powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): „Okupacja” litewska (X 1939 – VI 1940)
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Niewielu polskich polityków myślało wówczas w podobny sposób. Mackiewicz dostrzegł, ostatnią już chyba, szansę na odbudowę – w szczątkowej chociażby formie terytorialnej, ale całkowitej duchowej i moralnej – Wielkiego Księstwa Litewskiego i rozpoczął w tym celu szeroką akcję propagandową. Jednak, jak się bardzo szybko okazało, w złym czasie i w złym miejscu. Litwini, którzy z początku odnosili się do Polaków nawet przyjaźnie, natychmiast przeszli do ofensywy, dając wyraz – ukrywanym przez całe międzywojnie – kompleksom wobec silniejszego, a dzisiaj pokonanego, leżącego na kolanach i w nich widzącego zbawiciela – sąsiada.
Pisząc po latach, wspominając tamte jesienne dni, nie ukrywał Mackiewicz swoich sympatii: „W konflikcie polsko-niemieckim Litwa stanęła uczuciowo po stronie Polski. Politycznie zachowała neutralność. Natomiast zdaje się nie ulegać wątpliwości, że w wypadku niepowodzenia Niemiec wystąpiłaby otwarcie po stronie Polski i sojuszników, aby odebrać zagrabioną jej przez Hitlera Kłajpedę”. Mimo dużego stopnia prawdopodobieństwa, jest to jednak „gdybanie”; historycy zaś zajmować powinni się tylko faktami. Wróćmy do wspomnień Mackiewicza: „17 września 1939, z chwilą zdradzieckiej napaści Związku Sowieckiego na Polskę – pisał on – stanowisko Litwy nie uległo zmianie, a raczej powiedzieć można, przybrało formy rycerskości rzadko spotykanej w stosunkach politycznych między państwami. Zarówno oddziały polskie jak ludność cywilna, uciekająca na terytorium Litwy, przyjęte zostały gościnnie, mimo tylu lat wzajemnych niesnasek. Z trzech państw bałtyckich – dodawał Mackiewicz – jedyna tylko Litwa nie wypowiedziała pobytu posłowi polskiemu, uznając w dalszym ciągu istnienie suwerennej Polski”. Być może to właśnie gościnne przyjęcie, pomoc ofiarowana uchodźcom z Wileńszczyzny, skłoniły Mackiewicza do napisania artykułu „My, Wilnianie…”. Wyrażone w nim poglądy pisarza okazały się jednak tylko złudzeniem. Rząd kowieński wcale nie miał ochoty na kontynuowanie idei, którą przed laty odrzucił Piłsudski i wszyscy jego następcy. Mackiewicz szybko to zrozumiał, rozczarowując się wielce.
„My czekać nie mamy czasu”
Po 1 października 1939 roku Związek Radziecki zmusił Litwę do zawarcia „paktu przyjaźni”, jednocześnie – zdaniem Mackiewicza – wciskając jej gwałtem Wilno, którego teraz, w takich okolicznościach, ona nie chciała. Absurd? Raczej rozsądek. Wiedział bowiem, a na pewno mógł przypuszczać prezydent Antanas Smetona, że pakt z Sowietami w rzeczywistości pozbawi Litwę suwerenności i podda kraj pod protektorat Moskwy. Na pomoc Berlina nie można już było liczyć, ponieważ na mocy traktatu Ribbentrop-Mołotow Hitler oddał państwa bałtyckie Stalinowi. Chcąc nie chcąc, Litwa uległa i Wilno zajęła. Wydarzenie to miało miejsce 28 października 1939 roku (w dwa tygodnie po tym jak Mackiewicz napisał: „tak radośnie i jednolicie przez wszystkich mieszkańców (…) będzie witane w Wilnie wojsko Litwy”). Zapewne wkrótce potem także Mackiewicz powrócił z Kowna. Od razu po powrocie przystąpił do starań o uzyskanie zgody na wydawanie w Wilnie pisma w języku polskim. Trwało to długo, ponieważ działania podejmowane przez byłego dziennikarza „Słowa” blokowane były zarówno przez Litwinów, jak i Polaków.
Plan Wilna z 1920 roku<br/>© www.szukamypolski.com/gap
Plan Wilna z 1920 roku
© www.szukamypolski.com/gap
Piotr Łossowski, jeden z największych znawców stosunków polsko-litewskich w okresie dwudziestolecia, napisał w tej sprawie: „Ludzie zamierzający wydawać „Gazetę Codzienną”, mimo swego lojalizmu, musieli czekać niemal cały miesiąc zanim władze wyraziły zgodę na druk dziennika (pierwszy numer „Gazety” ukazał się dopiero 25 listopada 1939 roku)”. „Kurier Wileński”, drugie polskie pismo w Wilnie, ukazywał się już od 2 listopada. I chociaż stał w jawnej opozycji do „lojalistycznej” i prolitewskiej „Gazety Codziennej”, uzyskał zgodę aż trzy tygodnie wcześniej. Sprawa jest o tyle ciekawa, że po wojnie zarzucano Mackiewiczowi, że to jego pismo było „urzędówką” – czy też wręcz „gadzinówką” – litewską, a zgodę na jego wydawanie uzyskał tylko poprzez swoje „układy” z Litwinami. Fakty przeczą jednak temu twierdzeniu.
