powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CCXX)
październik 2022

10 pamiętnych utworów Budgie
Wciąż wierzyłem, że doczekamy się jeszcze jednej płyty Budgie. Niestety, śmierć Burke’a Shelleya, wokalisty, basisty i mózgu zespołu, przekreśliła szanse jej nagrania. Ponieważ październik jest dobrym miesiącem na wspominki, przypomnijmy sobie dziesięć najwspanialszych utworów zespołu.
„Breadfan” („Never Turn Your Back on a Friend”, 1973 r.)
Nie możemy zacząć od innego numeru. „Breadfan” napędza rewelacyjny riff, który można śmiało postawić obok takich klasyków, jak „Paranoid”, czy „Highway Star”. Jednak to nie wszystko, mamy tu także ognistą solówkę gitarową i wyciszenie w środku utworu, nadające mu progresywnego klimatu. Wreszcie jest też intrygujący tekst, odnoszący się do skąpca, który nade wszystko ukochał pieniądze. Krótko mówiąc – pozycja wybitna. Nic dziwnego, że po latach utwór ten Metallica włączyła do swojego repertuaru.
„Baby, Please Don’t Go” („Never Turn Your Back on a Friend”, 1973 r.)
Pierwszą wersję „Baby, Please Don’t Go” nagrał w 1935 roku Big Joe Williams, wykorzystując tradycyjny motyw bluesowy wywodzący się z rejonu delty Missisipi. Później po utwór ten sięgało wielu artystów, jak Muddy Waters, Them, AC/DC, czy Aerosmith. Osobiście jednak najbardziej lubię wersję Budgie, którą cechuje zadziorna partia basu i wysoki, pełen emocji śpiew Shelleya.
„Parents” („Never Turn Your Back on a Friend”, 1973 r.)
I jeszcze jeden reprezentant genialnego albumu „Never Turn Your Back on a Friend”. „Parents” to kompozycja pomnikowa i zarazem najdoskonalsze dokonanie Budgie, szczególnie docenione w naszym kraju. Jest to wolno rozkręcająca się ballada, okraszona zapadającymi w pamięć motywami gitarowymi. A już prawdziwą magią jest fragment, kiedy pojawiają się dźwięki przywodzące na myśl okrzyki mew.
„Crash Course in Brain Surgery” („In for the Kill!”, 1974 r.)
Kolejny riffowiec, który na warsztat wzięła Metallica. Wersja Budgie nie jest może tak rozpędzona, jak „Breadfan”, ale poraża swoją szorstkością. Choć utwór ten znalazł się na albumie „In for the Kill!” z 1974 roku, został zarejestrowany i wydany na singlu trzy lata wcześniej. Ponieważ przepadł na rynku, a muzycy byli z niego na tyle zadowoleni, że nie chcieli aby popadł w zapomnienie, dołączyli go do longplaya. Bardzo słusznie.
„Napoleon Bona-Part One” („Bandolier”, 1975 r.)
Tytuł tego utworu stanowi zgrabną grę słów. Jak łatwo się domyślić, jego bohaterem tekstu jest Napoleon Bonaparte. Pierwsza, krótsza część tej podwójnej kompozycji, stanowi akustyczne wprowadzenie do ostrzejszej części drugiej.
„Napoleon Bona-Part Two” („Bandolier”, 1975 r.)
Skoro była część pierwsza, nie może zabraknąć także jej kontynuacji, która przybiera formę czadowego hardrockera. To kolejny świetny riff w dorobku Budgie i równie genialne gitarowe solówki. Wszystko ubarwia histeryczny śpiew Burke’a. Za kilka lat z podobnego grania będą znani Iron Maiden.
„I Turned to Stone” (Nightflight”, 1981 r.)
W drugiej połowie lat 70. Budgie zaczął skręcać w stronę lżejszego grania, co ostatecznie doprowadziło do jego kompletnej marginalizacji na scenie. Nim jednak to nastało, zespół zabłysnął kilkoma pojedynczymi utworami. Jednym z nich jest mocna power ballada „I Turned to Stone”, która stała się jednym z kluczowych momentów w czasie koncertów.
„Alison” („Deliver Us from Evil”, 1982 r.)
Romantyczna „Alison” to piosenka jakby nagrana przez całkiem inny zespół. Nie ma tu nawet krztyny hardrockowego zadzioru, zamiast tego są smyczki i syntezatorowe dźwięki. Znak czasów. Polscy fani zespołu pozostali jednak niezrażeni i w 1983 roku na Liście Przebojów Programu Trzeciego udało jej się osiągnąć wysokie, drugie miejsce.
„We’re All Living in Cuckooland” („We’re All Living in Cuckooland”, 2006 r.)
Następną po „Deliver Us from Evil” regularną płytą w dorobku Budgie okazała się być „We’re All Living in Cuckooland”, która miała premierę już w nowym wieku, a mianowicie w 2006 roku. Burke Shelley wrócił do rockowego grania. Niemniej utwór tytułowy to piękna, półakustyczna ballada, która ani trochę nie trąca kiczem.
„Tell Me Tell Me” („We’re All Living in Cuckooland”, 2006 r.)
I na koniec jeszcze jedna pozycja z ostatniej płyty. Również spokojniejsza, ale okraszona mocnym zrywem w refrenach. Dowodzi tego, że wspierany przez kolegów, Burke Shelley wciąż miał pomysły na nowe, fascynujące utwory. Szkoda, że zdrowie nie pozwoliło mu na ich realizację. Muzyk dużo chorował, a zmarł 10 stycznia bieżącego roku.
powrót; do indeksunastwpna strona

129
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.