Adam Kordaś: Zapewne mama chciała zrobić z Bena księcia, tato przemytnika, a wuj rycerzyka – przy czym pewnie wciąż słyszał, żeby tylko przypadkiem nie poszedł w ślady dziadka… W sumie nic dziwnego, że się młodemu buntowniczo pomieszało i postanowił na złość wszystkim „odmrozić sobie uszy” po mrocznej stronie. Michał Kubalski: A ja spotkałem się z ciekawą opinią, że Adam Driver gra Kylo Rena tak, jak powinien być grany Anakin Skywalker. I że o wiele lepiej ukazuje to rozdarcie między Ciemną a Jasną stroną niż Kłoden Christensen. Agnieszka Szady: To święta prawda. Tylko ta buźka, echchch… Konrad Wągrowski: Nie oglądaliście „Dziewczyn”, prawda? Ja bardzo lubię Adama Drivera i uważam, że ma bardzo ciekawą, nieoczywistą twarz. Na pewno wielki postęp w porównaniu do okropnego Christensena. Michał Kubalski: Przy tym inaczej niż w prequelach tutaj mamy dobrego chłopaka, który CHCE być zły. Chce być zły jak Darth GrandVader. Ale mu nie wychodzi, bo jest zbyt nastolatkowaty, zbyt pyszny i zadufany w swej Mocy. W następnej części Kylo będzie już miał bliznę na twarzy, więc będzie mógł być Naprawdę Zły. Adam Kordaś: I zmieni sobie pseudonim na Scarface Ren. Problem z Kylo leży w tym, że to dwie wzajemnie wykluczające się postacie w jednym ciele – mroczny Mistrz Rycerzy Ren, który wszak powinien sobą coś poważnego reprezentować, oraz zupełnie niepoważny zbuntowany nastolatek, targany emocjami i wybujałymi ambicjami. No chyba że później wyjdzie na jaw, iż cierpi na syndrom osobowości wielorakiej. Marcin Osuch: Jeździcie po nim jak po łysej kobyle, sęk w tym, że w „Przebudzeniu…” nie wyjaśniono, dlaczego syn Hana i Lei przeszedł na ciemną stronę Mocy. Dlaczego taki jest zapatrzony w dziadka. Dopiero mając tę wiedzę będzie można ocenić, czy jego zachowanie w tym filmie było kompletnie bez sensu, czy też wynikało z głębszego zamysłu scenarzysty. Adam Kordaś: Dla mnie ta postać jest zwyczajnie źle skrojona, dlatego efekt końcowy jest, jaki jest. Wystarczyłoby, gdyby Kylo i Rey sprowadzono do podobnego poziomu wyjściowego i stworzono historię o tym, jak budzi się w nich Moc o przeciwnych znakach, co nieuchronnie prowadziłby do ich pierwszego w miarę wyrównanego starcia. Natomiast zastosowany układ – jakby nie było mistrz ciemnej strony kontra dopiero potencjalna kandydatka na adeptkę jasnej strony – powoduje te wszystkie absurdalne zagrania w stylu rozklekotania emocjonalnego osłabiającego poranionego Kylo i samoistnych objawień umiejętności wzmacnianych Mocą u Rey. Najwyraźniej zrobiono wszystko, by ich pojedynek nie okazał się pierwszym, a zarazem ostatnim. Rollercoaster od bohatera do zera i od zera do bohatera zaprezentowany w tym epizodzie niespecjalnie mi odpowiada. Poza tym np. o Vaderze też prawie nic nie wiedzieliśmy w „Nowej nadziei”, a przecież od pierwszego pojawienia na ekranie czuć było, że to „KTOŚ”. Anna Nieznaj: Mnie się Kylo Ren podoba ogromnie – jako postać. Po pierwszym seansie wyszłam z kina autentycznie wściekła, emocje kipiały mi uszami, ale nawet wtedy byłam wściekła nie na twórców, tylko na bohatera. Jest