– Dlaczego? - spytał słabnącym głosem mężczyzna w czarnej pelerynie. – Nie lubię, gdy ktoś przekręca moje nazwisko - odparł Wędrowycz i odrąbał mu łeb siekierą. W karczmie niewielu było gości. Mała grupka tłoczyła się w kącie, przysypiając nieco. Gdy jednak otwarły się skrzypiące drzwi, wszyscy przytomnym wzrokiem powiedli w kierunku Jakuba. Wędrowycz siadł na długiej dębowej ławie i uśmiechnął się do karczmarza. – Obojętnie, co masz, byle szybko! - rozkazał, tonem nie znoszącym najmniejszego sprzeciwu. – To najlepsze piwo, jakie mamy - zachwalał karczmarz, stawiając przed Jakubem potężny kufel. – Piwo? - zamruczał, niezadowolony, Wędrowycz . - Cóż, jak się nie ma, czego się chce, trza pić, co ci dają - odparł zdumionemu karczmarzowi i jednym łykiem opróżnił kufel. W taki sam sposób obszedł się z dziesięcioma kolejnymi, które właściciel z trudem nadążał przynosić. Dopiero kiedy mu się głośno odbiło, zażądał „czegoś do żarcia”. Minęło kolejne pół godziny, nim uporał się z potężną porcją mięsiwa, oczywiście przez cały czas popijając je piwem. W miarę przyswojonego alkoholu poprawiał mu się nastrój. Serdeczniejszym wzrokiem spoglądał w stronę pozostałych gości karczmy, choć powoli zaczęło mu już się mylić, ilu ich tam, pod ścianą, siedzi. W pewnym momencie jeden z nich, niewielkiego wzrostu i cały zarośnięty, podszedł do niego i zagadał. – Jeśli mnie przeczucie nie myli, pan musi być imć Jakub Wędrowycz - powiedział malec, kłaniając się niemal do podłogi, co przy jego wzroście wielkim wyczynem nie było. – A ty jesteś krewniak tego, co się u mnie w chałupie zalągł! - odparł Jakub. – Nie wierzyliśmy staremu Bilbo, kiedy w kółko powtarzał pańskie nazwisko, przekonując, że tylko pan może nas, w razie niedyspozycji Gandalfa, od Czarnych Jeźdźców ochronić. – Masz na myśli, mały, tych facetów na koniach, co się kręcą po okolicy? - spytał Wędrowycz. Hobbita na samo wspomnienie o Czarnych Jeźdźcach przeszedł dreszcz. Jakub sięgnął po kolejny kufel piwa i wtedy dopiero, w świetle stojącej na ławie świecy, dostrzegł zawieszony na szyi kudłatego złoty pierścień. O tym pierścieniu tyle paplał ten cholerny Baggins - przypomniał sobie. Zrobił zapraszający gest ręką i po chwili hobbit siadł obok niego na ławie. – Nazywam się Baggins. Frodo Baggins - przedstawił się. - Prawdę mówiąc, myślałem, że Bilbo przybędzie tu z panem… – Ach, Bilbo! - krzyknął Jakub w uniesieniu. - Mój stary przyjaciel Bilbo! Zbliżyliśmy się do siebie tak bardzo, że postanowił zostać u mnie nieco dłużej - słowa te z trudem przeciskały się przez mocno ściśnięte gardło Wędrowycza. - Uroczy człowiek, to znaczy, tfu… hobbit. Frodo zaprosił Jakuba, by przysiadł się do reszty towarzystwa. Tyle alkoholu co tej nocy „Pod Rozbrykanym Kucykiem” nigdy jeszcze nie wypito! Nie przyzwyczajeni do spożywania nadmiernej ilości piwa hobbici, padli pierwsi; zaraz pod nich wyzionęły ducha krasnoludy, a tuż przed świtem padł ostatni człowiek. Wędrowyczowi nie pozostało nic innego, jak ruszyć z powrotem do domu. Opuścił karczmę i, odwiedzając po