Ten komiks można by zrecenzować tak naprawdę dwukrotnie – negatywnie przez pierwszą część albumu i pozytywnie przez drugą.  |  | ‹Thanos #2›
|
W pierwszym albumie z cyklu „Thanos” (wydanego w ramach Marvel NOW 2.0) przybliżono nam moment nieomalże upadku morderczego tytana. Thanos, oczywiście, przetrwał – ale na próżno liczyć na bezpośrednią kontynuację tych przygód w drugim tomie. Tu zaczynamy od tego, że fioletowy despota podbija galaktykę, bezlitośnie miażdżąc wrogów, by znienacka stanąć twarzą w twarz z… Ghost Riderem (tu jako wcielenie Franka Castle’a). Ten przenosi go w czasie o miliony lat w przyszłość, by wspomógł starszego Thanosa w jego makabrycznej misji unicestwienia całego życia (ale w sumie to – zdobycia dziewczyny). Pokręcone? Dziwne? Tak, a to dopiero pierwsze kilkanaście stron komiksu. Ta część „Thanosa” jest najzwyczajniej nudna. Donny Cates, scenarzysta długich historii w albumie, sobie tutaj nie poradził – patetyczne dialogi, za długie walki, absurdalne, niewyjaśnione do końca fabularnie momenty, w których pojawiają się inni bohaterowie Marvela (jak np. brodaty, stary Hulk, którego możecie zobaczyć na okładce) po prostu męczą. Te zeszyty (oryginalnie #13–18 serii „Thanos”) ratuje nieco grafika: Geof Shaw (rysunek) i Antonio Fabela (kolor) tworzą zgrany duet. Kreska jest dość realistyczna, kolory ciemne i przygaszone – pasują w sam raz do tej historii. Znajdziemy też kilka naprawdę ładnie zrobionych kadrów. Jednak brak tu zaskoczeń i fajerwerków. Ot, bardzo średnia, standardowo rysowana historia pełna momentów nie tyle „wow”, co „wtf”. Jednak potem zaczyna się zabawa – dosłownie. W środkowej części zebrano sześć krótkich historyjek, zatytułowanych wspólnie „Thanos Annual #1”. Tu różne wyczyny Thanosa zostały zaprezentowane jako opowieści Ghost Ridera, na ogół komiczne i kuriozalne (chociaż nie zawsze). Każdą z nich rysował inny autor, więc mamy przekrój stylów od realizmu po coś rodem z „My Little Pony”. To naprawdę miła chwila oddechu – nawet jeśli są niewysokich lotów – po kiepskim początku. Gdy Rider jednak kończy swoje opowiastki, przechodzimy do ostatniej części albumu, czyli „Cosmic Ghost Rider #1–5”, ponownie ze scenariuszem Catesa, w których Frank Castle traci swoją demoniczność i jako wybitny wojownik trafia prosto do Valhalii. Szybko jednak zmienia zdanie i postanawia… wrócić do przeszłości, by zaopiekować się Thanosem-niemowlęciem i wychować go na dobrego człowieka. Brzmi kuriozalnie? I takie jest – zwłaszcza gdy akcja płynnie zmienia się w festiwal przemocy tak ogromny, że aż śmieszny. Całość ratują naprawdę świetne, dynamiczne rysunki Dylana Burnetta (mającego talent do rysowania wyrazistych postaci zapadających w pamięć), podbite soczystymi barwami Fabeli. Jako całość „Thanos #2” jest nierówny ze wskazaniem na słaby – ma kilka ciekawych momentów, ale to raczej gros mrugnięć okiem do czytelnika, nieuzasadnionych crossoverów, brutalności i przedziwnych fabuł, posypane szczyptą humoru. Najbardziej ratuje ten album rysunek – zwłaszcza w króciakach i części o Ghost Riderze. Ogółem fani fioletowego tytana oraz Marvelowego mieszania uniwersów mogą być całkiem zadowoleni i bawić się nieźle, ale poza nimi nie widzę wielu szczęśliwych odbiorców. Plusy: - rysunki, zwłaszcza te w wykonaniu Burnetta
- krótkie historie o Thanosie
Minusy: - kuriozalność fabuły
- symfonia przemocy
- nieuzasadnione crossovery
Tytuł: Thanos #2 Data wydania: 14 kwietnia 2021 ISBN: 9788328150003 Format: 288s. 167x255mm Cena: 79,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 40% |