powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

O Ziemiomorzu raz jeszcze: „Czarnoksiężnik z Archipelagu”, czyli w poszukiwaniu własnego cienia
Korzystając ze zbiorczego wydania „Ziemiomorza” Ursuli Le Guin, postanowiliśmy podyskutować na temat wszystkich pięciu powieści o Gedzie. Zapraszamy do lektury części pierwszej, jak nietrudno zgadnąć, poświęconej pierwszemu tomowi cyklu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Miłosz Cybowski: „Czarnoksiężnik” stanowi bardzo dobre rozpoczęcie cyklu, książkę wciągającą mimo pewnej fabularnej sztampy. Wydaje się też, że jest on najlepszą częścią „Ziemiomorza”, wysoko postawioną poprzeczką, której później nie udało się już autorce przeskoczyć.
Beatrycze Nowicka: Jeśli o mnie chodzi, to „Najdalszy brzeg” podobał mi się tak samo jak część pierwsza, ale fakt, „Czarnoksiężnik z Archipelagu” to mocne otwarcie. Siła tej powieści tkwi w jej symbolicznej wymowie, to przypowieść o człowieku, który zgłębia własną naturę. W każdym razie ten wątek najbardziej mnie poruszył, dotarł najgłębiej. Choć oczywiście samo Ziemiomorze jako świat bardzo mi się podobało. Jest nakreślone dość oszczędnie, ale ma swój urok: gęsto rozrzucone wysepki, na których większość mieszkańców wiedzie nieskomplikowane życie. W porównaniu z wieloma innymi światami fantasy wizja ta wydaje się pogodna (piszę – relatywnie, bo przecież są i najazdy Kargów, smok, w dalszych tomach pojawiają się kolejne kłopoty).
Magda Kubasiewicz: A ja zgadzam się z Miłoszem. „Czarnoksiężnik” tkwi w mojej pamięci nawet po latach, chociaż gdyby się uprzeć, całą jego fabułę dałoby się streścić jednym zdaniem. Żaden z kolejnych tomów nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Czytałam tę książkę, gdy miałam może z jedenaście lat i pamiętam, jak bardzo zachwyciła mnie wizja Ziemiomorza – właśnie tych porozrzucanych wysepek, nauk na wyspie magów, a wreszcie wyprawy przez wody w pogoni za cieniem.
MC: To, co mnie przekonało do Ziemiomorza, to brak jakiegokolwiek większego konfliktu, który rządziłby tym światem i nadawał tempo kolejnym tomom. Mamy tu do czynienia bardziej z uniwersum, które istnieje samo dla siebie, zupełnie niezależnie od fabuły kolejnych powieści i przy tym nie jest naginane w imię jakichś wyższych celów. To jasno zdefiniowany, realistyczny nibyland, w którym problemy dnia codziennego urastają do prawdziwych zmagań. To ostatnie jest zarówno zaletą (dzięki której akcja toczy się dość leniwie), jak i wadą (kiedy Le Guin po prostu nudzi, jak przez cały tom czwarty serii).
BN: Ładnie to ująłeś z tym istnieniem dla samego siebie. Ten świat żyje własnym życiem, jak wszystkie dobre światy fantasy nie sprawia wrażenia że istnieje on tylko tam, gdzie coś się dzieje, gdzie trafia wesoła drużyna. W przypadku Ziemiomorza ma się poczucie, że wszystkie nieopisane dokładnie miejsca i ludzie zamieszkujący Archipelag są gdzieś tam za horyzontem zdarzeń. Choć – trzeba powiedzieć, to był jeden z pierwszych światów fantasy, jaki poznałam, stąd też bagaż nostalgii, z jakim go wspominam. Podoba mi się też to, że w tym świecie natura dominuje nad kulturą, determinuje życie ludzi. Jest też nieskażona, wciąż pełno tu lasów, niezamieszkanych wysepek, skał, nie wspominając o ogromnym, w większości przecież niezbadanym oceanie. Pamiętam, jak cieszyło mnie to, że Ged ma zamiłowanie do podróży i mogę wraz z nim odkrywać kolejne rejony, docierać do najdalszych wysp.
