Jarosław Robak: Zdumiewające jest to, że Jackson miał trzy długaśne filmy i nie zrobił nic, żeby ktoś, kto nie jest fanem Tolkiena, mógł zapamiętać imiona przynajmniej połowy członków kompanii Thorina (a co dopiero dopasować je do konkretnej postaci i zdarzenia). Jak tu w ogóle zaangażować się emocjonalnie w historię, której główni bohaterowie na koniec są równie anonimowi, co na początku? Moim zdaniem problemem „Hobbitów” jest nie tyle przeładowanie wątkami (choć też wycinałbym z ochotą), co nieumiejętność poprowadzenia tego najważniejszego. Beatrycze Nowicka: Słuszna uwaga. Krasnoludy niby się różnią wyglądem, ale poszczególni członkowie ekipy Thorina mogliby dostać więcej przestrzeni. Tymczasem pozwolę sobie przejść do rozważań do bardziej ogólnych. Marudzić pewnie będę, ale fakt, oglądało się przyjemnie. Jak już wspomniałam – doceniam warstwę wizualną filmu. Drugi „Władca…” to to nie jest, ale też pierwsza trylogia była naprawdę ważna dla kinematografii, a przynajmniej przełomowa dla filmowego fantasy. A takich filmów nie jest wiele. Jarosław Robak: Dla mnie pewnym plusem nowej trylogii jest jeden z jej najbardziej kontrowersyjnych aspektów: „przetarcie” technologii wyświetlania obrazu z częstotliwością 48 klatek na sekundę. Część krytyki, która spadła na Jacksona z tego powodu wiąże się z tym, że po prostu nie byliśmy przyzwyczajeni do oglądania obrazu w takiej jakości – trzeba się jednak pogodzić z tym, że za kilka lat blockbustery będą kręcone już tylko w ten sposób. Wszystkie filmy obejrzałem w HFR i było to dla mnie doświadczenie o wiele ciekawsze od śledzenia fabuły. Inna sprawa, że to prekursorstwo jest dla „Hobbitów” balastem, bo dopiero w 48 klatkach widać sztuczność dekoracji, nadmiar komputerowych efektów i niezgrabności montażu. Ale przynajmniej James Cameron może uczyć się na cudzych błędach… Beatrycze Nowicka: Ważne jest to, że Jackson przetarł szlak dla wysokobudżetowych produkcji fantasy. Pewnie, że na fali powodzenia „Władcy…” i „Hobbita” postało szereg kiepskich filmów, ale nie należy tracić nadziei. Będę optymistką – wierzę, że możliwości, jakie oferuje współczesna technologia w zakresie efektów specjalnych, doprowadzą do tego, że ludzie z czasem zaczną uznawać wizualne fajerwerki za coś oczywistego i coraz bardziej będą oczekiwać nie tylko widowiska, ale też dobrego scenariusza, pomysłów, postaci. „Władca pierścieni” miał wszystko powyższe, w „Hobbicie” forma przeważyła nad treścią, ale droga pozostaje otwarta. Nie sądzę, że prędko zobaczymy coś na miarę pierwszej trylogii, ale wierzę, że ten moment nadejdzie. Adam Kordaś: Właśnie. Nie ma co ukrywać, że Jackson „Władcą pierścieni” i „Hobbitem” wyłamał z hukiem bramę do krainy literackiej fantazji z napisem „Nie da się zekranizować”. I dzięki temu niejedna świetna opowieść będzie miała szansę zmierzyć się ze swym filmowym odbiciem. HOBBIT I WŁADCA PIERŚCIENI  | ‹Hobbit: Pustkowie Smauga›
| Konrad Wągrowski: „Hobbit” został zaprojektowany jako prequel precyzyjnie spięty z „Władcą pierścieni”. Jak się zapatrujecie na maraton sześciu części? Czy trzy części „Hobbita” zmienią percepcję trzech części „Władcy pierścieni"? Czy udało się zachować spójność całej tej historii? Michał Kubalski: Właśnie robimy sobie powtórkę reżyserskich wersji „Władcy Pierścieni”, więc jesteśmy na bieżąco z tematem. Są pomniejsze kwestie, które zapewne zostaną zmienione (wzorem Lucasa i jego ciągle poprawianych klasycznych epizodów „Gwiezdnych Wojen”) na takie, które pasują do „Hobbita” – kolor oczu Legolasa w „Drużynie Pierścienia” (brązowe, nie niebieskie, a już na pewno nie wampirzoniebieskie, jak w „Hobbicie”), aktor grający Bilba we wprowadzeniu do „Drużyny…” (Ian Holm). Zwłaszcza ta ostatnia sprawa przywodzi na myśl Lucasa i zamianę aktora grającego zespolonego z Mocą Anakina Skywalkera w zakończeniu „Powrotu Jedi” na Haydena Christiansena, grającego Anakina w dwóch nowszych epizodach. Jakub Gałka: To kwestie techniczne, ale merytorycznie i poetycko (żeby użyć słowa, którym posługiwaliśmy się wcześniej) obie trylogie są ze sobą spójne. Chociaż