Wśród wyrastających jak grzyby po deszczu planszówek o tematyce nawiązującej do twórczości H. P. Lovecrafta, „Death May Die” wyróżnia się nie tylko rozmiarem.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gra ma swój klimat – i nie jest to wcale klimat grozy, co raczej typowo pulpowej rozrywki, w której nasi bohaterowie będą zabijali kultystów na prawo i lewo, oczekując pojawienia się jednego z Wielkich Przedwiecznych. Tylko po to, by jemu także spuścić łomot. Nie ma innej drogi do zwycięstwa. Oczywiście zanim do tego dojdzie, trzeba trochę pogłówkować i pobawić się w bardzo nieskomplikowane poszukiwania, ale to jedynie początkowy i wcale nie najważniejszy element. Bardzo dobrze sprawdza się w „Death May Die” modułowość – w wersji podstawowej dostajemy do rąk sześć różnych scenariuszy, które następnie należy połączyć z jednym z dwóch (lub czterech, jeśli sięgnęliśmy także po dodatki) Wielkich Przedwiecznych. Efekty tych kombinacji potrafią być bardzo różne – jedne łatwiejsze, inne trudniejsze, ale wszystkie bez wyjątku wciągające. Dodajmy do tego cały szereg barwnych postaci, których poczynaniami możemy kierować (wśród nich jest Rasputin, dziewczynka-piromanka i uzbrojona w siekierę pokojówka), a obraz będzie prawie kompletny. Jak na tak dużą grę zasady okazują się niemal banalnie proste i ich wytłumaczenie nawet nieobeznanym z planszówkami graczom zajmuje bardzo niewiele czasu. W swojej rundzie każdy z bohaterów ma do wykonania trzy akcje, po czym następuje faza mitów (czyli potencjalne skomplikowanie sytuacji na planszy) i kolejka przechodzi do kolejnego gracza. Najistotniejsze, jak się rzekło, jest w tym wszystkim walka opierająca się na rzutach kośćmi. W zależności od postaci, jaką gramy, różne wyniki mogą oznaczać różne efekty. Wspomniana dziewczynka-piromanka poza zwykłymi obrażeniami podpala też lokacje, w których się znajduje, co może znacząco utrudnić życie nie tylko potworom, ale też innym bohaterom. Co równie ważne, z czasem nasze postaci mogą się rozwijać (zawsze dzieje się to w ramach jednego scenariusza, gra nie oferuje trybu kampanii), zdobywać nowe moce lub wzmacniać te już posiadane. A że dzieje się to zawsze kosztem poczytalności… Cóż, to tylko dodaje klimatu i wrażenia, że im bardziej szaleni bohaterowie, tym bardziej zdesperowani i silniejsi się stają. Jeśli więc nie straszny Wam rozmiar i znacząco odbiegający od zwyczajowych gier spod znaku Cthulhu klimat, „Death May Die” jest produktem godnym uwagi.
Tytuł: Cthulhu: Death May Die (edycja polska) Tytuł oryginalny: Cthulhu: Death May Die Data produkcji: 27 sierpnia 2020 Info: 1-5 osób; od 14 lat Ekstrakt: 80% |