długo spoglądam w lustro nim odnajdę w nim swoje odbicie wieczorami patrząc sobie w oczy układamy ciała w modlitwie napełniasz biodra jak kieliszki winem dłońmi swymi zdzierasz kolejne warstwy trosk ciskając w kąt jak niepotrzebne ubranie płaczemy ze szczęścia z podniecenia wbijamy w siebie paznokcie przez sen mruczymy jak koty z rana popijamy espresso czytamy w tajmsie że ktoś się powiesił zatrzymał się komuś świat kiedy nam znowu pędzi ciasno splatamy dłonie „trzymaj się mocno nie możemy się teraz zgubić mała…” szepczesz
 | Sylwia Pryga
|
obdarłeś mnie z barw od najjaśniejszej – gryząc delikatnie nadgarstki - aż po przeszywajacy ból czerni rozkosz i czułość wymknęły się jak piasek przez wpółotwarte dłonie trudno nie będę szlochać przecież jestem dużą dziewczynką mam jednak pewność - mój dotyk jeden podmuch wiatru i wyzwoli się w tobie d(r)eszcz
w moich snach przychodzi mężczyzna jak wiatr w korony drzew wczepia się palcami w krucze włosy w źrenicach widzę – dziewczyna pełnymi ustami i biodrami wypełnia jego podbrzusze ciepłe i miękkie pulsuje sokami jak rozjątrzony pies krwawię modlę się przez sen próbując uspokoić burzę
za przyzwoleniem darujemy sobie pierwszy akt nocy rozkoszujesz się podanym aperitifem dążąc by nie uronić ani jednej kropli ja każdą częścią języka rozpoznaję smaki dania głównego (milczymy wiemy bowiem jak minął nam dzień) finezja czy wyrachowanie – szukasz odpowiedzi w moich oczach . . . po twoim policzku spłynął wilgocią poranek długo spoglądam w lustro nim odnajdę w nim swoje odbicie |