powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (BRE2)
Sebastian Chosiński #1 2022

Prekursorzy polskiego art-rocka
Muzyka progresywna szybko zawojowała Europę, największą popularność zdobywając w Anglii, zachodnich Niemczech (gdzie styl ten zwano kraut-rockiem) i Włoszech. W końcu lat 60. jej popularność dotarła także do – skrytej za „żelazną kurtyną” – Polski.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rock symfoniczny – w latach późniejszych określany również mianem „progresywnego” bądź też w skrócie „art-rockiem” (zapewne od „artystycznych” zapędów twórców tej muzyki) – narodził się w Wielkiej Brytanii na przełomie lat 60. i 70.; był więc niemalże rówieśnikiem hard rocka. Często też zacierały się granice pomiędzy tymi dwoma gatunkami – oba bowiem inspiracje czerpały bezpośrednio z bluesa, oba również szeroko wykorzystywały instrumenty klawiszowe (w szczególności zaś niezwykle w tamtym czasie modne organy Hammonda). Przykład pierwszych trzech albumów Deep Purple („Shades Of Deep Purple” [1968], „The Book Of Taliesyn” [1968] oraz „Deep Purple” [1969]) jest chyba najlepszym tezy tej odzwierciedleniem. Dopiero w nieco późniejszym okresie „klawisze” stały się w rocku progresywnym instrumentem wiodącym, w „najgorszym” natomiast wypadku – równorzędnym wobec gitary solowej.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Z czasem różnic było coraz więcej. Rock progresywny oddalił się od swoich bluesowych czy też hardrockowych korzeni, by skłonić się ku muzyce klasycznej (czerpał z dorobku kompozytorów baroku, renesansu, ale i średniowiecza: muzyka dawna); bogatsze stawało się także instrumentarium – muzycy coraz chętniej sięgali po mellotron (King Crimson), flety i saksofony (Jethro Tull, East Of Eden) czy też skrzypce (Kansas, High Tide). Również w warstwie kompozytorskiej i aranżacyjnej rock symfoniczny umacniał się na odrębnej pozycji; utwory artrockowe zachwycały melodyką i bogactwem brzmień; nierzadko rozrastały się do monumentalnych suit, konkurując w ten sposób z prawdziwie symfonicznymi dziełami.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na początku był… Niemen
Muzyka progresywna szybko zawojowała Europę, największą popularność zdobywając w Anglii, zachodnich Niemczech (gdzie styl ten zwano kraut-rockiem) i Włoszech. W końcu lat 60. jej popularność dotarła także do – skrytej za „żelazną kurtyną” – Polski. Pierwszy w polskim rocku „symfoniczne” eksperymenty podjął Czesław Niemen, który w październiku 1969 roku nagrał materiał na album zatytułowany „Niemen Enigmatic”. Pierwszą stronę tej płyty wypełniła prawie 20-minutowa suita – Bema pamięci żałobny rapsod (z tekstem poematu Cypriana Kamila Norwida). Po dziś dzień utwór ten, jak i cała płyta, pozostaje kamieniem milowym polskiego rocka, nie tylko symfonicznego. Także kolejne krążki Niemena – podwójny [„Niemen Enigmatic”], 1971; „Niemen [1]”, 1972 (znany bardziej jako „Requiem dla van Gogha”); „Niemen [2]”, 1972 (tytułowany też: „Marionetki”); „Niemen Aerolit”, 1974; „N.Ae. Idee Fixe”, 1977 – utrzymane były w podobnej konwencji,
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
chociaż z upływem czasu artysta stopniowo rezygnował z udziału w nagraniach „żywych” muzyków, zastępując ich rosnącą ścianą instrumentów klawiszowych (co miało także istotny wpływ na jego coraz śmielsze dryfowanie w kierunku… także rocka – tyle że już czysto elektronicznego).
Art-rockowi przysłużył się Niemen w jeszcze jeden sposób – odkrył dla tej muzyki zespół SBB. Bo chociaż grupa ta (jako Silesian Blues Band) grywała już sporadycznie od roku 1970, to jednak w pierwszych latach – zgodnie z pierwotną nazwą – jej zainteresowania oscylowały wokół „śląskiego” bluesa. Dopiero współpraca Józefa Skrzeka, Antymosa Apostolisa i Jerzego Piotrowskiego z Niemenem (nagrali z nim w latach 1972-73 aż cztery płyty: „Niemen [1]”, „Niemen [2]” oraz – przeznaczone na rynki zagraniczne – „Strange Is This World” i „Ode To Venus”) otworzyła muzykom SBB uszy i oczy na dźwięki z pogranicza rocka, jazzu i klasyki. Po rozstaniu z Niemenem trio nagrało na żywo – podczas koncertu w warszawskiej Stodole (w kwietniu 1974 roku) – swoją debiutancką płytę zatytułowaną po prostu „SBB”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zawierała ona muzykę o znacznie bardziej – w porównaniu z Niemenem – rockowym zacięciu; pozostawiała także sporo miejsca na improwizacje, których – będąc znakomitymi instrumentalistami – panowie: Skrzek, Apostolis i Piotrowski sobie nie żałowali.
