Aleksander i Mitia, walczący pod dowództwem atamana Domanowa, docierają do Włoch; Sasza walczy na terenie Jugosławii z partyzantką Tity w składzie XV Korpusu Kozackiego i tutaj ginie. Kozacy nie poddają się włoskim partyzantom, razem z rodzinami wycofują się do strefy okupowanej przez Anglików i pozwalają się rozbroić przez ósmy batalion szkocki. Dowództwo angielskie ręczy słowem honoru, iż nikt nie zostanie wydany władzom sowieckim, dzieci kozackie obdarowane zostają na potwierdzenie tych słów czekoladą i pomarańczami, a dorośli – tytoniem. Odebrana zostaje jednak Kozakom nie tylko broń, ale również rzeczy osobiste i pieniądze. Pod pretekstem konferencji zorganizowanej niedaleko miejsca postoju wojsk kozackich, wywiezieni zostają oficerowie. Wszystkich przekazują Anglicy w ręce NKWD. Podobnie postępują z oczekującymi na ich powrót rodzinami i szeregowymi żołnierzami. Opierających się biją pałkami i z największą brutalnością wrzucają do ciężarówek. Wybucha walka, w wyniku której ginie kilkadziesiąt osób (m.in. stary Aleksander Kolcow), niektórzy Kozacy popełniają samobójstwa. Taki sam los spotyka XV Korpus Kozacki nad rzeką Mur. Po deportacji do ZSRR wszyscy ukraińscy generałowie zostają powieszeni. Identycznie rozprawili się Anglicy także z innymi wojskami, utworzonymi przez nierosyjską ludność ZSRR, a w czasie wojny walczącymi po stronie Hitlera. Politycznym tematem „Kontry” są więc dzieje kontrrewolucji nierosyjskich narodów Związku Radzieckiego, przede wszystkim zaś Ukrainców. Rewolucję stłumili bolszewicy, nie poparł jej Hitler, ostatecznie unicestwili alianci w imię wyższej racji stanu, jaką był sojusz ze Stalinem. Zdradzeni przez cynizm aliantów, traktujących ich jako wewnętrzną własność państwa bolszewickiego, wydani zostali na pewną śmierć. Opisane przez Mackiewicza wydarzenia Konstanty Jeleński nazwał „jedną z najohydniejszych zbrodni ostatniej wojny”. Przez wiele lat był to temat przemilczany, alianci się do winy nie przyznawali, bo jakże mogli przyznać się do tak potwornej zbrodni, dokonanej takimi samymi metodami, jakimi posługiwało się gestapo i NKWD: za pomocą kłamstwa, wiarołomstwa i brutalności. Jest „Kontra” zarazem destrukcją mitu bolszewickiej rewolucji jako symbolu postępu społecznego w XX wieku, jak i bezgranicznej w przypadku niektórych narodów ślepej wiary w Zachód, w europejską cywilizację przeciwstawioną cywilizacji budowanej na wschodzie przez komunistów. Kozacy, których Mackiewicz mimo wszystko nie idealizuje, przedstawieni są tu jako ofiary sojuszu państw „wolnego” świata. Ta wolność staje się kresem ich istnienia, apokalipsą; stawiani przez Hitlera w rzędzie „podludzi”, nie inaczej traktowani są przez rządy państw europejskich, z Hitlerem walczących. „Zasługa Mackiewicza – pisał o „Kontrze” Alois Woldan z Salzburga – polega nie tylko na tym, że znalazł się wśród pierwszych, którzy o tragedii nad Drawą poinformowali opinię publiczną. Był pierwszym, który swoją relację ubrał w formę literacką i trzeba tu podkreślić, że jego powieść uzyskała rezonans, jaki nie stał się udziałem żadnej innej książki na ten temat. (…) Pisarzowi powiodło się w ten sposób zachować środkami właściwymi literaturze historyczny fakt, o którym zawodowa historiografia najchętniej chciałaby zapomnieć, lub też który usunęłaby ze swego pola widzenia”. Był więc Mackiewicz pisarzem, który zachował ten fakt dla historii, a także – ku przestrodze. Powstała powieść, którą Piotr Kuncewicz bez wahania uznał za arcydzieło, pisząc: „Jest to właściwie opowieść o absolutnym braku wyjścia mieszkańców tej okolicy świata. (…) Książka jest dramatyczna i posępna, wypełniona bez reszty rozpaczą"; natomiast jej treść „była zawsze kamieniem obrazy dla polskiego czytelnika, ponieważ, oczywiście, nasz punkt widzenia na te sprawy jest inny”. Mackiewicz znów odważył się spojrzeć inaczej, za co zbierał nie tylko pochwały. Znaleźli się i tacy, którzy uznali to za zdradę i próbę rehabilitacji bezlitosnych morderców, bo przecież w ten sposób odcisnęli się w pamięci Polaków żołnierze ze Wschodu, biorący udział w pacyfikowaniu walczącej Warszawy. „Sprawa pułkownika Miasojedowa” (1962) We wstępie do tej powieści cytuje Mackiewicz notatkę pt. „Rosyjski zdrajca. Pułkownik powieszony za szpiegostwo”, zamieszczoną na łamach londyńskiego „Timesa” 5 kwietnia 1915 roku; czytamy w niej: „Wkrótce po klęsce poniesionej przez 10-tą Armię [rosyjską] w rejonie Jezior Mazurskich, podano do wiadomości, że odkryto spisek mający na celu zdradę tajemnic wojskowych na rzecz wroga