Utwory powstałe w XXI wieku oraz cykle rozpoczęte nieco wcześniej, ale wciąż kontynuowane, czyli fantasy bibliografia najnowsza.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
1996 – w toku Cykl rozpoczęty „Grą o tron” cieszył się dość sporym uznaniem fanów, jednak to serial pchnął go na wyżyny popularności. Sądzę, że nie przesadzę pisząc, iż obecnie „Pieśń lodu i ognia” jest obok „Władcy pierścieni” najbardziej rozpoznawalnym dziełem fantasy na świecie. Powieści Martina to swoisty fenomen – rozkochały w sobie ludzi, którzy do tej pory w ogóle nie interesowali się fantastyką, osoby w różnym wieku i o najrozmaitszych gustach. W tym miejscu powinnam przyznać, że moja lektura cyklu zakończyła się mniej więcej w jednej czwartej tomu trzeciego i choć niejednokrotnie obiecywałam sobie wrócić do Westeros, jak dotąd mi się to nie udało. W żadnym razie nie zamierzam jednak odmawiać Martinowi pisarskich umiejętności. Jednym z dwóch głównych atutów powieści są postaci – zróżnicowane, przekonujące i wyraziste. Chyba każdy czytelnik ma swoich ulubionych protagonistów, są też bohaterowie powszechnie znienawidzeni. Bardzo dobrym pomysłem było rozpisanie całej historii na osoby – zabieg ten nie tylko uwypukla indywidualność postaci, ale też wprowadza różnorodność, wreszcie umożliwia opisywanie wydarzeń z różnych punktów widzenia, co bywa interesujące. Drugi atut to tematyka, czyli rozgrywki polityczne. W większości książek fantasy polityka albo wcale nie istnieje, albo bywa żałośnie naiwna. Martin jest chlubnym wyjątkiem. Co ciekawe, pomimo jego sukcesu nie zaczęły powstawać lawinowo powieści o podobnej tematyce. Wydaje mi się, że dla wielu autorów okazała się ona po prostu za trudna. „Gra o tron” była bardzo dobrym otwarciem, wieść gminna niesie jednak, że kolejne tomy są coraz bardziej rozwlekłe i dramaturgia wydarzeń nieco spada. Wielu zastanawia się, czy pisarz zdoła cykl ukończyć. Tego oczywiście życzę i jemu i czytelnikom (chciałabym także, żeby to Daenerys zasiadła za Żelaznym Tronie, ale szczerze w to wątpię).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
2000, dwie kolejne powieści z tego świata ukazały się w 2002 i 2004 Nie jest to książka, która trafia w moją literacką wrażliwość, czy może bardziej nawet – estetykę. Po prostu nie lubię wielkich miast a Nowe Crobuzon jest wielkim miastem do potęgi ntej. Zanieczyszczone, śmierdzące, brudne i tłoczne. To wręcz samodzielny wszechświat, miejsce milionów indywidualnych klęsk, miejsce nieograniczonych możliwości. To ostatnie zaś tylko dla tych, którzy są wystarczająco bezwzględni i zdeterminowani. I mają dość szczęścia. Wizja Mieville’a jest wyrazista, obfituje w szczegóły i pomysły. Dziwaczne rasy, kolejne dzielnice, wszelkiej maści stworzenia. To, co mnie nie odpowiada to brak spójnej mechaniki; mam raczej wrażenie, że pisarz dał się ponieść wyobraźni. Brakuje też ciekawych bohaterów – z jednym wyjątkiem – Tkacz jest po prostu genialny. „Dworzec Perdido” nie jest powieścią wyrównaną, ale stanowi interesującą propozycję, pokazuje też, w jak niebanalnych kierunkach może podążać fantasy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trylogia Fedry ukazywała się w latach 2001-2003, powstały jeszcze dwie kolejne, z których ostatnia książka wyszła w 2011 Proszę bardzo, możecie się śmiać. Ja zaś mogę umieścić powieści o Fedrze na mojej liście. Jak na rozrywkową fantasy, pisaną z kobiecej perspektywy jest to jedna z ciekawszych pozycji. Odmalowany przez Carey świat nie jest oryginalny (poszczególne nacje zostały wzorowane na „naszych” kulturach) ale za to przyjemnie barwny. To, że główni bohaterowie sporo po nim podróżują pozwala na przedstawianie wciąż nowych jego zakątków. Za