powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Wielki niezrozumiały. Twórczość publicystyczna Józefa Mackiewicza
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Październik 1956 roku nie przyniósł, zdaniem Mackiewicza, istotnych zmian. Wypuszczono wprawdzie z więzienia Wyszyńskiego, lecz jednocześnie zmuszono go do zawarcia nowej umowy z państwem (jeszcze mniej korzystnej niż ta z 1950 roku) i poparcia w wyborach jedynej, komunistycznej listy. W ten sposób godził się Kościół de facto na jawne poparcie farsy wyborczej. „Był to pierwszy przypadek” – napisał Mackiewicz – „gdy Kościół rzymski zaangażował się tak dalece we współpracy z rządem komunistycznym”. Była to cena za ustanie represji. Władysław Gomułka natomiast (następca Bieruta), szukający zwolenników też w kręgach katolickich, faworyzował teraz ZNAK (zgoda na powstanie Klubu Postępowej Inteligencji Katolickiej, odrodzenie „Tygodnika Powszechnego”, pięciu członków w Sejmie) kosztem opowiadającego się przeciw reformom PAX-u. Między tymi dwiema katolickimi organizacjami (a może raczej – ruchami) rozpoczęła się gra o „zdobycie pierwszego miejsca w zaufaniu partii komunistycznej”. Jako że Kościół popierał ZNAK, PAX został tymczasowo odsunięty od wpływów, odłożony „na później”. Rząd tymczasem wyraził zgodę na podróże członków i posłów ZNAK-u po Europie. Ich celem miało być przekonanie Zachodu, że: „1) polscy katolicy akceptują ustrój, 2) Polska chce zostać w Obozie Socjalistycznym, 3) Kościół winien się włączyć w wielkie przemiany, które wprowadza socjalizm, a nie kostnieć w konserwatyzmie i klerykalizmie”. Po roku 1958 następuje kolejna zmiana polityki państwa w stosunku do Kościoła – nawrót do szykan i represji. PAX je popiera, ZNAK protestuje, ale chcąc zachować swą pozycję – pośrednika między państwem a Kościołem – musi iść na kompromis. Powoli też stacza się do jawnej agentury komunistycznej, jaką jest już cały czas PAX. Tu nie można się z Mackiewiczem do końca zgodzić. O ile wysuwając oskarżenia pod adresem Bolesława Piaseckiego i PAX-u miał rację (od tej organizacji odsuwał się także Kościół), o tyle jego oskarżenia wobec ZNAK-u wydają się być mimo wszystko krzywdzące. Nie rozumiał Mackiewicz wszystkich zawiłości (politycznych i psychologicznych) życia w kraju, pewnie nawet nie chciał ich rozumieć. To zmuszałoby go bowiem do zaakceptowania pewnych form kompromisu. Jako antykomunista-fundamentalista musiał zatem postawić między PAX-em a ZNAK-iem znak równości, podczas gdy w rzeczywistości istniała między nimi ideologiczna przepaść.
Analizując dogłębnie „Zwycięstwo prowokacji” i podążając myślami autora, należałoby zaakceptować tezę mówiącą, że prawie cała historia komunizmu (od czasu rewolucji bolszewickiej) to same prowokacje. Jest to chyba jednak pogląd nieco przesadzony. Prowokacją bowiem, jak uważa Mackiewicz, był również cały polski „Październik” (1956 roku), prowokacją było założenie „Po prostu” (miało na celu odebranie siły ruchom antykomunistycznym i zastąpienie żądania „obalenia ustroju” żądaniem jego „poprawy”) i wiele innych poczynań warszawskiego rządu. Tak samo jak podsycany od zakończenia wojny „kompleks niemiecki”, który „w dzisiejszym jego stadium jest tylko płodem prowokacji komunistycznej (...) jest integralnym składnikiem wszechświatowego spisku komunistycznego”.