Kolejne płyty SBB – a było ich sporo („Nowy horyzont”, 1975; „Pamięć”, 1976; „Ze słowem biegnę do ciebie”, 1978; „Follow My Dream”, 1978; „Slovenian Girls”, 1979; „Welcome”, 1979 i „Memento z banalnym tryptykiem”, 1981) – nie przebiły debiutu, ale i tak cieszyły spore grono słuchaczy, stając się jedną z nielicznych ostoi ambitnego rocka w zalewie estradowej szmiry czasów gierkowskich. W końcu dekady Skrzek coraz więcej uwagi poświęcać zaczął karierze solowej – podobnie jak Niemen, pogrążając się całkowicie w otchłani elektroniki.
Gdy Budka była nadzieją…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W połowie lat 70. fani polskiego rocka symfonicznego wielkie nadzieje wiązać mogli z jeszcze jednym zespołem – Budką Suflera. Grupa ta w pierwszych latach działalności przeszła zresztą dość charakterystyczną dla tego gatunku metamorfozę: zaczynała jako zespół bluesowo-soulowy (grając głównie standardy, np. Ain’t No Sunshine Billa Withersa [z polskim tekstem znane dużo bardziej jako Sen o dolinie] lub Magic Ship Free), by z czasem sięgnąć po hard rocka; gdy jednak przyszło zespołowi Romualda Lipki i Krzysztofa Cugowskiego nagrać debiutancki album „Cień wielkiej góry” (1975) – zaprezentowali na nim repertuar idealnie „symfoniczny” (oparty głównie o dokonania Deep Purple, King Crimson i Yes). Płyta – nagrana zresztą z udziałem Czesława Niemena – zawierała kilka prawdziwych pereł: gotycką opowieść „Jest taki samotny dom”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
oraz suitę „Szalony koń”, która wypełniła całą drugą stronę krążka. Kolejny album „Przechodniem byłem między wami” (1977) nie był już tak udany, chociaż i tak czcić go należy za trzy utwory: Pieśń niepokorną, Noc nad Norwidem i Najdłuższą drogę. Trzecia, chociaż chronologicznie wydana jako czwarta, płyta Budki – „Ona przyszła prosto z chmur” (1981), nagrana już z Romualdem Czystawem na wokalu, zawierała głównie piosenki, choć i w kilku z nich dopatrzyć się jeszcze można wpływów rocka progresywnego (np. utwór tytułowy bądź mini suita Planeta Smoka). Podobnie rzecz się ma z najlepszym krążkiem Budki z lat 80. – płytą „Czas czekania, czas olśnienia” (1984), która – mimo że przesiąknięta na wskroś melodyjnym popem – zawiera także ambitniejsze momenty (ponownie kawałek tytułowy).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Po elementy rocka symfonicznego sięgały także inne kapele, którym jednak nie dane było nigdy w pełni rozwinąć skrzydeł. Stały się one zaledwie efemerydami, nagrały po jednym albumie i rozpłynęły się w mizerii lat 70. Najważniejszą spośród nich był Klan Marka Ałaszewskiego; pozostały po nim dwie płyty: EP-ka „Gdzie jest człowiek” (1970) i LP „Mrowisko” (1971), będący zapisem ścieżki dźwiękowej spektaklu baletowego pod tym samym tytułem. Klan muzycznie różnił się dość znacznie i od Niemena, i od SBB, i od Budki Suflera; stawiał bowiem dużo bardziej na psychodelię, pełnymi garściami czerpiąc z dorobku chociażby Vanilla Fudge.
