powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CCXXXI)
listopad 2023

Niekoniecznie jasno pisane: Superhero na sterydach
Grant Morrison zrobił dla DC Comics naprawdę wiele. Każda seria, którą stworzył dla tego wydawnictwa, zdobywała rozgłos, uznanie, ale i budziła kontrowersje. Jedną z nich była „JLA” przywracająca do życia legendę oryginału starszego niemal o czterdzieści lat. Justice League of America, czyli po prostu Amerykańska Liga Sprawiedliwości – czy istnieje grupa superbohaterów DC bardziej rozpoznawalna od tej właśnie?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przy okazji „Nowej granicy” Darwyna Cooke’a wspominałem już o początkach Ligi Sprawiedliwości. W kształcie, w jakim pojawiała się w swych pierwszych, najlepszych latach, zadebiutowała w dwudziestym ósmym numerze antologii „The Brave and the Bold” z 1960 roku i stała się wręcz symbolem Srebrnej Ery Komiksu. Grupa była przeróbką Justice Society of America, starszego o dwadzieścia lat zespołu z Ery Złotej, powstałego w czasach drugiej wojny światowej. Grupa Justice League of America składała się z Wielkiej Siódemki, czyli najpopularniejszych bohaterów DC Srebrnej Ery – oto Superman, Batman, Wonder Woman, Marsjański Łowca, Aquaman, Green Lantern (ten drugi, „Srebrny”, czyli Hal Jordan) i Flash (również ten drugi, „Srebrny”, czyli Barry Allen). Do drużyny szybko dołączyli jeszcze Green Arrow, Hawkman i Atom – drużyna zaczęła się rozrastać i niestety w późniejszym okresie zaczęła tracić popularność. Kres Ligi Sprawiedliwości w tym wydaniu nastąpił oczywiście podczas „Kryzysu na nieskończonych Ziemiach” z 1985 roku – ale wtedy skończyło się (i rozpoczęło na nowo) wszystko.
Po „Kryzysie…” twórcy komiksów DC nie chcieli za bardzo delegować kluczowych bohaterów do jakichś innych serii na wspólne występy. Nowy świat („Nowa Ziemia”) dopiero się kształtował i najważniejsze postacie uniwersum musiały pracować na wynik sprzedażowy głównie we własnych miesięcznikach. W 1987 roku powstała Międzynarodowa Liga Sprawiedliwości („Justice League International”), w której skład weszli: Batman (jemu akurat udało się wyrwać), Marsjański Łowca oraz Dr Fate, Black Canary, Kapitan Marvel, Blue Beetle, Doktor Light, Mister Miracle i Green Lantern (ale już nie Hal Jordan, tylko ten łobuz Guy Gardner). I nagle zaczęły powstawać kolejne wersje Ligi, jak chociażby Europejska Liga Sprawiedliwości (patrz: „Animal Man” Granta Morrisona), a w jej szeregi wstępowały całe zastępy mniej istotnych i mniej interesujących bohaterów uniwersum. Sprzedaż spadała, nikogo nie interesowały przygody zbieraniny anonimowych typów – doszło nawet do tego, że DC pozwoliło Doomsdayowi rozbić drużynę w pył podczas jego krwawego pochodu do Metropolis (patrz: „Śmierć Supermana”).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W sierpniu 1996 roku DC zdecydowało się na drastyczne kroki. Wszystkie bieżące tytuły „Justice League” zostały skasowane, a we wrześniu wyszedł pierwszy odcinek trzyczęściowej opowieści „Justice League. A Midsummer’s Nightmare” autorstwa Marka Waida i Fabiana Niciezy (scenariusz) oraz Jeffa Johnsona i Daricka Robertsona (rysunki). Wielka Siódemka znowu razem, choć nieco odmieniona – czytelnicy zastanawiali się, co kryje się za takim ruchem wydawnictwa. A krył się Szalony Szkot, Grant Morrison. Autor miał już za sobą trzy wielkie hity w DC Comics – wspomnianego „Animal Mana”, „Doom Patrol” oraz „Azyl Arkham”. W sumie mało brakowało, żeby nie napisał przygód „Ligi”, bo początkowo celował w serię nieco bardziej szaloną i mniej mainstreamową, czyli „Teen Titans”. DC Comics mu jednak odmówiło i z pewnymi obawami (bo przecież nie wyobrażano sobie kolejnego tak zwariowanego komiksu jak „Doom Patrol”) zaproszono go do pracy nad kontynuacją „A Midsummer’s Nightmare”. Morrison zapalił się do projektu – od zawsze bowiem podkreślał, że chciał zmierzyć się z głównonurtowym komiksem superbohaterskim. Idealnie się złożyło – oto siedmioro najważniejszych herosów DC (Flash i Green Lantern znów w nieco innej wersji – teraz to Wally West i Kyle Rayner pełnili obowiązki najszybszego człowieka na Ziemi i głównej Zielonej Latarni naszego sektora). Byli oni o wiele bardziej rozpoznawanymi postaciami niż ich poprzednicy, którzy przestali kogokolwiek obchodzić i po latach pamiętają o nich tylko najwięksi fani DC Comics. W styczniu 1997 wyszedł pierwszy odcinek serii zatytułowanej po prostu „JLA” – pisze Grant Morrison, rysuje Howard Porter.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Run Morrisona składa się z trzydziestu pięciu odcinków serii „JLA” i kilku zeszytów specjalnych. Zaczynamy z grubej rury – oto na Ziemię przylatują superbohaterowie z innej planety i każą nazywać się „Hiperklanem”. Niczym „Miracleman” Alana Moore’a postanawiają uszczęśliwić Ziemian na siłę – użyźnienie Sahary poprzez zniszczenie starego ekosystemu to tylko wstęp. Hiperklan był odbiciem JLA w krzywym zwierciadle, niemal boską inwazją na planetę, której mieszkańców trzeba było chronić przed nimi samymi, odbierając im praktycznie wolną wolę – konflikt z Ligą był zatem nieunikniony. Pokłosiem potyczki z Hiperklanem była budowa jednej z najbardziej charakterystycznych budowli uniwersum DC przełomu wieków – na Księżycu powstała Strażnica Ligi Sprawiedliwości. To tam właśnie Superman i spółka założyli własną bazę i centrum dowodzenia – budowla padła dopiero w czasach „Nieskończonego kryzysu” Geoffa Johnsa z 2005 roku, kiedy to przerażający Superboy-Prime zrównał ją z księżycowym gruntem. Zaraz po Hiperklanie nadciągnęła niebiańska organizacja Pax Dei ścigająca zbuntowanego anioła o imieniu Zauriel. Pierwotnie miał to być Hawkman, ale jego postać była wówczas tak niespójna fabularnie, że DC zabroniło jej wykorzystania w „JLA”. Zauriel szybko dołącza do Ligi, która teraz musi mierzyć się z kolejnym przeciwnikiem, reaktywowanym złolem o pseudonimie „The Key”, z czasów Srebrnej Ery.
