W pierwszym roku działalności TM-Semic do niewielkiego grona superbohaterów, którzy otrzymali swoje miesięczniki dołączył także Superman. I trzeba przyznać, że wejście miał wzorowe.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W czerwcu 1990 roku poznaliśmy dwóch przedstawicieli Marvela, czyli Spider-Mana i Punishera. Konkurencja z DC na swój debiut musiała poczekać jeszcze kilka miesięcy. Niemniej przed końcem roku do kiosków trafiły pierwsze odcinki nowych serii – „Batman” (z adaptacją filmu Tima Burtona) i „Superman”. Ten drugi przykuwał uwagę okładką, czyli symbolem „S” na piersi, wychylającym się spomiędzy rozpiętej koszuli (nieco przycięta alternatywna okładka debiutu „The Man of Steel” – warto dodać, że był to pierwszy raz, kiedy opublikowano komiks z różnymi wariantami grafiki okładkowej) i zachęcał do zakupu hasłem: „z Kryptonu przez Metropolis do Polski”. A jednak, kiedy ma się już komiks w ręku, można poczuć lekkie rozczarowanie. Choć kosztował tyle samo, co pozostałe (czyli 9500 zł), okazał się od nich cieńszy, licząc zaledwie 36 stron (przy standardzie wynoszącym 52). Szczęśliwie ten niedobór rekompensuje zawartość. Mowa tu bowiem o klasycznym pierwszym numerze miniserii „The Man of Steel” z 1986 roku. Jego autorem (scenariusz i rysunki) jest gigant sztuki obrazkowej John Byrne. Do tamtej pory kojarzony był głównie z Marvelem, zaś do jego największych sukcesów należy zaliczyć m.in. wskrzeszenie X-Men oraz wprowadzenie do superlgi She-Hulk oraz Alpha Flight. W połowie lat 80. Byrne skonfliktował się z ówczesnym redaktorem naczelnym Marvela Jimem Shooterem i zdezerterował do konkurencji. Choć jego marzeniem było tworzenie przygód Batmana (co przez moment robił), ostatecznie otrzymał Supermana. Serię tę w porównaniu z innymi topowymi tytułami w tamtym okresie cechowała spora archaiczność, nie przystająca do rozkręcającej się właśnie brązowej ery komiksu. John Byrne postanowił odświeżyć Człowieka ze Stali, mentalnie tkwiącego w latach 70. Aby tego dokonać, trzeba było zresetować przeszłość i opowiedzieć o początkach Supermana. Autor wyciął super-psa Krypto i przeszłość Clarka Kenta, jako Superboya, a także uwypuklił rolę przybranych rodziców naszego bohatera, którzy wciąż żyli i cieszyli się dobrym zdrowiem. Miniseria „The Man of Steel” składa się z sześciu części i choć okazała się ogromnym sukcesem, a dziś uważana jest za kultową, uczciwie trzeba przyznać, że nie wytrzymała próby czasu. Nie dotyczy to jednak zeszytu pierwszego, który, jako jedyny, został zaprezentowany przez TM-Semic. Jesteśmy w nim świadkami zagłady planety Krypton i tego, jak ojciec Kal-Ela (to prawdziwe imię Supermana), wysyła go w sztucznej macicy w stronę Ziemi. Następnie dowiadujemy się, że kosmiczną kapsułę odnaleźli Martha i Jonathan Kent, którzy postanowili wychować niemowlaka, udając, że jest ich synem. Z czasem zaczęły uaktywniać się jego nadzwyczajne moce, jak latanie, niezwykła siła, nieprawdopodobna wytrzymałość i rentgenowski wzrok. Wreszcie mamy też moment, w którym prezentuje się światu, jako Superman. Trudno sobie wymarzyć lepszy początek nowej serii. Zwłaszcza, że potencjalni odbiorcy, wychowani w PRL nie mieli szans zapoznać się z ikoną amerykańskiej popkultury. Chyba, że załapali się na film Richarda Donnera, który w ZSRR miał premierę w 1980 roku. Tymczasem tu dostali wszystko wyłożone na tacy. Może nie jest to pozycja przepełniona akcją, ale jako wprowadzenie sprawdza się świetnie. To chyba najlepiej dobrany start serii TM-Semic ze wszystkich, które zadebiutowały w 1990 roku. Pozostałe odcinki „The Man of Steel” Johna Byrne’a po polsku ukazały się w kolejnych zeszytach, ale już w 1991 roku, natomiast w 18 tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics zaserwowano je w formie zbiorczej. Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na reklamy umieszczone na trzeciej i czwartej stronie okładki, które dziś mogą powodować uśmieszek politowania. O tyle, o ile zapowiedź, że w pewnym sklepie w Krakowie można nabyć komplet sprzętu tenisowego, mogłaby ukazać się także dziś, to już informacja o pełnym asortymencie hurtowni kartek pocztowych z melodyjką spowoduje powrót wspomnień u starszych czytelników, do czasów, kiedy posiadanie takiego gadżetu robiło z ciebie mocarza na podwórku. Ja miałem jedną.
Tytuł: Superman #01 (1/1990): Spoza zielonego brzasku...; Tajemnica; Ujawnienie; Super-Heros Data wydania: 1990 Gatunek: superhero |