powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Gwiezdne wojny: Nowa układanka ze starych klocków
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Anna Nieznaj: Han jest nadal najprzystojniejszym facetem w całym filmie, a to doprawdy sztuka. Leia jest cudowna, a Luke ujdzie – zwłaszcza że trudno cokolwiek mówić o tej postaci, zważywszy, jak krótko go widzimy. W jego przypadku moje obawy „jak wypadnie” – postać i aktor w tej roli – jeszcze nie zostały rozwiane do końca.
Adam Kordaś: Spośród bohaterów znanych z pierwszej trylogii właściwie jedynie Han Solo miał co grać w tym epizodzie i przyznam, że na widok tego starego rozrabiaki w akcji łezka mi się w oku zakręciła. Niestety, nie pokuszono się, by choć trochę odbrązowić tę postać.
Agnieszka Szady:[prowokacyjnie]: Ale jak tu „odbrązowić” przestępcę, który przemyca… no, jakieś tam towary, i pierwszy strzela do Greedo?
Anna Nieznaj: No, na mój gust to Hana odbrązowiono po całości… Zważywszy, kogo wychował – i co zrobił, jak zaczęły się kłopoty. „Wycofał się”, mówiąc nad wyraz dyplomatycznie. Panowie się „wycofali”, Leia starała się po nich sprzątać.
Adam Kordaś: W „Powrocie Jedi” żegnaliśmy się z oddanym sprawie Rebelii bohaterskim generałem Solo, a teraz dostajemy trochę starszego tego samego bohaterskiego generała, niby w opakowaniu przemytnika z początków „Nowej nadziei”. Od razu wszyscy wiedzą, że to jest swój chłop i nie zawiedzie nowo poznanych bohaterów. Jeśli kogoś zabije – to tylko tych, którym się należało. Jeśli trzeba będzie nadstawić głowy – nadstawi. Gdy pojawi się samobójcze zadanie – zgłosi się na ochotnika. Jak trzeba będzie zginąć… Brakuje mi jakiegoś zakrętu, haczyka, zająknięcia – przecież życie osobiste mu się nie ułożyło, świat, o który walczył najwyraźniej się sypie, a on sam z jakiegoś powodu znowu zamieszał się w ciemne interesy. Nie, żebym życzył sobie, by Han się okazał po latach jakimś draniem, bo bardzo tę postać lubię, ale choć smugę cienia powinno być na nim chyba widać. A w „Przebudzeniu Mocy”, poza tym że nieco starszy, to po prostu ten sam Han Solo, jakiego wszyscy znają i kochają. Jakby gdzieś tam po drodze nie rozpadł mu się związek z Leią, niewydarzony syn nie przeszedł z hukiem na ciemną stronę Mocy i w ogóle nie wydarzyło się nic, co sprowadziło go znowu na pozycję mającego nóż na gardle „biznesmena” balansującego na granicy prawa… Tak swoją drogą chyba dla reszty obsady lepiej, że w pozostałych epizodach już go nie zobaczymy, bo dzięki temu nie będzie im kradł każdej sceny.
Konrad Wągrowski: Nie zgodzę się, że dostajemy tego samego bohaterskiego generała. Widać, że stabilizacja nie była przez ostatnie 30 lat jego celem i walczą w nim wciąż dwie natury. Uważam, że to się całkiem ładnie udało.
Anna Nieznaj: Wydaje mi się, że nie można było tych katastrof i jego roli w nich zbytnio podkreślać, bo jednak przecież chcemy Hana nadal kochać.
Michał Kubalski: Ale podobało mi się to, że Han zadziałał wbrew swej naturze, zawierzył intuicji Lei – że w Kylo nadal jest silna Jasna Strona – i przejechał się na tym, jak nigdy. Gdyby zadziałał cynicznie, gdyby poszedł w fortele, może nadal byłby kapitanem „Sokoła”.
Agnieszka Szady: Tak! Po pierwszym seansie byłam wręcz obrażona na scenarzystów, że stary lis Han dał się podejść jak dziecko. Na drugim seansie uważniej przyjrzałam się jego minie i doszłam do wniosku, że on wiedział, że z tego pomostu żywy nie zejdzie. Poszedł do Kylo, bo Leia go prosiła o „sprowadzenie go z powrotem” (naiwnie, swoją drogą), ale właściwie było to z jego strony zaplanowane samobójstwo.
