Mangi, szczególnie te rozpisane na kilka bądź nawet kilkanaście tomów, mają to do siebie, że nader często po efektownym początku następuje niemal całkowity zastój fabularny. Ciągnie się to w zasadzie do tomu ostatniego, kiedy to następuje wielki finał. W przypadku „Video Girl Ai” słabość ta dopadła autora w okolicach szóstego tomu i na pewno nie opuściła go jeszcze podczas pracy nad tomem ósmym.  |  | ‹Video Girl Ai #8›
|
Mangi, szczególnie te rozpisane na kilka bądź nawet kilkanaście tomów, mają to do siebie, że nader często po efektownym początku (czytaj: pierwszych dwóch-trzech tomach) następuje niemal całkowity zastój fabularny. Ciągnie się to w zasadzie do tomu ostatniego, kiedy to następuje wielki finał. Na ostatni album „Video Girl Ai” przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, choć – biorąc pod uwagę dwumiesięczny cykl, w jakim pojawiają się kolejne zeszyty – przyjemność ta spotka nas najprawdopodobniej na początku przyszłego roku. Tymczasem musimy się jednak trochę pomęczyć, starając się – niestety, z wciąż rosnącą trudnością – przedrzeć przez kolejne setki stron przygód głównych bohaterów. Tyle że określenie „przygód” nie do końca oddaje rzeczywistość; interesujących wydarzeń w życiu postaci z kart „VGA” jest bowiem coraz mniej… W tomie siódmym rozstaliśmy się z bohaterami w dość dramatycznych okolicznościach. Moemi niemalże została zgwałcona przez grupkę chłopaków z kapeli rockowej; na dodatek w całym tym zdarzeniu nieco dwuznaczną rolę odegrał jej chłopak Takashi. Na szczęście w ostatniej chwili wkroczył do akcji zakochany w dziewczynie – jednak bez wzajemności – Yota. Uratował ją przed niechybnym pohańbieniem, nie przyznając się później Moemi nawet, iż to on odznaczył się heroicznym czynem. Tom ósmy upływa bohaterom przede wszystkim na rozstrzyganiu dylematów moralnych. Takashiego dręczą wyrzuty sumienia, że nie zasłużył na Moemi. Ta z kolei, dowiedziawszy się prawdy (trochę to jednak czasu, a raczej kilkadziesiąt stron, zajęło), zaczęła łaskawszym okiem spoglądać na Yotę, któremu nagle zrobiło się lżej na duszy – aż do tego stopnia, że postanowił nawet wrócić do szkoły, którą ostatnimi czasy omijał szerokim łukiem. Tym samym popisał się kolejnym bohaterskim czynem, bo przecież w szkole czekała nań piękna Nobuko, w której kochał się do szaleństwa jeszcze jakiś czas temu. I tak dalej, i tak dalej… „W koło Macieju”, jak mówi ludowe porzekadło. Być może dostrzeżecie w tym krótkim streszczeniu odrobinę ironii. Przyznaję się jednak bez bicia i zbędnego molestowania: nie jest ona zamierzona. To – w telegraficznym skrócie – niemal wszystko, co dzieje się w ósmej odsłonie „VGA”. „Niemal”, ponieważ pominąłem najistotniejsze zdarzenia, w których bierze udział tytułowa bohaterka serii, czyli „video girl” Ai. Mają one jednak miejsce dopiero pod koniec tomu, dlatego zdradzanie ich w recenzji (bądź tylko sugerowanie, co się wydarzyło), popsułoby czytelnikom przyjemność wyczekiwania na atrakcyjne zakończenie, niezaprzeczalnie towarzyszące przedzieraniu się przez mniej interesujące partie komiksu. I jeszcze jedna uwaga, tym razem dotycząca tłumaczenia (do którego, jak dotychczas, nie wnosiłem żadnych zastrzeżeń): w pewnym momencie Moemi mówi do Yoty (o Ai): „W każdym bądź razie powinieneś ją przeprosić”. Zdaję sobie sprawę, iż tego dziwnego zwrotu używa pewnie ponad połowa Polaków, ale nie zmienia to faktu, że stoi on w sprzeczności z poprawną polszczyzną. Chyba że tłumacz zna znaczenie wyrażenia „bądź raz”.
Tytuł: Video Girl Ai #8 Tytuł oryginalny: Den'nei shojo Data wydania: marzec 2004 ISBN-10: 83-88-272-91-8 Format: 115×170 Cena: 15,90 Gatunek: humor / satyra, obyczajowy, SF Ekstrakt: 50% |