największą zaletę uważam postaci, przede wszystkim samą Fedrę, ale też Joscelina, Hiacynta, Melisandę Szachrizaj i kilku innych. Za dowód niech posłuży fakt, że piękna kurtyzana jest jedną z nielicznych postaci, które naprawdę odcisnęły się w mej pamięci. Setki innych, z czego pewna część stworzona na potrzeby bardziej ambitnych dzieł, zupełnie uleciało z moich wspomnień, inni funkcjonują w nich na zasadzie „ten, no, skrytobójca, jak-mu-tam” albo są tylko imionami. Fedrę zaś jestem sobie w stanie nie tylko zwizualizować, ale też przedstawić fakty z jej biografii, jej gust, osobowość, poglądy. Dodam też, że spośród książek, w których poruszana była tematyka odmiennych orientacji seksualnych, jedynie „Trylogia Kusziela” potrafi mnie przekonać a nie tylko skłonić do rozmyślań nad interesownością autorów liczących na nagrody w zamian za propagowanie tolerancji.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsza książka z tego uniwersum ukazała się w 2006, sama „Zemsta…” w 2009, autor planuje dalsze powieści Wybrałam „Zemstę…”, ponieważ ją znam (czekam na wznowienie „Pierwszego prawa” w nowym tłumaczeniu), sądzę jednak, że mogłabym tutaj równie dobrze umieścić inną powieść angielskiego pisarza, której akcja toczy się w tym samym świecie, co historia prywatnej wendetty najemniczki Murcatto. Bardziej chodzi mi bowiem o twórczość Abercrombiego w ogóle. Brytyjczyk przyczynił się do wzrostu popularności fantasy, będącej zaprzeczeniem tradycyjnego, heroicznego nurtu. Odejście od czarno-białego schematu to jednak za mało – o sukcesie autora „Samego ostrza” zadecydowały jego umiejętności. Abercrombie ma własny styl, który wyróżnia jego utwory na tle innych. Przeciętne, rozrywkowe książki fantasy cechuje język pełniący funkcję jedynie użytkową – chodzi o to, by nakreślić miejsca wydarzeń, opisać bohaterów, prowadzić akcję. Da się go czytać bez zgrzytów, ale w żadnym stopniu nie wyróżnia on danego autora od rzeszy innych. W przypadku Abercrombiego tak nie jest. Jego styl jest wyrazisty i charakterystyczny. Nadaje całości jedyny w swoim rodzaju ostry rys. Angielski pisarz ma też talent do dialogów – inteligentnych, ciętych, efektownych, wprowadzających do jego książek dynamikę. Uwagę zwracają też celne, choć gorzkie refleksje, jakie snują rozczarowane życiem postaci. Dodać do tego należy jeszcze wartką akcję i otrzymujemy nader satysfakcjonującą mieszankę dla wszystkich wielbicieli inteligentnej rozrywkowej fantasy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
2006 – nadal Umieszczenie tutaj całego cyklu odzwierciedla pewien kredyt zaufania, jakim darzę Scotta Lyncha – trudno bowiem ocenić, jak rozwinie się całość na podstawie tylko trzech z planowanych siedmiu tomów, zwłaszcza gdy część trzecia okazała się gorsza od poprzednich. Chcę wierzyć, że amerykański pisarz pozbiera się po zawirowaniach w życiu osobistym i powróci do formy, jaką prezentował na początku. Pisząc „Kłamstwa Locke’a Lamory” Lynch sięgnął po nieco już przykurzoną konwencję łotrzykowską i tchnął w nią nowe życie. Przede wszystkim postarał się o odpowiednio barwny i bogaty świat, pełen smakowitych szczegółów. Rozliczne pomysły, jak choćby budowle ze staroszkła, przydają uniwersum „Niecnych dżentelmenów” kolorytu i odróżniają je od setek innych. Do tego dochodzi jeszcze całe mnóstwo drobiazgów w rodzaju potraw, strojów, zwyczajów, które razem wzięte składają się na świat niezwykle barwny i przekonujący. Oczywiście wszelkie wysiłki spaliłyby na panewce, gdyby Lynch nie posiadał odpowiednich umiejętności pisarskich – na szczęście Amerykanin ma całkiem sporo talentu, który pozwala mu tworzyć malarskie, bogate opisy, podkreślające urodę przedstawianych miejsc i przydające autorskiej wizji żywotności. Do tego dochodzą jeszcze bohaterowie, do których czytelnik z tomu na tom coraz bardziej się przywiązuje. Z prowadzeniem fabuły bywa różnie – chwilami jest nieco naciągana, w „Republice złodziei” nie do końca sprostała ona oczekiwaniom. Wracając zaś do pozytywów – podczas lektury czuje się entuzjazm autora, zapał, z jakim tworzy swój świat i opowiada o swoich bohaterach. Dopóki ten zapał będzie udzielał się czytelnikom, dopóty kolejne części przygód Locke’a i Jeana będą warte lektury.