razem Norweg wykorzystuje fortepian akustyczny, grając lekko i nastrojowo, ale nie zapominając także o przekazie nieco optymistyczniejszym. Dopiero bliżej finału dołącza do niego Eberson, jakby chciał podkreślić, że to jednak on jest tu osobą „number one”… „Elgen er løs” mógł być otwarciem pięknej kariery Moose Loose. Tak się jednak nie stało. Krótko po wydaniu longplaya zespół praktycznie przestał istnieć: Hovensjø i Blix szybko zostali zaanektowani przez Terjego Rypdala, Thowsen także poszedł swoją drogą. Jon jednak nie poddał się; skompletował nowy skład (znaleźli się w nim klawiszowiec Håkon Graf, skrzypek Trond Villa, basista Pål Thorstensen i perkusista Espen Rud) i nagrał z nim drugi album – „Transition” (1976). Skład: Jon Eberson – gitara elektryczna Brynjulf Blix – fortepian elektryczny, fortepian, organy, klawinet, syntezator Sveinung Hovensjø – gitara basowa Pål Thowsen – perkusja, gong
Tytuł: Elgen er løs Data wydania: 1974 Nośnik: Winyl Czas trwania: 37:50 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Eber’s Funk: 06:47 2) B.M.: 11:43 3) Flytende Øye: 06:43 4) Skakke-Jens: 05:52 5) O Kjød: 06:45 Ekstrakt: 80% |