Jeżeli naprawdę nie musicie, nie czujecie wewnętrznej potrzeby przeczytania wszystkiego, co wyszło spod pióra Jerzego Edigeya – trzymajcie się od mikropowieści „Siedem papierosów «Maracho»” z daleka. Ta wydana w serii „Ewa wzywa 07…” krótka proza jest tak słaba, że słabsza już być nie może. I wtórna do tego stopnia, że… – przeczytajcie zresztą ciąg dalszy recenzji, to się dowiecie.  |  | ‹Siedem papierosów „Maracho”›
|
Nie ma co owijać w bawełnę! Ta mikropowieść Jerzego Edigeya opublikowana przez Iskry w zeszytowej serii „Ewa wzywa 07…”, jest – mimo całej sympatii do autora – dramatycznie słaba. Jeszcze słabsza od wyjątkowo nieudanych, pochodzących z tego samego cyklu, a wydanych kilka lat wcześniej „ Gangu i dziewczyny” (1973) oraz „ Tajemnicy starego kościółka” (1976). W tamtych przynajmniej pojawił się jakiś zarys fabuły, prowadzono intensywne śledztwo, które doprowadziło do wykrycia sprawców przestępstw. W „Siedmiu papierosach «Maracho»” wszystko tworzone jest na kolanie, w ostatniej chwili, jakby autor dostał od wydawnictwa nie więcej niż tydzień na oddanie tekstu. Ale przecież nawet w tak krótkim czasie można, oczywiście jeśli jest się utalentowanym pisarzem, takim z iskrą bożą, stworzyć arcydzieło literatury kryminalnej, co zresztą niejednokrotnie udowadniał Belg Georges Simenon, któremu napisanie kolejnej świetnej powieści rzadko zajmowało dłużej niż dziesięć dni (vide „ Głowa skazańca”, „ Obcy w domu”, „ Maigret i człowiek z ławki”, „ Maigret zastawia sidła”, „ Maigret w Vichy”, by pozostać jedynie przy tych najwybitniejszych z wybitnych). I pomyśleć, że kiedy „Siedem papierosów «Maracho»” trafiało w 1982 roku do dystrybucji w kioskach „Ruchu” i księgarniach, nakład był – jak na dzisiejsze standardy – astronomiczny (i nawet jak na ówczesne, caaałkiem spory): 150 tysięcy egzemplarzy. Na taką szmirę szmir! W czasach kiedy wydawnictwom brakowało papieru. Ale czego nie robi się dla propagandy, dla wychwalania chłopców w „niebieskich mundurach”. Tyle że po wprowadzeniu stanu wojennego takie próby były już raczej kontrproduktywne i częściej wywoływały w czytelniku irytację, zamiast zachwytu i ekscytacji. Zwłaszcza jeżeli robiono to w sposób tak nieudolny. Powiedzmy sobie szczerze: Edigey nie miał pomysłu na tę historię, dlatego postanowił splagiatować… siebie samego. Mając zresztą tego pełną świadomość, autor wspomniał o tym pod koniec tekstu, nawiązując do fabuły wydanej szesnaście lat wcześniej powieści „Wagon pocztowy GM 38552” (która doczekała się nawet ekranizacji jako jeden z odcinków serialu „07 zgłoś się”).  | ‹Siedem papierosów Maracho›
|
Żeby było śmieszniej, tak miałka historia ujęta została nieomal w ramy dramatu antycznego, Edigey zastosował bowiem jedność czasu, miejsca i akcji. Fabuła (z małym wyjątkiem na epilog) rozgrywa się w pociągu pośpiesznym jadącym z Warszawy do Szczecina, ciągnie się przez kilka godzin i dotyczy zuchwałej kradzieży, której ofiarą padli pasażerowie jednego z przedziałów. Tak się złożyło, że w tym samym składzie jedzie na Wybrzeże młody funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, podporucznik Marian Balerski, który zaledwie kilka tygodni wcześniej został awansowany na pierwszy stopień oficerski i jednocześnie otrzymał pierwszy przydział – w komisariacie kolejowym na Dworcu Głównym w Szczecinie. Wyruszył właśnie ze stolicy, aby go objąć. A wraz z nim, jako że jest lipiec, podróżuje masa pasażerów, którzy zamierzają spędzić wakacje w Świnoujściu bądź Międzyzdrojach, chociaż są i tacy, którzy znajdują się w delegacji lub z niej wracają. Los sprawia, że do tego samego przedziału trafiają właściciel wytwórni mas plastycznych Ryszard Kolanko i jego niepracująca, ale za to bardzo wysoko nosząca głowę i kłująca w oczy majątkiem małżonka Zofia, zaopatrzeniowiec jednego z zakładów szczecińskich Jan Ceglewicz, emerytka Jadwiga Mariańska, piłkarz ligowy Zygmunt Chodysz oraz prezes spółdzielni Edward Strzelczyk. Czasy były jeszcze takie, że w pociągach można było palić, więc pasażerowie nie krępują się. Jeden z nich jest amatorem wprowadzonych niedawno na polski rynek (produkowanych na licencji greckiej – sic!) papierosów „Maracho”. Jako że zapomniał zaopatrzyć się w zapas na drogę, kupuje je w pociągu od kobiety sprzedającej piwo i bułki. Produkt jest nowy, więc nie wszyscy jeszcze o nim słyszeli, tym bardziej nie wszyscy mieli okazję zapalić. Częstuje zatem pozostałych, po czym wszyscy po wypaleniu papierosa zapadają w błogi sens. Kiedy zostają obudzeni przez młodą konduktorkę Elżbietę Grzankowską i zaalarmowanego przez nią podporucznika Balerskiego, okazuje się, że ktoś okradł ich z gotówki i kosztowności. Tylko kto? I co sprawiło, że nagle cała szóstka osób podróżujących w tym samym przedziale udała się – mówiąc poetycko – w objęcia Morfeusza? Nie trzeba być Albertem Einsteinem czy Stephenem Hawkingiem, by dojść do wniosku, że wszystkiemu winne są zatrute czymś papierosy „Maracho”. Wystarczy więc złapać tego, który je zatruł – i sprawa, nomen omen, odfajkowana! W rachubę wchodzi kobieta sprzedająca towar, gdzieś w tle pojawia się także młody brodacz, który zagadywał sprzedawczynię na korytarzu, wreszcie – tej opcji Balerski nie może odrzucić – mógł to zrobić któryś z pasażerów. Śledztwo prowadzone przez podporucznika opiera się głównie na rozmowach – i akurat w tych fragmentach Edigey jeszcze jakoś sobie radzi. Ale wszystkie jego pozytywne starania obraca w proch i pył rozwiązanie zagadki, które jest dokładnym powieleniem konceptu z 1966 roku. dotarłszy do finału, czytelnik ma więc pełne prawo poczuć się wpuszczonym przez autora w maliny, by nie rzec dosadniej – oszukanym. Zapłacił w końcu 25 złotych (taka cena widnieje na okładce) nie za „odgrzewany kotlet”, ale świeże danie.
Tytuł: Siedem papierosów „Maracho” Data wydania: 1982 ISBN: 83-207-0479-0 Format: 32s. Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 20%
Tytuł: Siedem papierosów Maracho Data wydania: 9 maja 2022 ISBN: 9788728049648 Format: ePub, Mobipocket Cena: 5,50 Gatunek: kryminał / sensacja / thriller |