ściskasz w dłoni biały kamień widzę to naiwnie wierzysz w skałę przeciw wiatrom Otworzył oczy bardzo powoli jak ktoś obeznany z prawdą z cygańskim geniuszem cierpienia Nic nie powiedział zresztą rzadko coś mówił Tylko jego oczy te zaśniedziałe lustra duszy drżały dzikim spojrzeniem Ich tajemnica stała się moją tajemnicą
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
nagły rzut albedo nagły rzut albedo rozjątrzył czarny ekran wiatr formował błoto w rozedrganych ziarnach stawiając przed nami człowieka pełnego wymiaru choć z rozdartą twarzą monotonnie zlewał pieśń po ścianach takt w takt ociekał słowa wstrętem Cieszmy, cieszmy się, bo mamy nowych ludzi! to wezwanie było wyłącznie kłamstwem stylu miało towarzyszyć nam już zawsze miażdżące bunt wykpiwające zgodę ściskasz w dłoni biały kamień widzę to naiwnie wierzysz w skałę przeciw wiatrom dziewiczość minerału wśród jątrzeń szalbierzy
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
obserwowałem jego chrzest obserwowałem jego chrzest woda ze zdumiewającą dokładnością obmywała pieszczotliwie osiemnastoletnie ciało natarczywa i nieskrępowana bez trudu docierała tam gdzie nie dopuszcza się nikogo bez choćby jednej próby spojrzenia na wylot a jednak była z nim bezpośrednio z pominięciem jakichkolwiek barier prąd burzył się jak krew każdy kolejny dotyk rzucał mnie ku zbrodni na którą miałem przecież pozwolenie kręciłem w dłoni bawełniany bicz każdy kolejny skręt boleśnie rozcinał wyostrzone linie dłoni z perłowej masy guzików spływała mi po przedramionach jedna i ta sama woda trzy razy strzepnąłem skręcone fałdy materiału i rozpostarłem je na drzewie na znak pojednania gdyby tylko ta rozpiętość i ścieżka słonej wody mogły go uchronić |