żałosny, histeryczny, pyszałkowaty, a przy tym w obrębie tej roli charyzmę właśnie ma. I ma swoje momenty zupełnie poważne i groźne. Zresztą cała scena przesłuchania Rey to jest absolutny majstersztyk, nie mówiąc o tym, że tak właśnie powinna być rozegrana scena pojedynku Sarumana z Gandalfem zamiast bijatyki dziadek kontra dziadek na kije – ale to już oczywiście inna bajka. Beatrycze Nowicka: Powiem tak – rozumiem tę postać, to dlaczego on tak wygląda i tak się zachowuje. Powiedzieliście – żałosny. Ale właśnie w tym rzecz. On jest żałosny i, co ważniejsze, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego jest tym, kim jest. Jest słaby. „Ludzie z natury są słabi, dlatego podoba im się przemoc”. To tylko moja interpretacja, ale myślę, że on doskonale wiedział, że nie stanie się potężnym Jedi. Charyzma, samokontrola, łagodna siła – spróbujcie sobie wyobrazić go jako rycerza Jasnej Strony. Czy wygląda dostojnie, poważnie, chodzące wcielenie mądrości? Czy raczej widzimy kogoś, kogo wyśmiewa się za plecami. A tu wuj mistrz Jedi, rodzice bohaterowie. Podczas gdy ty jesteś tylko wymoczkiem, który udaje lepszego, niż jest, a wie, że nigdy im nie dorówna, nie sprosta oczekiwaniom. Tymczasem przychodzi ktoś i mówi, że jest inna droga do Mocy, która pozwala wykorzystać całą tę frustrację i gniew, zamiast ze wstydem i bez powodzenia usiłować je tłamsić. Mawiają, że łatwiej jest czynić zło. No i można odegrać się na kolegach, krewnych. Można wdziać maskę i spróbować stworzyć siebie od nowa. Tylko że w środku nadal pozostanie się budzącym politowanie knypkiem. Ale to nic, może kiedyś będzie się dość silnym, by zabić wszystkich tych, którzy nie okażą należnego szacunku. Podsumowując – koncepcja scenarzystów wydaje mi się spójna. Choć chyba jednak wolałabym jakiegoś charyzmatycznego antagonistę, kreację na miarę Toma Hiddlestona jako Lokiego. Adam Kordaś: Dobrze, ale w takim razie jakim cudem taki żałosny wymoczek został wybrany przez Luke’a na ucznia? Po znajomości, bo to przecież siostrzeniec i w dodatku syn najlepszego przyjaciela? Rozumiem, że Luke nie miał doświadczenia Yody, ale chyba wystarczyłoby zwyczajnie trochę zdrowego rozsądku, by powstrzymał się przed daniem małpie do ręki brzytwy. Jednak na razie wiemy, że Luke nie odprawił Kyla mówiąc, by może lepiej zajął się karierą w księgowości, tylko szkolił go aż do momentu, gdy Kylo swą zdradą zniszczył jego ambitną próbę odtworzenia zakonu Jedi. Co więcej, dziwnym trafem Snoke też najwyraźniej pokłada w tym niestabilnym młodzieńcu wielkie nadzieje. Kylo nie jest w „Przebudzeniu Mocy” dopiero zaczynającym szkolenie uczniem – on jest tu przecież już Mistrzem Rycerzy Ren i prawą ręką przywódcy Najwyższego Porządku! Jakim cudem miałby taką pozycję uzyskać „żałosny wymoczek” z przerostem ambicji? Braki kadrowe? Nie, mnie to nie przekonuje. Nawet jeśli przyjąć jego niepoślednie obdarzenie mocą powinien to być albo „żałosny wymoczek”, z którego po jakimś czasie coś się może wykluje, albo ukształtowany przez lata treningu mistrz mrocznej strony, którego doprawdy trzeba brać śmiertelnie