powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CCXXVII)
czerwiec 2023

Myślogodzina
Michał Walczewski
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Tak czy inaczej, rozwiązał przecież swój problem. Nie będzie musiał przeprowadzać się do dzielnic biedy lub, co gorsza, nie skończy na ulicy. A cena za to wszystko? Kto by się nad tym zastanawiał, kiedy rozwiązanie kłopotów leżało na wyciągnięcie ręki, a teraz wędrowało powoli po systemie pokarmowym Maja, by już wkrótce zagłębić się w fałdach jego mózgu.
• • •
We śnie znowu towarzyszyła mu jasnowłosa dziewczyna. Hipnobudzik delikatnie wyrwał go z marzenia, zmieniając częstotliwość fal jego mózgu. Z błogim uśmiechem, wspominając jeszcze resztki pokrzepiającego snu, Maj wyczłapał z łazienki, zostawiając na podłodze mokre ślady stóp. Stanął w kuchni, szykując sobie śniadanie i naraz zdębiał.
Na krześle przed nim siedziała dziewczyna z jego snu i uśmiechała się do niego promiennie.
– Cholera, dalej śnię – mruknął Maj. – Hipnobudzik musiał się zepsuć.
W głębi duszy poczuł ukłucie strachu. A jeśli Hipnobudzik, zamiast go obudzić, wepchnął go w jeszcze głębszy sen? Taki, z którego się już nie wybudzi? Podobno to się zdarzało – raz na miliard przypadków.
– Nie śpisz. – Dziewczyna pokręciła głową. Wstała z krzesła i złapała go za rękę. Jej dłoń była ciepła. Żywa.
Zbyt realna jak na sen.
– Więc?
– Byłeś samotny, więc przyszłam do ciebie.
Maj patrzył na nią z otwartymi ustami.
– Jerzy… – szepnęła dziewczyna, zbliżając twarz ku niemu.
Nagle jej rysy rozpłynęły się, a spod smukłej sylwetki wynurzyła się kanciasta postać Marka.
– Jerzy! Jurek!!! – Marek potrząsnął współlokatorem. – Jasna cholera!
– Co… Co jest?! – Maj uwolnił się od uścisku kumpla.
– Cholera, stałeś tak jak zahipnotyzowany przez ponad pół godziny! Myślałem, że dostałeś jakiegoś udaru!
Marek usiadł na krześle, ciężko dysząc. Zszokowany Maj przycupnął nieopodal, opierając się o blat kuchenny.
– Co z tobą? – zapytał, widząc pobladłą twarz kolegi.
– Neurolink – szepnął Marek. – Wiesz, chyba miałeś rację.
– W czym?
– Czuję go… W mojej głowie. To nie jest zwykły implant reklamowy. Może to głupie, ale wydaje mi się, że… – Marek przerwał, jakby niepewny, czy może zaufać Majowi.
– Że?
– On do mnie cały czas mówi, Jurek.
– Mówi? Co ty opowiadasz! – Jerzy zmusił się do śmiechu. – Może masz go niewyregulowanego? Powinieneś po prostu zgłosić się do serwisu.
– Mówię poważnie, Jerzy. Jeżeli jeszcze nie masz tego gówna w głowie, to nawet o tym nie myśl. Tego cholerstwa nie da się wyłączyć!
– Za późno. – Maj wzruszył ramionami, krojąc chleb na kanapki.
– Może… Może nie jest za późno, żeby go wyjąć. – Oczy Marka błyszczały szaleństwem.
– Marek – Maj położył mu rękę na ramieniu – nic mi nie jest. I nie będzie. A ty jesteś po prostu przemęczony. Weź te pieniądze, które dostałeś za Neurolink i pojedź na wczasy. Do Szanghaju albo Pekinu. Albo do Petersburga. Podobno, odkąd wzięli się za niego Chińczycy, znowu jest pięknym miastem.
Marek pokręcił głową.
– Sam zobaczysz – powiedział bezbarwnym głosem, wychodząc z kuchni.
– Hipochondryk – mruknął pogardliwie Maj, wgryzając się w smakującą kartonem warstwę pieczywa.