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
2006-2007 Jeśli chodzi o fantasy, mam się za doświadczonego czytelnika, którego niewiele zdziwi. Tymczasem „Opowieści sieroty” przyprawiły mnie o – proszę wybaczyć kolokwializm – kompletny opad szczęki. Stężenie pomysłów na stronę dalece przekroczyło moje wyobrażenia na temat tego, co wymyślić można. Powieść amerykańskiej pisarki (a zwłaszcza „Księga stepu” i „Księga morza” z tomu pierwszego polskiego wydania) to coś daleko więcej niż proza obfitująca w oryginalne i barwne pomysły – to istny fajerwerk wyobraźni, który podziwia się w oszołomieniu. Catherynne Valente jest naprawdę dobra. To najbardziej utalentowana pisarka fantasy młodego pokolenia, jaką znam. A „Opowieści…” lubię najbardziej z jej utworów, które do tej pory ukazały się po polsku. Zdumiewa ich misterna konstrukcja. Nazwać ją szkatułkową to tak, jakby nazwać akcelerator urządzeniem laboratoryjnym. Kolejne baśnie pączkują z siebie, dzięki czemu opowieść ma wiele poziomów – porównanie do matrioszki też jest nieadekwatne, bo pewne wątki przewijają się w różnych warstwach. Zdecydowanie jest to lektura wymagająca uwagi. Spodobać się powinna przede wszystkim czytelnikom obdarzonym plastyczną wyobraźnią, gdyż „Opowieści sieroty” pełne są opisów najniezwyklejszych miejsc, budowli i istot. Wadą powieści Valente jest jej emocjonalny chłód – bohaterowie nie budzili we mnie głębszych uczuć. Gdybym miała poszukać odpowiednika w świecie sztuk plastycznych, przyrównałabym „Opowieści sieroty” do secesji – skomplikowane, eleganckie, dekoracyjne, sycące oczy, zachwycające kunsztem ale nie poruszające czegoś w naszym wnętrzu (to jest oczywiście mój odbiór tego nurtu). Niezależnie jednak od tego mankamentu utwór Valente ze wszech miar zasługuje na czytelnicze zainteresowanie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
2008 – nadal W porównaniu z innymi autorami wielotomowych cykli Czajkowski wydaje mi się pisarzem niedocenianym. Szkoda, bo „Cienie pojętnych” zasługują na uwagę i to z kilku powodów. Jeden z nich to oryginalny pomysł na rasy. Zamiast wałkować kolejne wariacje na temat elfów i krasoludów Czajkowski stworzył zupełnie własne. Zanim jeszcze sięgnęłam po otwierające cykl „Imperium czerni i złota” obawiałam się, czy „owadzie inspiracje” są dobrym pomysłem. Większość ludzi nie przepada za stawonogami, nie mówiąc już o empatii dla nich. Bohaterowie Czajkowskiego nie są jednak insektoidami, jak postaci z niektórych powieści SF. Nadal są ludźmi, choć jednocześnie w pewnych aspektach bywają interesująco odmienni. Co więcej, pomysł wyjściowy – teoretycznie bajecznie prosty, ale jakoś nikt nie wpadł na coś takiego wcześniej – generuje ogromną różnorodność możliwych ras. Potencjał ten Czajkowski chętnie wykorzystuje, wprowadzając w kolejnych tomach coraz to nowe odmiany i nacje, obdarzone różnorakimi mocami. Kolejną istotną zaletę stanowi konstrukcja świata – jest to uniwersum fantasy i to się czuje, ale jest w nim także obecna zaawansowana technologia. Wojna z Imperium Os jest ze wszech miar nowoczesna, toczy się ją za pomocą pojazdów opancerzonych, broni palnej, myśliwców, bombowców, broni chemicznej. Czajkowski