Prawdopodobnie „Jeden z możliwych światów” Marcina Doleckiego miał być książką popularyzującą filozofię, przeznaczoną dla młodszego czytelnika. Niemniej do Gaarderowskiego „Świata Zofii” jest mu dosyć daleko.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kiedy brałam książkę Marcina Doleckiego do recenzji, zgodnie z informacjami wydawcy spodziewałam się fantastyki – historii alternatywnej albo rozprawki futurologicznej. Tymczasem, choć w „Jednym z możliwych światów” wątki fantastyczne istnieją, jest to przede wszystkim tekst napisany z myślą o popularyzowaniu filozofii, co sprawia, że nie czuję się osobą kompetentną do oceny merytorycznej, nie mając rozeznania w literaturze przedmiotu. Z drugiej strony, grupą docelową wydają się kompletni laicy, więc pojawia się pytanie – czy Dolecki potrafi takiego czytelnika zainteresować? W przedmowie autor pisze, że pragnął połączyć ze sobą wątki: historyczny, sensacyjny, romansowy, religijny i filozoficzny. Zważywszy na to, iż cała książeczka ma raptem 164 strony (razem z przedmową, posłowiem, spisem treści, notką o autorze oraz streszczeniem po angielsku, którego celowość wciąż mnie zastanawia), takie zamierzenie wydaje się trudne do zrealizowania. W przypadku „Jednego z możliwych światów” owa trudność okazała się zbyt duża – wyżej wymienione elementy są zarysowane powierzchownie i sprawiają wrażenie, jakby autor nie mógł się do końca zdecydować, czy chciał przedstawić kilka dialogów na tematy filozoficzne z fabułą jedynie w charakterze ramy, czy też zaproponować pewną historię i wpleść w nią filozoficzne rozważania. Trzeba zaznaczyć, że „Jeden z możliwych światów” jest skierowany do młodszego czytelnika. Wyznaczenie docelowej grupy wiekowej sprawiło mi problemy – od czasu do czasu pojawiają się fragmenty, które raczej uprzykrzyłyby lekturę dziecku kończącemu podstawówkę („urodziłem się na małej planecie, w wyniku długotrwałej ewolucji życia, w niewyróżnionym miejscu wszechświata. Mój organizm jest jednym z elementów kosmosu, nieustannie wchodzącym w relacje z innymi elementami (…). Istnienie każdej rzeczy jest paradoksem”), natomiast trudno mi sobie wyobrazić licealistę pochłaniającego „Jeden z możliwych światów” z wypiekami na twarzy. Albo inaczej: nastolatkowie o szerszych horyzontach myślowych raczej czytaliby już dojrzalsze lektury. Tym bowiem, co najbardziej rzuca się w oczy, jest infantylizm zarówno stylu, jak i niektórych rozwiązań fabularnych. Po kolei zatem. Wątek „sensacyjny” objawia się w tym, że w pewnym państwie w bardzo czarnym pałacu mieszka sobie zły i despotyczny cesarz. Cesarz ów aresztuje rodzinę głównego bohatera za posiadanie zakazanych książek. Wydarzenia opisywane w kilku dalszych rozdziałach nie posiadają związku z tą linią fabularną. W ich trakcie protagonista ucieka przed policją oraz przemieszcza się w czasie i przestrzeni, by prowadzić rozmowy z filozofami. Na koniec zaś pojawia się zupełnie oderwana scena, gdzie bez udziału głównej postaci oraz bez bardziej szczegółowo nakreślonego tła doszło do rewolucji. W tejże scenie, wybaczcie spojler, opuszczony przez wszystkich władca proponuje dowódcy rewolty swoje berło i ten już-już ma je podnieść, ale z nagła pojawia się żona buntownika i wygłasza tyradę, po której rzeczonemu robi się wstyd i berła nie chce, co jest widomym znakiem tego, iż w przyszłości nie nadużyje władzy i zaprowadzi szczęśliwą demokrację. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć fragment wypowiedzi żony oraz napomnianego rewolucjonisty: „Cesarz próbuje się zemścić, że traci przez ciebie władzę! On potrafi to robić w podstępny sposób! Chce, abyś z czasem stał się despotą takim jak on. Nie pozwól, aby to, co w tobie mroczne, opętało twój rozum i wolę”, „Wykorzystam mój autorytet wśród rewolucjonistów. Aby doprowadzić do wolnych wyborów i stworzenia takiego ustroju, który w przyszłości trudno będzie przekształcić w tyranię oraz aby nie dopuścić do władzy skompromitowanych ludzi. A potem odsunę się od polityki. Myślę, że profesorowie Carlsson są odpowiednimi kandydatami na nowych ministrów. To bardzo dzielni i uczciwi ludzie”. O wątku historycznym