MC: No właśnie, Ged. Podobnych wilków samotników widywaliśmy już bardzo wielu. Czy jest w nim jednak coś wyróżniającego go z całej rzeszy innych indywidualistów?
BN: Trzeba powiedzieć, że do Geda żywię bardzo ciepłe uczucia, ale kojarzę go już przede wszystkim jako dorosłego mężczyznę, podczas gdy tom pierwszy koncentruje się na dojrzewaniu tej postaci. Młodego Geda pamiętam jako zdolnego i ciekawego świata chłopca, który chyba nie różnił się aż tak bardzo od innych postaci tego rodzaju. Natomiast dorosły Ged… Jakkolwiek głupio to zabrzmi przez wiele lat był dla mnie ideałem mężczyzny (choć to, że został wymyślony przez kobietę nie rokuje najlepiej, jeśli chodzi o szanse spotkania takiego w rzeczywistości). Tym, co mnie urzekło, był jego wewnętrzny spokój, brak agresji, mądrość. Ale oczywiście Ged musiał do tego wszystkiego dojść i o tym był tom pierwszy.
MK: W moim przypadku jest więc wręcz odwrotnie. Bardzo lubiłam Geda z pierwszego tomu, chociaż gdyby się nad tym zastanowić, faktycznie niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniał. I może właśnie dlatego mam do niego tyle sympatii? W „Czarnoksiężniku z Archipelagu” Krogulec jest ciekawy świata, pragnie zdobywać wiedzę, bywa po chłopięcemu nieostrożny, popełnia błędy. Uczy się nie tylko magii, ale też pokory i odpowiedzialności za własne czyny. Dorosły Ged wydawał mi się odrobinę… cóż, nudny.
BN: Mogę zrozumieć, czemu się taki wydał. W wielu przypadkach, taki bliski ideałowi bohater jest mniej pociągający. Zazwyczaj tym, co nas intryguje w postaciach literackich, jest konflikt. W tomie pierwszym on istnieje, później, kiedy Ged przeżywa oświecenie i godzi się z samym sobą tenże konflikt znika. Mnie jednak ta postać przekonała, była tak inna od chłopców i mężczyzn spotykanych na co dzień. Młody Ged chciał udowodnić innym uczniom, lekceważącym go z powodu niskiego pochodzenia, że jest dobry. Wszyscy, którzy czytali książkę, wiedzą, czym skończyło się przyzwanie ducha Elfarran. Dorosły Ged natomiast niczego nikomu nie udowadnia. To mi się w nim podoba najbardziej. Generalnie śmieszą mnie i budzą politowanie mężczyźni, którzy próbują wyżebrywać sobie autorytet, wymuszać go, czy też budować swoją pozycję kosztem innych. Widzę w nich zakompleksionych i słabych ludzi. Tymczasem Krogulec ma charyzmę. Ma też moc. I to mu wystarczy. Nie potrzebuje poklasku, nie chodzi i nie głosi wszem wobec „jestem potężnym magiem, kłaniajcie mi się w pas”.
MK: Rzeczywiście, jak na najpotężniejszego czarodzieja Archipelagu był… cóż, nie jestem pewna, jak to określić – ale chyba zdumiewająco normalny brzmi najlepiej. O ile jako młody chłopak czuł potrzebę pokazywania swojej wiedzy i mocy, o tyle gdy dorasta, nie afiszuje się i to chyba faktycznie odróżnia go od masy innych bohaterów, jakich znamy z książek. Mimo to wolałam młodego Krogulca ze wszystkimi jego wadami. Ciężko było mi lubić dorosłego, doświadczonego przez los Geda, który z takim spokojem idzie i pomalutku naprawia świat… Chociaż teraz chyba mocno wybiegamy do przodu, bo ta część dyskusji dotyczy już bardziej kolejnych tomów.
