Polska edycja szóstego tomu "Kombinezonu bojowego GUNDAM WING" zbiegła się z kolejną emisją na kanale Hyper serialu anime pod tym samym tytułem. Mimowolnie więc narzucają się porównania między filmem a mangą. I nie da się ukryć, że wypadają one, przynajmniej moim zdaniem, zdecydowanie na niekorzyść wersji książkowej.  |  | ‹Kombinezon bojowy GUNDAM WING #6: Kombinezon bojowy GUNDAM WING #6›
|
A szósta odsłona komiksu - opublikowana w naszym kraju pod nic w zasadzie nie mówiącym tytułem "Walc bez końca" - wrażenie to jedynie pogłębia. Fabułę tomu streścić można w kilku krótkich zdaniach. Po zakończeniu wojny kolonistów z Ziemianami podpisano wreszcie upragniony pokój, powołując jednocześnie do życia mające stać na jego straży Ziemskie Narody Zjednoczone. Jak to jednak często bywa, na firmamencie pojawił się wkrótce nowy pretendent do sprawowania dyktatorskich rządów - kilkuletnia dziewczynka Mariemaia Barton (później dopiero wyjdzie na jaw jej prawdziwe pochodzenie, ale tej tajemnicy zdradzał nie będę), stojąca na czele kolonii oznaczonej kryptonimem X-18999. Jej plan - a raczej plan stojącego za nią głównodowodzącego wojskiem generała Dekima Bartona - jest prosty: należy zdestabilizować orbitę kolonii, sprawić, by uderzyła ona w Ziemię, a następnie zaatakować pogrążoną w kompletnym chaosie planetę. W podboju tym mają z kolei pomóc kolonistom nie zniszczone jeszcze przez pacyfistów "kombinezony bojowe". Kiedy na kartach albumu pojawią się tytułowe "gundamy", od razu też materializują się główni nastoletni bohaterowie komiksu (niektórzy wracają nawet "zza grobu"). Scenariusz, niestety, jest kiepski. Można jedynie wyrazić żal, że całej serii nie zakończono na bardzo przyzwoitym piątym tomie, który zresztą fabularnie zdawał się być nad wyraz udanym zwieńczeniem historii o "gundamach". Widocznie ktoś jednak doszedł do wniosku, że da się jeszcze z tej opowiastki wycisnąć trochę grosza i przymusił scenarzystów do obmyślenia kolejnych przygód Releny Peacecraft, Heero Yuya, Changa Wufei i reszty tego na przemian kochającego się i nienawidzącego towarzystwa. Cały zabieg przypomina nieco próbę ożywienia nieboszczyka i takiż samych dostarcza wrażeń estetycznych. Bardzo irytujące bywają także niektóre "głębokie" przemyślenia bohaterów typu: "Nienawiść budzi nienawiść" czy też "Prawdziwy pokój się nie sprawdził!!!" (przyznam, że nad tym stwierdzeniem długo łamałem sobie głowę i do żadnych satysfakcjonujących mnie wniosków, cóż to ma oznaczać, nie zdołałem dojść). Od strony graficznej także odnotować należy spadek formy; Koichi Tokita nie zdołał dorównać Reku Fuyunadze odpowiedzialnemu za rysunki w poprzednim tomie. Rozpłynął się gdzieś, pewnie w kosmicznej próżni, subtelny romantyzm i nastrojowość rysunków Fuyunagi (co w dużej mierze osiągał on specyficznym sposobem kadrowania), ustępując miejsca młócce i bohaterskim pozom przybieranym co rusz przez główne postacie - widocznie w tym właśnie lubuje się pan Tokita. Nie ma zatem czasu na oddech czy też chwilę refleksji; bohaterowie, jeśli akurat nie wrzeszczą, to celują do siebie z pistoletów albo sterują "gundamami", co w zasadzie sprowadza się do tego samego. Wydawca serii zapowiada już tom siódmy. I, nie wiem, cieszyć się z tego powodu czy smucić? Możliwości są bowiem dwie: albo nawiąże on tematycznie do tomu piątego i wtedy jest szansa, że otrzymamy w miarę interesujące dziełko albo... Otóż to, o drugiej ewentualności wolę nawet nie myśleć.
Tytuł: Kombinezon bojowy GUNDAM WING #6 Tytuł oryginalny: Mobile Suit Gundam Wing ISBN-10: 83-237-9761-7 Cena: 16 Gatunek: SF Ekstrakt: 20% |