Nie da się ukryć, że Fantastyczna Czwórka nie należy do grup najpopularniejszych bohaterów wśród fanów trykociarzy. „Fantastyczna Czwórka”, zbierająca stosunkowo świeże historie od Jonathana Hickmana (oryginalnie składające się na niego zeszyty ukazywały się w latach 2009–2010) może nieco zmienić odbiór F4 w Polsce.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przede wszystkim to praktycznie pierwszy raz, gdy nasi czytelnicy mogą się lepiej zaznajomić z tą gromadką postaci. Wcześniej pojawiały się pojedyncze albumy choćby w ramach Wielkiej Kolekcji Marvela, w ofercie świętej pamięci TM-Semic też czasami coś się pokazywało – i tyle. Tu mamy kompletną, dłuższą historię, uzupełnioną krótkimi epizodami (niekoniecznie domkniętymi), skupiającą się głównie na Reedzie Richardsie (Mr Fantastic) i… jego dzieciach. Widzicie, akcja „Fantastycznej Czwórki #1” osadzona jest w czasie, w którym Reed i Susan Storm są małżeństwem i mają już dwójkę szkrabów – niezwykłych, trzeba tu dodać. Johnny i The Thing znaleźli się mocno na drugim planie akcji. A akcji jest sporo. Główna oś fabularna tego albumu oryginalnie zawierała się w krótkiej, pięciozeszytowej serii „Dark Reign” (w polskim wydaniu „Most”) – w której Reed uruchamia międzywymiarowy most, by szukać rozwiązań zapobiegających wojnie między superbohaterami; jego towarzysze broni trafiają przypadkiem do różnych wymiarów i przeżywają tam – z braku lepszego słowa – perypetie; a dzieciaki generalnie bronią domu przed Osbornem. Jeśli mam być szczera, zdecydowanie nie podobała mi się ta część – nie jestem fanką superhero, a już nic nie mierzi mnie bardziej niż zabawy międzywymiarowe w setki wersji Ziemi i postaci z nich pochodzących. Na dodatek chaos, który wprowadziło skakanie trójki z Fantastycznych po wymiarach – pojawiły się nawet wersje Ziemi: piracka i z wojny desantowej! – nie ułatwiał podążania za akcją. Nie jestem też fanką rysunków Seana Chena – są w teorii poprawne, ale autor ma talent do nadawania bohaterom wyjątkowo patetycznych, przeemocjonalizowanych wyrazów twarzy rodem z telenowel. Całość ratują nieco dzieci, Franklin i Valeria: z jednej strony ich przygody były potraktowane z humorystyczną lekkością, z drugiej – trudno nie polubić tak łebskich małolatów. Gdyby nie one, uznałabym ten wstęp za co najmniej nudny. Dalej jednak jest lepiej. Dostajemy najpierw przepięknie narysowany (Adi Granov) one shot „A ja biorę ląd”, z Namorem i Doomem w rolach głównych. Potem zaczyna się sekwencja zeszytów, zatytułowana „Rozwiązać wszystko”, nawiązująca do pierwszej części tomu – i chociaż znowu mamy tu międzyświatowe zawirowania, historia jest dużo bardziej spójna i, obok walki, koncentruje się także na kwestiach rodzinnych Reeda. To zdecydowanie lepszy kierunek, czyta się lżej, jest mniej irytujące. Rysunki Dale’a Egleshama są w porządku – nic specjalnego, ale też nie drażnią jak w przypadku Chena. Ot, porządna, superbohaterska fabuła o ratowaniu wszechświata, z fajnymi dzieciakami w tle. Dalej mamy szereg pojedynczych historii, w których Valeria i Franklin często grają pierwsze skrzypce. Skaczemy po różnych wydarzeniach i zdecydowanie dużo lepiej możemy poznać zarówno Fantastyczną Czwórkę, jak i niezwykłość dzieciaków. Te opowieści często są niejako urwane – kończą się cliffhangerem albo pojedynczą stroną spisanych wyjaśnień – ostatecznie nie przeszkadza to na dłuższą metę. Zwłaszcza że rysunki Neila Edwardsa całkiem cieszą oko: są dynamiczne, proporcjonalne, nic w nich nie uwiera. Ogółem w albumie „Fantastyczna Czwórka #1” zebrano przekrój opowieści o tych mniej znanych postaciach, na dodatek w kilku różnych odsłonach narracji. Nie są złe, ale mają swoje problemy. Nieciekawa, chaotyczna fabuła „Mostu” to jedno, w trakcie lektury w oko rzuci się też wspomniane marginalizowanie Bena Grimma (The Thing) i Johnny’ego Storma (Żywa Pochodnia). Ben ma ostatecznie swoje pięć minut i zyskuje jakiś śladowy rys charakteru, jednak w przypadku Johnny’ego scenarzysta portretuje go wyłącznie na bazie dwóch cech: pogoni za spódniczkami oraz zazdrości o popularność Spider-Mana. Jest tak płaski, że można by go użyć jako deski do prasowania. Szkoda. Widziałam recenzje, które oceniały ten komiks bardzo wysoko. Sama jednak nie jestem w stanie dać „Fantastycznej Czwórce” specjalnie dobrej noty – z jednej strony bardzo męczyła mnie lektura z jej chaosem, multiwersum, spłąszczeniem bohaterów; z drugiej, trykociarze są na szarym końcu moich komiksowych upodobań. Nie mogę jednak nie dostrzec zalet tego albumu: świetnie napisane postacie dzieci, Val i Franka, wprowadzenie ponownie niezbyt popularnych bohaterów do Polski, doskonale narysowany one shot z Namorem. Myślę, że osoby zainteresowane bohaterami Marvela będą zadowolone – jeśli jednak nie jesteście fanami, możecie spokojnie ominąć ten album. Plusy: - cudownie bystre, zabawne dzieciaki
- bliższe poznanie F4
- kilka niezgorszych, krótszych opowieści
Minusy: - potraktowanie Johnny’ego i Bena po macoszemu
- za dużo międzywymiarowego chaosu
Tytuł: Fantastyczna Czwórka #1 Data wydania: 24 listopada 2021 ISBN: 9788328152243 Format: 384s. 170x260mm Cena: 109,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 60% |