Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj piętnasty studyjny longplay Hawkwind (licząc z „przyległościami”).  |  | ‹The Xenon Codex›
|
W 1988 roku zakończył się kolejny ważny etap w karierze Hawkwind, który został zwieńczony albumem – swoją drogą, w porównaniu z poprzednimi, średnio udanym – „The Xenon Codex”. Winą za to należy obarczyć przede wszystkim Dave’a Brocka. Nie tylko dlatego, że jako lider zespołu, jego generał, odpowiadał za to, co się w nim działo, ale głównie z tego powodu, że w pewnym sensie prowokował decyzje podejmowane przez współpracowników. Dość powiedzieć, że niedługo po wydaniu tego krążka z grupą rozstali się perkusista Danny Thompson Jr., co nie było aż tak wielką stratą, ponieważ jego można było akurat łatwo zastąpić, oraz gitarzysta solowy i dostarczyciel części materiału Huw Lloyd-Langton, którego odejście było stratą niepowetowaną. Nie tylko dla Hawkwind, ale dla całego brytyjskiego rocka. Huw był bowiem muzykiem mającym naturalną skłonność do tworzenia nadzwyczaj melodyjnych, ale niebanalnych solówek, które idealnie wpisywały się w psychodeliczno-spacerockowo-progresywny styl londyńskiej formacji. Ale po kolei… Po wydaniu „ The Chronicle of the Black Sword” (1985) oraz dopełniającego go koncertowego krążka „ Live Chronicles” (1986) zespół, którego skład, jak mogło się wydawać, wreszcie się ustabilizował, postanowił nieco odpocząć. Dopiero w lutym i marcu 1988 roku artyści weszli ponownie do studia. Dave tradycyjnie zaprosił ich do walijskiego studia Rockfield, które mieściło się we wsi Monmouth, chociaż tym razem skorzystali również ze znajdującego się po sąsiedzku, w Caerleon, Loco Studios. Prace szły gładko i płyta – ponownie nakładem wytwórni GWR (co było skrótem od Great Western Records) – ukazała się już w kwietniu. Tempo iście ekspresowe. Aczkolwiek dziwi co innego. W ostatnich latach zespół wydawał kolejne longplaye zazwyczaj jesienią, a nie wczesną wiosną. Widocznie jednak Dave’owi Brockowi (bądź menadżerom) zależało na tym, aby krążek był dostępny w sprzedaży przed okresem letnich festiwali. Zresztą zaraz po publikacji „The Xenon Codex” Hawkwind ruszył w obejmującą dwadzieścia pięć występów trasę koncertową po Wielkiej Brytanii. Jeden z nich, zagrany 21 kwietnia w londyńskim Hammersmith Odeon, został zarejestrowany przez stację BBC Radio 1 i wyemitowany jako godzinna audycja. W ten sposób zespół doczekał się darmowej promocji na jednej z najważniejszych anten radiowych świata. Pytanie tylko, czy w przypadku nowego albumu ta promocja nie była kulą, która trafiła w płot? Na przestrzeni lat muzyka Hawkwind ewoluowała, odpowiadając na pojawiające się nowe trendy, a sam zespół co jakiś czas zaliczał wpadki. Były nimi takie longplaye nagrane w drugiej połowie lat 70., jak „ Astounding Sounds, Amazing Music” (1976), „ Quark, Strangeness and Charm” (1977) czy – ten akurat opublikowany pod nazwą Hawklords – „ 25 Years On” (1978). Parę lat później ukazał się natomiast „ Choose Your Masques” (1982), którym również nie sposób zachwycić się. Wydawało się jednak, że za sprawą „ The Chronicle of the Black Sword” (1985) grupa wróciła na właściwe tory. Album otwiera mocny rockowy numer – „The War I Survived”, który nie jest jeszcze zwiastunem nieszczęścia. Mimo wszechobecnych syntezatorów to jednak jest kompozycja w stylu klasycznego Hawkwind: odpowiednia motoryka (czytaj: rozpędzona perkusja), nałożone na siebie ścieżki wokalne, niezłe solo gitarowe. Usłyszawszy po raz pierwszy ten utwór, serce wielbiciela grupy mogło urosnąć. Świetnie prezentuje się również rzewna ballada Dave’a, której tekst napisała -jego żona Kris Tait – „Wasteland of Sleep”. Nie