powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Kolberg, cz. 1
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Lützke szedł pustą ulicą. Groźba nalotu była na tyle realna, że nikt z mieszkańców Berlina nie chciał ryzykować. Prawie wszyscy szukali więc schronienia w specjalnie do tego celu przystosowanych kamienicznych piwnicach. Widok oficera SS, wałęsającego się samotnie po mieście, był w tej sytuacji niecodziennym widokiem, ale przynajmniej mógł mieć on pewność, że nikt go nie będzie śledzić, ani że nikt go nie zatrzyma.
„Chyba że Harlan? - pomyślał i odruchowo spojrzał za siebie. Nikogo jednak nie zauważył. Przyspieszył kroku i dwieście metrów dalej wszedł w bramę, na dziedzińcu której stał jego „służbowy” mercedes. Wsiadł do wozu i odjechał.
Z oddali dobiegał go szum odlatujących już alianckich samolotów. Zaraz ulice ponownie zaroją się cywilami, policjantami, przebywającymi na urlopach żołnierzami. Wyjdą ze swych nor złodzieje i prostytutki, których przybywało z każdym dniem od czasu, gdy kraj popadał w coraz większy kryzys polityczny, militarny i - w efekcie - gospodarczy. Ludzie biednieli z dnia na dzień. Samotne kobiety, żołnierskie wdowy, dorabiały kurestwem, a że nie brakowało chętnych na ich tanie usługi - jakoś wiązały koniec z końcem. Przeklinały ich jednak zawodowe ladacznice, zmuszone do sztucznego zaniżania cen, byle tylko pozostać w biznesie. Im też sprzykrzyła się już ta wojna…
A on nie chce nam pomóc - pomyślał Norwich, przebrany w mundur oficera SS.
Na swój sposób to uroczy człowiek, ale zarazem wyjątkowa kanalia - relacjonował kilka tygodni wcześniej majorowi Greenowi. To było tego samego dnia, kiedy po raz pierwszy wrócił z wyprawy do czasów III Rzeszy. Spędził wówczas w Berlinie zaledwie dwa dni, a jego zadaniem było poznanie Harlana. Okazja była przednia: uroczysty bankiet wydany przez Goebbelsa z okazji niemieckiej premiery filmu „Żyd Süss”. Reżyser, u boku swej pięknej żony Krystyny, triumfował pod każdym względem. Miał świadomość, że ten film wyniesie go na piedestał, że w ten sposób zdetronizuje innych ulubieńców Goebbelsa - Steinhoffa, Tourjanskiego, Liebeneinera, Rittera, a przede wszystkim Ucickiego, o pozycję którego był najbardziej zazdrosny. Mocniejszą pozycję od niego miała teraz już tylko słynna Leni. Ale w niej kochał się sam Führer. Poza tym, gdy tylko wybuchła wojna, Riefenstahl odstawiła kamerę na bok.
Krystyna Soederbaum - postać autentyczna
Krystyna Soederbaum - postać autentyczna
– Przyszłość należy do nas! - powiedział Harlan, wznosząc toast, ale wszyscy byli pewni, że tak naprawdę, mówiąc to, myśli tylko o sobie.
Chwilę później, rozpromieniony, zwrócił się do Goebbelsa:
– Niezły zrobiliśmy numer temu Żydowi Feuchtwangerowi, nieprawdaż?
Minister propagandy nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko i jednym łykiem opróżnił kielich szampana.
Lützke, korzystając z okazji, podszedł do stojącej nieco z boku, porzuconej przez męża, Krystyny.
– To wielki dzień dla pani małżonka - powiedział, całując ją w dłoń. - Pani pozwoli, że się przedstawię. Nazywam się Lützke.
– Jest pan oficerem czy też pracuje w dyplomacji? - spytała, bowiem nie miał tego dnia na sobie munduru.
– Owszem, w swojej pracy często muszę być dyplomatą - odparł.
– A więc?
– Jestem oficerem SS.
Pięknej kobiecie mina wyraźnie zrzedła.
– Wolałaby pani, aby ukłony słali jej raczej żołnierze innego autoramentu? - Nie odpowiedziała, więc dodał: - Mogę panią zapewnić, że moje dłonie nie są splamione krwią.
– Wcale pana o to nie podejrzewałam - odpowiedziała obojętnie, starając się w ogóle nie patrzeć w jego kierunku; wzrokiem szukała męża.
– Nie jest pani chyba zazdrosna o Goebbelsa? - spytał z uśmiechem.
– Tak jak i Veit nie będzie zazdrosny o pana - zripostowała. I choć dotknęła go ta uwaga, w tym momencie poczuł do niej szacunek. Nie lubił jej jako aktorki, drażniła go jej melodramatyczność i fakt, że niemal w każdym filmie, reżyserowanym zresztą przez męża, ginęła w odmętach wody. Nieco później zaczęto ją, nieco złośliwie, nazywać „pierwszą topielicą Rzeszy”. A przecież wcale nie była Niemką.
– Gdyby nie zdecydowała się pani pozostać w Niemczech, mogłaby zrobić karierę równą Grecie Garbo - powiedział, chcąc się nieco przypochlebić.