BN: Ja powiedziałabym też – skromny. Z drugiej strony w świecie, gdzie większość ludzi ukrywa swe prawdziwe imię z obawy, że zostanie ono użyte przeciwko nim, Ged od pewnego momentu przestaje robić z niego tajemnicę. Jest to swego rodzaju manifestacja siły i odwagi. Jako że imię symbolizuje naturę danej istoty/rzeczy, czytam to tak, że Ged nie boi się być sobą. Ale faktycznie, by nie wybiegać naprzód – tym, co Krogulec miał już od początku i co mu pozostało była ciekawość świata, chęć podróżowania. Zresztą gdyby nie głód wiedzy i zrozumienia nie zostałby czarodziejem.
MC: Z męskiego szowinistycznego punktu widzenia Ged z „Czarnoksiężnika” o wiele bardziej przypadł mi do gustu niż późniejszy, stoicki i pozbawiony (powiedzmy sobie wprost) ikry Ged-Arcymag. Oczywiście rozumiem specyfikę dojrzewania postaci i jej późniejsze zachowania (o nich przy okazji dyskusji o kolejnych tomach), ale pierwsza część „Ziemiomorza” jest książką o bohaterze aktywnym, o postaci, która bierze los we własne ręce, sprawiając przy tym wszystkim (i całemu światu) mnóstwo kłopotów, starając się od tych kłopotów uciec, by wreszcie stawić im czoła. Wspomniałem o sztampowości fabuły, bo motyw ten nie jest wcale nowy, ale jego wykonanie potrafi oczarować. Widać tu zresztą młodzieńczą pasję i pragnienie zmienienia świata na lepsze, podczas gdy efekt okazuje się bardzo dwuznaczny (Le Guin przemyca zresztą bardzo wiele prawd moralnych w tej książce, chyba więcej niż w innych odsłonach cyklu). Kiedy później zestawiamy ten pierwiastek aktywny z pasywnym i leniwym wręcz Arcymagiem, uderzają olbrzymie zmiany zaszłe w bohaterze. Mnie najbardziej zastanawiało, czy takie ujęcie sprawy ma reprezentować stałą kolej rzeczy, w której młodość rządzi się swoimi prawami, ale ostatecznie musi ustąpić przed leniwą dojrzałością.
BN: Może to nie do końca tak z tym lenistwem. Ursuli K. Le Guin podoba się filozofia niedziałania, nie czynienia więcej niż to absolutnie konieczne. Dojrzałość oznaczałaby zatem uzyskanie świadomości, pozwalającej na dostrzeżenie owych absolutnie koniecznych działań i przedsiębranie wyłącznie ich. Ale fakt, młody Ged jest łapczywy wiedzy i świata, pełen zapału, jaki żywi się wtedy, gdy ma się wrażenie, że całe życie jeszcze przed tobą, ale zarazem wydaje się, że szkoda zmarnować choć chwilę na czcze sprawy. Wątek nauk pobieranych najpierw u Ogiona, potem zaś na Roke wspominam z przyjemnością. Zabawne, że Le Guin włączyła w niego sceny „kuszenia” Geda, „ambasadorką” ciemnej strony mocy czyniąc dziewczynę. Zastanawiam się, czy ów „schemat Ewy” został powielony świadomie, czy też nie. Jeszcze w kwestii nauki Geda – podobała mi się scena opuszczenia przez niego szkoły na Roke – wchodząc, trzeba było podać swoje prawdziwe imię, wychodząc – imię Mistrza Odźwiernego. Ged przyznał, że nie jest wystarczająco potężny, by zdobyć je siłą ani wystarczająco sprytny, by uzyskać je podstępem, zatem najzwyczajniej w świecie o nie poprosił.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

486
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.