przeszkadzają w niej nawet pulsujące od pewnego momentu syntezatory, ponieważ całą pozytywną robotę i tak wykonuje Lloyd-Langton za sprawą powłóczystych dźwięków gitary. „Neon Skyline” (autorstwa basisty Alana Daveya) i „Lost Chronicles” (klawiszowca Harveya Bainbridge’a) należy traktować jak jeden rozbudowany do niemal ośmiu minut numer. Ten pierwszy to – momentami elektroniczno-noise’owa – introdukcja do części drugiej, zaskakująco majestatycznej (na co wpływ mają partie instrumentów klawiszowych Dave’a i gitary Huwa). Ostatnie półtorej minuty „Lost Chronicles” to jednak powrót do wątku z… „Neon Skyline”. Tyle że w wersji skróconej. Stronę A longplaya zamyka trzyminutowy instrumentalny „Tides”, w którym dominuje nastrojowa progresywna gitara Lloyda-Langtona, co nie powinno dziwić, skoro to właśnie on jest twórcą tego utworu. Niestety, po przełożeniu winylowego krążka na stronę B to dobre wrażenie zaczyna powoli gasnąć. W „Heads” na plan pierwszy wybijają się klawisze, na tle których pojawia się melodeklamacja Brocka. Gdyby nie dwukrotne gitarowe wejście Huwa, nie byłoby w ogóle co wspominać. Irytująco wypada „Mutation Zone”, który praktycznie w całości oparty został na denerwujących efektach elektronicznych. Podobnie rzecz ma się z „E.M.C.”, w którym przynajmniej na chwilę pojawia się gitara. Wszystko to jednak i tak ginie w zalewie syntezatorów i pod „płaszczykiem” zniekształconego elektronicznie głosu (Brocka? Bainbridge’a?). Powrotem do klasycznego stylu Hawkwind okazuje się z kolei „Sword of the East”, który brzmi tak, jakby zespół z Londynu pozazdrościł mocy Amerykanom z Manowar. Ale przynajmniej wszystko jest tutaj na swoim miejscu, a każdy z muzyków daje od siebie maksimum. Czego nie można powiedzieć o zamykającym całość „Good Evening”, który jest w zasadzie zespołową improwizacją zszytą prawdopodobnie z różnych fragmentów innych kompozycji. Wsamplowano w niego najdziwaczniejsze dźwięki, muzycznie natomiast zawarto w nim odrobinę rock and rolla i boogie, trochę bardziej klasycznego rocka. Zresztą to i tak nie ma większego znaczenia, ponieważ żaden z motywów nie ma szansy na to, by wybrzmiał do końca. Prawdopodobnie to właśnie po wysłuchaniu strony B „The Xenon Codex” Huw Lloyd-Langton doszedł do wniosku, że nie ma na co czekać, że trzeba się zbierać, ponieważ jak to dalej pójdzie w tym kierunku, całkowicie zabraknie miejsca dla jego instrumentu. Po jesiennej trasie koncertowej odszedł więc, poświęcając się swojej własnej formacji. Kolejne tournée Hawkwind grał od września do grudnia. Po kilku pierwszych występach z kolegami postanowił pożegnać się Danny Thompson Jr., którego na krótko zastąpił Mick Kirton (grał w Tony McPhee Blues Band i reaktywowanym The Groundhogs, następnie w Dumpty’s Rusty Nuts). Szybko bowiem okazało się, że nie spełnia on oczekiwań Brocka i na dalszy ciąg trasy (w listopadzie i grudniu) „zakontraktowano” Richarda Chadwicka (wcześniej w… anarcho-punkowym The Smartpils), który pozostał w Hawkwind do dzisiaj (czego dowodzi najnowszy album grupy „ The Future Never Waits”). Skład: Dave Brock – śpiew, gitara rytmiczna, syntezatory Huw Lloyd-Langton – gitara solowa Harvey Bainbridge – syntezatory, chórki Alan Davey – gitara basowa Danny Thompson Jr. – perkusja, instrumenty perkusyjne
Tytuł: The Xenon Codex Data wydania: 25 kwietnia 1988 Nośnik: Winyl Czas trwania: 43:54 Gatunek: rock W składzie Utwory Winyl1 1) The War I Survived: 05:24 2) Wasteland of Sleep: 04:16 3) Neon Skyline: 02:05 4) Lost Chronicles: 05:35 5) Tides: 02:59 6) Heads: 04:59 7) Mutation Zone: 03:55 8) E.M.C.: 04:54 9) Sword of the East: 05:24 10) Good Evening: 04:35 Ekstrakt: 60% |