powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Niezwykły facet w średnim wieku
Steve Dillon, Garth Ennis ‹Strach i wstręt›
Garść opowieści z życia Johna Constantine’a opowiedzianych przez mistrzów współczesnego komiksu Gartha Ennisa i Steve’a Dillona – to powinien być hit! A jednak nie do końca. W drugim wydanym w Polsce tomie „Hellblazera” – „Strach i wstręt” – nie brakuje wprawdzie wzlotów, ale zdarzają się również potknięcia. Jak w każdej sadze, która powstaje przez lata…
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W ubiegłym roku minęło dwadzieścia lat od czasu, gdy w Ameryce ukazał się pierwszy tom przygód Johna Constantine’a. Sam bohater jest jednak nieco starszy; po raz pierwszy pojawił się bowiem w 1985 roku jako epizodyczna postać na kartach serii „Potwór z bagien”, w czasach, kiedy za jej scenariusz odpowiadał Alan Moore. Czytelnicy obdarzyli go tak dużą sympatią, że wkrótce DC Comics – a w zasadzie Vertigo – podjęło decyzję o stworzeniu dlań osobnego cyklu. Początkowo autorami przygód Johna byli Jamie Delano oraz Dave McKean (w Polsce znany przede wszystkim dzięki Gaimanowskiemu „Sandmanowi”). Na początku lat 90. XX wieku zadanie odświeżenia serii powierzono jednak Irlandczykowi Garthowi Ennisowi oraz Brytyjczykowi Steve’owi Dillonowi. Ennis był wówczas dopiero u progu kariery, Dillon natomiast miał już wtedy na koncie między innymi kilka przygód „Doktora Who” oraz całkiem pokaźną kolekcję zeszytów z „Sędzią Dreddem”.
I to właśnie od stworzonych przez obu panów historii Egmont postanowił rozpocząć wydawanie „Hellblazera” w Polsce. Na pierwszy ogień poszły „Niebezpieczne nawyki” (w oryginale zeszyty 41-46), a następnie „Strach i wstręt” (zeszyty 62-67) zawierający opowieści powstałe w 1993 roku. Jeśli wierzyć Warrenowi Ellisowi, który jest autorem wstępu do „Strachu i wstrętu”, ten właśnie zbiór „należy do najlepszych dzieł grozy lat dziewięćdziesiątych”. Cóż, po takiej deklaracji, która wyszła spod pióra jednego z najciekawszych twórców komiksowych ostatnich dwóch dekad, apetyt musi być olbrzymi. Niestety, pierwsze dwie historie nie są w stanie go zaspokoić.
Akcja „Ostatniego z rodu” rozgrywa się w Liverpoolu, dokąd Constantine przybywa ze swoją nową kochanką, Irlandką Kit, na zaproszenie swojej siostry Cheryl Masters. Jak się szybko okazuje, mimo nadchodzących świąt zaproszenie to jest podyktowane znacznie bardziej przyziemnymi pobudkami. Córka Cheryl i siostrzenica Johna, Gemma, postanowiła bowiem pójść w ślady ukochanego wujaszka i zainteresowała się magią. Naiwna dziewczynka nie zdawała sobie jednak oczywiście sprawy, czym takie zabawy mogą się skończyć. Doskonale za to wiedział o tym Constantine – postanowił więc ochronić Gemmę i dać wycisk temu, kto ją w to bagienko wciągnął. Tę banalną historyjkę ratują jedynie wtręty retrospekcyjne, które wyjaśniają pewną tajemnicę z zamierzchłej przeszłości rodu Constantine’ów.
Jeszcze mniej interesująco wypada „Czterdziestka” – opowieść o tym, jak John świętował swoje czterdzieste urodziny. Opuszczony przez przyjaciół (Chas ma właśnie dyżur i jest uziemiony przez całą noc, a Kit musiała pilnie wyjechać do chorej ciotki), postanawia upić się w samotności. Nie spodziewa się jednak, że gdy ze sporym zapasem alkoholu pojawi się w domu, będą tam już na niego czekać… znajomi z przeszłości (kilku dość zaskakujących). Niestety, poza tym, że Constantine i jego kompani nie stronią od alkoholu ani nieco mocniejszych używek, o głównym bohaterze serii nie dowiadujemy się z tego rozdziału niczego nowego. Ot, typowa zapchajdziura; opowieść, która powstaje, gdy trzeba wypełnić warunki kontraktu, a akurat nie przychodzi do głowy żaden interesujący pomysł.
Na szczęście cztery ostatnie – połączone ze sobą fabularnie – fragmenty („Za Boga i ojczyznę”, „Londyn mnie zabija”, „W dół, ku ziemi” oraz „Drogi Johnie”) to już Ennis i Dillon w najlepszej formie. Wielopłaszczyznowa historia dotyka istotnych problemów społecznych, w tym przede wszystkim odradzającego się w Wielkiej Brytanii rasizmu i ksenofobii. W tle pojawia się natomiast wątek przeżywającego poważne rozterki moralne archanioła Gabriela, który nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, w co właśnie wdepnął. Ennis sprytnie łączy wszystkie motywy w iście wybuchowym finale trzeciej odsłony, by w ostatniej skupić się już tylko na postaci Constantine’a. Emocje jedynie pozornie zostają w nim wyciszone, bo przecież tak naprawdę żaden z mężczyzn nie życzyłby sobie, aby jego udziałem stały się problemy, które bezlitośnie dopadają Johna. Ale cóż… gdy prowadzi się takie życie jak on, należy być przygotowanym na najgorsze.
O ile od strony fabularnej „Strach i wstręt” to zbiór nierówny, o tyle graficznie trudno cokolwiek Steve’owi Dillonowi zarzucić (realistyczna, choć nie do przesady, kreska; mroczny klimat odpowiednio budujący nastrój grozy; świetne operowanie światłocieniem). Nie jest to może jeszcze mistrzostwo świata, ale znakomita zapowiedź tego, co – we współpracy z Ennisem – Dillon ofiaruje fanom komiksu, kiedy już obaj panowie pożegnają się z „Hellblazerem”. Musimy bowiem pamiętać o tym, że prawdziwa erupcja ich talentu nastąpi dopiero w drugiej połowie lat 90., kiedy wystartują z „Kaznodzieją”. Sukces nowej serii nie byłby jednak tak wielki, gdyby nie wcześniejsze doświadczenie zdobyte przez nich podczas pracy nad dziejami Johna Constantine’a.



Tytuł: Strach i wstręt
Tytuł oryginalny: Hellblazer: Fear and Loathing
Scenariusz: Garth Ennis
Data wydania: 24 listopada 2008
Rysunki: Steve Dillon
Wydawca: Egmont
Cena: 49,00
Gatunek: groza / horror
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

758
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.