Tu akurat rację miał. Granica polsko-niemiecka (tzn. między PRL a NRD na Odrze i Nysie Łużyckiej) była – jego zadaniem – genialnym posunięciem Stalina, ponieważ na zawsze wykopała rów pomiędzy Polakami a Niemcami, a jej utrzymanie stało się (także dla polskiej emigracji) zadaniem najważniejszym – ważniejszym nawet od obalenia reżimu komunistycznego. Identyczny pogląd głosili więc i „polrealiści”, podpisujący się pod powiedzeniem, że „nie ma Polaka, który by nie stał na stanowisku granicy na Odrze i Nysie i Ziem Odzyskanych”. Wykorzystując różne animozje i uprzedzenia narodowe, propaganda komunistyczna zręcznie podsycała nastrój rzekomego zagrożenia ze strony rewizjonizmu niemieckiego.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Według mieszkającego już od kilku lat w Monachium Mackiewicza zagrożenie to było bzdurą! Samo istnienie rewizjonizmu nie oznacza jeszcze przecież praktycznego zagrożenia. Poza tym RFN jest państwem słabszym, zależnym od NATO; samo nie dałoby rady całemu blokowi komunistycznemu, NATO zaś o wojnie takiej w chwili obecnej wcale nie myśli. Jak na tamte czasy (rok 1962) poglądy Mackiewicza były nie tylko oryginalne, ale także odważne. Głosząc je, narażał się (teoretycznie przynajmniej) większości społeczeństwa polskiego – w kraju i poza nim. Nie było jeszcze autorytetu „Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich” (1965), a zagrożenie przed wspomnianym już rewizjonizmem było chyba najmniej istotnym składnikiem całego „kompleksu niemieckiego”. Ale kompleks ten był niezbędny, stwarzał bowiem przekonanie, że jeśli grożą nam Niemcy, to oparcia szukać musimy w Rosji (tzn. ZSRR), czyli pośrednio pogodzić się z sowiecką okupacją. Aby temu przeciwdziałać, trzeba się tego kompleksu (wszystkich kompleksów, rosyjskiego również) wyzbyć. Bo przecież obalenie komunizmu na świecie nie może się dokonać bez udziału Niemców i Rosjan, którzy – podobnie jak Polacy – są przez ustrój ten zniewoleni. Prognozy Mackiewicza sprzed ponad czterdziestu lat w tym przypadku sprawdziły się dokładnie.
„W cieniu krzyża. Kabel opatrzności” (1972)
Tę książkę poprzedziły liczne artykuły Mackiewicza w prasie emigracyjnej dotyczące stosunków ideologicznych na dwóch płaszczyznach – religia chrześcijańska (katolicka i prawosławna) – komunizm, Kościół – państwo komunistyczne. Już w roku 1949 pisał: „Bolszewizm jest wrogiem religii. (...) Bolszewizm jest wrogiem wszelkiej wolności pod każdą jej postacią, a więc naturalnie i wolności wyznania”. Tym mniej zrozumiała wydawała mu się późniejsza (po śmierci Piusa XII) polityka Watykanu wobec ZSRR. Opisał ją w dwóch tomach publicystyczno-politycznych; pierwszy z nich, „W cieniu krzyża”, poświęcony był pontyfikatowi Jana XXIII (1958-63). We wstępie do tej książki autor wyjaśnił: „Napisałem tę historię w przeświadczeniu, że nikt poza mną z autorów polskich nie zechce przerwać milczenia o sprawach, które powinny być wszystkim znane”. Miał rację – do dziś nikt tak gruntownie jak on nie zbadał tego tematu. Był to temat niepopularny – bo któż inny odważyłby się postawić tezę, że to tzw. „polityka wschodnia” Watykanu pozwoliła Związkowi Radzieckiemu osiągnąć wielkie sukcesy polityczne w końcu lat 60. i początku 70.?
