Mimo gwiazdorskiej obsady, pierwszy filmowy „Legion Samobójców” nie był specjalnie udanym dziełem. Drugi okazał się produkcją o wiele lepszą, a James Gunn pokazał jak powinno się robić takie filmy: łączące przemoc, humor i grupę wyrzutków, którzy często mają - delikatnie mówiąc - coś z deklem. Czy komiksowa „Zła krew” podąża tym samym tropem?  |  | ‹Suicide Squad - Oddział Samobójców: Zła krew›
|
Zaczyna się średnio obiecująco, bo oto poznajemy jeden z najgorszych składów Oddziału Samobójców, jaki istniał. Są w nim złodziejka o pseudonimie Sroka, niezwykle irytujący szermierz Cavalier, którego idolem jest Zorro, czy facet wyglądający jak Zebra, nazywany Zebra-Manem. Owa ekipa wspierana przez Harley Quinn, Deadshota i Sharka ma zająć się grupą terrorystów, którzy ukradli australijskiemu wojsku najnowszy okręt podwodny. Szybko jednak okazuje się, że nic nie jest takie, jak się wydawało na pierwszy rzut oka. A wkrótce sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Szybko też scenarzysta Tom Tylor pozbywa się w brutalny sposób najbardziej irytujących bohaterów i zastępuje ich nowymi. Wśród nich są między innymi: Wink obdarzona mocą teleportacji, Fin z mocą telepatii czy niezwykle silna Osita z mechaniczną ręką. Fajnie ta przebudowana drużyna funkcjonuje. Autorzy nie boją się wymieniać kolejnych członków zespołu, co tylko dodaje historii dramaturgii. Jedyną za mało wykorzystaną postacią wydaje się być Szóstka, potrafiący zasiać w innych ludziach siedem grzechów głównych, ogranicza się jednak do sześciu uznając, że „wykorzystywanie siódmego byłoby zbyt sprośne”. Całość czyta się naprawdę wybornie, bo scenarzysta zadbał o solidną dawkę emocji oraz liczne zwroty akcji. Czytelnik wraz z bohaterami odkrywa wielopiętrową intrygę i kilka razy może być naprawdę zaskoczony tym, co się dzieje. Szalona i ciągle wszystko komentująca Harley Quinn to niezbędny element humorystyczny tej historii. Do tego mamy tu ciekawe gościnne występy Flasha, Supermana oraz Batmana. Zwłaszcza ten ostatni pojawia się w bardzo fajnej opowieści, a jego konfrontacja z Deadshotem (i towarzyszącym mu psem) to jedna z najlepszych scen całego komiksu. Od strony graficznej jest bardzo dobrze. Odpowiedzialny za większość zawartości tego albumu Bruno Redondo dostał scenariusz, który nie był przeładowany tekstem i wykorzystuje to, żeby ładnie rozrysowywać sceny akcji. Panuje nad scenami zbiorowymi z udziałem członków Oddziału Samobójców, a do tego stworzył naprawdę fajne okładki poszczególnych zeszytów. Jedyny słabszy fragment to historia narysowana przez trio: Stephen Segovia, Brandon Peterson, Carlo Pagulayan. Brakuje w tym komiksie spójności, a wygląd niektórych bohaterów jest niezbyt udany, co szczególnie widać w przypadku Kapitana Bumeranga, którego twarz straciła cały szalony i bezczelny charakter. Na szczęście to tylko jeden zeszyt. Takie komiksy lubię. Bez autocenzury, bez trzymania się zasad i powielania sztampowych rozwiązań fabularnych, co ostatnimi czasy miałem okazję zaobserwować w wielu seriach z DC, w tym w „Batmanie” czy „Detective Comics”. "Zła krew" to album napakowany akcją, z sensowną i dobrze zaplanowaną fabułą, a do tego z bohaterami, których losem czytelnik może się przejmować, bo dostał szansę lepszego poznania ich przeszłości, motywacji i słabości. Plusy: - wielowątkowa fabuła pełna zwrotów akcji
- ciekawa nowa ekipa Legionu Samobójców
- epizodyczne występy Batmana, Flasha i Supermana
Tytuł: Suicide Squad - Oddział Samobójców: Zła krew Data wydania: 25 sierpnia 2021 ISBN: 9788328152380 Format: 328s. 170x260 mm Cena: 99,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 90% |