ta spójność nie oznacza jakiegoś nierozerwalnego związania – nie, nie uważam, żeby „Hobbit” w jakiś szczególny sposób zmieniał percepcję „Władcy”. Przede wszystkim dlatego, że wątki wprowadzające do wojny o pierścień (powrót Saurona) są najsłabszą częścią całej fabuły i właściwie nie są związane z przygodami Bilba i krasnoludów. Michał Kubalski: Poza tym, że są słabe, to – znowu podobieństwo z „Gwiezdnymi Wojnami” – to, co było mocnym elementem wcześniejszej w kręceniu, choć późniejszej fabularnie trylogii, zostaje osłabione przez prequele. Czy ktoś z widzów „Hobbita” będzie zaskoczony tym, że Saruman przechodzi na stronę Zła? Czy ktoś z widzów epizodów I-III będzie zaskoczony tym, że Vader jest ojcem Luke’a? W tym sensie „Hobbit” z całą pewnością zmienia percepcję „Władcy Pierścieni”. Jakub Gałka: Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to dwie postacie – Bard i Bilbo – których silne charaktery, a także rola, jaką odegrali w historii stanowią pewien wzorzec przedstawiający ich rasy, hobbitów i ludzi. Tym samym bohaterowie „Hobbita” niejako przygotowują grunt dla swoich następców z „Władcy”, co może ułatwiać zrozumienie wyjątkowości Aragorna, a także decyzję, by zawierzyć los Pierścienia Frodowi (a tym samym uprawdopodobnić niektóre rozwiązania fabularne Tolkiena). Tylko o ile Viggo Mortensen nie potrzebuje takich zabiegów, by zbudować jego postać, o tyle nawet heroiczne czyny Bilba nie sprawią, że płaczliwy Elijah Wood stanie się bardziej wiarygodny w roli zbawcy Śródziemia. Michał Kubalski: Prawdziwym zbawcą Śródziemia jest przecież Samwise Gamgee. Myślałem, że to oczywiste… Beatrycze Nowicka: Mnie się on nie wydał spójny – i też odwołam się do „Gwiezdnych wojen”, gdzie nagle po rozbuchanej wizualnej stronie nowszych części, starsze wydają się bardziej siermiężne. Te bitwy przede wszystkim – miałabym uwierzyć, że po czerwiach, gigantycznych trollach, smoku ot tak spopielającym całe miasto, tudzież takim mrowiu wrogów, późniejsze bitwy na kimkolwiek zrobiłyby wrażenie… Teraz wygląda tak, jakby wszyscy posłali na nie jedynie część swoich sił. Scena przybycia elfów do Helmowego Jaru w „Dwóch wieżach” wzruszała – że decydują się walczyć i ryzykować swoje życie, a tu się okazuje, że dla byle błyskotek przelewali krew. No i Legolas, który w Morii ucieka, jak inni, podczas gdy powinien raczej złapać Balroga na lasso i zrobić sobie radosne rodeo. No i chyba powinien być mniej zdystansowany do Gimlego. Wreszcie kolega zwrócił mi uwagę, że we „Władcy…” członkowie zwołanej w Rivendell rady wydawali się raczej zaskoczeni zagrożeniem ze strony Saurona. A – biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się w „Bitwie…” – nie powinni być. No i Gandalf powinien być bardziej podejrzliwy względem Sarumana. Michał Kubalski: Chodzi ci o to, że Legolas poznał już taką fajną drużynę krasnoludów (w tym ojca Gimlego!), że nie powinien na naradzie u Elronda zachowywać się na widok Gimlego, jakby ten mu napluł na lembasy? W sumie racja. To także nieco osłabia wymowę tego wątku we „Władcy…” – czyli zawiązania przyjaźni między krasnoludem a elfem, co było niespotykane na skalę światową. Beatrycze Nowicka: Dokładnie. Konrad Wągrowski: A ja myślę, że „Hobbit” wpłynie delikatnie negatywnie na „Władcę”, bo pewne jego słabsze chwile zostały przez „Hobbita” podkreślone. Irytował nas lekko „surfing” Legolasa, a po jego popisach w „Hobbicie” (loty, skoki) będzie już nieznośny. Irytował nas lekko pojedynek Gandalfa i Sarumana, po walce z Sauronem w Dol Guldur będzie budził salwy śmiechu. Irytował nas „zalew Domestosa”, a teraz będzie potwierdzeniem, że efekciarstwo Jacksona (nieszczęsny skok elfiej armii, która powinna raczej zasypać orki gradem strzał) niweczy jego umiejętność pokazywania dobrej batalistyki. Niektórych rzeczy zrobiło się teraz po prostu zbyt dużo. Piotr „Pi” Gołębiewski: E, tam, zatrudniając Christophera Lee do roli Sarumana, twórcy filmu z marszu zdefiniowali tę postać. Beatrycze Nowicka: Oj tam, gdzieś słyszałam, że panu Lee marzyło się zagranie Gandalfa, ale ucieszył się i z Sarumana. Adam