Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny album duńskiej jazzrockowej formacji Trouble, której współliderował trębacz Allan Botschinsky.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powstała w 1961 roku duńska Radiojazzgruppen (czyli jazzowy big band działający przy kopenhaskim radiu publicznym), której nie należy mylić z jej młodszą o sześć lat odpowiedniczką szwedzką, stała się prawdziwą wylęgarnią talentów. To tam zdobywali doświadczenie młodzi artyści, którzy w kolejnych latach, ba! dekadach, odgrywali znaczącą rolę na scenie skandynawskiej. Z orkiestry tej „wypączkował” w latach 60. i 70. ubiegłego wieku niejeden zespół jazzowy i jazzrockowy. Jak chociażby bohater dzisiejszego odcinka „Non Omnis Moriar” – sekstet Trouble. Na sześciu tworzących go muzyków pięciu grało wcześniej właśnie we wspomnianym big bandzie. Tym jednym wyjątkiem był nieco starszy od pozostałych gitarzysta Ole Berndorf, który profesjonalną karierę zaczynał jeszcze pod koniec lat 50. w szeregach rockandrollowej formacji Melvis Rock Band (na przełomie dekad wydał z nią kilka singli i EP-ek). Głównym motorem napędowym Trouble, którego żywot okazał się jednak nadzwyczaj krótki, był trębacz Allan Botschinsky. Urodził się on w Kopenhadze w końcu marca 1940 roku, czyli dosłownie kilkanaście dni przed niemiecką agresją na Danię. Jego ojciec także był muzykiem – grał na fagocie muzykę klasyczną w zespołach kameralnych. Allan naukę gry na trąbce zaczął jako jedenastolatek, trzy lata później został przyjęty do Królewskiego Duńskiego Konserwatorium Muzycznym, a po dwóch kolejnych znalazł zatrudnienie w orkiestrze jazzowej Iba Glindemanna. W 1963 roku po raz pierwszy wybrał się do Stanów Zjednoczonych – nie w celach turystycznych ani koncertowych, lecz po to, aby kształcić się dalej w murach nowojorskiej Manhattan School of Music. Rok później – już po powrocie do ojczyzny – zasilił skład Radiojazzgruppen, biorąc udział między innymi w nagraniu albumu Pallego Mikkelborga „ The Mysterious Corona”. Przy tej okazji współpracował również z amerykańskim saksofonistą i flecistą Ray(mond)em Pittsem, pianistą i organistą Olem Kockiem Hansenem, (kontra)basistą Nielsem-Henningiem Ørstedem Pedersenem oraz perkusistą Bjarnem Rostvoldem. Cała ta czwórka znalazła się trzy lata później w składzie Trouble. Sekstet Trouble (swoją drogą cóż za pesymistyczna nazwa!) okazał się być efemerydą, pozostawił po sobie bowiem tylko jeden longplay – zarejestrowany pomiędzy drugim a czwartym lipca 1970 roku w kopenhaskim studiu Ivar Rosenberg Lydteknik „After the War”. Wydała go natomiast duńska wytwórnia Sonet, która licencję na Europę Zachodnią (poza Skandynawią) sprzedała niemieckiemu Telefunkenowi. Dzisiaj o tej płycie już mało kto pamięta. Od jej nagrania minęło ponad pięć dekad, w tym czasie tworzący grupę muzycy (może poza Berndorfem) zrobili naprawdę spore kariery, biorąc udział w dziesiątkach projektów artystycznych, które przyćmiły ich dokonanie z wczesnego etapu ich artystycznej drogi. Ale to wcale nie oznacza, że „After the War” zasługuje na zapomnienie. Wręcz przeciwnie! Bo choć nie jest to arcydzieło sztuki, to jednak krążek Trouble jest dziełem niezwykłym. Przyzwyczailiśmy się do klasycznego fusion, które narodziło się pod koniec lat 60., tymczasem duńsko-amerykański (nie zapominajmy o Rayu!) sekstet zaprezentował na swojej płycie zaskakujące połączenie jazzu (niekiedy improwizowanego) z rock and rollem spod znaku „british invasion”. A to już prawdziwa rzadkość! Jeśli więc i tę muzykę określimy mianem fusion (bo jakiego innego określenia moglibyśmy użyć?), to trzeba pamiętać, że to zupełnie inny jazz-rock niż ten proponowany przez Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Return to Forever czy, wracając na rynek skandynawski, Moose Loose bądź Terjego Rypdala. Zaskoczeniem może być także fakt, że pomimo mało optymistycznej nazwy grupy i tytułu płyty, większość zawartych na niej kompozycji emanuje radością życia, niosąc