W listopadzie 1977 roku miała swoją premierę „Sprawa Gorgonowej” – opowiadający o głośnej przedwojennej zbrodni doskonały dramat sądowy w reżyserii Janusza Majewskiego. Cztery lata później ten sam twórca wrócił do tego gatunku, realizując dla telewizji – jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego – głośną (głównie za sprawą filmu z końca lat 50. XX wieku) „Anatomię morderstwa”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kiedy reżyser Janusz Majewski (rocznik 1931) zdecydował się przenieść na ekran sztukę Amerykanina Elihu Winera (1914-1994), miał już na koncie najlepszy dramat sądowy w historii polskiej kinematografii – kinową „Sprawę Gorgonowej” (1977). Trudno byłoby więc w tamtym czasie w Polsce Ludowej o twórcę, który bardziej nadawałby się do telewizyjnej realizacji „Anatomii morderstwa”. Przedstawienie nakręcono jeszcze w 1981 roku, ale z powodu wprowadzenia stanu wojennego jego premiera odbyła się rok później – w drugiej połowie października 1982. Nie były to dobre czasy ani dla kraju, ani dla Polaków, ale prawdą pozostaje, że kultura powoli zaczęła się odradzać. Często w konspiracji, zaczął się bowiem okres bojkotu reżimowej telewizji. Z tego też powodu takie – „zamelinowane” w archiwum – produkcje miały dużą wartość. Ich emisja wywoływała wrażenie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Historia opowiedziana w „Anatomii morderstwa” wydarzyła się naprawdę. 31 lipca 1952 roku porucznik armii amerykańskiej Coleman A. Peterson w Big Day (w stanie Michigan) zastrzelił Maurice’a Chenowetha. Obrońcą zabójcy został późniejszy sędzia Sądu Najwyższego Stanu Michigan John D. Voelker (1903-1991), a oskarżycielami – Edward Thomas, prokurator hrabstwa Marquette, oraz Irving Beattie, zastępca prokuratora generalnego. Proces trwał dziewięć dni – od 15 do 23 września 1952 roku, a ostateczny wyrok wydał sędzia Charles O. Arch, Sr. Osiem lat później Voelker zdecydował się całą historię opisać w książce, którą wydał pod pseudonimem Robert Traver. To ona stała się kanwą słynnego, nominowanego do Oscarów aż w siedmiu kategoriach, dramatu Ottona Premingera z 1959 roku, w którym główne role zagrali: James Stewart (jako Paul Biegler), Lee Remick (jako Laura Manion), Ben Gazzara (który wcielił się w porucznika Fredericka Maniona) oraz George C. Scott (prokurator Claude Dancer). W 1964 roku natomiast prozaik i dramatopisarz Elihu Winer na podstawie książki i scenariusza filmowego napisał sztukę sceniczną i to po nią właśnie siedemnaście lat później sięgnęli twórcy polskiego Teatru Telewizji. Stąd właśnie, co może być nieco mylące, pojawiające się w napisach początkowych nazwisko Winera, a nie Voelkera vel Travera. Fabularnie jednak obie historie nie różnią się znacząco; zachowane zostały nawet fikcyjne nazwiska bohaterów. Paul Biegler (w tej roli Piotr Garlicki, znany przede wszystkim z „ Barw ochronnych” Krzysztofa Zanussiego) to były prokurator, który dobrowolnie przemianował się na obrońcę. Po powrocie z weekendowego wypadu na ryby dowiaduje się od swojego starego przyjaciela, emerytowanego adwokata Parnella McCarthy’ego (Bronisław Pawlik), że doszło do dramatycznego zdarzenia, w wyniku którego porucznik US Army Frederick Manion (Wojciech Wysocki – patrz: „ Con amore”, „ Selekcja III: Ostatni numer”) zastrzelił niejakiego Barneya Quilla, właściciela lokalu w miasteczku Big Day.