trudno tutaj mówić, gdyż ogranicza się on do występowania kilku postaci i dość skąpych przypisów. Realia epok, do których trafiają bohaterowie, praktycznie nie zostały opisane. Wątek miłosny polega na tym, że główny bohater – dwudziestoletni student historii i astronom amator, co to jeszcze nigdy w życiu się nie całował, bo był taki nieśmiały wobec płci przeciwnej – spotyka ładną dziewczynę. Splot okoliczności sprawia, że proponuje jej nocleg („Trochę się mnie obawiasz, rozumiem to. Uwierz mi, nie mam żadnych złych intencji. Zjesz ciepłą kolację, napijesz się pysznej herbaty i wygodnie prześpisz się w wolnej sypialni”.), w miarę rozwoju akcji postaci zbliżają się do siebie („Filip objął ją i po chwili wahania pocałował w ciepłe usta. Wtedy wydawało mu się, że czas stanął. W jego świecie pozostali tylko ona i on. Jedno istnienie w dwóch ciałach…”, „serce zabiło mu bardzo mocno, a w głowie zaczęło wirować, jakby nagle znalazł się na karuzeli”). Wreszcie – meritum, czyli kwestie filozoficzno-religijne, przedstawione w formie rozmów ze św. Augustynem, Kartezjuszem, Śankarą oraz profesorem reprezentującym poglądy Dawkinsa (przyznam, że zastanawiam się, wedle jakiego klucza zostali oni wybrani). Kwestie poruszane przez dwóch pierwszych przeważnie mieszczą się w ramach tego, czego w liceum uczyłam się na polskim z „wprowadzeń do epok”. Augustyn mówi o Trójcy Świętej i zbawieniu, Kartezjusz roztrząsa swoje „myślę, więc jestem”, a także porusza temat Boga, wreszcie pojawia się kwestia odrębności ducha i materii. Najciekawsze wydały mi się koncepcje hinduskiego filozofa (choć i one docierały do mnie wcześniej, czy to podczas lektury słownika mitów świata, czy w utworach McDonalda) – o świecie jako iluzji i o Brahmanie. Natomiast ostatni indagowany wypowiada się nieco o ewolucji i – krytycznie – o religii. Porównując „Jeden z możliwych światów” ze wspominanym na początku „Światem Zofii”, trzeba powiedzieć, że w swoim znacznie obszerniejszym utworze Norweg przedstawił więcej poglądów filozoficznych, ujętych w dojrzalszą formę, a przedstawiona przez niego fabuła zwracała uwagę zgrabnym zwrotem fabularnym – zabawą w warstwy opisywanej rzeczywistości, co było zarówno ciekawe, jak i wydawało się godnym zwieńczeniem filozoficznych rozważań. W książce Doleckiego najbardziej nie przypadły mi do gustu styl i dialogi. Kilka przykładów pozwolę sobie jeszcze przytoczyć: „Trzeba będzie coś wymyślić, żeby w spokoju obejrzeć ten przedmiot [chodzi o przenośny wehikuł czasu] – I ponownie go użyć. Niestety bardzo przyciąga uwagę przez to, że został wykonany ze złota”, „Niezwykle ciekawy człowiek (…) Julia lekko uśmiechnęła się do siebie. – Francja-elegancja – mruknął Filip. – Czyżbyś poczuł się zazdrosny – dziewczyna zalotnie zaśmiała się”, „z wnętrza lokalu przez uchylone okno wydobywał się bardzo obiecujący zapach. Subtelnie łaskotał ich po podniebieniach, rozbudzając kulinarną wyobraźnię”, „Przez grubą warstwę liści docierało do ziemi niewiele promieni słonecznych, otoczenie jednak mieniło się zadziwiającą różnorodnością odcieni zieloności, na tle której latały kolorowe, nieznane mu ptaki. Jego uszy wypełniła niezwykła symfonia odgłosów zwierząt i owadów” i kilka stron dalej: „długo wpatrywali się w milczeniu w strzelające ku niebu płomienie, w świetle których dżungla nabrała dodatkowej aury tajemnicy. Przysłuchiwali się z niepokojem, ale i z podziwem wieczornemu koncertowi, który dawały znajdujące się w pobliżu zwierzęta i owady”, „tyrania imperatora została zastąpiona wielką zagadką tymczasowej, dzikiej wolności”). Pojawiają się także potknięcia w rodzaju „gajów oliwkowych” czy „dotykając kapeluszem do bruku”. Być może powinnam wziąć poprawkę ze względu na grupę odbiorców. Wydaje mi się jednak, że książki dla dzieci również powinny być pisane z wdziękiem, że wspomnę tu Puchatka, Muminki czy „Jeżyka we mgle”, do których można wrócić po latach, znaleźć coś dla siebie i nie zgrzytać zębami.
Tytuł: Jeden z możliwych światów Data wydania: 24 października 2013 ISBN: 978-83-89487-21-6 Format: 164s. 160×210 mm Cena: 29,40 Gatunek: dla dzieci i młodzieży, fantastyka |