„Lewa wolna” doczekała się kilkudziesięciu recenzji, w większości pozytywnych; tak pisali o niej Marian Hemar i Michał K. Pawlikowski, Lew Sapieha, Adam Pragier i Józef Łobodowski, a nawet dawni piłsudczycy: Karol Wędziagolski i Józef Karasiewicz. Przeciwko powieści wystąpiło natomiast Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, wśród których byli i historycy, i uczestnicy wojny 1919-20 roku. Ich wypowiedzi zostały zebrane w broszurze pt. „W obronie prawdy historycznej. Głosy i opinie o książce Lewa wolna” (1966). Zarzucano w niej autorowi, że zniesławił honor polskiego żołnierza, że złośliwie pomniejszył zasługi marszałka Piłsudskiego, że w ocenie wojny polsko-bolszewickiej przyjął punkt widzenia białych Rosjan. Tak się mogło wydawać, gdyż „rosyjscy bohaterowie powieści cieszą się sympatią autora. Lepiej rozumieją fenomen bolszewizmu i skalę zagrożenia. Nie tylko dlatego, że są bliżej, lecz dlatego, że są głębsi, zdolni do bardziej uniwersalnego ujmowania swojej sytuacji. Polaków do walki z bolszewikami skłaniają pobudki patriotyczne, utożsamiają nowego wroga z dawną Rosją; jest to dla nich czerwony carat, następca i kontynuator białego”. To wystarczyło, aby oskarżyć pisarza o rosyjskie z ducha i antypolskie spojrzenie na świętą dla Polaków wojnę bolszewicką, a stosunek autora do Polski określić mianem „nienawiści”. Zupełnie inaczej widział to Jerzy Malewski, pisząc: „W koncepcji Mackiewicza tkwi niezwykła wiara w polskość i w jej siłę sprawczą. Wiara tak silna, że aż idealizująca realne możliwości”. Do jakże odmiennych wniosków można dojść, wychodząc z tych samych – na pozór – przesłanek… Wit Tarnawski uznał „Lewą wolną” za książkę życia Mackiewicza. Chwalił przede wszystkim znakomite sceny batalistyczne (wyrażając przekonanie, że „tego nie potrafił nawet Sienkiewicz”), krytykował jednak – jego zdaniem – nadmierny obiektywizm, który poraził tutaj werwę pisarską autora, i mentorstwo, którego nie ustrzegł się Mackiewicz, podobnie jak jego wielki protoplasta – Lew Tołstoj – w „Wojnie i pokoju”. Przyznawał także, iż niepotrzebna była teza o cichym porozumieniu Piłsudskiego z Leninem. Ta nadbudówka polityczna jest bowiem całkowicie wyobcowana z ciała powieści. Z tym trudno się zgodzić. Jest to jedna z zasadniczych tez powieści. Zasadnicza przy rekonstrukcji zdarzeń i próbie odpowiedzi na – tradycyjne u Mackiewicza – pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego do tego doszło? W poglądach Tarnawskiego (1980) odbijają się więc jeszcze echa ataków na pisarza, którego właśnie za „Lewą wolną” – po raz kolejny – odsądzono od czci i wiary. „Nie trzeba głośno mówić” (1969) W przedmowie do tej powieści Józef Mackiewicz napisał: „Powieść niniejsza, jest chronologicznie dalszym ciągiem Drogi donikąd. To znaczy, przedłużeniem jej w czasie, ale tylko częściowo w tym samym terenie. Niektóre osoby z tamtej powieści grają w tej główną rolę; o innych nieraz się wspomina. – Akcja powieści toczy się na tle zdarzeń historycznych; ściślej pewnych fragmentów minionej wojny, i jest z nimi związana. Przedstawienie tych w powieści nie ma na celu narzucania czytelnikowi jakiejkolwiek tezy, bądź podejmowania polemiki politycznej. Jest wyłącznie próbą opisania tego, co było”. Jednym z głównych bohaterów powieści jest Henryk, przyjaciel Pawła i Tadeusza Zakrzewskiego, znanych już z „Drogi donikąd”. Jego też Mackiewicz obdarzył szczegółami własnej biografii, nowy bohater on przejął funkcję Pawła. Inna postać z „Drogi donikąd”, Konrad, „polityczny realista”, wykładający konieczność pogodzenia się z sowiecką okupacją, tutaj jest jedną z ważniejszych osobistości podziemia AK-owskiego, jego nieomalże czołowym ideologiem. Sama akcja rozpada się na szereg rozbudowanych wątków, skupionych wokół kilku głównych postaci: m.in. Henryka, Leona i Rosjanina, Antona Panisienko. Każda z tych osób pełni podobną funkcję konstrukcyjną. Jej zadaniem jest odsłonięcie przed czytelnikiem pewnego obszaru problemów, które przyniósł konflikt radziecko-niemiecki: Henryk wędruje po Kresach, Leon dojeżdża do Warszawy, a Anton (występujący przeciw bolszewikom) dociera aż do Berlina. Obok tych postaci fikcyjnych, występują w powieści również postaci autentyczne, jak np. Zygmunt Andruszkiewicz czy Sergiusz Piasecki, a więc osoby związane Komendą Okręgu Wileńskiego AK, BIP-em i Egzekutywą. Powieść podzielona jest na cztery części; każda z nich obejmuje jeden rok wojny radziecko-niemieckiej, zatem – lata 1941-44. Jak pisze Jerzy Malewski, „Nie trzeba głośno mówić” – „jest niewątpliwie powieścią HISTORYCZNĄ, bo opowiada o wydarzeniach historycznych, w równym stopniu jest powieścią POLITYCZNĄ, bo jednym z