przedstawia działania militarne na skalę kontynentu. Co ważne – robi to z głową. Nie znam drugiego autora, który do tego stopnia panuje nad fabułą, prowadzi ją tak konsekwentnie i inteligentnie. Nie znam też drugiego cyklu fantasy, w którym przez wszystkie (dotychczasowe) tomy utrzymane zostaje tempo akcji. Tempo, dodajmy, bardzo wysokie – na tę chwilę nie jestem w stanie przypomnieć sobie książek, w których dzieje się więcej. Czajkowski panuje nad wieloma wątkami i dziesiątkami bohaterów, co budzi moje ogromne uznanie. Najsłabiej z tego wszystkiego wychodzi mu konstrukcja postaci, choć trzeba mu oddać, że cały czas nad nią pracuje i efekt jest coraz lepszy. To prawda, że cykl nie wciąga od pierwszego tomu, ale warto uzbroić się w cierpliwość, gdyż następne są lepsze. Nie znam, ale piszę – czyli kilka zdań na temat pozycji, których wprawdzie nie poznałam, ale które są popularne i niewątpliwie wpłynęły na fantasy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
1983 – nadal Do tej pory przeczytałam tylko jedną powieść z uniwersum Pratchetta, co uważam za za mało, by móc się szerzej wypowiedzieć. Niewątpliwie angielski pisarz odniósł sukces a „Świat dysku” stał się jednym z bardziej rozpoznawalnych cykli fantasy. Doczekał się też rozmaitych publikacji dodatkowych – albumów, pozycji w rodzaju „Nauka Świata Dysku”, ukazały się nawet książeczki, jakie jeden z bohaterów, niejaki Samuel Vimes, czyta swojemu synkowi. Do tego dodać należy aktywność fanów. Stworzone na potrzeby powieści uniwersum zaczęło żyć własnym życiem. Wracając zaś do jego autora – Terry Pratchett ceniony jest za zmysł obserwacji, satyryczne zacięcie i humor. Choć ten ostatni po zastanowieniu się często okazuje się dosyć gorzki. Sądząc z ocen, cykl bywa nierówny – gdybym znała więcej książek, zapewne wybrałabym któryś podcykl, czy wręcz pojedynczy tom jako najbardziej reprezentatywny. Wybrane teksty w Esensji:  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
1999-2011, dalsze utwory z tegoż uniwersum w planach Od prozy Eriksona odstraszają mnie: rozmiar cyklu, zasłyszane opinie na temat ogólnej ponurej atmosfery i ginących bohaterów oraz fakt, że dwa opowiadania tego autora, jakie miałam okazję przeczytać nie spodobały mi się. Znam jednak osoby, które czytują „Malazańską…” raz za razem i wielce ją sobie chwalą. W owych pochlebnych opiniach dominują zachwyty nad rozbudowanym światem i przemyślaną mechaniką magii. W obydwu przypadkach niewątpliwie znaczenie ma to, iż uniwersum „Malazańskiej…” zostało stworzone na potrzeby kampanii RPG. Nietrudno zgadnąć, że przez lata grania uczestnicy rozbudowywali i dopracowywali świat gry, który później stał się miejscem akcji książek. Sądzę, że cykl Eriksona ustalił nowe standardy w dziedzinie fantastycznego światotwórstwa. Uznanie budzi też rozbudowana fabuła, choć już zdania na temat finału bywają podzielone. Wybrane teksty w Esensji: A na zakończenie ciekawostka Były książki dobre. Niestety, fantasy może się też poszczycić mnóstwem koszmarków. Kiedyś, buszując po internecie natrafiłam na wpis na blogu Legendum est, po lekturze którego musiałam zweryfikować moje pojęcie na temat tego, jak wygląda dno „literackiej” produkcji. Chciałabym napisać, że to najgorsze powieści fantasy na świecie (chodzi o trylogię), choć obawiam się, że to po prostu przedstawicielka pewnej niszy. Od razu uprzedzam – tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Może też nadwyrężyć poczucie dobrego smaku. PS. W ramach zapowiedzi – za tydzień część dwudziesta, w której będę wspominać książki z listy Sapkowskiego, które przeczytałam na długo przed tym, jak zaczęłam pisać dla Esensji lub z innych względów nie napisałam ich recenzji.
