„Bloodline” sprawia wrażenie komiksu dla nastolatków, którzy lubują się w historiach będących wypadkową twórczości Roberta Ludluma czy Toma Clancy′ego z opowieściami spod znaku „Archiwum X” bądź nie mniej interesującego „Kameleona”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie oznacza to jednak wcale, że posiada on jednocześnie taką samą wartość, co wymienione wcześniej dzieła (nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę panów L. i C. w formie nieco słabszej niż zwykle). Bohaterowie serii to para nastolatków: pomarańczowowłosa Lauren Cynan i jej brat Kevin. Trzy lata wcześniej przeżyli rodzinną tragedię: zniknęła matka, a „opiekun”, który nad nimi czuwał, został zastrzelony. Rodzeństwu cudem udało się ujść z masakry; ocalenie równało się jednak z końcem dotychczasowego, w miarę spokojnego (bo mimo wszystko nie można powiedzieć, że szczęśliwego) życia. Uciekając przed tajemniczymi zabójcami, dotarli do kanadyjskiej prowincji Ontario, gdzie spróbowali ułożyć sobie życie od nowa. Podjęli studia, poznali nowych przyjaciół: Kevinem zainteresowała się atrakcyjna Akemi, natomiast wokół Lauren zaczął się kręcić przystojny Luke. I to właśnie on ściągnął na rodzeństwo kolejne kłopoty. Jak się bowiem okazało, Luke′a łączy z młodymi Cynanami znacznie więcej, niż sam jest w stanie to – przynajmniej do pewnego momentu – pojąć (źródła wszystkiego tkwią zaś w niezbyt odległej przeszłości). Akcja komiksu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości (w roku 2007), chociaż równie dobrze mogłaby dziać się kilkanaście lat temu, ponieważ z elementów właściwych science fiction nie ma tu nic, poza pewnymi paranormalnymi zdolnościami pary głównych bohaterów. Lauren miewa niekiedy „przeczucia”, natomiast Kevin obdarzony jest niezwykłą siłą fizyczną – to jednak zdecydowanie zbyt mało, aby uznać ów komiks za fantastykę, prawda? Lepiej zatem traktować go jako dziełko na wskroś sensacyjne. I owszem, sensacji tu nie brak, choć wyraźnie nie jest ona najwyższej próby. Para scenarzystów intrygującymi pomysłami nie tryska, stara się więc niedostatki fabuły okrasić aurą niesamowitości. Ta zaś sprowadza się głównie do zaludniania kadrów czarnymi charakterami – w obowiązkowych czarnych garniturach i ciemnych okularach – wyposażonymi w różne rodzaje (długiej i krótkiej) broni. Chociaż nikt głośno o tym nie mówi, są oni zapewne pracownikami jakiejś głęboko ukrytej rządowej agencji, starającej się jedynie posprzątać własne podwórko po nielegalnej akcji, która przypadkowo wymknęła im się spod kontroli. Brzmi to jak scenariusz kolejnego kiepskiego (na dodatek przerabianego już na dziesiątki sposobów) sensacyjnego filmu z bezwzględnymi i dwulicowymi agentami FBI w tle – tak też niestety jest w rzeczywistości. Schemat goni schemat, na dodatek logiki w tej opowieści nie ma za grosz. Bo być nie może – gdyby się bowiem przypadkiem przyplątała, złośliwie rozłożyłaby scenarzystom całą misternie przez nich zbudowaną konstrukcję. Graficznie też nie ma się czym zachwycać. Rysunki są uproszczone do granic rozsądku i dobrego smaku, postacie zaś „przycięte” jak z matrycy. Varanda rzadko zadaje sobie trud rysowania drugiego planu; jeśli już to robi, to chyba z wyjątkową niechęcią i bez przekonania. Po kilkunastominutowym obcowaniu z tym komiksem rodzi się nieodparte przekonanie, że wkroczyliśmy w świat gry komputerowej, w której toporne jest wszystko – począwszy od scenariusza, poprzez design, na mechanice skończywszy. Co najgorsze, uczucie to nie wcale nie mija, gdy docieramy do ostatniej strony „Rekonstrukcji przeszłości”. Zgodnie z informacją wydawcy, czeka nas jeszcze czwarty album „Bloodline”. Jeśli będzie to naprawdę ostatni tom – będzie można uznać go za największy plus tej serii.
Tytuł: Rekonstrukcja przeszłości Tytuł oryginalny: Passé recomponsé ISBN-10: 83-7320-982-4 Format: 210×297 Cena: 18,90 Gatunek: sensacja Ekstrakt: 40% |