Drugi z czterech tomów zbiorczych runu Morrisona rozpoczyna się jedną z najlepszych opowieści o Lidze Sprawiedliwości, jaką można przeczytać – „Wieczna skała”. Lex Luthor, który wszedł w posiadanie dziwnego i, jak się później okazuje, niezmiernie niebezpiecznego artefaktu powołuje kolejną grupę, będącą antytezą Ligi Sprawiedliwości, czyli… Gang Niesprawiedliwości! Ależ tu wieje Srebrną Erą, aż odbiera oddech! Fabuła staje się coraz bardziej skomplikowana, zwłaszcza gdy ni z tego, ni z owego w Strażnicy pojawia się Metron z Nowej Genezy, reprezentant samych Nowych Bogów Jacka Kirby’ego, i każe „szukać Kamienia Filozofocznego, inaczej przybędzie Darkseid i zmiażdży wszelkie istnienie”. „Wieczna skała” jest pierwociną późniejszego o dekadę „Ostatniego kryzysu”, w którym Grant Morrison doprowadził do ekstremum jej fabularne założenia – Darkseid, Desaad, Równanie Antyżycia, międzygalaktyczne wojny, które trudno objąć rozumem, i nadciągające niebezpieczeństwo o skali wprost niewyobrażalnej. Wojna z Darkseidem doprowadziła wręcz do rozpadu Ligi – chwilowego, ale jednak. Dopiero po jakimś czasie ruszyła rekrutacja (serio, były śmieszne przesłuchania, na które stawił się nawet Tommy Monaghan, czyli słynny „Hitman”). I tu pojawił się kolejny przeciwnik Ligi, także wyjęty prosto ze Srebrnej Ery, uosabiający „bohaterskie ideały retro”, Prometeusz. Ależ on dał łupnia naszym bohaterom, niemal nie było co zbierać! A on wróci, możemy być tego pewni!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Liga Sprawiedliwości pozyskała nowych członków – zabawnego i rozciągliwego Plastic Mana, nową Wonder Woman w postaci matki księżniczki Diany (za chwilę do tego wrócimy), Huntress i Oracle z „Ptaków Nocy”, J.H. „Steela” Ironsa (patrz: „Śmierć Supermana”), a także – uwaga – Oriona i Big Bardę z Nowych Bogów. Ta dwójka miała zadanie specjalne – ktoś musi wesprzeć Ziemian w walce z nadciągającym horrorem o planetarnej skali. Rozszerzona Liga wzięła następnie udział w zabawnym, typowym dla lat dziewięćdziesiątych crossoverze z… Wild C.A.T.S. z wydawnictwa Wildstorm. Było to mniej więcej rok przed tym, jak DC Comics wchłonęło Wildstorm (razem z niczego nieświadomym Alanem Moore’em okopanym tam w swoim „America’s Best Comics”). Imprint Jima Lee, należący jeszcze wtedy do szalejącego na rynku i definiującego w swój charakterystyczny sposób ostatnią dekadę dwudziestego wieku wydawnictwa Image Comics, nadal był atrakcyjny sprzedażowo. A skoro Liga mogła spotkać się z bohaterami z innego wydawnictwa, to co stoi na przeszkodzie, aby spotkała się z postaciami z nieco odseparowanego od mainstreamu, ale przecież będącego własnością DC, imprintu „Vertigo”. Świat zapada w dziwną epidemię snu, a do Strażnicy przybywa sam Morfeusz ze Śnienia – ale jest to Daniel, a nie oryginalny Sen z Nieskończonych, ponieważ akcja tej historii dzieje się już po zakończeniu „Sandmana” Neila Gaimana. I tu pojawia się Starro Zdobywca, kosmita-rozgwiazda z jednym okiem (patrz: filmowy „Legion samobójców” lub pierwsze pojawienie się Ligi w „Brave and the Bold” nr 28), z którym potyczka prowadzi prosto do jednego z najlepszych eventów DC końca lat dziewięćdziesiątych, czyli „DC One Million”.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

65
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.