powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CCXXVII)
czerwiec 2023

Myślogodzina
Michał Walczewski
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– A! – Marek podniósł palec. – I tu, widzisz, jest haczyk. To nie jest zwykły implant. Żadne bzdury, typu wyświetlanie widów w twojej głowie czy zbieranie informacji o twoich upodobaniach. To wszystko już było.
– Więc co, teraz przejmuje nad tobą kontrolę i kupuje za ciebie? – zaśmiał się Maj.
– Blisko. On używa potencjału twojego mózgu, aby tworzyć nowe produkty. Albo koncepcje reklamowe. Albo w ogóle wykonywać obliczenia dla każdego, kto za to odpowiednio zapłaci.
– Wykonywać obliczenia? To jest jakiś rodzaj pracy zdalnej?
– Wręcz przeciwnie. Czy ja wyglądam na kogoś, kto byłby w stanie wykonać obliczenia bardziej skomplikowane niż tabliczka mnożenia? – Marek zachichotał, a Jerzy zawtórował mu, kręcąc głową. – Pamiętasz z lekcji historii pomysł łączenia domowych komputerów za pomocą serwera, aby razem tworzyły „superkomputer” służący obróbce dużych ilości danych?
– Tak – Maj przymknął oczy – było coś takiego. Szukali kosmitów albo leku na raka. Kiedy nie używało się komputera, program prowadził obliczenia dla wybranego projektu.
– Dokładnie. I tak samo jest z Neurolinkiem. Człowiek nie wykorzystuje całego swojego potencjału umysłowego. A przynajmniej nie non-stop. Implant wykorzystuje więc twój mózg, kiedy ty sam go nie potrzebujesz.
– Gdybym go nie potrzebował, dawno już bym go sprzedał! – Maj zaśmiał się znów, kręcąc głową. – Na czarnym rynku szare komórki osiągają zawrotne ceny!
– To nie do końca tak – zaprotestował Marek. – Neurolink przejmie kontrolę nad twoim mózgiem, kiedy będziesz, na przykład, jadł śniadanie. Czy potrzebna ci do tego jakaś szczególna koncentracja? Albo, kiedy będziesz spał. Z ośmiu godzin, które prześpisz, implant zabierze ci góra godzinę. A ta skumulowana w mózgach siła obliczeniowa, połączona w całość za pomocą serwerów, pomoże opracować petabajty danych! No i zrobi z ciebie w krótkim czasie bogatego człowieka. Przynajmniej jak na poznańskie warunki.
– To zwykłe niewolnictwo! – Maj wstał z fotela i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. – Do tej pory reklamy atakowały głównie nasze zmysły. Nasze myśli są chyba ostatnim miejscem, gdzie jeszcze całkiem nie dotarły.
– Opowiadasz bzdury. Mówisz tak, jakby produkty z twojego Instytutu nigdy nie wpływały na myśli. A widy? A komary reklamowe? Przecież one wszystkie zmieniają chemię mózgu i w efekcie sposób myślenia. Czy jeśli jutro ogarnie cię przemożna ochota na sok pomarańczowy, to stwierdzisz, że jesteś już niewolnikiem?
– Jeśli będzie to sprawka komara reklamowego, to być może rzeczywiście będę niewolnikiem. – Maj wzdrygnął się na myśl o miniaturowych dronach, które atakowały ludzi, wstrzykując im hydrobit bezpośrednio do krwiobiegu.
– Głupoty! – Marek zerwał się z tapczanu. – Nasze myśli nigdy nie były nasze, Jurek! Pranie mózgu zaczęło się jeszcze w czasie tej archaicznej telewizji! A skoro nie są nasze, to sprzedanie za dobrą cenę czegoś, co i tak do mnie już nie należy, uważam za świetny interes.
Jerzy odwrócił się w stronę okna i popatrzył na brudny, wieczorny krajobraz za szybą.
– W takim razie, kim jesteś, Marek? Biologicznym pudłem, do którego adresowane są reklamy? Bo już nawet nie konsumentem… Marek?
Maj odwrócił się i zobaczył kolegę podłączonego do neurokomputera, z tym samym nieobecnym wyrazem twarzy, z jakim wcześniej go zastał. Westchnął i powlókł się powoli do kuchni.
• • •
Następnego dnia, przekraczając próg Instytutu, Maj zobaczył swojego przełożonego, otoczonego grupką młodych ludzi. Dyrektor przywołał go ruchem ręki.
– Panie Maj, to są studenci naszego Instytutu – zaczął bez powitania pracownika.
– Weźmie ich pan do labu numer trzy i pokaże praktyczne działanie Bazyliszka.
– Ale…
– Żadne „ale”, panie Maj! – Dyrektor odwrócił się do studentów. – Moi drodzy, to jest nadmagister Jerzy Maj. Zabierze was do laboratorium, gdzie zobaczycie jeden z naszych eksperymentów. Pilnie wszystko notujcie, bo może się to znaleźć na egzaminie u profesora Lugena! – Przełożony skinął głową Majowi, po czym poszedł.
– Chodźcie za mną – mruknął ponuro Maj i powiódł za sobą podnieconą grupkę młodzieży w głąb przepastnych trzewi Instytutu.
