powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CCXXXI)
listopad 2023

Niedzielny krytyk komiksów: Z których Jolskych?
Tak jak w odniesieniu do „Tytusa, Romka i A’Tomka” moim swoistym pożegnaniem była księga XVI, nieoficjalnie zwana „Tytus dziennikarzem”, tak w przypadku cyklu „Jonka, Jonek i Kleks” taka rola przypadła właśnie opowieści „Pióro contra flamaster”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dlaczego pożegnaniem? Odpowiedź jest bardzo prosta, bo zacząłem z „Kleksa” zwyczajnie wyrastać. Jego miejsce zaczęła zajmować „Fantastyka” z „Funkym Kovalem”, a także publikowane w „Świecie Młodych” mocno pokiereszowane przedruki frankofońskich pozycji (m.in. „Yans”, „Luc Orient”, „Valerian”). Trzeba jednak przyznać, że było to pożegnanie z przytupem, bo „Pióro contra flamaster” to jedna z najlepszych historii stworzonych przez Szarlotę Pawel, zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunku.
„Pióro contra flamaster” odbiegało nieco charakterem od wcześniejszych przygód trójki sympatycznych przyjaciół. Dotychczasowe historie „Jonka, Jonek i Kleks” miały naturę młodzieżowo-baśniową. W pierwszych odsłonach cyklu dominowały przygody dosłownie magiczne, bo wykorzystujące siłę wyobraźni. I tu pytanie do miłośników Kleksa: kto pamięta, że na początku z siły wyobraźni korzystał Jonek? Pozostała dwójka nauczyła się tej sztuczki właśnie od niego. W ten oto sposób trójka przyjaciół przenosiła się na wyspę skarbów, poszukiwała potwora z Loch Ness, czy też przedzierała się przez amazońską dżunglę śladami ciotki Plopp. Historie te przeplatane były krótszymi i dłuższymi opowieściami osadzonymi w szkolno-harcerskiej rzeczywistości. Obozy, zimowiska, zbiórki harcerskie. Oczywiście wszystko było podane z odpowiednią dawką humoru oraz różnymi „dodatkami”, takimi jak ufoludki, smoki, piraci. Natomiast „Pióro contra flamaster” nie wiązało się z żadną magią, Kleks i Jonki nie korzystali z siły wyobraźni, aby przenieść się w odległe egzotyczne lub bajkowe miejsca. Nie znajdziemy w tej historii magicznych stworów ani postaci rodem z powieści przygodowych. Szarlota Pawel osadziła tę odsłonę przygód swoich bohaterów tu i teraz (a tak dokładnie to "tu i wtedy"), z drobnymi poprawkami, o czym za chwilę.
Zanim przejdziemy do szczegółów komiksu, warto przyjrzeć się otoczeniu polityczno-społecznemu, w jakim powstawał. Oczywiście, nie było celem autorki dokumentowanie zmian zachodzących w kraju, raczej czerpała pomysły z tego, co obserwowała dookoła. W historii „Szalony eksperyment” Pawel pozwoliła sobie na dowcipne skomentowanie sytuacji gospodarczej Polski końca epoki Gierka, w stylu filmów Stanisława Barei. „Pióro contra flamaster” zostało opublikowane na przełomie lat 1983-84. Kilka miesięcy wcześniej (22 lipca 1983 roku) zniesiony został stan wojenny, którego celem było z jednej strony ograniczenie swobód obywatelskich oraz stłamszenie ruchów wolnościowych, a z drugiej – pokonanie kryzysu gospodarczego. To pierwsze udało się całkiem dobrze, to drugie w warunkach księżycowej gospodarki socjalistycznej udać się nie mogło. Dlatego też peerelowskie władze zaczęły bardzo powoli i delikatnie luzować ideologiczny gorset gospodarczy. Zapalono zielone światło dla prywatnej przedsiębiorczości, i to w skali większej niż dotychczas akceptowani przez socjalistyczny system jedynie rzemieślnicy. Pojawiły się tzw. przedsiębiorstwa polonijne, głównie w branżach: kosmetycznej, odzieżowej i spożywczej, których produkcja miała uzupełniać chroniczne braki na rynku konsumenckim.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
I być może, że właśnie ta atmosfera ekonomicznej odwilży udzieliła się Szarlocie Pawel, która postanowiła akcję swojej najnowszej (ówcześnie) historii umieścić w warunkach bezwzględnego kapitalizmu. Bo właśnie o tym traktuje „Pióro contra flamaster”, o bezpardonowej walce między dwoma firmami – Interinkaust oraz Uniflamaster. Rzecz rozgrywa się w anonimowym zachodnim kraju. Imiona i nazwiska są raczej anglosaskie, kierownice po lewej stronie, więc całość pachnie Stanami Zjednoczonymi lub Kanadą. Natomiast miasto już jest konkretne i nosi nazwę, uwaga, Metropolis. Przypadek? Nie sądzę.