i że główną postacią był w niej pewien pułkownik o nazwisku Miasojedoff. Służył on poprzednio w żandarmerii na granicy Prus Wschodnich i miał rozległe znajomości wśród Niemców. Trzy lata później A. Guczkow w Dumie oraz Boris Suvorin w prasie, oskarżyli go, że jest agentem – prowokatorem i szpiegiem. Z pierwszym Miasojedoff stoczył pojedynek, drugiego znieważył, w wyniku czego został zwolniony ze służby. Komunikat wydany dzisiaj w tej sprawie potwierdza rozpowszechnione pogłoski, że Miasojedoff był szpiegiem. Opinia publiczna dowiaduje się z uczuciem ulgi, że za swe przestępstwa został on już skazany na hańbiącą śmierć, i że jego cywilni wspólnicy będą pociągnięci do odpowiedzialności”. Skomentował ją autor następująco: „W ten oto sposób przypomniała mi się ta sprawa, ongiś duża sensacja w całej niemal prasie europejskiej i amerykańskiej. Tajemniczość jej i kontrowersje, które wzbudziła niebawem, uczyniły z niej typową, rosyjską sprawę Dreyfusa. Jednakże wypadki toczącej się właśnie pierwszej wielkiej wojny, runięcie tego świata, z którym sprawa Miasojedowa była związana, pozbawiły ją wkrótce aktualności. Czy były to jednak przyczyny wystarczające dla jej zupełnego zapomnienia? Czy też zabrakło czynników zainteresowanych w jej przypomnieniu? (…) Po przeczytaniu notatki w starej gazecie, stanęły mi w oczach niektóre szczegóły i osoby, które pamiętam i nawet znałem osobiście, w okresie najwcześniejszej mojej powieści. Nie, nie było tak prosto, jak to wygląda z suchej relacji petersburskiego korespondenta Timesa. (…) Strona przeciwna, ten szef ówczesnego wywiadu niemieckiego, płk. Nicolai w książce wydanej po 20 latach (Geheime Machte, Lipsk 1934), zaprzeczył kategorycznie, by Miasojedow był kiedykolwiek na służbie niemieckiej, twierdząc, że padł ofiarą intryg (…). Po przewertowaniu wszystkich dostępnych mi źródeł, zetknąłem się z tak przedziwnym kompleksem przyczyn i skutków. (…) Wtedy powstała myśl napisania tej książki”. Powieść podzielona jest na dwie części: bohaterem pierwszej jest Sergiusz Miasojedow („Sprawa pułkownika Miasojedowa”), bohaterką drugiej – jego żona („Sprawa Klary Miasojedow”). Fabuła części pierwszej jest w zasadzie znana: Miasojedow, pułkownik carskiej żandarmerii, a także pracownik carskiego wywiadu, zostaje oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec, następnie zaś skazany przez doraźny sąd wojskowy w Warszawie. Ostatecznie zostaje powieszony w Cytadeli Warszawskiej. Mackiewicz dopowiada nam jego wcześniejsze losy i wskazuje, gdzie możemy szukać przyczyn późniejszej tragedii. W roku 1905 jako naczelnik żandarmerii w Wierzbołowie (na granicy rosyjsko-pruskiej) Miasojedow rozszyfrowuje prowokację ochrany i ujawnia ją, czym naraża się śmiertelnie carskiej tajnej policji. To ona odegra w przyszłości główną rolę w spreparowaniu zdrady pułkownika. Jednocześnie staje się Miasojedow protegowanym ministra wojny, generała Suchomlinowa, osobistego przeciwnika wielkiego księcia i następcy cara, Mikołaja Mikołajewicza. Po wybuchu wojny w. ks. Mikołaj obejmuje naczelne dowództwo wojskowe i odsuwa od władzy ministra wojny. Gdy armia rosyjska ponosi druzgocącą klęskę w Prusach Wschodnich, opinia publiczna domaga się wyjaśnienia jej przyczyn, ukarania winnych. Jak zwykle winę w takiej sytuacji zrzuca się na Żydów, ale tym razem potrzebny jest bardziej konkretny winowajca. Staje się nim Miasojedow. Aresztowani zostają też jego wspólnicy, głównie Żydzi, członkowie spółki handlowej, w której pracował przed wojną. Śledztwo toczy się błyskawicznie i mimo braku dowodów i z wielokrotnym pogwałceniem procedury karnej, wojskowy sąd doraźny skazuje Miasojedowa na śmierć; taka sama kara spotyka również trzech Żydów. Pozostali uczestnicy „spisku” skazani zostają na katorgę bądź – jak Klara Miasojedowa – uniewinnieni. Ale i ten prawomocny wyrok zostaje parę dni później zmieniony; katorga zostaje zamieniona na śmierć, a uniewinnienie na katorgę. Nic się nie da zrobić. Adwokat Miasojedowa tłumaczy to następująco: w ustroju demokratycznym „skazany przez władzę może być obroniony przez opinię publiczną. Skazany przez opinię publiczną, może być obroniony przez władzę. Ale gdy opinia publiczna staje się władzą… (…) Nie ma takiej siły, do której można by się odwołać. (…) Społeczeństwo chce mieć szpiegów, na których mogłoby zrzucić winę za klęski na froncie. Proszę bardzo: Miasojedow. Dlatego, że współpracował z Żydami, zadowolona jest prawica. Dlatego, że nosił mundur żandarma, zadowolona jest lewica. Wszyscy są zadowoleni”. |