powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CCXXVIII)
lipiec-sierpień 2023

Tu miejsce na labirynt…: Artysta syty
Jazz Q ‹Rituál›
Jazz Q to jeden z tych zespołów, po którego płyty będę sięgał zawsze. Te sprzed lat – to rzecz oczywista, w końcu są już klasyką. Ale także po te nowe, które mimo nie aż tak wielkich znów oczekiwań – regularnie rozczarowują. Na wydanym w tym roku albumie „Rituál” Martin Kratochvíl zaprezentował wyrafinowany formalnie, ale pusty treściowo jazz-rock. Nic dziwnego, że najmocniej wypada nowa wersja utworu sprzed ponad czterech dekad.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Rituál›
‹Rituál›
Nie tak dawno legendarny czeski klawiszowiec i kompozytor Martin Kratochvíl obchodził siedemdziesiąte siódme urodziny. Mimo słusznego wieku, wciąż jest bardzo aktywnym muzykiem. W prywatnym studiu Budíkov, które stworzył w miasteczku Mnichovice (w środkowych Czechach) regularnie nagrywa kolejne płyty, które następnie sam sobie wydaje. Raz robi to pod własnym nazwiskiem (vide „Cestou”, 2011; „Piano Solo”, 2012; „No Jazz”, 2014; „Happiness”, 2017; „Siločáry”, 2017; „Letopis”, 2020; „Znĕní & snĕní”, 2020), to znów pod szyldem jazzrockowej formacji Jazz Q, której lideruje od niemal sześciu dekad („Znovu”, 2013; „Talisman”, 2016; „Amulet”, 2020). Przed pięcioma miesiącami dyskografia tej ostatniej wzbogaciła się o kolejne wydawnictwo studyjne – krążek „Rituál”.
Nazwać Jazz Q (na początku kariery Martin Kratochvíl dorzucał do oficjalnej nazwy jeszcze trzeci człon – „Praha”) grupą kultową, to jakby nic nie powiedzieć albo ograniczyć się do banału. Wszak współtworzyła ona historię czechosłowackiego rocka, wznosząc wschodnioeuropejskie fusion na niebotyczne wyżyny (w Polsce z tym praskim zespołem mogły równać się jedynie Grupa Niemen oraz SBB). Wczesne płyty Jazz Q, takie jak „Coniunctio” (1970), „Pozorovatelna” (1973) czy „Symbiosis” (1974) – to arcydzieła, które po dziś dzień wywołują ekscytację wirtuozerią wykonawczą i nadzwyczajną emocjonalnością przekazu. Słychać je również na wydanych po latach w Polsce archiwalnych albumach koncertowych: „Živí se diví: Live in Bratislava 1975” (2013) oraz „Pori Jazz 72” (2020).
Lata 80. nie były już dla Jazz Q tak łaskawe, aczkolwiek wydanych w tamtym czasie krążków „Hodokvas” (1980) i „Hvězdoň” (1984) zespół nie musi się wstydzić. Nie zmieniło to jednak faktu, że boom na tego typu muzykę przeminął. Martin Kratochvíl z czasem wycofał się z aktywnego muzykowania, ale nie przestał tworzyć. Mając do dyspozycji własne studio i inwestując w publikację nagranych przez siebie płyt, wszystko trzymał w garści. Niekoniecznie wyszło mu to na dobre, ponieważ wydawane od momentu reaktywacji krążki Jazz Q są już jedynie cieniem dawnej świetności. Owszem, wciąż zawierają muzykę wysmakowaną, świadczącą o wielkich umiejętnościach kompozytora, ale nie ma w nich tego, co zdecydowało o gigantycznym sukcesie artystycznym zespołu w pierwszej połowie lat 70. – po prostu nie ma w nich ducha, zwyczajnie brakuje emocji. Jest jedynie zimna kalkulacja, matematyczne podejście do nutek; nawet nieliczne improwizacje zdają się być dokładnie wyliczone.
Efekt jest taki, że kolejnych płyt Jazz Q słucha się miło, ale po ich „lekturze” nic nie pozostaje w sercu ani w duszy. Zawarta na nich muzyka wlatuje jednym i wylatuje drugim uchem. I naprawdę nie ma znaczenia to, że przy okazji lider formacji wykazuje się wieloma przymiotami doświadczonego i wszechstronnego klawiszowca – na „Rituál” gra na syntezatorach, organach, fortepianach elektrycznym i akustycznym. Materiał na najnowszy album Kratochvíl zarejestrował w Mnichovicach w czerwcu ubiegłego roku, a wspomogli go w tym dziele muzycy, z którymi współpracuje od dłuższego już czasu: gitarzysta Zdeněk Fišer (wcześniej między innymi w takich grupach, jak Impuls, Pražský Výbĕr, Jazz Celula i Jazz Unity; w Jazz Q od „Znovu”), basista Přemysl Faukner, który do Martina dołączył już w połowie lat 70. (a potem udzielał się w Jazz Celula i własnym bandzie), wreszcie młodziutki – na tle pozostałych – perkusista Filip Janiček (po raz pierwszy można go usłyszeć na wydanym przed siedmioma laty „Talismanie”).