Anna Nieznaj: Są rzeczy, które po prostu czasem trzeba zrobić, nawet jeżeli jest to wyłącznie moralna powinność. Danie własnemu dziecku ostatniej szansy na zawrócenie ze złej drogi jest jedną z nich.
Beatrycze Nowicka: Leia prosiła go, żeby przywiózł syna do domu. Myślę, że wiedział, że to niemożliwe, ale też, że nie zdoła powrócić do niej i spojrzeć jej w oczy (zwłaszcza że w przypadku udanej akcji sabotażowej wszystko najprawdopodobniej wyleciałoby w powietrze razem z niepokorną latoroślą). Może też chciał mieć przynajmniej tę świadomość, że zrobił wszystko, co mógł. Choć o ile Leia, jak to matka, żyła w przekonaniu, że to „dobry chłopak był i mało pił”, myślę, że Han miał mniej złudzeń. Przyznam, że scena mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że scenarzyści uśmiercą najbardziej charakterną postać sagi. Choć od momentu, gdy Kylo spytał, czy na pewno ojciec zrobiłby dla niego wszystko, wiedziałam, jak to się skończy.
Konrad Wągrowski: Dla mnie bardzo ładną, choć oczywiście świadomie i bezczelnie grającą na emocjach sceną było finalne błogosławieństwo i przebaczenie. Taki gest w stylu: „To ostatnia rzecz, jaką zrobię, ale może to będzie gest, który jakoś zakiełkuje w moim nieszczęsnym synu”.
Adam Kordaś: Tak naprawdę Han w tej scenie powinien mieć przy sobie schowany jeden z tych potężnych ładunków wybuchowych, jakie rozmieszczali – a w ręku ukryty detonator…
Agnieszka Szady: TAK! [ciszej]: Albo chociaż zginąć bohatersko przy tym wysadzaniu, na zasadzie „ojej, zdalne detonowanie nie działa, ktoś musi zostać i wcisnąć guzik”.
Adam Kordaś: Przecież nawet jeśli obiecał Lei spróbować odzyskać syna, doskonale wiedział, że na 99% Kylo nie zmieni się nagle znowu w ich małego Bena pod wpływem łagodnych słów i widoku ojca. Dać ostatnią szansę to jedno, ale pozwolić, by własny zdegenerowany potomek dalej bezkarnie siał grozę i zniszczenie, w imię swych chorych ambicji krzywdząc diabli wiedzą ilu jeszcze niewinnych ludzi – to drugie… Oczywiście zapewne scenarzyści jakoś by tam wybrnęli, składając strzępki Mistrza Ren w cyborga o jeszcze bardziej zabójczych możliwościach niż jego dziadek, i historia dalej by się potoczyła. Ale przynajmniej Han odszedłby, próbując choć trochę naprawić swe winy – w końcu na to, kim się stał jego syn, musiał i on mieć jakiś wpływ.
Konrad Wągrowski: Naprawdę, ale naprawdę uważacie, że byłoby fajnie, gdyby Han chciał zabić własnego syna? Mam wrażenie, że pomyliście seanse.
Beatrycze Nowicka: Han nie potrafił zabić własnego syna. To było też widać wcześniej, jak bezsilnie patrzył na Kyle’a wnoszącego nieprzytomną Rey do statku. Może zresztą był to kolejny powód, dla którego dał się zabić. Mógł dostrzegać konieczność takiego czynu, ale nie chciał go dokonać. Miał do wyboru – żyć z krwią syna na rękach albo żyć wiedząc, że mógł go powstrzymać, a nie zdobył się na to, więc teraz jest współwinny wszystkich późniejszych zbrodni Rena.