Dopóki żył Pius XII, żadne zmiany w polityce Watykanu w tym względzie nie były możliwe. Twardo stał on na gruncie orzeczenia Świętego Officium, które ekskomuniką obarczało każdego, kto z komunizmem współpracował. Jan XXIII, zdaniem Mackiewicza, owładnięty obsesją połączenia katolicyzmu z prawosławiem i Zachodu ze Wschodem, chcąc do tego doprowadzić, musiał uregulować stosunki z Kremlem. Podczas przemówienia wygłoszonego w Papieskim Kolegium Greckim w Rzymie 14 czerwca 1959 roku papież użył słowa „aggiornamento” (co arcybiskup wrocławski Kominek przetłumaczył jako „udzisiejszenie”) na określenie swej polityki. Na czym ona miała polegać, świadczy już pierwszy krok papieża, jakim było – nieoficjalne jeszcze (oficjalne nastąpiło 19 października 1972) – zniesienie ambasady polskiego rządu na emigracji i poselstwa litewskiego przy Watykanie, co zostało zresztą pozytywnie odebrane w Moskwie i Warszawie. Korzenie tej polityki tkwiły jednak, jak sądził Mackiewicz, głęboko w historii i związane były bezpośrednio z poparciem, jakiego papież Pius XI udzielił bolszewikom w roku 1922 – licząc na wchłonięcie osłabionej po upadku caratu Cerkwi prawosławnej. Ale Lenin nie chciał Cerkwi podlegającej Rzymowi, lecz władzy radzieckiej. Doprowadzili do tego jednak dopiero jego następcy, zmuszając – w 1927 roku – wypuszczonego właśnie z więzienia metropolitę Sergiusza do podpisania ugody z państwem.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tymczasem Pius XI na wieści z ZSRR o prześladowaniach, zbrodniach i świętokradztwach, odpowiedział (18 marca 1937) encykliką „Divini Redemptoris” całkowicie potępiającą komunizm. Oddźwięk był różny – zdecydowanie jednak poparł Piusa XI Synod Arcybiskupów Rosyjskich Cerkwi Prawosławnej na emigracji w Karłowicach (Jugosławia), który nigdy nie uznał paktu z 1927 roku. Pius XII kontynuował walkę z komunizmem, zaprzestał jej dopiero Jan XXIII. Jego encyklika „Mater et Magistra” (maj 1961), w której zwracał się nie tylko do katolików, ale „wszystkich ludzi dobrej woli”, uchyliła niejako zakaz współpracy z komunistami (Pius XII), a nawet zachęcała do niej. Komentowano ją na całym świecie. A kiedy we wrześniu 1961 roku wezwał papież do pokojowego rozstrzygnięcia sporu narosłego wokół powstania Muru Berlińskiego, spodobało się to Chruszczowowi, który przesłał nawet Janowi XXIII gratulacje z okazji 80. urodzin.
Jak wspomniałem wcześniej, Mackiewicz był przekonany, że ustępliwość papieża względem ZSRR wynika z planowanego przez niego podporządkowania Rzymowi Cerkwi Prawosławnej. Czy były to plany realne? Raczej nie. Rosjanie pozwalali się kokietować, ale nigdy nie wyraziliby zgody na przeniesienie centrali prawosławia z Moskwy (przez nich kontrolowanej) do Rzymu. Odwrotnie nawet – jak wykazały ich działania, dążyli do przejęcia kontroli nad całym prawosławiem. Temu celowi służyć miała podróż patriarchy (od 1945) Aleksego do Egiptu, Jordanii, Syrii, Libanu i Grecji, a także wizyta jego następcy (od 1961 roku) Nikodema w New Dehli na konferencji Światowej Rady Kościołów (listopad 1961). W czasie świąt Bożego Narodzenia 1961 roku dochodzi w Rzymie do spotkania Jana XXIII z Nikodemem. Papież czyni starania, by w przygotowanym właśnie II Soborze Watykańskim udział wzięli także biskupi prawosławni – Patriarcha Konstantynopola wyraża zgodę, ale Nikodem (realizujący polecenia Kremla) odmawia. Papież mimo to nie rezygnuje i desygnuje swoich dostojników do rozmów z Nikodemem. Na tajnych rokowaniach w Metz (1962), metropolita moskiewski żąda gwarancji, że na Soborze nie będzie wystąpień antykomunistycznych. Po ich uzyskaniu – w celu pełniejszego omówienia problemu – do Moskwy wybiera się na przełomie września i października 1962 roku msgr. Willebrandts. Po rozmowie z władzami radzieckimi uzyskuje on zgodę na wyjazd duchownych prawosławnych na Sobór. 4 października Rzym wysyła oficjalne zaproszenie, które zostaje w Moskwie przyjęte. Zaskoczony tą decyzją patriarcha Konstantynopola Athenagoras odmawia swego udziału. Do Watykanu na otwarcie Soboru, które ma miejsce 11 października 1962 roku, przybywa dwóch delegatów z Moskwy (Birowoj i Kotlarow), którzy – jak sądzi Mackiewicz – w rzeczywistości są komunistycznymi agentami.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

369
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.