• • •
Maj siedział za konsoletą biolabu. Badania nad Bazyliszkiem wyraźnie mu nie szły. Musiał odesłać kolejną trójkę obiektów do utylizacji. W tej chwili zastanawiał się, czy nie zrobić tego z kolejnym. Westchnął i poprawiając się w fotelu, przetarł zmęczone oczy. Wyciągnął ze służbowej aktówki ampułkę z hiperkotyną (sprzedawaną w promocji za jedyne dziesięć juanów) i wstrzyknął jej zawartość przez wbudowany na stałe wenflon. Przez chwilę rozmasowywał dłoń.
Wyciągnął się na fotelu i przymknął powieki. Niemal od razu poczuł nad sobą zapach – delikatny zapach łąki, kwiatów; aromat, który w społeczeństwie przesiąkniętym do cna technologią, nie miał już prawa istnieć.
Maj otworzył oczy.
Zamarło w nim serce.
– Przemęczasz się – powiedziała stojąca nad nim dziewczyna.
– To znowu ty! – mruknął niechętnie, chociaż w głębi duszy cieszył się, że skoro i tak ma halucynacje, to przybrały one tak przyjemną formę.
– To nie halucynacje – odrzekła dziewczyna, odgadując jego myśli. – Przynajmniej nie w znaczeniu dosłownym.
– Daj mi spokój – odrzekł, chociaż wciąż zerkał na nią spod półprzymkniętych powiek. – Przecież w umowie było, że Neurolink ma wykorzystywać mój mózg, kiedy jest mi on niepotrzebny. A w tej chwili jak najbardziej go potrzebuję.
– To nie tak – Maj poczuł dotyk jej dłoni na swojej twarzy. – Ty jesteś niezwykły. Inny niż wszyscy. Marnujesz się tutaj.
– Co ty nie powiesz! – Jerzy parsknął śmiechem, choć słowa dziewczyny zrobiły na nim wrażenie. Rzeczywiście! Czy już dawno nie powinien dostać bardziej odpowiedzialnej pracy? Z jego doświadczeniem, powinien być już szefem działu, a nie robić za wyrobnika w podziemiach jakiegoś laboratorium!
Maj otworzył oczy i zerwał się z fotela. Pomieszczenie laboratorium było puste. Wszystkie testowane obiekty zniknęły.
Drżącymi rękami podniósł słuchawkę telefonu.
– Przecież kazał pan przed chwilą zutylizować cały zestaw obiektów – powiedział do niego zaskoczony dyspozytor.
– Ja… Ja kazałem tak zrobić?
– Oczywiście. Mamy przecież pański podpis. Dobrze się pan czuje, panie Maj?
– Tak… Dziękuję. – Strużka zimnego potu potoczyła się po jego plecach.
„Co się ze mną dzieje?!” – pomyślał. – „Pełny zestaw do utylizacji! Przecież to załatwiło cały projekt!”
Na konsoli pojawiła się wiadomość wzywająca go do gabinetu szefa.
„A więc już wie!” – Maj drżącymi rękami zgarnął z biurka swoje rzeczy i schował do torby. – „Czyli już po mnie”.
– Nie bój się – usłyszał w głowie głos dziewczyny. – Ja się tobą zaopiekuję. Nie bój się.
• • •
– Jest pan zwolniony, nadmagistrze! – przywitał Jerzego przełożony.
– Ależ…
– Zmarnował pan cały projekt. Cofnął go pan do samego początku.
– Próba była fatalnej jakości. Nie miałem innego wyboru.
Szef wstał zza biurka i podszedł do Maja. Zajrzał mu głęboko w oczy. Nie znalazł jednak widocznie w przestraszonym wzroku Jerzego tego, czego szukał, bo zaraz odwrócił się i wbił wzrok w ścianę, na której złociły się litery dyplomów.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje, Jerzy – powiedział Ostrowski. – Ale ja nie potrafię ci pomóc. I nie mogę cię zatrzymać w Instytucie.
– Ależ, profesorze! – Niewiele brakowało, a Maj rzuciłby się dyrektorowi do nóg.
– Nie bój się – usłyszał znowu głos dziewczyny w swojej głowie. – Wszystko jest dobrze. Wszystko idzie zgodnie z planem. Ja się tobą zaopiekuję. Nie potrzebujesz tej żałosnej pracy. Pamiętasz, jak on cię traktował? Lepiej powiedz mu, co o nim sądzisz. Tylko wtedy będziesz prawdziwie wolny!
– Maj? Wszystko w porządku? – Dyrektor przypatrywał się badawczo swojemu ex–pracownikowi.