drodze samotną Złotą Jagódkę, wrócił do Wojsławic. W rodzinnej wsi Jakuba zaczynała się właśnie noc. Bilbo, zmożony alkoholem, spał na stole, obok przewróconej kanki z wędrowyczowym bimbrem. Jakub zawył ze wściekłości i rzucił się do spiżarni. Wszystkie zapasy zostały opróżnione. Jedyne co znalazł, to piersióweczka, którą musiał zgubić Semen. Opróżnił ją do ostatniej kropli i legł, wycieńczony, na piecu. Gdy tylko zasnął, zaczęły się koszmary. Jakubowi przyśniło się, że w drzwiach chałupy stanął stary siwy człowiek z fajką w ustach. – Wstawaj, Wędrowycz! - powiedział. – Nie wstanę, odczep się. – Wstawaj natychmiast, bo cię na odwyk wyślę. – Możesz mnie co najwyżej w dupę pocałować - odparł Jakub, przewracając się na drugi bok. Ścisnął mocniej powieki, ale postać staruszka nie znikała. – Załatwię, że ci esperal wszyją! Tego już było za dużo. Nawet koszmary nie mogą być tak bezczelne. – Czego chcesz? - spytał Wędrowycz, siadając na piecu. – Oddaj to, co należy do mnie, a więcej mnie nie zobaczysz! – A co tu należy do ciebie? - Jakub był tyle zaskoczony, co nieprzytomny. – Ten tam - staruszek wskazał na smacznie chrapiącego na stole Bilba. - Zakała hobbickiego rodu! – A bierz go sobie - ucieszył się Wędrowycz. - Mnie on tu potrzebny, jak barchanowa koszula w pewnym intymnym miejscu… – I to jeszcze nie wszystko - nie dawał za wygraną starzec. – Czego jeszcze chcesz? – Pierścień oddaj! – Jaki pierścień? – Ten, który zabrałeś Frodowi, gdy zasnął po tym, jak go upiłeś! – Nie mam żadnego pierścienia - tłumaczył Jakub, ale był mało przekonywujący. Na jawie radził sobie nie z takimi cwaniakami, ale we śnie był bezradny. – Jutro rano odeślesz Bilba z powrotem do Śródziemia, zrozumiano?! Razem z pierścieniem. Jakem Tolkien! - wrzasnęła zjawa i rozpłynęła się w ciemności. Wędrowycz poderwał się z barłogu. Świtało. Hobbit spał jeszcze, unurzany w kałuży własnego moczu. Jakub chwycił go za kark i zaniósł na pole. – Co robisz? - krzyknął Bilbo po oprzytomnieniu. – Wyprawiam cię do domu! – Nie możesz - powiedział hobbit, próbując się wyrwać. A kiedy mu się to nie udało, ugryzł Jakuba w palec. - Ja nie chcę tam wracać. Dość mam użerania się z trollami, orkami i wszelkim innym paskudztwem. Tutaj mi się podoba. – Ale tutaj ja mam dosyć użerania się z tobą, degeneracie! - odparł Wędrowycz, wrzucając Bilba do przepastnej dziury, która pozostała po rozkopanym kretowisku. Chwilę później, w ślad za Bilbem, wpadł do niej pierścień. Wojna o pierścień zakończyła się zwycięstwem Saurona, który zdołał przechytrzyć Froda i jego kompanów. Doprowadzając hobbita do męczeńskiej śmierci, ściągnął z jego szyi Pierścień Jedyny, nim ten zdołał wrzucić go do Szczelin Zagłady. Jakież jednak było zdziwienie Saurona, gdy okazało się, że pierścień ten nie daje mu władzy nad pozostałymi. Dopiero po latach sługa Melkora odkrył tajemnicę pierścienia. Gdy starł się już mosiądz, na ołowianej obręczy pojawił się inny napis w nie znanym mu - zapewne starożytnym języku - "Wojsławice wioska mała, w dzień zwycięstwa się pochlała…” |