Pierwsza powieść o przygodach Ainara Skalda jest zdecydowanie lepsza od debiutanckiego tomu opowiadań Łukasza Malinowskiego, również poświęconych tej postaci. To kawałek przyzwoitej, rozrywkowej fantasy.  |  | ‹Skald. Kowal słów. Tom 1›
|
W recenzji „Karmiciela słów” napisałam, że jest to książka, w której brakło czegoś naprawdę wartego zapamiętania. Okazuje się jednak, że Ainar Skald, łotr, zabijaka, oszust, zapamiętały wielbiciel niewieścich wdzięków i zajadły wróg ciężkiej pracy zapisał się w moich czytelniczych wspomnieniach na tyle wyraźnie, bym nabrała ochoty na poznanie dalszego ciągu jego losów. Zastanawiałam się przez czas pewien, w końcu przeczytana na sieci pochlebna recenzja przeważyła szalę i pierwsza część „Kowala słów” znalazła się w moich rękach. Lektura nie okazała się rozczarowaniem. Nie mogłabym powtórzyć żadnej z krytycznych uwag, które miałam wobec pierwszej odsłony przygód skalda. Tym razem liczne informacje dotyczące architektury, stroju, uzbrojenia, czy wierzeń przedstawianych w książce ludów zostały płynnie wplecione w narrację. Do tego dla Ainara, zmuszonego opuścić swoje rodzinne strony i szukać szczęścia na Rusi, również są to rzeczy nowe, którym przygląda się z uwagą. Dzięki temu część opisów mogła zostać włączona w obserwacje skalda, co wypada naturalnie. Autor zrezygnował (wyjąwszy może dwa przypadki) z maniery włączania w dialogi słów w obcych językach i zaraz potem tłumaczeń. W zamian za to na końcu znalazł się obszerny słowniczek, który przeczytałam z zainteresowaniem. Poprawie uległ także styl – przede wszystkim Malinowski ograniczył kwieciste frazy w opisach scen erotycznych, co tylko wyszło na dobre. Również sama narracja jest prowadzona płynnie. Nie jest ona szczególnie skomplikowana, ale też nie oczekiwałam tego od książki pisanej w konwencji lekkiej, rozrywkowej fantasy. Akcja biegnie wartko – bohaterowie co i rusz pakują się w kolejne tarapaty a że „Kowal słów” jest powieścią dość krwawą, są to przede wszystkim rozmaite potyczki. O Ainarze już pisałam poprzednio, dodam tylko, że czytanie o osobie, dla której wszystko to, czego uczono nas się wstydzić jest powodem do dumy, bywa odświeżającym doświadczeniem. W „Kowalu słów” liczba świństw wyrządzanych przez skalda towarzyszom jest mniejsza, choć wynika to zapewne przede wszystkim z tego, że autor wprowadził kilku innych bohaterów pierwszoplanowych. Na szczególną uwagę zasługuje Haukrhedin – ogólnie zresztą autorska koncepcja hamramirów jest nader ciekawa. Nieźle, choć już nie tak oryginalnie wypada też Ali Czarny Berserk. W „Kowalu słów” nie zabraknie też humoru, niezbyt po prawdzie wyszukanego, jednak pasuje to do charakteru całej historii. Najbardziej podobały mi się cytowane przez poetę powiedzonka babki Ainara. Musiała to być zacna niewiasta, aż chciałoby się przeczytać kiedyś o niej choćby opowiadanie, czy przygarść retrospekcji. Podoba mi się też brak poprawności politycznej oraz kąśliwe uwagi Ainara na temat różnych wierzeń i bardziej ogólnie, ludzkiej religijności. Ogólnie zresztą tytułowy bohater pomimo zamiłowania do przebywania w stanie upojenia, posiada trzeźwy osąd na temat rzeczywistości (z wyłączeniem własnej osoby oraz tych, którzy nadepnęli skaldowi na odcisk). Pomimo historycznych inspiracji, tworząc świat przedstawiony w „Kowalu słów” autor postawił raczej na malowniczość, niż realizm. Tak samo postaci zostały pomyślane jako członkowie barwnej, nieco przerysowanej drużyny. Powyższe jest tylko stwierdzeniem faktu – nie należy oczekiwać po tej powieści psychologicznej głębi, czy realistycznego obrazu Rusi w X wieku, natomiast jeśli nastawić się na konwencję przygodową, zarówno bohaterowie, jak i lokacje nie powinny zawieść oczekiwań. W recenzji „Karmiciela kruków” wspominałam też o powieściach Marcina Mortki – to interesujące, jak różne w charakterze książki powstały w oparciu o fascynację autorów tym samym okresem historycznym i tą samą kulturą. Autor „Ostatniej sagi” uderzał w tony heroiczne, podczas gdy w świecie Łukasza Malinowskiego szlachetność nie jest cechą, która gwarantowałaby długie i szczęśliwe życie. Tę różnorodność poczytuję za zaletę. Mam wrażenie, że ostatnimi laty polscy autorzy fantastyki odchodzą od typowego fantasy. To nie jest zła tendencja, ale jeśli o mnie chodzi, wciąż lubię sobie poczytać przyzwoitą, bardziej tradycyjną rozrywkową fantasy. Za taką zaś można uznać „Kowala słów”. Fani tej konwencji mogą sobie ocenę podnieść (moja jest nieco bardziej ogólna). Jeśli autor utrzyma poziom w kontynuacji, będę w pełni usatysfakcjonowana.
Tytuł: Skald. Kowal słów. Tom 1 Data wydania: 4 sierpnia 2014 ISBN: 978-83-64185-56-4 Format: 348s. 140×205mm Cena: 34,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 60% |