ze sobą pozytywną energię. Wielka w tym zasługa zwłaszcza dwuosobowej sekcji dętej, czyli Botschinsky’ego i Pittsa, którzy często grają ze sobą w duecie (również unisono) i są to najczęściej melodie wywołujące uśmiech na twarzy. Jak chociażby w otwierającym krążek świątecznym, chociaż pozbawionym dzwonków i tym podobnych ozdobników, „Christmas Day’s Evening”. Ten numer to w zasadzie klasyczny, spontaniczny rock and roll, tyle że zagrany na modłę jazzową – z rozbujanymi dęciakami (i solówką saksofonu) oraz smakowitymi organami Hammonda w tle. Drugi utwór – ponad pięciominutowy „Circus Waltz / After the War” – to „dwa w jednym”. Najpierw pojawia się nieco senny walczyk, któremu rytm nadają Rostvold w duecie z Hansenem, a następnie po krótkim wyciszeniu, z jakiego wyłania się subtelny dialog saksofonu i trąbki, za sprawą Berndorfa (i jego zadziornej gitary) zespół skręca w stronę nieco garażowego beatu. Świetnie prezentuje się końcówka utworu, w której jazzowa improwizacja dęciaków nakłada się na iście rockowy groove sekcji rytmicznej. Stronę A albumu zamyka kolejny, tyle że teraz rozbudowany do niemal dziesięciu minut, dwupak w postaci „Lonely People / Ballad”. Otwarcie jest nastrojowe, co podkreśla monotonnie powtarzany unisono motyw trąbki i saksofonu, które z czasem nabierają mocy i coraz bardziej zazębiają się w swojej narracji. Gruszek w popiele nie zasypiają także pozostali instrumentaliści, zwłaszcza Niels-Henning i Bjarne – dzięki nim numer pulsuje aż miło. W drugiej części, zgodnie z jej „balladowym” tytułem, charakter opowieści ulega diametralnej zmianie, przede wszystkim – za sprawą Pittsa sięgającego po flet i Hansena zasiadającego do fortepianu akustycznego – robi się nostalgicznie i poetycko. Radosne było otwarcie strony A longplaya, nie inaczej jest też ze stroną B. „Children Song” trudno wprawdzie uznać za typową piosenkę dla dzieci, ale na pewno przebija z niej radość i optymizm. I wcale nie psują tego z czasem coraz bardziej podniosłe organy. Gdyby jednak ktoś uznał, że mimo wszystko nieco zaburzają one bezpretensjonalny charakter utworu, to na jego finał muzycy spinają go klamrą motywem promieniejącym motywem dęciaków. Równie dużo pogody ducha niesie ze sobą „Twinkle”, choć w nim uwagę przykuwają głównie brzmiące nadzwyczaj rasowo (by nie rzec: psychodelicznie) i energetycznie Hammondy. „Winter Night” to ballada – tym razem z pojawiającym w tle motywem stricte świątecznym – w której na plan pierwszy przebija się flet, wspomagany przez gitarę i organy. Opus magnum „After the War” jest prawie dziesięciominutowy tandem „Three / Deep Six”. To w zasadzie jedynie klasycznie jazzowy numer na płycie. Ba! nawet z elementami awangardy (vide fortepian) i stonowanego free (dęciaki). Właśnie: „stonowanego”. Są bowiem takie momenty, kiedy wydaje się, że już zaraz, za chwileczkę, muzycy „eksplodują” i rozpoczną improwizację na całego, lecz… nic z tego – do samego końca trzymają swoje instrumenty „na wodzy”. Taką przyjęli zasadę i pozostali jej wierni przez całe czterdzieści minut. Czy powinniśmy dziwić się, że sekstet Allana Botschinsky’ego pozostawił po sobie tylko jeden album? Po jego dokładnym przesłuchaniu wydaje się to w pełni zrozumiałe. Duński trębacz i jego kompani wykorzystali bowiem koncept, którego podstawowy urok polegał na jego jednostkowości. Powtórzony miałby już inny, mniej atrakcyjny smak. Skład: Allan Botschinsky – trąbka, skrzydłówka Ray Pitts – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, flet Ole Kock Hansen – organy, fortepian Ole Berndorf – gitara elektryczna Niels-Henning Ørsted Pedersen – gitara basowa Bjarne Rostvold – perkusja
Tytuł: After the War Data wydania: 1970 Nośnik: Winyl Czas trwania: 40:01 Gatunek: jazz, rock W składzie Utwory Winyl1 1) Christmas Day’s Evening: 04:21 2) Circus Waltz / After the War: 05:24 3) Lonely People / Ballad: 09:50 4) Children Song: 03:59 5) Twinkle: 03:21 6) Winter Night: 03:21 7) Three / Deep Six: 09:45 Ekstrakt: 80% |