powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CCXXVI)
maj 2023

Z filmu wyjęte: Nie, nie, wejście od frontu odpada
Sztukę pognębiania petenta sowieci mieli opanowaną do prawdziwej perfekcji.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dziś proponuję jeszcze jeden kadr z radzieckiego filmu, tym razem pokazujący absurdalne rozwiązanie architektoniczne. Na zdjęciu widać podwórze jednej z przedwojennych moskiewskich kamienic, czy też może nie tyle podwórze, ile przestrzeń między dwoma kamienicami, być może nigdy nie zabudowaną. Ponieważ owa pusta przestrzeń najwyraźniej była solą w oku zmotoryzowanych sąsiadów, w końcu wystawiono tam wianuszek garaży. Ale wówczas ktoś wpadł na iście szatański pomysł – żeby zrobić dodatkowe wejście do jednego z lokali sąsiedniej kamienicy. I to takiego na piętrze. Najprościej byłoby dobudować schody na podwórzu, na którym lokal fizycznie się znajduje, ale nie, uznano, że wygodniej będzie dorobić schody od drugiego, zewnętrznego podwórza. A że są tam garaże? No to co? Wybito w ścianie szczytowej otwór wejściowy i dostawiono doń stalowe stopnie, dodatkowo podparte słupem.
Że osoba idąca do tego wejścia będzie musiała lawirować po błotnistym podwórzu między samochodami? No trudno. Że w zimie można doznać uszkodzeń różnych elementów ciała, bo i łatwo zabić się na śliskich stopniach, i przymarznąć do stalowej poręczy? Takie życie. Że nie ma przy drzwiach żadnego okienka, a w drzwiach wizjera? To Rosja, tam takie nuworyszowskie pomysły niepotrzebne. Całość to po prostu wspaniały przykład sowieckiego myślenia i zarazem prowizorki, w tworzeniu której nikt nie myślał ani o końcowym użytkowniku, ani o jakiejkolwiek ergonomii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Powyższy kadr pochodzi z radzieckiego dramatu SF „Posrednik” („Pośrednik” lub „Mediator”), puszczonego do dystrybucji w 1990 roku. Pomysł, na którym oparto scenariusz, jest całkiem ciekawy. Gdzieś w lesie pojawia się tajemnicza czarna kula złożona z czegoś w rodzaju pistoletów. Pierwszy ściągnięty przez nią (telepatycznie) kierowca zostaje przejęty przez obcą istotę, następnie kierowca-obcy „wstrzeliwuje” pistoletem kolejnego obcego w kierowcę ciężarówki z chlebem. Po czym obaj pakują do ciężarówki kulę i odjeżdżają przejmować następnych obywateli. Jednocześnie zablokowane zostają drogi dojazdowe do miasta i odcięte linie telefoniczne, żeby nikt z zewnątrz nie przeszkadzał w przejmowaniu kontroli nad okolicą. Zrozumieć inwazję i przeciwstawić się jej próbuje pewien kuternoga, lekarka oraz nastolatek z dziewczyną – oboje początkowo ignorowani przez obcych ze względu na młody wiek, pistolet bowiem nie działa na dzieci i nastolatków, a także na świrów i geniuszy, czyli osoby myślące jeszcze samodzielnie, nie podporządkowujące się odgórnym poleceniom. Sami obcy szukają zaś globu, na którym będą mogli sobie bezpiecznie na jakiś czas przycupnąć – i to dłuższy czas, bo są w stanie żyć w ciele człowieka do trzystu lat, błyskawicznie regenerując się z dowolnych ran. Teraz wystarczy już tylko odpowiednio nakierować miejscowy teleskop i ściągnąć na Ziemię statek z właściwą częścią inwazji.
Niestety, film jest tragicznie wręcz męczący. A wszystko dlatego, że został nakręcony popularną wśród polskich filmowców metodą, czyli przez rozmnożenie scen pozbawionych znaczenia – z notorycznym zamyśleniem, zapatrzeniem się w dal, długotrwałym spacerem czy jałowymi najazdami kamery na puste ulice. Dzięki temu seans został rozwłóczony na bite CZTERY GODZINY. A ponieważ puste sceny i ogólnie powolna, wręcz ślimacza akcja to było najwyraźniej dla twórców za mało, całość została dodatkowo okraszona eksperymentalną muzyką. Owszem, idea filmu, z dyskretnym podkreśleniem roli samodzielnie myślących osób w systemie opresyjnym, jest interesująca, ale obcowanie z „Posrednikiem” wymaga sporej dawki samozaparcia…
powrót; do indeksunastwpna strona

73
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.