Pod względem stylistycznym „Rituál” zaliczyć można do płyt fusion – bardziej jednak w tym uładzonym, amerykańskim wydaniu z lat 80. ubiegłego wieku, aniżeli europejskim. Co może dziwić, bo przecież pięć dekad temu Jazz Q współtworzyło oblicze jazz-rocka na Starym Kontynencie, przecierało szlaki, sięgając jednocześnie po inspiracje free jazzem, awangardą i bluesem. Obecnie można odnieść wrażenie, jakby Martin Kratochvíl chciał odciąć się od swoich korzeni, jakby zapomniał, od czego zaczynał i jaka muzyka zapewniła mu miejsce w Panteonie najwybitniejszych twórców rockowych w Europie Środkowo-Wschodniej. Na dziewięć kompozycji zawartych na najnowszym krążku uwagę przykuwają zaledwie dwie. I je właśnie zostawię sobie na deser. Z tą drugą jest to o tyle łatwiejsze, iż zamyka ona całe wydawnictwo. Wszystkie wcześniejsze, w stu procentach instrumentalne utwory – od „Panna nebo orel”, poprzez „Chladna z rána”, „Holobyt”, „Ranní rituál”, „Provazochodec”, aż po „Tutovka” i „Ranhojič” – po prostu są.
Płyną sobie. Czasami leniwie, czasami nieco żywszym strumieniem, optymistycznie meandrując. Uwagę najczęściej przykuwa ich kompozytorskie wyrafinowanie i wybijające się na pierwszy plan popisy na klawiszach bądź gitarze (kilka utworów ratuje właśnie Zdeněk Fišer). Jakby lider Jazz Q za wszelką cenę chciał udowodnić, że w duszy gra mu głównie radosna i skoczna muzyka. W sumie to nawet trudno się temu dziwić. Od dłuższego czasu jest już na emeryturze, na jedzenie i lekarstwa zapewne pożyczać od nikogo nie musi, nie wystaje też w kolejkach do lekarzy. Ma wszelkie powody ku temu, by głosić wszem i wobec, że – jak przed laty śpiewał Wiesław Michnikowski w „Kabarecie Starszych Panów” – „wesołe jest życie staruszka”. Ale tu z kolei podeprę się trochę dłuższym cytatem z Kazika Staszewskiego: „Bo artysta syty nie ma nic do powiedzenia / Chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać / Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny”.
Dwa utwory, które przekonują, że po „Rituál” warto jednak sięgnąć (może nie od razu kupować, ale przynajmniej kilka razy odsłuchać i dopiero wtedy podjąć decyzję), to czwarty w kolejności „Fetiš” oraz wieńczący album „Pečeť”. Ten pierwszy zachwyca przede wszystkim powłóczystą, nastrojową gitarą Zdenka Fišera, której wątek z czasem przejmują i rozwijają, na szczęście nie psując go żadnymi „wesołymi” wstawkami, syntezatory Kratochvíla. Z kolei „Pečeť” to klasyk Jazz Q – utwór, który po raz pierwszy wydany został w 1979 roku na singlu z serii „Mini Jazz Klub” (pod numerem 25). W Polsce GAD Records przypomniał tę wersję na wydanej w ubiegłym roku reedycji longplaya „Hodokvas” (1980). Ta z 2022 roku jest może mniej mroczna, ale za to równie subtelna i przejmująca. Od pierwszych tonów gitary i dołączających do niej później syntezatorów słychać, że to zupełnie inna liga. Że wszystko, co słyszeliśmy wcześniej, to była jedynie zabawa formą. Prawdziwą treść dostajemy dopiero na finał!
Skład:
Martin Kratochvíl – syntezatory, organy, fortepian elektryczny, fortepian
Zdeněk Fišer – gitara elektryczna
Přemysl Faukner – gitara basowa
Filip Janiček – perkusja



Tytuł: Rituál
Wykonawca / Kompozytor: Jazz Q
Data wydania: 15 lutego 2023
Nośnik: CD
Czas trwania: 43:53
Gatunek: jazz, rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Panna nebo orel: 05:17
2) Chladna z rána: 03:54
3) Holobyt: 05:30
4) Fetiš: 05:54
5) Ranní rituál: 04:22
6) Provazochodec: 04:39
7) Tutovka: 04:20
8) Ranhojič: 05:22
9) Pečeť: 04:34
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

157
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.