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dlaczego to zrobił? Wcześniej Quill miał rzekomo zgwałcić żonę oficera, atrakcyjną Laurę Manion (Liliana Głąbczyńska). Dowiedziawszy się o tym, porucznik zabrał broń i z kampingu, na którym mieszkał z małżonką, udał się do lokalu, gdzie oddał kilka strzałów do stojącego za barem gwałciciela. Po czym, jak gdyby nigdy nic, wrócił do siebie, aby zająć się Laurą. Policja oczywiście natychmiast go aresztowała, a pani Manion zaczęła rozglądać się za dobrym adwokatem – i tak trafiła do Paula Bieglera. Ten spotyka się w areszcie z oficerem i chociaż tamten nie jest w stanie zapewnić mu wysokiego honorarium, decyduje się bronić go w sądzie. A pomaga mu w tym McCarthy, który już na samym początku, jeszcze zanim zaczyna się rozprawa, wpada na pomysł, jaką przyjąć linię obrony – należy, jego zdaniem, powołać się na casus z 1886 roku mówiący o „nieodpartym impulsie”, co mogłoby stać się podstawową do orzeczenia niepoczytalności sprawcy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jak to najczęściej w dramatach sądowych bywa, większość czasu ekranowego (niemal dwie godziny) widzowie spędzają w sali, przysłuchując się obradom. Oskarża miejscowy prokurator Mitch Lodwick (jedna z wczesnych ról zmarłego przed dwoma laty Krzysztofa Kiersznowskiego), któremu jednak szybko przybywa w sukurs prokurator stanowy Claude Dancer (w tej roli pojawia się Zdzisław Wardejn, znany ze wszystkich trzech części „ Selekcji”). Przeciw nim staje samotny Biegler, z tylnego rzędu wspomagany nieoficjalnie przez McCarthy’ego. A wszystko, obok dwunastoosobowej ławy przysięgłych (złożonej jedynie z białych), ma osądzić sędzia Weaver (Józef Pieracki – vide „ Szafir jak diament”).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na podstawie zeznań świadków obie strony procesu rekonstruują przebieg zdarzenia, choć gwoli ścisłości to pod tym względem nie ma między nimi wielkich różnic. To, że porucznik Manion zastrzelił Quilla jest oczywiste. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Oskarżenie próbuje udowodnić, że zrobił to z premedytacją, obrona – że pod wpływem impulsu, nad którym nie panował. Przy okazji wywlekane są na wierzch wszelkie brudy, w tym reputacja Laury, która – jak twierdzą Dancer i Lodwick – każe patrzeć na jej zeznania dotyczące rzekomego gwałtu dokonanego na niej przez Barneya z dużymi wątpliwościami. Dzięki przesłuchaniom na ekranie pojawia się cała plejada znakomitych aktorów: Jerzy Bończak (jako barman Alphonse Paquette, pracownik ofiary), Wojciech Alaborski (kapitan Mathhew Smith, psychiatra wojskowy), Arkadiusz Bazak (sierżant policji Durgo, który aresztował porucznika Maniona), Zdzisław Tobiasz (doktor Homer Raschid, patolog) oraz Stefan Friedmann (fotograf Warren Burke).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kto widział choć jeden dramat sądowy – czy to w kinie, czy w telewizji – ten w przypadku „Anatomii morderstwa” niczym szczególnym zaskoczony nie będzie. Spektakl Janusza Majewskiego powiela bowiem schemat. Istotne jednak jest to, w jaki sposób to robi. Czyli wybijają się głównie: po pierwsze – aktorstwo (pod tym względem mamy do czynienia z poziomem najwyższym), po drugie – realizacja (mimo że to przedstawienie teatralne, reżyser podszedł do niego jak do filmu, co widać głównie w pracy kamer), po trzecie – świetnie dobrana muzyka (dość powiedzieć, że Majewski sięgnął po kompozycje nieżyjącego już od dwunastu lat Krzysztofa Komedy). Złożone w jedno wszystkie te elementy sprawiają, iż „Anatomia morderstwa” to jeden z najciekawszych kryminalnych Teatrów Telewizji nakręconych w czasach PRL-u.
Tytuł: Anatomia morderstwa Data premiery: 21 października 1982 Obsada: Piotr Garlicki, Wojciech Wysocki, Liliana Głąbczyńska, Bronisław Pawlik, Zdzisław Wardejn, Krzysztof Kiersznowski, Józef Pieracki, Jerzy Bończak, Wojciech Alaborski, Arkadiusz Bazak, Zdzisław Tobiasz, Stefan Friedmann, Jan Żardecki, Anatol Kobyliński, Zdzisław Szymański, Kazimierz MeresRok produkcji: 1981 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 134 min Gatunek: dramat, kryminał Ekstrakt: 80% |