Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj trzeci (i ostatni) album Terjego Rypdala nagrany w ramach projektu The Chasers.  |  | ‹The Singles Collection›
|
Po kilku miesiącach przyglądania się dokonaniom artystycznym legendarnego gitarzysty jazzrockowego Terjego Rypdala dzisiaj docieramy do kresu tej fascynującej podróży. To nasze ostatnie spotkanie z tym muzykiem. Przynajmniej w cyklu „Non Omnis Moriar”. Jeśli jednak w najbliższym czasie Norweg wyda płytę z premierowym materiałem (następcę doskonałego krążka „ Conspiracy” sprzed dwóch lat) bądź ujrzy światło dzienne jakiś wcześniej niepublikowany materiał archiwalny – wtedy z dużym prawdopodobieństwem z radością powrócimy do Terjego. Ostatnie dwie edycje tej rubryki poświęcone były albumom nagranym przez Rypdala w ramach projektu, jakiemu nadał szyld The Chasers, a do udziału w którym zaprosił (kontra)basistę Bjørna Kjellemyra i perkusistę Auduna Kleivego. Były to longplaye: „ Chaser” (1985) oraz „ Blue” (1987). Trzeci i ostatni również ukazał się w odstępie dwuletnim. A nosił tytuł… „The Singles Collection”. I od razu należy podkreślić, że ten tytuł to jedynie dowcip. Na płycie nie zebrano bowiem żadnych przebojów singlowych. Ot, taki figiel nawiązujący do panującej wówczas mody. Żartem nie było natomiast zatrudnienie czwartego muzyka, którym okazał się pianista (i przy okazji kompozytor) Atle Bakken, tutaj ukrywający się po anglosaskim pseudonimem Allan Dangerfield. Ale to Norweg urodzony w 1960 roku w Sandefjord na południu kraju. Od dziecka kształcił się w muzyce klasycznej, grając dzieła Jana Sebastiana Bacha, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Edvarda Griega i Ferenca Liszta. Co ciekawe, jego pierwszym nauczycielem był doktor Norbert Bojanowski – emigrant z Polski, znany między innymi jako założyciel (w drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku) trójmiejskiego Modern Jazz Quartet (później przekształconego w Sextet), z którego następnie wyłonił się, choć już bez niego w składzie, legendarny Rhythm and Blues. Na przełomie lat 50. i 60. Bojanowski opuścił kraj; po latach zginął wraz z żoną w wypadku samochodowym. Kto wie, może właśnie Atle Bakken był jego najzdolniejszym uczniem. W każdym razie profesjonalną karierę zaczął on już jako czternastolatek, grając jazz na organach w stylu Larry’ego Younga i Jimmy’ego Smitha. W latach 80. związał się natomiast z formacją Jon Eberson Group, z którą nagrał albumy: „Jive Talking” (1981), „Polarities” (1982), „City Visions” (1984) oraz „Stories” (1985). W nagraniu tego ostatniego wziął również udział Bjørn Kjellemyr, który tuż potem otrzymał od Terjego Rypdala zaproszenie do udziału w sesji, której owocem stał się longplay „ Chaser”. Możliwe więc, że to właśnie on zaproponował słynnemu gitarzyście zaproszenie do współpracy Atlego, który nie tylko zagrał na syntezatorach, organach i fortepianie, lecz dorzucił od siebie trzy kompozycje: „The Last Hero”, „Strange Behaviour” oraz „Coyote”. Pozostałe, a było ich jeszcze siedem, wyszły tradycyjnie spod ręki lidera projektu. Sesja odbyła się natomiast w sierpniu 1988 roku w studiu Rainbow w Oslo, a winylowy krążek wydała – inaczej w przypadku Terjego być nie mogło – monachijska wytwórnia ECM Records. Debiut The Chasers był dziełem wybitnym, na jego tle „ Blue” mogło nieco rozczarować. A jak wypadło „The Singles Collection”? Na pewno niejednoznacznie: obok momentów wielkich znalazło się tu bowiem także kilka mielizn, zwłaszcza w tych kompozycjach, w których – można podejrzewać, że była to właśnie sprawka Bakkena – kwartet zaczął ścigać się z artystami popowo-nowofalowymi. Bez dwóch zdań najbardziej denerwujący jest pojawiający się tu i ówdzie syntetyczny rytm, który za każdym razem przegrywa w starciu z