Kordaś: Trochę trudno przewidzieć, jak będzie odbierał „Władcę pierścieni” widz, który najpierw obejrzałby „Hobbita” – zdaje się, że nie tylko my wszyscy najpierw widzieliśmy pierwszą trylogię, ale i Jackson reżyserując „Hobbita” brał raczej pod uwagę odwrotną kolejność, a co za tym idzie, starał się od strony widowiskowej „dodać lukru”, gdzie się tylko dało. Można domniemywać, że mamy szczęście – gdyby kolejność kręcenia była zgodna z chronologią zdarzeń w Śródziemiu, właśnie na „Władcę pierścieni” spadłaby „klątwa przekombinowania”, bowiem starano by się ów film na wszystkie sposoby „podkręcić” w stosunku do „Hobbita”. Cóż, nie jest może idealnie ,ale myślę, że zważywszy na długość obu trylogii (nawet bez brania pod uwagę wersji rozszerzonych), ciężko oczekiwać, żeby często zdarzało się komuś oglądać obie ekranizacje jednym ciągiem i bardzo dotkliwie odczuć jakieś poważniejsze zgrzyty techniczne czy logiczne pomiędzy zaprezentowanymi w nich światami – mam zresztą wrażenie, że są dość spójne. Wydaje mi się, że „Władca pierścieni” jest o tyle lepszy od „Hobbita”, że nie musimy się o jego odbiór wcale obawiać. Mam tylko nadzieję, że ktoś kiedyś nie postanowi go „ulepszyć” wzorem tego, co się przytrafiło „Gwiezdnym wojnom”. Beatrycze Nowicka: Jak to, nie chciałbyś zobaczyć rodea na balrogu, pojedynku Sarumana z Gandalfem, gdzie czarodzieje miotaliby w siebie fireballe i błyskawice przez co najmniej pięć minut, jeszcze bardziej zmultiplikowanych armii, Boromira, który z pięcioma strzałami sterczącymi z ciała powala trzydziestu orków oraz Eowiny w pełnej zbroi, wykonującej akrobatyczne ataki z końskiego grzbietu? No wiesz co… Adam Kordaś: I może jeszcze „zalew Domestosa” dwa razy bardziej zielony i trzy razy bardziej żrący? Nie wywołuj wilka z lasu – kto wie, czy później jakiś spec od komputerowych efektów specjalnych nie będzie na rozdaniu Złotych Malin tłumaczył, że gdy był pacholęciem w starym kraju, zainspirowała go do marzeń o ulepszeniu „Władcy pierścieni” pewna redaktorka „Esensji” o wdzięcznym imieniu Beatrycze. Beatrycze Nowicka: Żeby tylko bardziej zielony… on będzie o zapachu leśnym, bo właśnie będą testować technologię pozwalającą oddziaływać także na zmysł powonienia. Adam Kordaś: Mam pewne wątpliwości, czy aby na pewno przelewające się armie umarlaków roztaczają wokół siebie „zapach leśny” – coś mi się zdaje, że po owym przyszłościowym zapachowym eksperymencie spora część widzów chyba nie doczekałaby końca seansu. Konrad Wągrowski: Wydaje się, że wasze pragnienia mogą zostać spełnione – zapewne na najbliższe Święta (no, może na następne) otrzymamy ultramegawypasione wydanie 9 Blu-Ray (sześć płyt z filmami i trzy z dodatkami) rozszerzonych wersji specjalnych wszystkich filmów obu trylogii. I niezależnie od tego, co sobie powyżej powiedzieliśmy, ja i tak nie wzgardzę tym prezentem pod choinką.
Tytuł: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii Tytuł oryginalny: The Hobbit: The Battle of the Five Armies Data premiery: 26 grudnia 2014 Obsada: Luke Evans, Evangeline Lilly, Hugo Weaving, Cate Blanchett, Elijah Wood, Martin Freeman, Benedict Cumberbatch, Ian McKellen, Christopher Lee, Ian Holm, Andy Serkis, James NesbittRok produkcji: 2014 Kraj produkcji: USA Gatunek: fantasy
Tytuł: Hobbit: Niezwykła podróż Tytuł oryginalny: The Hobbit: An Unexpected Journey Data premiery: 28 grudnia 2012 Obsada: Martin Freeman, Ian McKellen, Hugo Weaving, Graham McTavish, William Kircher, James Nesbitt, Stephen Hunter, Stephen Fry, Adam Turner, Peter Hambleton, Ian Holm, Cate Blanchett, Orlando Bloom, Elijah Wood, Richard Armitage, Christopher Lee, Andy Serkis, Saoirse RonanRok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Gatunek: fantasy
Tytuł: Hobbit: Pustkowie Smauga Tytuł oryginalny: The Hobbit: The Desolation of Smaug Data premiery: 27 grudnia 2013 Obsada: Luke Evans, Evangeline Lilly, Hugo Weaving, Cate Blanchett, Elijah Wood, Martin Freeman, Benedict Cumberbatch, Ian McKellen, Christopher Lee, Ian Holm, Andy Serkis, James NesbittRok produkcji: 2013 Kraj produkcji: USA Gatunek: fantasy |