jej najważniejszych tematów jest polityka podczas II wojny światowej i polityka w ogóle, przede wszystkim jednak jest to powieść FILOZOFICZNA lub mówiąc precyzyjniej jest to POWIEŚĆ IDEI. Bohaterami jej bowiem są nie tylko postacie i wydarzenia (…), bohaterami jej są przede wszystkim idee”. I tak wszystkie osoby oddają się nieustannie zażartym dyskusjom światopoglądowym, filozoficznym, politycznym czy etycznym. Przedmiotem tych rozmów, pytań, dociekań, twierdzeń i wątpliwości są dla Mackiewicza dzieje Europy Wschodniej od czasów rewolucji bolszewickiej. Jest powieść ta zarazem jedynym w polskiej literaturze tak ambitnie pomyślanym studium okupacji sowiecko-niemieckiej na terenach wschodniej Europy. Mówi ona wieloma głosami i dzięki temu przedstawia różne racje, dla wielu czytelników mogące być szokiem, gdyż oficjalna historiografia (a w ślad za nią literatura) przyzwyczaiły nas w tym przypadku do jednomyślności. Akcja powieści rozpoczyna się dokładnie w dniu ataku III Rzeszy na ZSRR, a więc 21 czerwca 1941 roku, bezpośrednio w momencie, w którym urywa się akcja „Drogi donikąd”. Już na początku powieści rejestruje autor dwa zasadnicze historyczne paradoksy. Pierwszy to ten, że atak niemiecki dla mieszkańców wszystkich republik radzieckich nie oznaczał – przynajmniej w początkowym okresie – nowej niewoli, lecz wręcz przeciwnie: uwolnienie od okupacji sowieckiej. Drugim paradoksem jest to, iż ten potężny system sowiecki, oparty na terrorze nie znanym wcześniej w historii ludzkości, rozpadł się w tych republikach zaledwie w parę godzin. W dalszym ciągu powieści Mackiewicz rygorystycznie przestrzega chronologii wydarzeń. Pisze o masowym poddawaniu się żołnierzy Armii Czerwonej (w większości narodowości nierosyjskiej) wojskom niemieckim, którzy w każdej chwili gotowi są stanąć po stronie Hitlera, by walczyć z bolszewikiem. Ludność tych ziem, naturalnie nastawiona antykomunistycznie (wynika to z jej własnych doświadczeń), zostaje jednak zmuszona odgórnie do uznania ZSRR za sojusznika w walce z Hitlerem. Z Hitlerem, który w mniemaniu wielu jest „wyzwolicielem”, walczyć mają u boku Sowietów, którzy uważani są za „okupantów”. W ten sposób narasta konflikt między widzeniem sytuacji z bliska (na Wileńszczyźnie) a poleceniami nadchodzącymi z Londynu via Warszawa. Powstaje więc przepaść między rzeczywistością, czyli antykomunistycznym nastawieniem ludności Kresów, a polityką, czyli decyzjami podejmowanymi przez zaangażowane w wojnę z Hitlerem rządy państw zachodnich. „Ten właśnie gwałt polityki na rzeczywistości jest nadrzędnym motywem utworu Mackiewicza. – Źródłem tego gwałtu była oczywiście angielska racja stanu wynikająca z konfliktu brytyjsko-niemieckiego”. Sytuacja państwa polskiego była tutaj podwójnie skomplikowana. Z jednej bowiem strony Polska okupowana była przez III Rzeszę (dla Generalnej Gubernii np. to Niemcy byli jedynym okupantem, jedynym wrogiem). Zupełnie inaczej wyglądało to na Kresach (na Wileńszczyźnie). Antyniemiecki sojusz angielsko-radziecki, przywitany został przez władze Państwa Podziemnego (rezydującego w GG) z radością, jako odpowiadający polskiej racji stanu. Jednakże – zdaniem Mackiewicza – to, co wydawało się z punktu widzenia Warszawy polską racją stanu, było – z punktu widzenia Wilna – śmiertelnym tej racji zagrożeniem. Rodzi się więc kolejny konflikt: między polityką prowadzoną na Kresach przez Komendę Główną AK i jej ośrodki propagandowe a koncepcjami politycznymi Polaków myślących inaczej, nie poddających się ślepo rozkazom z Londynu, znających głębiej zaistniałą sytuację i rzeczywistość. Propaganda Armii Krajowej narzucała zaś jednomyślność, podział na białe i czarne. Dlatego też podzielała ona – od 1941 roku – pogląd, iż postawa antykomunistyczna jednoznaczna jest z postawą prohitlerowską, albowiem czołowym antykomunistą jest Hitler. Nie dostrzegano (po prostu nie chciano tego dostrzec), iż antykomunizm narodów Europy Wschodniej narodził się nie z hitleryzmu, ale z doświadczenia systemu bolszewickiego – i z tego względu był starszy aniżeli hitleryzm. Antykomunizm nie jest zatem, jak głosi Mackiewicz, pochodną hitleryzmu (czego chciała propaganda AK), ale – reakcją na komunistyczny totalitaryzm. Nie bez powodu więc jeden z bohaterów powieści – wypowiadając pogląd autora – mówił: „Od roku 1917 nikt jeszcze na świecie nie robił takiej propagandy na rzecz bolszewików jak Hitler”. Inna osoba dodawała: „Metody niemieckie kładą w praktyce i emocjonalnie każdy argument antysowiecki. (…) Niemcy w całej Europie odbierają antykomunizmowi wiatr z żagli przez to, że wszelki antykomunizm integrują do hitleryzmu. To największa zbrodnia Adolfa Hitlera”. |