Art-rock poetycki i góralski
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W jeszcze innych rejonach inspiracji poszukiwali muzycy Dżambli – bliżej im było do jazzu i poezji śpiewanej. Ale utwór tytułowy z płyty „Wołanie o słońce nad światem” (1971), wespół z Wymyśliłem ciebie, mógł – a nawet powinien – zainteresować także fanów rocka progresywnego. Podobnie jak i kolejna płyta nagrana przez Andrzeja Zauchę – tym razem jednak już z zespołem Anawa. Album nosił tytuł „Anawa” (1973) i powstał w rok po opuszczeniu grupy przez Marka Grechutę. Jeśli jednak ktoś myśli, że płyta zawierała typową poezję śpiewaną, jest w ogromnym błędzie; znacznie bliżej jej do art-rocka (o czym w pełni przekonują takie utwory, jak Człowiek miarą wszechrzeczy, Abyś czuł, Ta wiara, Stwardnieje ci łza).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Progresywne na swój sposób były również wcześniejsze dzieła Anawy, nagrane jeszcze z Grechutą – np. LP „Korowód” (1971) – z genialnym kawałkiem tytułowym na czele. A i później bywał Grechuta „progresywny”; głównie na płytach: „Droga za widnokres” (1972) i – nagranej z towarzyszeniem zespołu WIEM (skrót od: W Innej Epoce Muzycznej) – „Magia obłoków” (1974), zawierających takie evergreeny, jak: Jeszcze pożyjemy, Może usłyszysz wołanie o pomoc, Wędrówka, W pochodzie dni i nocy, Godzina miłowania, Suita Spotkania w czasie i Na szarość naszych nocy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Podsumowując lata 70., wspomnieć należy o jeszcze jednym zespole, który jednak przez większość Polaków kojarzony jest z prostymi, acz pełnymi uroku, przebojami typu Uciekaj, uciekaj, Medytacje wiejskiego listonosza, Wieczór na dworcu w Kansas City, Prześliczna wiolonczelistka czy Szanujmy wspomnienia. Chodzi oczywiście o zespół Skaldowie. Mało kto – zwłaszcza z młodszych słuchaczy – wie, że zapisał on w swojej karierze także progresywny rozdział, na który składają się co najmniej trzy albumy: „Od wschodu do zachodu słońca” (1970), „Krywań, Krywań” (1972/73) oraz „Stworzenia świata część druga” (1976/77). Wart zapamiętania jest przede wszystkim drugi z nich, stanowiący idealny mariaż art-rocka z muzyką folkową (góralską).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Druga fala
Druga fala polskiego prog-rocka nadciągnęła wraz z pojawieniem się – w II połowie lat 70. – nurtu Muzyki Młodej Generacji. Wtedy to debiutowały takie kapele, jak Krzak i Exodus, a jakiś czas później – na fali ich popularności – wypłynęły (w latach 1980-82), głównie dzięki Festiwalowi Muzyki Rockowej w Jarocinie, zespoły Ogród Wyobraźni (z Ełku) i Art-Rock (z Olsztyna), którym jednak ogólnopolskiej kariery nie dane było zrobić. Krzak, choć w istocie bluesowy, wiele czerpał – przynajmniej w końcu lat 70. – z dokonań zespołu Kansas, co usłyszeć można przede wszystkim w grze skrzypka Jana Błędowskiego na debiutanckim krążku zespołu – „Krzak Blues Rock Band” (nagranym „na żywo” w grudniu 1979 roku w warszawskim klubie Riviera, ale wydanym dopiero dwa lata później).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Co do Exodusu wątpliwości już żadnych mieć nie można – to jeden z najlepszych i gatunkowo najczystszych polskich zespołów progresywnych. Aż żal, że pozostawił po sobie tylko dwie, znakomite zresztą, płyty: „The Most Beautiful Day” (1981) i „Supernova” (1982)! Trzeci album – nagrany w 1983 roku – „Hazard” już się nie ukazał. W Polsce zaczął dominować punk rock i heavy metal; słuchanie rocka symfonicznego wyszło z mody i zaczęło trącić wiochą. Władysław Komendarek – wzorem Niemena i Skrzeka – poświęcił się muzyce elektronicznej. Tę samą drogę wybrał – po rozpadzie zespołu Bank – Marek Biliński. Album „Jestem panem świata” (1982), w naturze swej bliższy hard rockowi, zawierał jednak elementy muzyki progresywnej (np. w Wielkim wozie, Zmienisz świat, tak musi być, Lustrzanym świecie).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nieobce były one także grupie Mech Macieja Januszki i Roberta Milewskiego, która – poza muzyką do spektaklu „Podróże Guliwera” – pozostawiła po sobie także dwa albumy: „Bluffmania” (1983) i „Tasmania” (1983). Zwłaszcza ten pierwszy (zawierający m.in. słynny Piłem z diabłem bruderschaft, jak również Cztery ściany, Dzidę i instrumentalnego Nautiliusa) rodził – jak się jednak z czasem okazało – raczej płonne nadzieje. Znacznie więcej radości fanom prog-rocka ofiarowała rzeszowska kapela RSC, której debiutancki album – wydany w 1983 roku pt. „Flyrock” – cieszył się sporą popularnością. W ucieczce przed sobą, Aneks do snu, Kradniesz mi moją duszę czy też Na długie pożegnania mogły się podobać, ale też – nie da się ukryć – raziły prowincjonalnym brzmieniem i, mimo wszystko, niezbyt wyszukanymi aranżacjami. W tym samym roku zespół wydał jeszcze kasetę „RSC” (na której znalazł się m.in. największy jego przebój Życie to teatr [tutaj pod tytułem Teatr pozoru]), po czym zahibernował się na dwanaście długich lat.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Post scriptum
W roku 1985, kiedy nad polskim rockiem progresywnym zawisły najczarniejsze z czarnych chmur, powstała w Warszawie, na fali popularności zespołu Marillion, grupa Collage. To jej w dużej mierze zawdzięczamy odrodzenie tego gatunku w Polsce. Kapela Mirosława Gila i Wojciecha Szadkowskiego poruszyła lawinę, której już nic nie mogło powstrzymać; w latach 90. powstawały kolejne zespoły, spośród których przynajmniej kilka wpisało się już na stałe – bądź ma szanse wpisać się w najbliższych latach – do historii polskiej muzyki rockowej: Quidam, Abraxas, Lizard, Albion, Framauro, Millenium, Anamor, Anyway, Mr. Gil, Satellite itd. Ale to już temat na inny artykuł…
powrót; do indeksunastwpna strona

815
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.