• • •
Wnętrze laboratorium numer trzy składało się z obserwatorium i miejsca samego eksperymentu, oddzielonego od reszty szklaną ścianą. Wewnątrz przezroczystego pudła, niczym chomiki, snuli się ludzie o mizernym wyglądzie i przestraszonych oczach.
– Panie nadmagistrze, jaka jest próba eksperymentu? – zapytał jeden ze studentów.
Maj spokojnie rozłożył swoje rzeczy i uruchomił konsolę badawczą.
– Taka jak zwykle. Większość to bezdomni z łapanki, niewielki procent stanowią ochotnicy, którym za to płacimy. Zupełny ewenement stanowią ci, którzy zgłaszają się, ponieważ – choć trudno w to uwierzyć – naprawdę lubią reklamy.
Spojrzał na studentów, ale nie wyglądało na to, że zrozumieli dowcip. Dla nich reklamy były czymś tak naturalnym jak smog zasłaniający w ciągu dnia światło słoneczne. Uważali za oczywiste, że można je faktycznie polubić.
– Powiem wam coś o samym eksperymencie. Jego przedmiotem jest inteligentny gaz paraliżujący, zwany roboczo „Bazyliszkiem”. Bazyliszek był mitycznym stworem, który zamieniał ludzi w kamień – dodał, widząc niezrozumienie na twarzach studentów. – Podobnie i w tym przypadku, gaz ma za zadanie sparaliżować ciało konsumenta, chociaż chodzi tylko o paraliż zewnętrzny: a więc głowa, korpus, ręce i nogi. Oczywiście wykluczony jest jakikolwiek paraliż organów wewnętrznych.
– A jeżeli tak się zdarzy?
– Cóż… zdarzało się. No, ale przecież dlatego najpierw testujemy to na bezdomnych, a nie wypuszczamy od razu na ulicę, prawda?
Maj podszedł do mikrofonu i nacisnął guzik:
– Proszę się przygotować, zaraz zaczynamy! – powiedział do mikrofonu.
– Muszą stanąć w bezpiecznej pozycji. Bazyliszek jest ciągle dość prymitywny, a ja nie chcę, żeby się uszkodzili – wytłumaczył zdumionym studentom.
– No tak, ale jaki ma sens paraliż w przypadku reklamy?
– Oczywisty! Konsument nie może się ruszyć. Cząsteczki gazu reagują na pewną osobliwą częstotliwość fal, które są emitowane przez telebim, wyświetlający reklamowany produkt. I teraz najlepsze – mimo że całe ciało jest sparaliżowane, cząsteczki we krwi reagują na częstotliwość emisji, obracając głowę konsumenta w kierunku telebimu, tak żeby nie mógł on odwrócić wzroku!
– A ile trwa ten cały paraliż, nadmagistrze?
– O, to zależy od długości reklamy. Ale nie przekracza to zwykle dwóch, trzech minut. W końcu nie chcemy ludziom zajmować całego dnia.
Studenci skinęli głowami, gorączkowo notując w swoich tabletach, zsynchronizowanych z ich wszczepkami sensorycznymi.
– No dobra, zaczynajmy! Patrzcie i uczcie się!
Maj przekręcił starter. Przezroczysty gaz z sykiem zaczął wypełniać wnętrze szklanego pomieszczenia. Jednocześnie jedna ze ścian zmatowiała, a po chwili zajarzyła się krzykliwymi kolorami reklamy. Ludzie we wnętrzu szklanego sześcianu zamarli; niektórzy, mimo ostrzeżenia Maja, w dość nienaturalnych pozach.
Naraz ich głowy zaczęły się obracać w kierunku widu. Wszystkie umysły chciwie chłeptały teraz jaskrawy obraz płynący z telebimu. Wszystkie, oprócz jednego, którego właściciel patrzył tępym wzrokiem w obserwujących go ludzi.
– Cholera! – zaklął Maj, uruchamiając wentylację. Szybkim krokiem otworzył laboratoryjny sześcian, wszedł do środka i nerwowym ruchem poprawił niepokorną głowę tak, żeby patrzyła w odpowiednim kierunku. Zdyszany, sapiąc z wściekłości, wrócił do obserwatorium.
– To się zdarza – mruknął przepraszająco do studentów – Bazyliszek wymaga jeszcze wielu testów. Jednak poznaliście ogólną zasadę.
– Ale jaką przewagę ma ten… Bazyliszek nad hydrobitem albo treściami podprogowymi?
Maj skierował wściekłe spojrzenie na studenta, który wyrwał się z pytaniem i teraz oczekiwał odpowiedzi z zainteresowaniem wypisanym na twarzy.
– Po pierwsze – zaczął, starając się uspokoić – ludzie coraz lepiej zabezpieczają się przed hydrobitem. Na każdą metodę jego iniekcji powstają dwie inne blokujące jego działanie. Podprogowce, jak pan zauważył, też trzeba jakoś zaindukować klientowi, a kiedy jest on nieruchomy, jest to o wiele łatwiejsze. – Studenci skwapliwie pokiwali głowami.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.