Polscy czytelnicy ledwo zdążyli przyswoić sobie klasyczny wygląd Spider-Mana, czyli strój czerwono-niebieski, a tu nagle z okładki albumu „Amazing Spider-Man 5/1990” spogląda Pająk w nowym, czarnym kostiumie. I to do góry nogami!  | ‹The Amazing Spider-Man (5/1990 TM Semic)›
|
Trzeba przyznać, że seria o Człowieku Pająku miała wyśmienity start, najpierw prezentując dynamiczną historię z Doktorem Octopusem, a następnie intrygującą, heroiczną walkę z Władcą Murów (Juggernautem – „Amazing Spider-Man 2/1990”). Niestety potem przyszło małe rozczarowanie. Wyrwane z kontekstu historie poświęcone zielonkawemu androidowi od Myśliciela (Mad Thinker – „Amazing Spider-Man 3/1990”) i początki Diabelskiego Trola (Hobgoblin – „Amazing Spider-Man 4/1990”) powodowały dezorientację i tylko uświadamiały polskich czytelnikom, jak dużo mają do nadrobienia. Sytuację ratuje zeszyt z numerkiem „5”, w którym wprowadzeni zostają nowi złoczyńcy: Sępowcy (Vulturions). Co prawda ich geneza nierozerwalnie związana jest ze starym (dosłownie) przeciwnikiem Spidera – Adrianem Toomesem czyli Sępem (Vulture), ale na szczęście wszystko przedstawiono dość sprawnie i zrozumiale. Dowiadujemy się, że grupa zamaskowanych, uskrzydlonych rzezimieszków to czterech drobnych przestępców, którzy dopiero co wyszli z więzienia. Jest wśród nich wyraźny przywódca, ale także jąkający się, bardziej strachliwy i w sumie chyba nie tak zły chłopak, który niestety wpadł w paskudne towarzystwo. Świadczy o tym scena, w której panowie napadają staruszkę i kradną jej emeryturę. Swoją drogą jest ona dość bezpośrednia i dziś raczej takowa w komiksach poświęconych Spiderowi by się nie ukazała. Sępowcy wyznaczyli sobie konkretne cele, z czego dwa z nich się zazębiają. Chcą napaść na bank, zemścić się na Spider-Manie za to, że kiedyś wsadził ich do więzienia i pragną zaimponować Ważniakowi (Kingpin), by ten zatrudnił ich jako płatnych zabójców. Zamierzają tego dokonać mordując Pająka na jego oczach. Tymczasem Peter Parker ma na głowie ważniejsze sprawy, niż debiutanci bawiący się w złych Ikarów. W historii pod tytułem „Cztery skrzydlate potwory”, musi chronić zakupiony dopiero co kapelusz, mający być prezentem dla cioci May. Dźwiganie go pod pachą w czasie powietrznych akrobacji okazuje się być dość uciążliwe, zwłaszcza, kiedy trzeba unikać strzałek z trucizną. O wiele większe problemy pojawiają się w rozdziale „Tylko śmierć nas rozłączy”. Poza Sępowcami napada na niego zabójczy cień, który okazuje się być kosmitą, przybierającym postać czarnego kostiumu. W 1990 roku nie mieliśmy o tym pojęcia, ale dziś każdy miłośnik Marvela wie, że owym cieniem był pozaziemski symbiont – pasożyt, którego Spider-Man przywiózł z tzw. Sekretnych Wojen. Kiedy zorientował się, że obcy wysysa z niego energię życiową, udało mu się go pozbyć. Symbiont jednak przywiązał się do Parkera i usilnie próbował wrócić. O tym właśnie opowiada niniejsza historia. Nie jest też tajemnicą, że po ostatecznym odrzuceniu symbiont związał się z niejakim Eddie′em Brockiem, by stworzyć Venoma – jednego z najgroźniejszych przeciwników Pajęczaka. By nie wprowadzać na raz zbyt wielu wątków tłumacz I. Wołkowicz (niestety nie udało mi się rozszyfrować imienia) lawiruje w dialogach, czasem serwując niezbyt składne zdania i pourywane myśli. Omija występujące w oryginale nawiązania do minionych wydarzeń. Na przykład na stronie ósmej, gdzie widzimy Petera atakowanego przez symbionta, możemy w dymku przeczytać: „Zgadza się! Te czarne cienie to prawda!”, podczas, gdy po angielsku w tym miejscu mamy: „Wcale nie miałem paranoi! Uciekłeś z budynku Baxtera!”