– Jestem pewna, że praca w Niemczech daje mi znacznie więcej satysfakcji, niż jej kręcenie filmów w Ameryce - odparła.
– Nie lubi pani Hollywood?
– To nie kwestia amerykańskich reżyserów ani aktorów, ale widzów. Amerykanie są głupi i filmy, jakie się dla nich robi, muszą siłą rzeczy być głupie…
Coś w tym jest - pomyślał Norwich. - Gdyby oni wszyscy zobaczyli choć jeden film z Marylin Monroe w roli głównej, zyskaliby kolejny dowód na moralną i artystyczną degrengoladę Zachodu…
Niespostrzeżenie podszedł do nich Harlan. Stanął za plecami Lützkego i przysłuchiwał się ostatniemu zdaniu wypowiedzianemu przez swoją żonę.
– Czyżby pan, który bawi cię rozmową, uważał inaczej? - spytał, stając u boku Krystyny.
– Nie, uważam dokładnie tak samo jak pani Söderbaum - odpowiedział oficer, po czym dodał: - Bardzo miło mi pana poznać, herr Harlan. Nazywam się Lützke.
– Zapomniał pan dodać, że jest oficerem SS - wtrąciła Krystyna.
– Tak się składa, ale dzisiaj akurat nie jestem na służbie.
– Jakim więc cudem pan się tu znalazł?
– Otrzymałem zaproszenie…
– Pan zna się na kinie? - zapytał Harlan, wpatrując się weń świdrującym wzrokiem.
– Jako tako. Ale ten film chciałem zobaczyć szczególnie. Po tym jak zachwycili się nim Włosi…
– To przede wszystkim prawdziwy film. I dlatego jest także obrazem uniwersalnym. Gdziekolwiek będzie się wyświetlany, zaskarbi sobie wdzięczność widowni. Oczywiście aryjczyków - wyjaśnił reżyser.
– Nie wątpię.
– Dlatego taki film nie mógłby nigdy powstać w zażydzonym aż do granic przyzwoitości Hollywood…
– Wielu Amerykanów na pewno z chęcią by go zobaczyło.
– Wątpię jednak, by znalazł się dystrybutor chętny do wprowadzenia tego filmu do amerykańskich kin. Po raz kolejny prawdziwa sztuka będzie musiała schylić czoła przed polityką - stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu Harlan. - A teraz, pan wybaczy, poproszę żonę do tańca.
I odpłynęli w gąszcz zaludniający parkiet. Byli piękną, aryjską parą…
3.
Dzień był wyjątkowo męczący. Siedząc w samochodzie i wsłuchując się w jednostajny szum silnika, Harlan na moment przysnął. Przebudził się, kiedy wóz podskoczył na nierówności szosy.
– Mógłbyś uważać, jak jeździsz! - warknął do kierowcy, który zbył uwagę zwierzchnika trwożliwym milczeniem.
Kiedyś mógłbym mu zagrozić chociażby wysyłką na front wschodni, ale teraz, gdy ten wschód znajduje się niespełna czterysta kilometrów od Berlina… - pomyślał.
– Daleko jeszcze? - spytał głośno.
– Za dziesięć minut będziemy na miejscu - odparł szofer.
– Dlaczego tak ciemno? - zastanowił się głośno Harlan, spoglądając przez okno samochodu na wyludnione uliczki. - Przecież jeszcze nie ma szóstej.
– Wszyscy się boją. Naloty to już codzienność.
– Tak, tak. Po prostu… - przerwał, bo zadrżał mu głos - pamiętam inny Berlin.
– Wszystko przemija.
– Wszystko - powtórzył bezwiednie jak echo. - Masz także na myśli naszą Tysiącletnią Rzeszę?
– Jeśli Führer czegoś nie wymyśli…
– Jeśli, jeśli… Wszyscy chcą, by ktoś robił coś za nich! - Na moment podniósł głos, ale już po chwili spasował. Nie ma po co się tak gorączkować. Swoje poglądy lepiej zostawić na inne czasy.
– Pan myśli, że ja nie chciałem na front? - odparł kierowca. - Chciałem, ale nie wzięli. Mam źle zagojoną ranę jeszcze z tamtej wojny. Ale, kto wie, może mi jeszcze dadzą karabin do ręki.
– Co byś z nim zrobił, człowieku?
– Strzelałbym, do każdego, kto w obcym mundurze stanąłby naprzeciw mnie. Do Anglików, Amerykanów, Sowietów. I do Francuzów, do każdego, bez wyjątków.
– Oby nigdy do tego nie doszło - mruknął Harlan pod nosem. Szofer jeszcze coś dodał, ale tak cicho, że nie dosłyszał ani słowa.
Resztę drogi spędzili w milczeniu.
Wysiadłszy z wozu przed bramą swej willi, Harlan otworzył drzwi od strony kierowcy i powiedział:
– Jutro punktualnie o szóstej!
– Tak jest!
– Ani sekundy spóźnienia.
– Będę pięć minut wcześniej.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.