Osią intrygi jest walka dwóch wspomnianych firm o udziały w rynku przyborów do pisania. Jak łatwo się domyślić z nazw, Interinkaust oferuje wieczne pióra, natomiast Uniflamaster – długopisy i flamastry. Już sam ten podział jasno sugeruje, gdzie czytelnik powinien lokować swoje sympatie, ale na wszelki wypadek autorka zastosowała rodzaj wprowadzenia, w którym z pomocą głównego bohatera tłumaczy, kto jest kim i o co chodzi w całej historii. Wygląda to trochę tak, jakby Pawel nie wierzyła, że czytelnicy samodzielnie będą w stanie poukładać puzzle, z których składała się intryga i konieczne było odpowiednie ukierunkowanie odbiorców.
Wspomniany wstęp informuje nas, że prezesem Interinkaustu jest poczciwy pan Masters, a Uniflamastrem kieruje diaboliczny prezes Jolsky. I trzeba przyznać, że ten Jolsky to się Szarlocie Pawel naprawdę udał. Bez dwóch zdań jest to najlepszy czarny charakter, jakiego stworzyła w swoich komiksach. To nie smok ze „Smoczego jaja”, czy też Elegant z „Porwania księżniczki”, którzy na koniec całej historii przedzierzgali się w pozytywne postacie. Jolsky jest czarnym charakterem z krwi i kości, od początku do samego finału, czego najlepszym dowodem jest kontynuacja krucjaty przeciw Kleksowi w kolejnym albumie – „W pogoni za czarnym Kleksem”. Swoją drogą to nazwisko jest kolejnym przykładem nawiązywania Szarloty Pawel do polskich wątków. W „Szukajmy ciotki Plopp” jest plemię Ken-Dżou, którego nazwa pochodzi od profesora Kędzioła z Krakowa, a w „Złocie Alaski” znajdujemy mapę starego McLusky’ego, czyli przodka Jonki o nazwisku Maklusek.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Istotna część opowieści rozgrywa się właśnie w posiadłości Jolsky’ego, co daje tej postaci szerokie pole do popisu. Willa i ogród otoczone są murem, wszędzie są psy i pełno różnej maści osiłków. Całość przypomina nieco obraz z komedii gangsterskich spod znaku Olafa Lubaszenki i ma to swój urok. Główną atrakcją historii są próby przeciągnięcia Kleksa przez Jolsky’ego i jego goryli do współpracy z Uniflamastrem. Główny bohater oczywiście wychodzi z tego obronną ręką, ale pojedynki słowne z szefem konkurencji są całkiem udane. Zresztą dialogi zasadniczo są mocną stroną „Pióra contra flamaster”. „Proszę wybaczyć, chłopcy są trochę nieobyci” – słyszy sponiewierany Kleks od Jolsky’ego po przybyciu do siedziby Uniflamastra i nieco złośliwie rzuca w odpowiedzi - „Jolsky? Jolsky? Nie znam… z których Jolskych?”. I trzeba powiedzieć, że w „Piórze contra flamaster” mamy wszystko to, co powinno być w porządnej opowieści sensacyjnej. Jest porwanie (a nawet dwa), jest (prawie) szalony naukowiec i jest ostateczna rozgrywka, która za pośrednictwem telewizji ma miejsce na oczach wszystkich mieszkańców Metropolis.
Oczywiście z perspektywy ówczesnych odbiorców komiks miał jeszcze jeden wymiar egzotyki. Była nią oczywiście podróż do tzw. zachodniego, czytaj kapitalistycznego kraju. I to podróż samolotem. Muszę przyznać, że wśród moich znajomych nie było nikogo, kto był w jakimkolwiek zachodnim kraju i tylko jeden kolega leciał samolotem. Z Warszawy do Gdańska. Jakie czasy, taka egzotyka.
Jeszcze jedna rzecz, która w moim odczuciu łączy „Pióro kontra flamaster” ze wspomnianą na początku księgą XVI TRA. W obydwu przypadkach można uznać, że na swój sposób za sprawą obydwu tych historii zarówno seria o Tytusie, jak i Kleksie w pewien umowny sposób wydoroślały. Oczywiście nie chodzi o to, że stały się nagle komiksami dla dorosłych, ale odeszły nieco od bajkowo-dziecięcej narracji na rzecz tematyki osadzonej w „dorosłych” realiach. Tytus po wielu księgach uczłowieczania zostaje szanowanym redaktorem, Kleks bierze udział w bezpardonowej walce dwóch firm o rynek przyborów do pisania. „Pióro contra flamaster” było też swoistym znakiem czasu. Wielu czytelników z pewnością pamięta krytykę nachalnej amerykańskiej reklamy w piątej księdze „Tytusa, Romka i A’Tomka”. W przygodach Kleksa reklama jest już w porządku, byle tylko grać po właściwej stronie.



Tytuł: Jonek, Jonka i Kleks: Pióro kontra flamaster
Scenariusz: Szarlota Pawel
Data wydania: 17 października 2012
Wydawca: Egmont
ISBN: 9788323747727
Format: 64s. 170x260 mm
Cena: 24,99
Gatunek: humor / satyra
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

67
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.