Audunem Kleivem, który był przecież (i wciąż jest) bębniarzem z prawdziwego zdarzenia. Co gorsza, od takiej niespodzianki zaczyna się cała płyta. Wyobrażam więc sobie, jak najzagorzalsi wielbiciele Rypdala słuchali tego krążka po raz pierwszy, przecierając uszy ze zdziwienia i sprawdzając, czy na winylu na pewno wytłoczono to, co powinno się na nim znajdować. Warto więc, zaczynając swoją przygodę, z ostatnim albumem The Chasers od „There is a Hot Lady in My Bedroom and I Need a Drink”, zacisnąć zęby. Na szczęście po mniej więcej minucie, kiedy do głosu dochodzi gitara Terjego wszystko zaczyna powoli wracać do normy. W powodzi dźwięków ten generowany przez syntezator rytm schodzi bowiem na daleki plan. Powraca wprawdzie w energetycznym „Sprøtt”, ale i tu dość szybko zostaje przykryty zadziorną partią gitary, która z czasem rozwija się w kapitalną solówkę. Do tego dochodzą jeszcze mocno jazzowe organy, za brzmienie którymi powinniśmy być akurat Bakkenowi bardzo wdzięczni. Nie mniej wspaniałości kryje w sobie nostalgiczno-smutny i zarazem nadzwyczaj melodyjny „Mystery Man”, w którym odpowiedni klimat budują i nastrojowe syntezatory, i wyeksponowany bas, wreszcie rzewna partia gitary zwieńczona wstawką folkowo-country’ową. Dwie ostatnie kompozycje na stronie A są autorstwa Atlego. Nic więc dziwnego, że dominują w nich klawisze, głównie syntezatory, choć w „Strange Behaviour” pojawiają się także organy. Po pulsującym „The Last Hero” ten drugi numer brzmi jak balsam na skołatane uszy. Bo choć nie brakuje w nim elektroniki, to jednak Rypdal dba o to, aby pojawiło się także danie główne serwowane przez mistrza, czyli smakowita solówka gitarowa. W otwierającym stronę B „U.’N.I.”, który wyszedł wprawdzie spod ręki Rypdala, istotną rolę odgrywa fortepian akustyczny Bakkena. To ukłon w stronę Atlego, który otrzymał tu możliwość poimprowizowania sobie na tematy klasyczne. Terje musiał jednak uważnie wsłuchiwać się w jego popis, albowiem w finale postanowił rozwinąć zaproponowane przez niego wątki. W „Coyote”, ostatnim numerze klawiszowca, powraca – jak memento mori – irytujący syntezatorowy rytm. Szczęście, że utwór ten trwa zaledwie trzy minuty. I że tuż po nim pojawia się nastrojowy – do tego stopnia, że można by uznać wręcz za świąteczno-noworoczny (a może tak właśnie jest?) – „Somehow, Somewhere”. Z kolei o wartości energetycznego „Steady” decydują dwa podstawowe elementy: funkowe Hammondy i solo Terjego. Co zaś Rypdal wybrał na finał? Leniwie ciągnący się „Crooner Song” – z powłóczystymi gitarą (na pierwszym planie) i syntezatorami (w tle) oraz kombinującym sobie subtelnie Kleivem (któremu chyba nudziło się jednostajne uderzanie w bęben i postanowił rozruszać się trochę). Albumem „The Singles Collection” Terje Rypdal zamknął kolejny etap w swojej przebogatej karierze muzycznej. Zlikwidował The Chasers (chociaż z Bjørnem Kjellemyrem i Audunem Kleivem współpracował jeszcze przy nagraniu longplaya „If Mountains Could Sing” z 1994 roku) i w lata 90. wkroczył, wydając dwie płyty z muzyką… klasyczną: „Undisonus” (1990, ale materiał został zarejestrowany w latach 1986-1987) oraz „Q.E.D.” (1993). Skład: Terje Rypdal – gitara elektryczna, muzyka (1-3,6,8-10) Allan Dangerfield (Atle Bakken) – syntezatory, organy, fortepian, muzyka (4,5,7) Bjørn Kjellemyr – gitara basowa, kontrabas Audun Kleive – perkusja
Tytuł: The Singles Collection Data wydania: 1989 Nośnik: Winyl Czas trwania: 37:31 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) There is a Hot Lady in My Bedroom and I Need a Drink: 04:29 2) Sprøtt: 04:34 3) Mystery Man: 04:42 4) The Last Hero: 02:39 5) Strange Behaviour: 03:00 6) U.’N.I.: 05:36 7) Coyote: 02:54 8) Somehow, Somewhere: 03:02 9) Steady: 04:06 10) Crooner Song: 02:57 Ekstrakt: 70% |