powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CCXXI)
listopad 2022

Z filmu wyjęte: Trzymaj waść, ino krzepko
Zbliża się Boże Narodzenie, a z nim – czas prezentów. Nie zawsze jednak prezent jest rzeczą pożądaną…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zostańmy jeszcze w kręgu filmu japońskiego. W zeszłym tygodniu przedstawiłem trochę bezsensowny prędkościomierz z „Fugitive Alien”, dziś natomiast proponuję niszczycielskiego… robota-walec. Nie zrobotyzowany walec, a właśnie robota-walec, czyli gigantycznego blaszanego robota trzymającego w łapach-wysięgnikach gigantyczny, upiornie ciężki betonowy bęben. Żeby było bardziej bez sensu, ów bęben nie tyle jest toczony po ziemi, ile noszony na wysokości żelaznych ud i co jakiś czas spuszczany na zawadzające w marszu domy czy estakady. Wyłącznie najbliższe robota oczywiście, bo walec tkwi na ośce przymocowanej do końcówki jego pozbawionych jakiejkolwiek regulacji łap. Machina jest toporna, wolna i – z której strony by nie patrzeć – idiotyczna, cały zaś koncept przypomina słusznie minione kino SF przełomu lat 50. i 60.
Kłopot w tym, że załączone kadry pochodzą z filmu puszczonego do dystrybucji w roku… 1982! Przynajmniej o DWADZIEŚCIA lat za późno. No dobrze – tak naprawdę piętnaście, bo obraz został sklejony ze scen wyjętych z serialu nakręconego w 1977 roku. Nadaj jednak jest to kompletnie archaiczna rozrywka, z której cieszyć się mogą co najwyżej miłośnicy niemądrego kiczu bądź sympatycy tańszej japońskiej kinematografii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Film, o którym mowa, zwie się – podobnie jak serial – „Brain 17”, czyli „Mózg 17”. Jest to familijna przygodówka skrojona pod młodsze dzieci. Pewnego dnia skradziony zostaje – ot, tak – gigantyczny komputer Brain, wielkości i kształtu belgijskiego Atomium. Odnajduje się rok później w górach, w miejscu, skąd rusza w niszczycielską trasę nadmieniony robot. Ponieważ jednak robot – kroczący przez miasto i walący walcem na prawo i lewo – stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia chłopca, który jako jedyny ocalał, gdy wyrywający się z wykutych w skale komór robot wywołał lawinę, na ratunek rusza… inny robot, który… eee… tak jakby adoptował chłopca, gdy ten znalazł w górach jego jaskinię. Ten drugi robot – kolorowy, w formie transformera (potrafi zmieniać się w samolot) – jest praworządny, więc najpierw siłuje się z robotem-walcem (co przedstawia pierwszy kadr), by w końcu rozwalić go grawitronowymi rakietami. Po czym czmycha. Wkurzony właściciel Braina, pragnący władzy nad światem, tworzy więc nowego robota…
O nim jednak za tydzień. Bo też sobie zasłużył na obecność w cyklu, choć – trzeba przyznać – nie robi już tak piorunującego wrażenia, jak robot-walec. W razie braku cierpliwości zawsze można poszukać filmu w sieci. Ale lojalnie uprzedzam – produkcja jest nieprawdopodobnie głupiutka i naiwna, nawet jeśli w jakiś sposób zabawna.
powrót; do indeksunastwpna strona

60
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.