ściskasz w dłoni biały kamień widzę to naiwnie wierzysz w skałę przeciw wiatrom Otworzył oczy bardzo powoli jak ktoś obeznany z prawdą z cygańskim geniuszem cierpienia Nic nie powiedział zresztą rzadko coś mówił Tylko jego oczy te zaśniedziałe lustra duszy drżały dzikim spojrzeniem Ich tajemnica stała się moją tajemnicą
nagły rzut albedo rozjątrzył czarny ekran wiatr formował błoto w rozedrganych ziarnach stawiając przed nami człowieka pełnego wymiaru choć z rozdartą twarzą monotonnie zlewał pieśń po ścianach takt w takt ociekał słowa wstrętem Cieszmy, cieszmy się, bo mamy nowych ludzi! to wezwanie było wyłącznie kłamstwem stylu miało towarzyszyć nam już zawsze miażdżące bunt wykpiwające zgodę ściskasz w dłoni biały kamień widzę to naiwnie wierzysz w skałę przeciw wiatrom dziewiczość minerału wśród jątrzeń szalbierzy
 | Mateusz Mularczyk
|
obserwowałem jego chrzest obserwowałem jego chrzest woda ze zdumiewającą dokładnością obmywała pieszczotliwie osiemnastoletnie ciało natarczywa i nieskrępowana bez trudu docierała tam gdzie nie dopuszcza się nikogo bez choćby jednej próby spojrzenia na wylot a jednak była z nim bezpośrednio z pominięciem jakichkolwiek barier prąd burzył się jak krew każdy kolejny dotyk rzucał mnie ku zbrodni na którą miałem przecież pozwolenie kręciłem w dłoni bawełniany bicz każdy kolejny skręt boleśnie rozcinał wyostrzone linie dłoni z perłowej masy guzików spływała mi po przedramionach jedna i ta sama woda trzy razy strzepnąłem skręcone fałdy materiału i rozpostarłem je na drzewie na znak pojednania gdyby tylko ta rozpiętość i ścieżka słonej wody mogły go uchronić |