• • •
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Michał Kubalski: Zapomnieliśmy o jeszcze trzech starych bohaterach – o R2D2, C3PO i o… X-Wingu. Bo przecież nie można ukryć, że trailerowa scena szturmujących nad wodą myśliwców robiła duże wrażenie i obiecywała wiele. Czy nie uważacie, że pokazanie dwóch nierozłącznych droidów było jedynie kolejnym nawiązaniem i ukłonem w stronę starych fanów? Bo C3PO nie jest wykorzystany prawie wcale (poza akcentem komicznym podczas spotkania Hana i Lei), zaś rewelacje przynoszone przez R2D2 to istna ex machina (ha ha).
Adam Kordaś: Cóż, C3PO wszak tak trudno było rozpoznać, a R2D2 przez zdecydowaną większość czasu robił za rekwizyt…
Marcin Mroziuk: Wychodzi na to, że po prostu droidy starzeją się szybciej od ludzi i nadeszła era BB-8 (trzeba wszak sprzedać nowe gadżety!).
Agnieszka Szady: Przy czym zauważmy, że BB-8 mimo wszystko nie jest dokładnym odzwierciedleniem Artoo. O ile ten pierwszy miał sporo inwencji, naprawiał Sokoła, włamywał się do systemów itp., o tyle Bibik pełni rolę typowego zabawnego zwierzątka z kina disneyowskiego. Nawet zachowuje się jak piesek: jego główne akcje to ostrzeganie pana, pilnowanie rzeczy pana (aportuje ten niby-pendrive, „gryzie” domniemanego złodzieja kurtki) oraz cieszenie się na widok pana.
Adam Kordaś: Masz rację – o ile C3PO i R2D2 mieli swoje osobowości, o tyle BB-8 póki co faktycznie jest raczej bardziej pociesznym mechanicznym odpowiednikiem wiernego psiaka niż partnerem dla bohaterów. Niby sporo go na ekranie, ale raczej w roli ruchomej dekoracji – jakoś mniej angażuje się w bieg akcji filmu, niż to niegdyś przytrafiało się wspomnianej dwójce.
Marcin Osuch: Z tego wniosek, że najlepiej próbę czasu przeszły wspomniane X-wingi i TIE-fightery. Swoją drogą, zauważyliście, jak mały postęp w wyglądzie sprzętu, dokonał się od bitwy o Endor? W porównaniu ze zmianami pomiędzy „Zemstą Sithów” a „Nową nadzieją”.
Michał Kubalski: Wiesz, można to racjonalizować (oczywiście pamiętając, że rozmawiamy o wymyślonej, baśniowej historii z galaktyki daleko, daleko stąd). Choćby tym, że pomiędzy Zemstą a Nową był okres rozwoju Imperium, rozbudowującego bazę militarną i odcinającego się od Republiki. Zaś tu właściwie trudno powiedzieć, czemu Rebelianci nie są siłami zbrojnymi Nowej Republiki, tylko… partyzantami na terenach przejętych przez Najwyższy Porządek? Chyba tak należy odczytywać wzmianki z początkowych napisów i z rozmów między Huxem a Snokiem.
Konrad Wągrowski: To jest mój główny problem: bardzo mało dowiedziałem się o historii świata i jego aktualnej sytuacji. Skąd się wziął Najwyższy Zakon, jak wykiełkował z popiołów Imperium, w jakiej formie odrodziła się Republika, jakie są relacje sił obu organizacji. Niby jest na to miejsce w kolejnych częściach, ale jednak o samym świecie – a minęło wszak 30 lat! – nie dowiedziałem się wiele.
Adam Kordaś: Ten brak informacji o minionych dziesiątkach lat miał chyba zostawiać wszystkie ścieżki otwarte dla scenarzystów dopiero nadchodzących epizodów. Ale przez to tym, którzy widzieli poprzednie odsłony, od razu wszystko się z nimi kojarzy, zupełnie odbierając „Narodzinom mocy” oryginalność. W gruncie rzeczy co za różnica, czy buntownicy i ich przeciwnicy są teraz nazywani tak czy inaczej, skoro niemal dokładnie tak samo wyglądają i postępują? W tej informacyjnej próżni trudno nawet jakoś szczególnie przejmować się zniszczeniem całego systemu planetarnego, jeśli właściwie prawie nic o jego znaczeniu nie wiemy…
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

553
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.