Nie zdziwię się, jeżeli „Unrulers” okaże się debiutanckim, ale zarazem jedynym albumem w karierze szwedzkiego sekstetu Hexabit. W jego składzie znaleźli się bowiem artyści z różnych muzycznych światów, którzy podjęli się eksperymentu tym wartościowszego, im rzadziej przeprowadzanego.  |  | ‹Unrulers›
|
Choć nazwa zespołu, Hexabit, zapewne nic Wam nie powie – wszak longplay „Unrulers” to wydawnictwo debiutanckie – to jego autorów macie pełne prawo dobrze znać, są to bowiem artyści od lat obecni na skandynawskiej (a konkretnie: szwedzkiej) scenie jazzowej i rockowej. Troje z nich – harfistka Stina Hellberg Agback, gitarzysta Simon Svärd oraz perkusista Karl Jansson – udzielało się wcześniej w jazzowo-psychodeliczno-eksperymentalnej formacji Trilobit (albumy: „Brutus”, 2014; „Trilobit”, 2016). Poza tym Stina dała się poznać z kwartetu, którego współliderem był Jonas Isaksson, a w szeregach którego udzielał się drugi bębniarz Hexabit Daniel Olsson („Quiet Now”, 2018), jak również z nawiązującego do jazzu modalnego zespołu Namna („Namna”, 2020). Z kolei Svärd od niemal dekady jest podporą psychodelicznej grupy Pocket Size („Exposed Undercurrents”, 2014; „Vemood – Clearing the Mirror, Volume 1”, 2016; „Immortality – Clearing the Mirror, Volume 2”, 2018). Tak, ale to dopiero połowa zespołu. W składzie Hexabit spotkały się bowiem dwa tria. To drugie stanowią pozostali trzej muzycy: saksofonista Örjan Hultèn, kontrabasista Tove Brandt oraz wspomniany już powyżej perkusista Daniel Olsson. To także artyści, których niemały dorobek wzbudza szacunek. Hultèn od dwóch dekad kieruje własnym Triem („Med. Vänner live i tensta”, 2002; „Ayouni”, 2005; „In the Woods”, 2005; „In the City”, 2008; „The Dead”, 2012; „14 October 2017 – Live at BAS”, 2018), a czas pomiędzy nagrywaniem przez ten skład kolejnych płyt wypełnia działalnością drugiego ze swoich zespołów – Orion („Radio in My Head”, 2010; „Mr Nobody”, 2013; „Fältrapport”, 2016; „Minusgrader”, 2019). Brandt jest typowym człowiekiem do wynajęcia; w swojej karierze grał już pop z The Magic Bling („The Magic Bling”, 2011), jazz z Holger Horizon („Holger Horizon”, 2015) i Into the Wild („Into the Wild”, 2016) oraz bluesa z Among Lynx („Movement”, 2019). Olssona można natomiast usłyszeć na wydawnictwach Daniel Lantz Trio („On the Tiles”, 2007; „Remember When”, 2008), Markus Eriksson Kvintett („Två komma noll”, 2016) oraz Sagi („Färger”, 2003), która z czasem wyewoluowała w Open Trio („Goodbye Everytime”, 2008; „Dinosaurs”, 2013; „Heal the World”, 2017). A to przecież, jak można się domyśleć, jedynie najważniejsze projekty artystyczne, w jakich muzycy Hexabit brali udział. W kontekście tego dziwić może jedynie fakt, że znaleźli jeszcze czas, aby w gąszczu powiązań i zobowiązań odnaleźć się i zaproponować słuchaczom jeszcze jeden koncept. Nagrany materiał zdecydowali się wydać za własne pieniądze. Może zależało im na większej swobodzie twórczej, a może po prostu z góry założyli, że na muzykę zarejestrowaną przez sekstet z dwiema perkusjami, w którym oprócz typowego dla jazzu saksofonu role instrumentów solowych odgrywają zazwyczaj niekojarzone z tym gatunkiem harfa i gitara hawajska – mogą długo i niekoniecznie z powodzeniem szukać wydawcy. Zamiast więc czekać w nieskończoność i frustrować się faktem, że ich dzieło spoczywa zakurzone w szufladzie – zainwestowali swoje oszczędności. Wielbiciele jazzu (wszelkich jego odmian: od modalnego po free) powinny być z tego nadzwyczaj zadowoleni.  | |
