powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Kolberg, cz. 1
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Lützke podniósł się i poprawił na sobie mundur.
– Żal mi pana - stwierdził tylko i ruszył w kierunku wyjścia z sali.
Harlan patrzył, jak znika w drzwiach prowadzących na korytarz, a potem obserwował go chwilę przez szybę, nim tamten skręcił za róg ulicy.
• • •
Ulica sprawiała wrażenie wymarłej. Coraz częstsze ostatnimi czasy naloty Anglików powodowały wśród mieszkańców Berlina nieopisaną panikę. Wojna coraz bardziej dawała im się we znaki, co jednak nie równało się wcale ze spadkiem popularności Adolfa Hitlera. Mniej lub bardziej zamordystycznymi sposobami, hitlerowcy potrafili utrzymać własne społeczeństwo w ryzach. Niemiecki ordnung dawał o sobie znać również podczas nalotów. Był odgórny nakaz, by chować się w schronach bądź specjalnie do tego przystosowanych piwnicach, i Niemcy go wypełniali. Można było mieć niemal stuprocentową pewność, że aż do momentu ogłoszenia za pomocą syren odwołania alarmu, żaden uczciwy Niemiec nie wychyli nosa ze schowka.
Przebieg rozmowy z Harlanem nie zdziwił ani nie zaskoczył oficera. Dokładnie wiedział, z jakim typem człowieka będzie miał do czynienia i wszystkie, zebrane wcześniej na jego temat, informacje w zasadzie się potwierdziły. Harlan był „dzieckiem” hitleryzmu, jego nieodłączną częścią, i bez Hitlera, bez narodowego socjalizmu nie był w stanie istnieć, a już na pewno twórczo pracować.
Od początku miał wątpliwości, by rozmowa ta miała przynieść pożądane efekty.
– Harlan nie jest z tych, co zdradzają - powiedział szefowi swojej komórki jeszcze dzisiaj rano.
– Ale on jest nam potrzebny! - odparł mężczyzna po pięćdziesiątce, prawnik z Oksfordu.
– Żywy czy martwy? - zażartował.
Waxworth zmierzył go nieprzyjaznym wzrokiem. Nie lubił tego typu żartów. Uderzył dłonią w plik papierów równo złożonych na jego zabytkowym dębowym biurku.
– Spójrz na to! - powiedział dramatycznym tonem. - To akta, które zbieramy od pięciu lat.
– Wiem - wtrącił. - Są tam przecież także dokumenty, które ja zdobyłem.
– Są także zeznania wielu świadków - kontynuował oksfordzki prawnik. - To prawie gotowy materiał dowodowy. Zwróć uwagę na jedno jedyne słówko: prawie… - Wyraźnie zmęczony, opadł na fotel, również masywny, dębowy, z czasów wiktoriańskich. - Te dokumenty są jak puzzle. By ułożyć cały obrazek, potrzebny jest nam jeszcze jeden element. Zeznania Harlana! Po prostu: musimy go mieć.
– A jeśli się nie zgodzi? - spytał. - Musimy się liczyć z taką ewentualnością.
– Możesz użyć wszystkich możliwych środków. Masz do swojej dyspozycji całą grupę specjalistów.
Waxworth sięgnął po słuchawkę telefoniczną i wyszeptał do niej coś, czego on nie mógł dosłyszeć. Po chwili otworzyły się drzwi i pojawił się w nich mężczyzna w czarnym dwuczęściowym garniturze.
– Poznajcie się, panowie. To jest agent Norwich, a to…
Twarz mężczyzny wydała mu się znajoma. Musiał ją już gdzieś widzieć: w gazecie, w kinowej kronice, a może po prostu spotkali się już kiedyś i wymienili ze sobą kilka zdań.
– …nasz gość z Ameryki, pan Fritz Lang - dokończył prezentację Waxworth.
– Pan jest tym słynnym reżyserem?!
– Tak - odparł Lang i usiadł na krześle, które zaproponował mu gospodarz.
Norwich również spoczął.
– Pan Lang poznał kiedyś Harlana - stwierdził prawnik. - Prawda?
– Wprawdzie tylko pobieżnie, ale wiem o nim dużo. Zresztą, czytał pan chyba moje opracowanie na jego temat? - zwrócił się do agenta.
– Tak, dowiedziałem się o nim wielu ciekawych rzeczy.
– A tutaj - sięgnął po aktówkę, z której wyciągnął szary skoroszyt; nie otwierając, podał go Norwichowi - ma pan dalsze materiały.
– Co w nich jest?
– Analiza psychologiczna postaci dokonana na podstawie jego dzieł. Pracowali nad tym najlepsi psychologowie oraz… ja.
