powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE1)
Beatrycze Nowicka 2022

Po trzy: Blask jasnych łun
Fantastyka jest literaturą wizji i pomysłów. Dziś zatem przedstawiam dzieła, w których porwały mnie rozmach i bogactwo wyżej wymienionych.
Choć kąśliwe wypowiedzi, jakie nierzadko pojawiają się w niektórych moich recenzjach, wskazywałyby na zamiłowanie do krytyki, sama tego tak nie odbieram. Po książkę sięgam przecież nie po to, by ją później pognębić, ale z nadzieją na to, że mnie ona zachwyci. Nie ma przyjemniejszego uczucia czytelniczego, niż lektura wzbudzająca szczery podziw i szacunek dla talentu autora. Najlepsza fantastyka, to taka, która zdumiewa, zaskakuje, porywa i rzuca na kolana.
Jakiś czas temu pisałam o różnych sposobach czytania – przede wszystkim o zgrubnym podziale na tych, którzy odbierają literaturę na poziomie słowa, stylu, języka i na tych starających się wyobrażać sobie opisywane miejsca, zdarzenia i osoby. Jako że sama zaliczam się do tego drugiego typu, szczególnie cieszą mnie utwory pełne barwnych i sugestywnych opisów niezwykłych miejsc i istot. Dziś przedstawiam pozycje, które uważam pod tym względem za najlepsze.
ZawartoB;k ekstraktu: 100%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pod tysiącem słońc
Potrafiłabym wymienić całkiem sporo utworów znakomitych, ale na placach jednej ręki mogę zliczyć takie, które przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Książki tak niezwykłe, że zanim je poznałam, nawet nie przyszło mi do głowy, że można w ten sposób pisać. „Hyperion” Dana Simmonsa zalicza się do tej wąskiej grupy czytelniczych objawień. Tom drugi trzyma poziom, dalsze dwa już niestety nie sprostały wygórowanym oczekiwaniom, stąd cenię sobie przede wszystkim pierwszą dylogię (jeśli ktoś jest ciekawy, tutaj można znaleźć moją recenzję ostatniego tomu cyklu, czyli „Triumfu Endymiona”; w jej początkowych akapitach zawarłam także garść refleksji na temat trzech poprzednich tomów). Nie zawaham się nazwać „Hyperiona” arcydziełem – jest do utwór bogaty pod wieloma względami, od istnej feerii fantastycznych pomysłów, przez ciekawych bohaterów, zawikłaną fabułę, wyrafinowaną strukturę, aż po dyskurs z tradycją literacką. „Hyperion” jest w pewien sposób hołdem dla literatury SF – kolejne opowieści snute przez pielgrzymów zmierzających ku Grobowcom Czasu odzwierciedlają różne odmiany i odcienie tej konwencji. Autor spogląda także szerzej na kulturową spuściznę – czytelnik znajdzie tu na przykład nawiązania do literatury i myśli średniowiecza, buddyjskich koanów, dziewiętnastowiecznej poezji, czy dwudziestowiecznej filozofii.
Jednak tym, co porwało mnie najbardziej, była moc wizji, siła wyłaniających się ze słów obrazów. Plastyczność opisów i pomysłowość Simmonsa sprawiły, że wykreowany przez niego świat wciągnął mnie do tego stopnia, iż jeszcze po kilku tygodniach od lektury, gdy zamykałam oczy, pod powiekami przesuwały mi się zmienne pejzaże Hyperiona i wielu innych planet. Już scena otwierająca tę powieść jest znamienna – konsul gra w niej na fortepianie na tarasie swojego czarnego statku, dookoła którego rozpościera się tropikalna puszcza jak z kenozoiku i emitujące fosforyczną poświatę bagna. Właśnie zerwała się burza, błyskawice szatkują niebo, a gdzieś w cieniu przemykają dinozauropodobne istoty. A to dopiero sam początek estetycznych atrakcji, takich jak mknące przez kosmos drzewostatki Templariuszy, pływające wyspy, miasta-ule, cierniste drzewo Chyżwara i mnóstwo, mnóstwo innych. Dla wielbicieli fantastyki „Hyperion” i jego kontynuacja to lektura obowiązkowa – jeśli o mnie chodzi, uważam, że coś bym w życiu straciła, gdybym nie miała okazji przeczytać tych powieści.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Biegnąc przez cienie
Roger Zelazny to jeden z pisarzy fantastycznych obdarzonych najbujniejszą wyobraźnią, a „Kroniki Amberu” stanowią jego największe osiągnięcie. Cykl liczy dziesięć tomów – z uwagi na głównych bohaterów, będących też narratorami, dzieli się go na „Kroniki Corwina” i „Kroniki Merlina” (obydwie po pięć części). Zelazny planował kontynuować serię, niestety zmarł i światło dzienne ujrzało jedynie kilka krótkich opowiadań, zawierających zalążki przyszłej intrygi (opowiadania te ukazały się niedawno po polsku na łamach Nowej Fantastyki, za co serdecznie dziękuję). Po Amber sięgnęłam dość późno i byłam zdumiona, jak to być mogło, że tak świetna rzecz umykała mojej uwadze tak długo.