poważnie. W tej formie, jaką mu nadano, ta postać nie ma prawa funkcjonować bez zawieszenia logiki na kołku. Beatrycze Nowicka: W kwestii prawej ręki, to powiem, że głównie pamiętam Kylo na dywaniku, relacjonującego kolejne porażki… Adam Kordaś: Ale przyznasz, że ani razu nie usłyszał solidnej nagany ani tym bardziej ostrzeżenia, że skoro sobie nie radzi, Snoke przyśle na jego miejsce kogoś bardziej kompetentnego. Nie wiem, może Rycerze Ren mają mistrzów na pęczki, a oprócz nich także starszych mistrzów i nawet starszych mistrzów sztabowych… Jednak póki co żadna z postaci po ciemnej stronie nie dorównywała pozycji Kyla u boku Głównodowodzącego i jakiś powód tego być musiał. Beatrycze Nowicka: Złośliwie dodam, że przy takiej aparycji i charyzmie jaką ma „Voldemort”, nie zdziwiłabym się, gdyby miał niewielu uczniów. Zwerbowanie Kylo miało sens – można było go wykorzystać, by zaatakował Jedi od wewnątrz, to cios dla Lei, Luke’a etc. Ponadto, wydaje mi się, że Kylem łatwo manipulować. Michał Kubalski: Jeszcze podstawowe pytanie, które do tej pory udało nam się pominąć – czyją córką jest Rey?! Nie Lei, to prawie pewne. Luke’a? Możliwe, aczkolwiek Jedi nie powinien wchodzić w związki, co wiemy z prequeli i komiksów (stamtąd także wiemy, że czasem Rada Jedi dawała dyspensę, uzyskał ją np. Ki Adi Mundi), a Luke dodatkowo ma w pamięci losy swego ojca, który zasadę tę złamał, dając Sithowi punkt zaczepienia do przeprowadzenia go na Ciemną Stronę. Więc czyją? Nie wierzę w teorie o pokrewieństwie z Kenobim. Nienadawanie Rey nazwiska było celowe, miało takie właśnie rozważania podsycać. Konrad Wągrowski: Moim zdaniem istnieją co najmniej trzy mocne przesłanki za tym, że Rey jest córką Luke’a. Po pierwsze – Moc. Która jest silna w rodzinie Skywalkerów, na co zwracał mocno uwagę zwiastun i cytowane słowa Luke’a z „Powrotu Jedi” z pewnością nie tyczyły Bena Solo/Kylo Rena. Po drugie – Rey ma na składzie ubiór pilota X-winga, czyli strój, w jakim Luke paradował przez całe „Imperium kontratakuje” i po części w pozostałych odcinkach. Oczywiście, to mógł być np. Wedge, ale jednak… Po trzecie – Kylo odczytuje w umyśle Rey wspomnienie o jakiejś wyspie, Luke odnajduje się na wyspie. Nie wiem, czy są to mocne przesłanki (w końcu Rey pamięta swych rodziców i żadnym z nich nie był Luke – ale czy to prawdziwi rodzice?), ale jednak zdziwię się, gdyby okazało się, że Rey nie jest córką Luke’a. A co do związków – kurcze, może stworzyły ją midichloriany Luke’a?… Michał Kubalski: Akurat hełm rebeliancki, który nakłada Rey, jest raczej jedną z jej zdobyczy z łupienia wraków niż pamiątką po tatusiu. W końcu na Jakku leżą także wraki X-Wingów. Co do ewentualnej matki Rey – jeśli byłaby nią jakaś partnerka Luke’a, to jej śmierć (z ręki Kyla?) mogłaby uprawdopodobnić zarówno porzucenie Rey na Jakku, jak i wycofanie się Luke’a do wyspiarskiej samotni. Adam Kordaś: Rzeczywiście najbardziej oczywistym wytłumaczeniem fenomenalnych mocy Rey byłyby geny Luke’a. Więc prędzej bym się spodziewał, że w kolejnych epizodach okaże się córką Mikołaja Reja niż jego. |