Agent zważył teczkę w dłoni. Jakieś pół kilograma - przeszło mu przez myśl. - Więc tyle jest warte dzieło stworzenia.
– Co z niej wynika? - zapytał.
– Dostanie pan do ręki dodatkowe argumenty - odparł Lang. - Choć, jeśli dokładnie przejrzał pan poprzednią porcję „wyprodukowanych” przez nas dokumentów, powinien pan już o nim dużo wiedzieć.
– O nim jako człowieku, o artyście jednak niewiele.
– Proszę mi wybaczyć - reżyser zarumienił się. - Trwało to może trochę dłużej niż zakładaliśmy, ale w końcu jest. - Jeszcze raz wskazał palcem na skoroszyt, który przed chwilą wręczył Norwichowi. - Znajdzie pan tam również specjalny rozdział poświęcony… - głos nieco mu zadrżał i na moment zamilkł. - Poświęcony mojej żonie. Thea przez kilka lat, po mojej ucieczce z Niemiec, była jego bliską współpracownicą.
– Słyszałem - westchnął agent. - A pan czuł się za to w jakiś sposób odpowiedzialny…
– Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, co nią kierowało. Proszę jednak zwrócić uwagę na to, że ostatni wspólny film zrobili jeszcze przed wybuchem wojny.
– Pan to uważa za okoliczność łagodzącą?
W tym momencie wtrącił się Waxworth.
– Pan Lang pomaga nam między innymi dlatego, by ocalić swoją żonę - wyjaśnił. - To jednak nie powinno ciebie interesować.
– Rozumiem - stwierdził Norwich. - To są już zakamarki wielkiej polityki.
– Pan nigdy nie poznał mojej żony - powiedział cicho reżyser. - Co więc pan może o niej wiedzieć, o dylematach, przed jakimi stawali artyści w III Rzeszy?…
– Zaiste, niewiele.
Waxworth z trudem podniósł się z fotela, okrążył biurko i podszedł do agenta.
– Zapoznaj się dokładnie jeszcze raz z całą dokumentacją na temat Harlana. Masz wiedzieć o nim wszystko, musisz umieć przewidzieć każdy jego ruch. I musisz go do nas ściągnąć. Jest nam potrzebny jako świadek, świadek oskarżenia. Są sprawy, o których nikt nie wie więcej niż on.
Norwich wstał i usłużnie pokłonił się przed swoim szefem, następnie złożył pokłon Langowi i wyszedł z biura, dzierżąc w dłoni papierową teczkę.
Minę najwidoczniej miał niewyraźną, bowiem sekretarka szefa spytała:
– Było aż tak źle?
– Wiesz, jak nie lubię papierkowej roboty - mruknął, pokazując jej wypchany po brzegi skoroszyt. - To mi zajmie całą noc - w głosie agenta można było wyczuć sztubacką skargę.
– Kiedy ruszasz?
– Akcję zaplanowano na jutro rano.
Sięgnął po płaszcz, rozpięty na wieszaku, i zaczął się ubierać.
– A dokąd teraz się wybierasz? - spytała sekretarka.
– Do domu. Czeka mnie bardzo zajmująca lektura - odparł z wyrzutem.
– Otóż, jeszcze nie - stwierdziła.
Natychmiast spojrzał na nią zaniepokojony.
– Dzwonił major Fairfax. Masz się u niego jak najszybciej zgłosić - powiedziała to z czarującym uśmiechem na twarzy, jakby chciała osłodzić nie najweselszą przecież wiadomość.
– A czego on może ode mnie chcieć?
– Nieoficjalnie słyszałam… - podświadomie ściszyła głos, co w tej instytucji było dosyć częstą praktyką. Chociaż nikt o tym nie mówił, istniało powszechne przekonanie, że na początku wojny we wszystkich biurach, jak i pomieszczeniach, zdawałoby się, mniej ważnych ze strategicznego punktu widzenia, zamontowano podsłuchy. Miało to pomóc w wykrywaniu potencjalnych zdrajców, których obawiano się nawet w takiej instytucji.
Norwich przysiadł na blacie biurka i pochylił się w stronę sekretarki. Niechcący jego wzrok powędrował w kierunku głębokiego dekoltu panny Fishbourne.
Szef powinien nakazać pracownicom noszenie staników - przebiegło mu przez myśl, mimo że w duszy podświadomie cieszył się z faktu, iż przepis taki, przynajmniej na razie, nie obowiązuje.
– …słyszałam, że plan uległ pewnym zmianom.
– Cholera! - zaklął na tyle głośno, by jego słowa wychwycić mogła każda pluskwa.
• • •
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

9
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.