. Pomijam już fakt, że wycięto całą stronę, na której przedstawiono pokrótce losy żywego kostiumu, nazywanego uparcie w tłumaczeniu skafandrem lub „symbiostą”. Nie można powiedzieć, byśmy mieli do czynienia z zagmatwanymi i rozbudowanymi scenariuszami. A jednak wydaje mi się, że w tej prostocie tkwi siła. Poza zwykłą bijatyką mamy bowiem sporo indywidualnych dramatów, pokazujących, że pod maskami kryją się żywe osoby. Peter autentycznie boi się symbionta, który także okazuje się być inteligentną istotą, zdolną do odczuwania wyższych emocji. Z drugiej strony mamy Kingpina, twardego zawodnika, szefa mafii, a jednak człowieka niezwykle dbającego o samopoczucie chorej żony. Może i zalatuje to trochę klimatami opery mydlanej, ale jednocześnie nadaje fabule pikanterii. Zeszyty składające się na omawiany album pochodzą z dwóch pierwszych numerów serii „Web of Spider-Man” z 1985 roku. Odpowiadają za nie drugoplanowi twórcy Marvela. Scenariusz napisała Louise Simonson, znana głównie z serii „Power Pack” i „X-Factor”. Rysownikiem został natomiast Greg LaRocque, który wyraźnie inspirował się stylem Johna Buscemy. Natomiast okładkę ze zwisającym głową w dół Spiderem stworzył Charles Vess, z tym, że pochodzi z 8 numeru „Web of Spider-Man”. Na wysokości tego albumu TM-Semic (a w zasadzie TM-Systemgruppen i Codem Consulting) zaczął myśleć o stworzeniu bazy czytelników. W efekcie tego trzy strony w środku wydawnictwa przeznaczono na korespondencję z czytelnikami. O tym, że coś takiego było potrzebne świadczą zamieszczone listy, jak ten Rafała z Kalisza, który pyta się gdzie można dostać kolejne komiksy. Znakiem czasu jest wspomnienie Sebastiana z łodzi, mówiącego, że ma trzy pozycje Marvela przywiezione z RFN. Mnie jednak najbardziej rozczula dwunastoletnia Gosia z Krakowa, proponująca by podręczniki szkolne były robione jak komiksy. Wydawnictwo proponuje jej ukazującą się wówczas serię do nauki angielskiego „Your English ABC”. Całość uzupełnia krzyżówka nadesłana przez Katarzynę z Krakowa. To jednak nie koniec dodatków. Na końcu znalazło się miejsce by przedstawić dwóch antagonistów Spider-Mana. Są to Ważniak (Kingpin) i Sęp (Vulture). Dla polskiego czytelnika takie biogramy były wówczas bezcenne. Nieco dalej, na trzeciej stronie okładki pojawia się informacja o konkursie polegającym na zebraniu jak największej ilości wyciętych rogów z kuponami. Za 10 można było dostać samoprzylepną naklejkę, za 15 – atrakcyjny plakat, a za 25 bezpłatny numer komiksu. Ten, kto nadeśle najwięcej kuponów dodatkowo mógł liczyć na specjalną nagrodę. Wtedy tego nie powiedziano, ale chodziło o sejf z zamkiem szyfrowym. A żeby domknąć kwestię okładki, wspomnę, że na czwartej stronie znów mamy reklamę sklepu z artykułami sportowymi. Choć omawiana pozycja trąca nieco myszką, to jednak posiada niepodważalny urok, którego czasem brakuje współcześnie ukazującym się zeszytom. O tym, że albumy z tamtych czasów wciąż się świetnie czyta świadczy to, że niespodziewanie w 3 tomie „Amazing Spider-Man: Globalna sieć”,, wydawanego przez Egmont w ramach linii Marvel Now 2.0, znalazł się przedruk „Amazing Spider-Man Annual #19”, zawierający kontynuację wątku z kapeluszem dla cioci May. Co ciekawe, ramotka ta wypadła lepiej, niż pozostały materiał.
Tytuł: The Amazing Spider-Man (5/1990 TM Semic) Data wydania: październik 1990 Format: 52s. 170x260 mm Cena: 9500,00 Gatunek: superhero |