Nie spodziewałem się niczego dobrego po tym komiksie. Już sam tytuł – „Phoenix: Zmartwychwstanie. Powrót Jean Grey” – sugerował, że dostaniemy odgrzewany kotlet, po raz kolejny opowiadający tę samą historię o mutantce opętanej przez kosmiczną potęgę. I częściowo jest to prawda. Ale na szczęście nie do końca.  |  | ‹Phoenix: Zmartwychwstanie. Powrót Jean Grey›
|
Wszystko zaczyna się od tajemniczego, nadnaturalnego zjawiska – gdzieś na prowincji stanu Nowy Jork znaleziono dwójkę nieprzytomnych, lewitujących dzieci. X-Men rozpoczynają śledztwo – w jego toku odkrywają ślady nieznanej energii w kilku miejscach na Ziemi. Badając je, mutanci natykają się na coś, co można określić jako echa przeszłych wydarzeń. Członkowie drużyny obawiają się, że mogą być to zwiastuny powrotu Phoenix. Tymczasem Jean Grey toczy zwykłe życie nastolatki, jedynie raz na jakiś czas jest niepokojona przez dziwne wizje. Matthew Rosenberg zręcznie gra niesamowitością i tajemniczymi wizjami. Czytelnik wie od początku czego się spodziewać, jednak scenarzyście udaje się podtrzymać jego zaciekawienie. Środki i motywy, jakie stosuje, nie są przesadnie oryginalne (widzieliście to na pewno w wielu innych komiksach i filmach), a jednak u Rosenberga to gra – chce się czytać dalej, chce się dowiedzieć, jak to wszystko się skończy. Po drodze mamy umiejętnie poprowadzoną narrację oraz kilka naprawdę udanych scen (szczególnie udanie wypadają te, rozgrywające się w iluzorycznej rzeczywistości). Całość ma całkiem przyzwoite tempo – Rosenbergowi udało się zamknąć fabułę w pięciu zeszytach i nie czuć, by coś było nadmiernie przeciągnięte. Napięcie jest odpowiednio stopniowane, a zakończenie – spokojne, melancholijne – dobrze wybrzmiewa. Oczywiście nie mogło się obyć bez absolutnie zbędnych bijatyk (które na dobrą sprawę nic nie wnoszą do fabuły) ani zapełnienia stron komiksu legionem niepotrzebnych postaci – najwyraźniej taka uroda komiksów o X-Menach. Te elementy po prostu muszą być w nich z jakiegoś powodu umieszczone, mimo iż nie ma to żadnego sensu. Mimo to, na tle innych mutanckich tytułów z linii Marvel NOW! „Phoenix: Zmartwychwstanie” prezentuje się bardzo dobrze (zwłaszcza w porównaniu z kaszaną, jaką serwowali Jeff Lemire i Charles Soule). To porządnie skrojona historia, bez większych ambicji, ale też nie starająca się być czymś więcej. Rysunkowo też jest całkiem przyzwoicie. Najbardziej błyszczy Leinil Francis Yu, ze swoją drapieżną, pełną energii kreską. Jego styl doskonale nadaje się do przedstawiania przygód superbohaterów. Pozostali artyści (Carlos Pacheco, Joe Bennet i Ramon Rosanas) nie zostają daleko w tyle – ich prace są solidne, staranne i dobrze oddają scenariusz Rosenberga. „Phoenix: Zmartwychwstanie. Powrót Jean Grey” jest całkiem przyjemnym komiksem. Scenarzysta i rysownicy nieźle się spisali. Kolejny tom „Astonishing X-Men” też ma być pisany przez Rosenberga – ciekawe, co tam pokaże…? Plusy: - Nieźle poprowadzona fabuła
- Autor umie podtrzymać zainteresowanie czytelnika
- Rysunki Leinila Francis Yu
Minusy: - Sceny walk, które nie mają większego uzasadnienia fabularnego
- Niepotrzebne nagromadzenie postaci
Tytuł: Phoenix: Zmartwychwstanie. Powrót Jean Grey Data wydania: 2 grudnia 2020 ISBN: 9788328196674 Format: 144s. 167x255mm Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 70% |