powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CCXXXI)
listopad 2023

Z filmu wyjęte: W kupie raźniej
Wszyscy naśmiewali się kiedyś z logicznych bezsensów w „Dniu Niepodległości” Rolanda Emmericha. Oczywiście słusznie, ale zaręczam, że ten film był istną krynicą mądrości w stosunku do cudactwa, z którego pochodzi niniejszy kadr.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dzisiaj proponuję pierwszy z trzech kadrów wyciągniętych z pewnego wyjątkowo durnego filmu. Ten najbardziej niewinny, z pozoru nie wyglądający na coś, co mogłoby przyprawiać o ból głowy. Żeby jednak docenić jego maestrię, konieczne jest pochylenie się najpierw nad samym filmem, z którego został wyjęty. Opis tego, co widać na kadrze, zostawię na koniec.
Otóż kadr pochodzi z nakręconego w 2021 roku obrazu pod tytułem „War of the Worlds: Annihilation”, czyli „Wojna światów: Zagłada”. Produkcja, firmowana przez niesławne The Asylum, wyszła spod ręki Maximiliana Elfeldta, mającego na swoim koncie między innymi „Koniec świata” (2018), „Lodową Apokalipsę”, kontynuację „Mścicielek Grimmów”, a także najświeższy „Dracula: On żyje!”, a wszystko kubek w kubek knoty. Co raczej oczywiste, „Wojna światów: Zagłada” nie wyłamuje się z tego szeregu. Ba! Wręcz lśni jak gwiazda z… no, z brązowej substancji będącej wynikiem przemiany materii.
Jądro pomysłu można nazwać brakiem pomysłu, bo koncept został przeżuty już przez tysiące twórców – ot, obcy atakują Ziemię. Ze spadłych meteorytów wydostają się kapsuły z mackami, a potem po świecie łażą roboty małe (wielkości czołgu) i duże (wysokości ok 40 metrów), siekąc z laserów i odparowując ludzi. Co z miejsca śmieszy, bo podobno przybysze przylecieli m.in. po to, by odsączać z ludzi krew (po co – o tym w jednym z następnych odcinków cyklu), ale zamiast odsączania płynów widzimy jedynie odparowywanie homo sapiens razem z ciuchami. Bohaterką opowieści jest wdowa po dopiero co zabitym żołnierzu, krążąca z praktycznie dorosłym synem po obrzeżach miasta, gdzie przyłącza się do nich niedoszły szeryf, któremu wpakowali się do campera. Wkrótce we trójkę chronią się w więzieniu, ale stamtąd też muszą uchodzić. Mają już jednak laserowy karabin, bo udało im się rozwalić jednego małego robota granatem. Następnie zabierają się z grupką przypadkowych żołnierzy do bazy dowodzonej przez przełożonego męża bohaterki, czyli Williama Baldwina, wyglądającego, jakby dopiero co piorun w niego strzelił. Tam wdowa przekonuje dowódcę, żeby zestrzelić statek obcych, wygodnie lecący akurat na tę bazę, bo wtedy roboty zostaną pozbawione sterowania i inwazja zdechnie. Skąd to wie? No cóż, nie interes widza.
I faktycznie – statek zostaje zestrzelony przez drony. I tu należy poczynić kilka uwag. Roboty obcych są absolutnie niewrażliwe na broń maszynową, i wiadomo to od pierwszego dnia inwazji. Jak więc udało się załatwić jednego z nich granatem? Patrz koniec poprzedniego akapitu. Co więcej, te duże roboty mają dodatkowo pole siłowe, które zwyczajnie uniemożliwia uszkodzenie ich którąkolwiek z ziemskich broni. W tym świetle absolutnie kretyńsko wygląda widoczny na załączonym kadrze szturm, w którym masa cywili przemieszanych z żołnierzami wali na tego większego robota robota środkiem drogi, w ciasnej kupie, szyjąc w pole siłowe z mniej lub bardziej maszynowej broni, a także ze zdobycznych laserów, które zresztą też rozpraszają się na osłonie. Czy muszę mówić, jak wygląda ewentualna przeżywalność takiego szturmu? Z frontalnym atakiem tłuszczy?
I tu pojawia się kilka uroczych kwestii. Czy ktokolwiek używa jakiejś osłony podczas strzelania do robota? Nie, winkle i przewrócone samochody są dla miętkich. Trzeba wyskoczyć z wypiętą do przodu klatą i pruć z karabinu w coś, co nawet nie zauważa, że zostało zaatakowane. Czy ktokolwiek z cywili ucieka w zaułki bądź kryje się w piwnicach? Nie, wszyscy biegają po ulicach i trawnikach jak kurczaki z ociętymi głowami. Ba! Biegają też między nogami robotów! Jak wygląda ostrzał robotów przez czołgi, armaty i samoloty? Nie wygląda, bo mikry budżet nie przewidywał broni pancernej i lotnictwa nawet w wersji CGI, i to mimo że pole siłowe zdaje się być nieodporne na większe pociski. Jak w tej sytuacji zestrzelono statek? No… eee… dronem. Bo statek chyba wcale nie miał pola siłowego. Tak że tak.
Kilka słów więcej o „fabule” i jakości wykonania – w następnych dwóch odsłonach bezbudżetowego dramatu.
powrót; do indeksunastwpna strona

36
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.