Choć w cyklu o Amberze pochwalić trzeba zawikłane intrygi, interesujących bohaterów i styl autora, tym, co najbardziej mnie urzekło, była wizja wieloświata. Ucieleśniający ład Amber i Dworce Chaosu, to dwie krawędzie rzeczywistości uważane przez niektórych Amberytów za jedyne prawdziwe światy. Pomiędzy nimi rozpościerają się tysiące światów-cieni, a jakby tego było mało, w pewnym momencie Zelazny wyprawia swoich bohaterów do wymiaru leżącego pomiędzy nimi. Amerykański pisarz o polskich korzeniach ma talent do sugestywnych, mieniących się kolorami opisów i wręcz niezliczone mrowie pomysłów. Sam Amber przywodzi na myśl typowy sztafaż fantasy, choć znajdzie się tam miejsce na podwodne i podniebne (to ostatnie pojawia się tylko w szczególne dni) odbicia pałacu, będącego sercem tego miejsca. Oczywiście ojczyzna Amberytów jest odpowiednio barwna, pełna przepychu i tajemnic, ale dużo większe wrażenie zrobiły na mnie Dworce Chaosu wraz z mieszkańcami – zmienne formy Chaosytów oraz ich fantazyjne zamki z równie niezwykłym wyposażeniem. Szczególnie zaś upodobałam sobie sceny, w których bohaterowie podróżują poprzez światy-cienie. Wszystko zmienia się wtedy z akapitu na akapit, a czasem nawet szybciej – kolory nieba, rzeźba terenu, roślinność, architektura. Obrazy mienią się przed oczami i przekształcają, niezliczone cuda pojawiają się tylko na moment, by ustąpić kolejnym. Wspaniale prezentuje się zwłaszcza wyprawa Corwina do Dworców Chaosu – im bardziej bohater zbliża się do celu, tym bardziej rzeczywistość się wichruje. Malowniczo wypadają także niektóre sceny, w których postaci używają magii.
Oczywiście w Internecie można znaleźć opinie osób, których te fragmenty znudziły – zatem jeśli ktoś nie jest fanem rozbudowanych opisów, powinien rozważyć, czy po Amber sięgnąć. Jeśli natomiast je lubi, istnieje spora szansa, że tak jak ja będzie je czytał z zapartym tchem.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ogród kwiatów i baśni
Gdy zaczynałam pisać dla Esensji, pozycje z serii Uczta Wyobraźni postrzegałam jako „ładnie wydane książki dla snobów”. Ocenie odbiorców pozostawiam czy to, iż obecnie mam za sobą lekturę około połowy wydanych w UW tytułów należy zapisać na karb czytelniczego wyrobienia, czy przerostu ego (najpewniej obydwu tych czynników). Książką, która przekonała mnie do tego, by dać serii szansę, był właśnie pierwszy tom „Opowieści sieroty”, którego uszkodzony egzemplarz znalazłam wśród przecenionych książek.
Jako dziecko lubiłam baśnie, ale to, co proponuje czytelnikowi Catherynne M. Valente to baśń baśni – misterna konstrukcja szkatułkowo zagnieżdżonych w sobie historii, których postaci, motywy i wątki pojawiają się na rozmaitych poziomach opowieści, co dodatkowo gmatwa fabułę. Jeśli jednak odbiorca poświęci czas i uwagę i zagłębi się w ten literacki gąszcz, czeka go wyjątkowo smakowita lektura. „Opowieści sieroty”, a zwłaszcza dwie księgi zebrane w polskim wydaniu w tomie pierwszym, to istna lawina pomysłów, mogąca przyprawić czytelnika o zawrót głowy. Pełne magii i przepychu miasta o egzotycznych nazwach, najdziwniejsze istoty i ich zawikłane losy, miejsca cudowne i przerażające. Jeśli ktoś sięga po fantastykę w nadziei, że zaspokoi ona jego pragnienie niezwykłości, powieść Valente nie powinna zawieść jego oczekiwań. Amerykańska pisarka ma zdumiewająco bogatą wyobraźnię, a w „Opowieściach…” jest wręcz rozrzutna – inny autor przedstawione tu pomysły mógłby wykorzystywać przez całe swoje życie. Bujność literackiej kreacji jest tak duża, że w mojej pamięci zamiast konkretnych przykładów zapisało się przede wszystkim wrażenie oszołomienia, wręcz przytłoczenia wizją autorki.
Choć muszę także dodać, że spośród tu przedstawionej trójki, utwory Valente są też najbardziej nierówne. Warstwa wizualno-koncepcyjna jest zachwycająca, jednak bohaterowie nie budzą głębszych uczuć. Choć ja nie zwróciłam na to uwagi, moja matka narzekała też na jakość przekładu. Mimo wszystko, „Opowieści…” są wyjątkową lekturą, jedną z tych, które nie tylko pozwalają przyjemnie spędzić czas, ale i pozostawiają coś z siebie w czytelniku.



Tytuł: Hyperion
Tytuł oryginalny: Hyperion
Data wydania: 26 listopada 2007
Wydawca: MAG
Cykl: Hyperion
ISBN: 978-83-7480-074-7
Format: 617s. 150×225mm, oprawa twarda
Cena: 49,–
Gatunek: fantastyka
Zobacz w:
Ekstrakt: 100%

Tytuł: Kroniki Amberu. Tom 1
Tytuł oryginalny: Nine Princes in Amber, The Guns of Avalon, The Sign of the Unicorn, The Hand of Oberon, The Courts of Chaos
Data wydania: 14 marca 2016
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7785-943-8
Format: 640s. 155×235mm; oprawa twarda
Cena: 59,–
Gatunek: fantastyka
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%

Tytuł: Opowieści sieroty, tom 1
Tytuł oryginalny: The Orphan’s Tales: In the Night Garden
Data wydania: 29 maja 2009
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-132-4
Format: 473s. 135×205mm; oprawa twarda
Cena: 39,–
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

512
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.