Egmont zdążył wydać już wszystkie komiksy Gartha Ennisa o Punisherze, które ukazały się w imprincie „MAX”. Teraz sięgnął więc po starsze produkcje tego autora, wydane pod szyldem „Marvel Knights”. Pierwszy tom tego cyklu to przede wszystkim komiksy stworzone ze Steve’em Dillonem: dwunastoczęściowa miniseria „Witaj ponownie, Frank” (notabene publikowana już w Polsce dwukrotnie – przez wydawnictwo Mandragora oraz w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela) oraz pierwszych pięć zeszytów kolejnego cyklu. W zbiorze znalazła się także historia „Punisher zabija uniwersum Marvela”, narysowana przez Douga Braithwaite’a.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W „Witaj ponownie, Frank” Punisher wraca do Nowego Jorku (po tym, jak przez jakiś czas służył jako agent aniołów – a może tylko mu się zdawało) i rozpoczyna krucjatę przeciw mafijnej rodzinie Gnucci. Wszelkimi dostępnymi środkami antybohater wyrzyna kolejne zastępy gangsterów. Na różne sposoby, ale wszystkie bardzo krwawe i widowiskowe. Jego działanie staje się inspiracją dla innych mścicieli, którzy na własną rękę rozpoczynają walkę ze złem – przynajmniej w ich mniemaniu. A policja nie kwapi się specjalnie, by aresztować Franka. W końcu większość glin uważa, że Punisher pomaga im w pracy. Ennis stworzył dość prostą fabułę, z jak najbardziej przewidywalnym finałem, jednak nafaszerował ją zazębiającymi się wątkami pobocznymi i ciekawymi (oraz jak najbardziej potłuczonymi) postaciami – dzięki temu całość jest czymś więcej niż tylko serią efektownych egzekucji gangsterów. To komiks czysto rozrywkowy, dający naprawdę wiele radochy. Ennis ma olbrzymi talent do pisania soczystych historii i świetnie brzmiących dialogów. W jego „Punisherze” jest to jak najbardziej widoczne. W porównaniu do komiksów z imprintu „MAX” to dużo lżejsze fabuły, mniej realistyczne, a bardziej przegięte i doprawione sporą dawką czarnego humoru. Wprawdzie autor wplata też poważniejsze wątki, jednak to nie one są esencją tej serii – liczy się przede wszystkim solidna, choć miejscami szokująca rozrywka. I to udaje się w stu procentach. Po zakończeniu miniserii dostajemy jeszcze pięć zeszytów właściwie tego samego, ale w ciut innych dekoracjach. To bezpośrednia kontynuacja pierwszego cyklu – pewne postaci wracają, niektóre wątki są kontynuowane, a Punisher jak zwykle robi swoje. Wciąż jest krwawo, intensywnie oraz zabawnie. No i super – nie przeszkadzałoby mi więcej zeszytów w podobnym klimacie, mam nadzieję, że w kolejny tom mnie pod tym względem nie rozczaruje. Dillon to artysta, który świetnie się rozumie z Ennisem – w końcu razem stworzyli „Kaznodzieję”, a także zrobili wspólnie szereg zeszytów „Hellblazera”. Rysownik ma surowy, ale bardzo charakterystyczny styl, świetnie akcentujący brzydotę ludzi oraz sprawdzający się znakomicie przy pokazywaniu widowiskowy scen rzezi. Scenariusz Ennisa przedstawia bezbłędnie – nie wyobrażam sobie innego artysty, który mógłby go udźwignąć. Ostatni komiks w tym albumie wypada najsłabiej. To prosta historyjka, w której za śmierć rodziny Franka Castle’a pośrednio odpowiadają superbohaterowie – więc Punisher rozpoczyna krucjatę, by wszystkich ich wytępić. Poza szokującym jak na tamte czasy pomysłem (fabuła powstała w 1995 roku), nie ma tu nic i. To taka ciekawostka – komiks można traktować jak pierwszą wersję innej flagowej serii Ennisa: „Chłopaków”. Pierwszy tom „Punishera” z imprintu „Marvel Knights” to kawał soczystej rozrywki. Polecam każdemu, kto lubi dobrze napisane fabuły, bezpretensjonalną rzeź oraz czarny humor. Plusy: - zręcznie poprowadzona, rozrywkowa fabuła
- dziwne, ale świetnie skrojone postaci
- dużo przegiętych żartów
- surowe, ale sugestywne rysunki Dillona
Minusy - komiks „Punisher zabija uniwersum Marvela” trochę zaniża poziom całego albumu
Tytuł: Marvel Knights. Punisher #1 Data wydania: 29 września 2021 ISBN: 9788328152052 Format: 456s. 170x260mm Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |