powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

East Side Story: Gruzini nie są lepsi od hitlerowców!
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Dzieło Wołoszyna realizowane było w Abchazji przy wydatnej pomocy miejscowych jednostek wojskowych. W Gruzinów wcielili się żołnierze jednego z batalionów Armii Abchaskiej z miasta Cebelda. Rosjan zagrali żołnierze rosyjscy stacjonujący w siódmej bazie wojskowej w miejscowości Gudauta. Za mieszkańców Osetii robili natomiast Abchazi z nadczarnomorskich Suchumi oraz Oczamczyry, którzy – jak wspominał reżyser – byli tak szczęśliwi z powodu wizyty ekipy filmowej, że wprost „nosili nas na rękach”. Główną rolę męską entomologa Miszę vel Michaela zagrał niejaki Henry David (naprawdę nazywa się Dawid Chiłowski), Żyd urodzony jeszcze w sowieckim Azerbejdżanie, którego rodzice – już po upadku Związku Radzieckiego – wyjechali do Izraela. Tam zaczął on karierę aktorską, pojawiając się między innymi w niezwykle popularnych serialach „A Touch Away” (2006), „Screenz” (2007) oraz „Revivre” (2008). Stał się nawet w swej nowej ojczyźnie męskim symbolem seksu. Być może wkrótce usłyszy o nim cały świat, niebawem ma bowiem trafić do kin francusko-izraelski dramat sensacyjny „Kirot”, w którym aktor będzie towarzyszyć na ekranie znanej z najnowszych przygód agenta Jamesa Bonda Ukraince Oldze Kurylenko. W przyjaciółkę Miszy, dziennikarkę Żenię, wcieliła się dwudziestotrzyletnia Polina Fiłonienko, absolwentka Akademii Teatralnej „Szkoła Dramatu Rosyjskiego imienia Igora Gorbaczowa”, która jako aktorka telewizyjna zadebiutowała zaledwie przed dwoma laty w serialowej „Zbrodni i karze” Dmitrija Swietozarowa (grając Sonię Marmieładową). Później pojawiła się między innymi w „Jarze” (2007) Mariny Razbieżkiny oraz „Wszyscy umrą, lecz nie ja” (2008) Walerii Gaj-Giermaniki. W tym roku natomiast miały swoją premierę dwa inne filmy z Fiłonienko: dramat kryminalny Aleksandra Kotta „Ja pokażu tiebie Moskwu” oraz dramat psychologiczny Stanisława Mitina „S cziornogo choda”. Warto wspomnieć jeszcze o udziale w „Olympus inferno” Wadima Całłatiego – absolwenta Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Borisa Szczukina w Moskwie oraz od siedmiu lat aktora legendarnego Teatru na Tagance – który dał się już poznać dzięki interesującym kreacjom w „Szczęściarzu” (2006) Władimira Jakanina oraz wciąż obecnym na ekranach polskich kin „Szultesie” (2008) Bakura Bakuradzego. Dwa miesiące temu natomiast miał swoją premierę thriller „Rozy dlia Elzy” w reżyserii Jegora Konczałowskiego, syna słynnego Andrieja.
Scenariusz „Olympus inferno” wyszedł spod pióra kwartetu autorów. Najbardziej znanym jest Denis Rodimin, dyplomowany reżyser filmów animowanych, który w 2000 roku ukończył również wydział scenariuszopisarstwa moskiewskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK). Od tamtej pory pracował między innymi przy obu „Bumerach” (2003 i 2006) Piotra Busłowa oraz Okrucieństwie” (2008) Mariny Liubakowej. Dla Nikołaja Popowa i Aleksieja Kublickiego, do tej pory zajmujących się głównie produkcją filmów, obraz Wołoszyna był scenariuszowym debiutem. Znacznie większy dorobek ma pod tym względem pochodzący z Taganrogu nad Morzem Azowskim Stas Dowżyk, który – po studiach pedagogicznych w rodzinnym mieście oraz aktorskich w Krasnodarze – wybrał się jeszcze na reżyserię na WGIK-u (którą ukończył przed dwoma laty). Jako aktor pojawił się w epizodzie „Jeźdźca imieniem Śmierć” (2004) Karena Szachnazarowa, zaś jako reżyser wspomagał Krzysztofa Zanussiego przy realizacji „Persona non grata” (2005). Autorem zdjęć był natomiast wciąż jeszcze niezbyt doświadczony Igor Grinjakin – jeden z dwóch operatorów ubiegłorocznego „Admirała” Andrieja Krawczuka – który jednak udowodnił, że potrafi uczyć się od najlepszych (vide Janusz Kamiński czy Sławomir Idziak). O ile zdjęcia wypadają w „Olympus inferno” całkiem nieźle (to chyba najjaśniejszy punkt tego kuriozalnego dzieła), o tyle nie sposób powiedzieć niczego pozytywnego na temat wykorzystanej w filmie muzyki autorstwa pochodzącego z Kanady Flosiego Bjarnasona oraz Iwana Titowa. Sprawia ona takie wrażenie, jakby reżyser tuż przed udźwiękowieniem obrazu wybrał się do archiwum i szybciutko wybrał kilka fragmentów instrumentalnych, które jako tako pasowały mu do klimatu.
Film Igora Wołoszyna zebrał w ojczyźnie całkiem niezłe recenzje. Spodobał się zwłaszcza ludziom młodym, którzy nie pamiętają czasów Związku Radzieckiego i panującego wówczas zakłamania. To jednak nie może zwalniać od krytycznej oceny dzieła, tym bardziej że tak naprawdę dość nieudolnie ukrywa ono to, czym naprawdę jest – propagandą w „najlepszym” sowieckim stylu. Do tego stopnia, że równie dobrze recenzja „Olympus inferno” mogłaby trafić do innego „Esensyjnego” cyklu – „Kina totalitarnego”.



Tytuł: Olympus inferno
Tytuł oryginalny: Олимпиус инферно
Reżyseria: Igor Wołoszyn
Zdjęcia: Igor Grinjakin
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: Rosja
Gatunek: dramat, wojenny
Zobacz w:
Ekstrakt: 30%
powrót; do indeksunastwpna strona

517
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.