Muzyka, jaka trafiła na „Unrulers”, jest wypadkową wielu dotychczasowych doświadczeń artystów tworzących Hexabit. Sztuką było znalezienie wspólnego dla nich mianownika i stworzenie materiału, który łączyłby tak różne wpływy i inspiracje. Oczywiście korzeniem, z którego wszystko wyrasta, jest jazz, a mówiąc konkretniej: jazz improwizowany. To język uniwersalny, za pomocą którego można porozumieć się praktycznie z każdym – rodzaj klucza otwierający wszystkie drzwi. Trzeba tylko znaleźć w sobie odwagę, by przez nie przejść i wkroczyć do różnych muzycznych światów. Skoro tę odwagę znaleźli w sobie artyści, tym bardziej nie powinno zabraknąć jej słuchaczom. Zwłaszcza że w zamian gwarantowane są im najróżniejsze, zawsze jednak pozytywne, doznania. Wybrany na początek sześciominutowy „Troy” przepięknie ewoluuje: od dźwięków subtelnych i stonowanych (główne role odgrywają tu harfa i gitara hawajska) do intensywnej improwizacji (napędzanej przez dwa zestawy perkusyjne). Łącznikiem pomiędzy nimi staje się natomiast optymistyczny motyw saksofonu, który z miejsca przywodzi na myśl przełom lat 50. i 60. ubiegłego wieku. W „Time is Up” nie brakuje natomiast psychodelicznej kontemplacji, za którą odpowiadają przede wszystkim kontrabasista i perkusiści. Narzucony przez nich transowy rytm staje się fundamentem, na którym soliści wznoszą swoje budowle. I tak Örjan Hultèn z jednej strony proponuje podróż do świata podszytej southern rockiem i bluesem americany, z drugiej natomiast – serwuje klasyczną jazzową improwizację; zgodnym głosem przemawiają też Stina Hellberg Agback i Simon Svärd, których duet płynnie przechodzi w przenikające się nawzajem popisy solowe. W „Mock Duck” mamy do czynienia z kilkoma niezależnymi od siebie wątkami: po introdukcji sekcji rytmicznej pałeczkę przejmują – ponownie! – harfistka z gitarzystą, by następnie oddać „głos” saksofoniście. Nakładające się na siebie ścieżki kolejnych instrumentów sprawiają zaś, że faktura utworu coraz bardziej zagęszcza się, prowadząc do pełnego intensywności dźwiękowej przesilenia, z którego wyłania się stonowana finałowa solówka Svärda. Tytuł czwartej kompozycji „Moon Trip” może kojarzyć się z psychodeliczno-spacerockowymi szaleństwami grup pokroju Hawkwind. W rzeczywistości to zaskakująco skoczny, utrzymany w klimacie lat 50. numer, który napędzają duety Simona z Örjanem i Stiną. Im jednak bliżej końca, tym więcej w tym utworze nie tylko energii, ale również improwizatorskich zapędów najpierw saksofonisty, a na zakończenie harfistki. Jeśli jesteście więc ciekawi, jak brzmi free jazz grany na harfie, odsłuch „Unrulers” powinniście zacząć właśnie od tego kawałka. Z kolei przepiękny, nastrojowy „Martin” przenosi nas w lata 60. – do epoki, w której królował jazz modalny, a free dopiero się rodziło. Sporo tu powłóczystych brzmień, z najczęściej wybijającą się na plan pierwszy harfą. Dla odmiany w wieńczącym dzieło „Lokomotiv” (niemal dziesięciominutowym!) nie brakuje czadu. Owszem, trafiają się fragmenty bardziej subtelne, ale generalnie – zwłaszcza w drugiej części – mamy do czynienia z feerią jazzrockowych i freejazzowych dźwięków. To wrażenie pogłębia jeszcze fakt, że klamrą spinającą całość jest stricte jazzowy motyw saksofonu. Czy Hexabit przebije się na salony – mam wątpliwości. Zresztą gdyby na tym właśnie zależało muzykom, nagraliby płytę dużo bardziej przystępną. Oni natomiast stworzyli album, który oddaje to, co gra im w duszy. Połączyli na nim różne artystyczne żywioły, z których zrodziła się nowa jakość. Występując w klubach jazzowych przed kilkudziesięcioosobową wyrobioną publicznością – sukces mają gwarantowany. Skład: Stina Hellberg Agback – harfa Simon Svärd – gitara hawajska Örjan Hultèn – saksofon Tove Brandt – kontrabas Karl Jansson – perkusja Daniel Olsson – perkusja
Tytuł: Unrulers Data wydania: 21 października 2022 Nośnik: CD Czas trwania: 42:56 Gatunek: jazz W składzie Utwory CD1 1) Troy: 06:13 2) Time is Up: 07:26 3) Mock Duck: 06:32 4) Moon Trip: 05:53 5) Martin: 07:09 6) Lokomotiv: 09:42 Ekstrakt: 80% |