– Wiesz co? – Jerzy odwrócił się w progu. – Pieprz się! Pieprz się ty i cały ten cholerny dom wariatów! – krzyknął w twarz zdumionemu Ostrowskiemu, po czym wyszedł z gabinetu, trzaskając drzwiami.
• • •
Już przekraczając drzwi Domu, poczuł, że coś jest nie tak. Światła we wszystkich pomieszczeniach były wygaszone. W środku panowała cisza tak przejmująca, że można było niemal jej dotknąć.
Maj zajrzał do salonu. Znalazł tam Marka skulonego w rogu pokoju. Wyglądał na martwego. Maj delikatnie dotknął jego ramienia.
– Zostaw mnie! – krzyknął Marek, zrywając się na równe nogi. – Nie słuchałeś mnie! Nie chciałeś mnie posłuchać!
Maj, zaskoczony zachowaniem przyjaciela, dał krok do tyłu. Marek, zataczając się, chwycił go za kołnierz laboratoryjnego ubrania.
– Już po wszystkim, Jerzy! – Maj próbował uwolnić się z uchwytu Marka, ale ten zacisnął tylko mocniej palce. – Zrobią z nas zombie. Nie czujesz, jak ten cholerny implant wyżera nam mózgi?! Dziesięć minut, pół godziny, doba… Zabiera nam coraz więcej czasu. Wkrada się do naszej świadomości! Manipuluje nami!
– Uspokój się! – krzyknął mu w twarz Jerzy. Poczuł, że przerażenie zamienia się w gniew. Ten idiota, Marek, zawsze był lekko opóźniony. Po prostu jego mózg nie wytrzymał obciążenia i zaczął teraz wariować.
– Nie mam zamiaru! Naprawdę tego nie rozumiesz?! – Marek puścił kołnierz Maja. – To nie superkomputer jest celem Neurolinku, tylko armia zdalnie sterowanych bezmyślnych ludzi! Kiedyś próbowali tego dokonać za pomocą mediów i socjotechniki! A teraz… Teraz mają znacznie skuteczniejszy sposób!
Marek zaczął się histerycznie śmiać.
– Nie słuchaj go, Jerzy – odezwała się dziewczyna. – Czy Neurolink nie pomaga ci w codziennym życiu? Zapewnia ci pieniądze, mieszkanie, pozycję społeczną. Stajesz się częścią czegoś większego od nas wszystkich. Elitą.
– Jurek?! – krzyknął Marek. – Nie słuchaj tego gówna! Nie słuchaj, mówię!
Marek rzucił się w kierunku Jerzego. Apatyczny dotąd Maj, naraz wziął zamach i z całej siły uderzył przyjaciela pięścią w twarz. Marek upadł na podłogę. Z jego ust obficie sączyła się krew.
– Tak – powiedziała dziewczyna. – Dobrze. Teraz daj mu odpocząć. Jest zmęczony. Nigdy nie był taki silny jak ty. Ty jesteś wyjątkowy, Jerzy.
Maj usiadł w fotelu i przymknął oczy. Marek zebrał się z podłogi i podpełzł do niego. Spojrzał w twarz przyjaciela.
– Jerzy! Maj!
– Co? – Maj otworzył oczy. Twarz stojącego nad nim Marka zaczęła tracić na wyrazistości. Rysy złagodniały. Włosy stały się długie, jasne, o kolorze świeżej słomy. Dziewczyna uśmiechała się do niego, trzymając go za rękę.
Maj, na granicy świadomości, usłyszał brzęk tłuczonego szkła i krzyk.
– Marek? – szepnął Maj.
– Nie przejmuj się nim, Jerzy – odpowiedziała dziewczyna. – Nic mu nie będzie.
Pochyliła się i pocałowała go. Jej usta miały smak słodkich orientalnych przypraw: cynamonu i…
„Ale zaraz, skąd ja wiem, czym jest cynamon?” – pomyślał zaskoczony Maj.
– Nie myśl tyle – zaśmiała się dziewczyna, przytulając się do niego. – Teraz twoja głowa należy do mnie.
Maj wtulił twarz w burzę jasnych włosów. Znów poczuł zapach łąki, kwiatów; zapach wolności.
– Jerzy?
– Tak?
– Nigdy mnie nie opuścisz?
– Nigdy.
Resztki gasnącej świadomości Maja rozpływały się w błogim odrętwieniu.
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.