Pierwszy numer „Gazety Codziennej”, wydawcą której był Bolesław Szyszkowski, zaś redaktorem Józef Mackiewicz, ukazał się 25 listopada 1939 roku. Nakład był znaczny. Jak pisał Łossowski, wiosną 1940 roku osiągnął 10 tysięcy egzemplarzy i wykazywał tendencję wzrostową. Od razu pismo popadło też w konflikt z „Kurierem Wileńskim” („gazetą polską – z ducha”). Już w pierwszych tygodniach „Gazeta” zaczęła lansować program polityczny i społeczny, który sprowadzał się do wykorzystania szansy, jaką przed społeczeństwem Wilna stawiało nieoczekiwane opuszczenie miasta przez bolszewików. W artykule wstępnym do numeru pierwszego Mackiewicz napisał: „W dniu 28 października wkroczyły do Wilna wojska litewskie i wycofały się wojska sowieckie. Ani dziś miejsca, ani zamiaru nie mamy poruszać głębi problemu wileńskiego, jest on pełen ran, złej krwi, miłości i rozmów, ten stary, kochany kłębek strzelający z doliny wieżycami świątyń ku niebu. Ale chyba dzieci tylko zrozumieć tego nie mogą, iż w chwili obecnej dawna Sprawa Wilna przeistoczyła się z problematu w dylemat. Prosty i surowy: albo SSSR, albo Litwa”. Dodawał także: „Nie dla nas hasło: wyczekiwać, przemilczeć, przeczekać. Niech ono zostanie słusznym hasłem dla tych, dla których Wilno jest miejscem chwilowego postoju czy schronienia na rozdrożu. My czekać nie mamy czasu”.
Bity przez obie strony…
Mackiewicz rozumował następująco: Wilno nie jest już polskie, to prawda, ale nie ma powodu, by rozpaczać; należy cieszyć się raczej, że nie znalazło się ono pod rządami bolszewików czy hitlerowców. Ratować więc powinniśmy z dawnej Rzeczypospolitej, co tylko się da. Tymczasem większość Polaków uznała, że Wilno znalazło się po prostu pod litewską okupacją, zaś każda forma i próba „dogadania się” z okupantem oznaczała najzwyklejszą zdradę narodową. Mackiewicz, ich zdaniem, właśnie na tę drogę wkroczył. Poczynania władz litewskich stawiały go w coraz trudniejszej sytuacji – i wobec Litwinów, i wobec rodaków. Na coraz gwałtowniejszy (i bezsensowny) nacjonalizm Republiki Litewskiej, Polacy również odpowiedzieli falą nastrojów nacjonalistycznych. Zaś pośrodku – między obydwoma nacjonalizmami – stała „Gazeta Codzienna” i jej redaktor naczelny Józef Mackiewicz, wrogi (z zasady) wszelkim nacjonalizmom. „Mackiewicz wykazywał talent do takiego ustawiania się, żeby być bitym przez obie strony. Miało się to powtórzyć później” – napisał po wielu latach Czesław Miłosz, jeden ze współpracowników „Gazety Codziennej”.
Programem politycznym otwarcie głoszonym na łamach „Gazety” była tzw. „idea krajowa”. W pierwszych numerach wykładał ją Ludwik Chomiński: „Kraj nasz to ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego – pisał – to tradycja ludów, które niegdyś w Wilnie miały swą stolicę – to amalgamat wsi litewskiej, polskiej, białoruskiej, przemieszany z Żydami, Tatarami, Karaimami, Starowiercami. To kraj szeroki, mający ośrodek w naszym Wilnie, jak w soczewce skupiającym ideę i myśl ześrodkowującą dążenia krajów stąd rządzonych”. W drugiej części tego artykułu Chomiński dodawał: „My krajowcy, wyznawcy idei całości kraju, a nie jego części, pozostawaliśmy niezrozumiali, ośmieszeni, odsunięci… Wierzymy, że z tego cudownego Wilna utworzymy pomost zgody dla wszystkich krajowych narodów: Polaków, Litwinów, Białorusinów, Żydów – a nie jabłko niezgody”. (Ci „krajowcy” zaś – według Chomińskiego – to „ci, co ukochanie oraz interes kraju w pierwszym rzędzie podkreślają”).
Koncepcję Chomińskiego rozszerzył niebawem na łamach „Gazety” Michał Romer, pisząc: „(…) istotą kierunku krajowego jest to, że koncepcja kresowej Litwy przeciwstawia dośrodkową koncepcję Litwy, jako kraju mającego osobowość polityczną własną i odmienną w społeczności ludzkiej świata. Koncepcja kresowa nie wyklucza oczywiście miłości tego kraju ani sentymentu dla jego wielkiej i ciekawej przeszłości dziejowej, nie wyklucza nawet regionalizmu, ale wyklucza żywą społeczną osobowość polityczną kraju, zwróconą w przyszłość. Koncepcja kresowa traktuje ten kraj, to znaczy Litwę, jako dla jednych mniej, dla innych bardziej kosztowny i piękny oraz ukochany aneks regionalny, przyczepiony do ośrodka (metropolii) którejś z ziem sąsiednich, ukonstytuowanych w osobowość polityczną. Dla jednych byłyby to kresy zachodnie, dla innych – wschodnie. O ile chodzi o koncepcję kresową Polaków wileńskich – to kresy te są oczywiście wschodnie. Tę koncepcję kresową koncepcja tzw. krajowa kategorycznie zaprzecza i odrzuca”.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

385
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.