Tytuł: Cień kata Tytuł oryginalny: The Shadow of the Torturer Data wydania: 23 lutego 2007 ISBN: 978-83-25001-08-7 Format: 328s. 110×175mm Cena: 14,90 Gatunek: fantastyka
Tytuł: Las ożywionego mitu Tytuł oryginalny: Mythago Wood Data wydania: 1996 ISBN: 83-7150-140-4 Format: 320s. 115×183mm Cena: 14,90 Gatunek: fantastyka
Tytuł: Ostatnia odzywka Tytuł oryginalny: Last Call Data wydania: 2000 ISBN: 83-7150-592-2 Format: 660s. 125×185mm Cena: 39,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Pieśń karczmarza Tytuł oryginalny: The Innkeeper’s Song Data wydania: 1999 ISBN: 83-7180-474-1 Format: 320s. Gatunek: fantastyka
Tytuł: Córka żelaznego smoka / Smoki Babel Tytuł oryginalny: The Iron Dragon’s Daughter / The Dragons of Babel Data wydania: 26 października 2012 ISBN: 978-83-7480-270-3 Format: 720s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 55,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Akwaforta Tytuł oryginalny: The Etched City Data wydania: 6 czerwca 2008 ISBN: 978-83-7480-086-0 Format: 328s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 35,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Gra o tron Tytuł oryginalny: A Game of Thrones Data wydania: 12 kwietnia 2011 ISBN: 978-83-7506-729-3 Format: 844s. 140×205mm; oprawa twarda Cena: 59,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Dworzec Perdido Tytuł oryginalny: Perdido Street Station Data wydania: wrzesień 2003 ISBN: 83-7298-288-0 Format: 647s. 135×205mm Cena: 45,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Strzała Kusziela Tytuł oryginalny: Kushiel’s Dart Data wydania: 26 stycznia 2011 ISBN: 978-83-7480-190-4 Format: 688s. 135×200mm Cena: 45,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Zemsta najlepiej smakuje na zimno Tytuł oryginalny: Best Served Cold Data wydania: 13 stycznia 2012 ISBN: 978-83-7480-220-8 Format: 812s. 135×202mm Cena: 49,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Kłamstwa Locke’a Lamory Tytuł oryginalny: The Lies of Locke Lamora Data wydania: 23 października 2013 ISBN: 978-83-7480-394-6 Format: 556s. 135×202mm Cena: 39,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Opowieści sieroty, tom 1 Tytuł oryginalny: The Orphan’s Tales: In the Night Garden Data wydania: 29 maja 2009 ISBN: 978-83-7480-132-4 Format: 473s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 39,–
Tytuł: Imperium Czerni i Złota Tytuł oryginalny: Empire in Black and Gold Data wydania: 6 października 2009 ISBN: 978-83-7510-295-6 Format: 632s. Cena: 35,90
Tytuł: Para w ruch Tytuł oryginalny: Raising Steam Data wydania: 15 maja 2014 ISBN: 978-83-7839-751-9 Format: 336s. 142×202mm Cena: 32,– Gatunek: fantastyka
Tytuł: Ogrody Księżyca Tytuł oryginalny: Gardens of the Moon Data wydania: 13 lipca 2012 ISBN: 978-83-7480-258-1 Cena: 49,– Gatunek: fantastyka |