powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
ciąg dalszy z poprzedniej strony
W tej wirówce wirowali też pszczoły z SGGW, które mają brać udział w kolonizacji Marsa. Chcieli wirować trzmiele, ale jest to gatunek chroniony i SGGW od dwóch lat stara się o zezwolenie na wyjęcie niewielkiej populacji spod ochrony.
Pewuc i Tiffany... znaczy Alicja Janusz<br/>fot. Ola Graczyk
Pewuc i Tiffany... znaczy Alicja Janusz
fot. Ola Graczyk
Spotkanie autorskie z Pewucem prowadziła Alicja Janusz, przecudnie przebrana za Tiffany Obolałą – miała nawet patelnię i figurkę Feegle’a, którą sama zrobiła z niebieskiej masy ceramicznej. Piotr opowiadał o swoich pierwszych zetknięciach z literaturą fantastyczną oraz karierze tłumacza, która z czasem przyćmiła jego wyuczony zawód, czyli bycie wykładowcą matematyki. Jeszcze uczniem będąc kupił w kiosku powieść „Wakacje cyborga”, a następnie zaczął kupować całą fantastykę, jaka wpadła mu w rękę, korzystając z faktu, że po drodze ze szkoły do domu miał trzy księgarnie. Jak sam skomentował: „Trudne do uwierzenia, ale byłem wtedy w stanie przeczytać wszystkie książki fantastyczne, które wychodziły w Polsce, a nawet zostawało mi czasu, żeby niektóre nich przeczytać drugi raz.”
W jednej z książek znalazł włożoną tam przez kogoś karteczkę z informacją o powstaniu Śląskiego Klubu Fantastyki i poczuł się „jak ten jedyny gej we wsi, który się dowiaduje, że takich jak on jest więcej”. Pierwszym tłumaczeniem było opowiadanie Bradbury’ego właśnie do fanzinu wydawanego przez ŚKF. Co ciekawe, antologię opowiadań po angielsku nabył w księgarni rosyjskojęzycznej (za PRL-u istniały takie miejsca). Któregoś dnia do klubu przyjechał Lech Jęczmyk i prezes dał mu przetłumaczone przez Pewuca opowiadanie – jeszcze nie do Fantastyki, bo nie istniała, ale do jakiegoś magazynu dla inżynierów. Dla Fantastyki Piotr przetłumaczył opowiadanie Howarda i tak się zaczęło…
W niedzielę lekko spóźniona dotarłam na panel dyskusyjny Alicji Janusz, Agnieszki „Ignite” Hałas i Anny „Cranberry” Nieznaj, prowadzony przez jakiegoś młodego i entuzjastycznie, acz nieco dziwnie nastawionego człowieka. Zadawał pytania, no… momentami trochę osobliwe, na przykład „Czy zdarzyło wam się oglądać jakiś film wiele razy, żeby go zrozumieć i się zainspirować.” Tak, na pewno każdy pisarz przyzna się do inspiracji filmami (sprawdzić, czy nie Kuba Ćwiek). W końcu Cranberry uratowała sytuację, opowiadając, jak to w kółko oglądała „Gwiezdne wojny”, kiedy pisała fanfiki.
Alicja podkreślała, że świat, który opisujemy, musi być wewnętrznie spójny. Jeżeli nie ma tam czarnego prochu, to nie można używać określeń typu „Niech mnie kule biją”. Dodała, że pisała teksty osadzone w świecie, gdzie nie ma chrześcijaństwa i uświadomiła sobie, ile popularnych wyrażeń ma podłoże biblijne. Miałam ochotę zapytać o jakieś konkretne przykłady, ale brakowało mi energii, żeby się wcinać.
Stoisko wędrowyczowskie<br/>fot. Achika
Stoisko wędrowyczowskie
fot. Achika
Cranberry powiedziała, że czytelnik powinien mieć wrażenie, że świata jest więcej, niż to, co zostało opisane w tekście. Ignite zacytowała Macieja Parowskiego doradzającego Jackowi Inglotowi, żeby pisał o tym, na czym się zna (rezultatem było świetne opowiadanie o nawiedzonej szkole – Inglot był nauczycielem). Ta rada jest często powtarzana na różnych panelach, ale gdyby wszyscy się do niej stosowali, to mielibyśmy chyba głównie książki o pracy w biurze…
Prowadzący spytał, co dziewczyny by poleciły osobom nieczytającym fantastyki. Ignite rozsądnie stwierdziła, że na pierwszy raz dobrze jest dać coś osadzonego w naszym świecie, żeby czytelnika nie zamęczyć wyobrażaniem sobie obcej scenerii. Na koniec spytał autorki, czy piszą ręcznie (Alicja nie, bo pogubiłaby papiery, Ignite ręcznie robi notatki, Cranberry siedzi nad pustą kartką) i czy to prawda, że najwięcej pomysłów przychodzi tuż przed snem (niekoniecznie, aczkolwiek zdziwiłam się, że nikt nie napomknął o pomysłach przychodzących do głowy w trakcie zmywania i odkurzania).
Cathia – tym razem nie w mundurze, za to w ładnej imperialnej bluzeczce – wygłosiła drugą część prelekcji „Japonia mniej znana”, której początku wysłuchaliśmy wiosną na FanConie. Na początku powtórzyła informacje o Yoshinogari – odtworzonej osadzie z epoki miedzi, z domami wyglądającymi jak wystające spod ziemi dachy, oraz spichlerzami wybudowanymi na palach dla ochrony przed myszami, oraz o Beppu – miasteczku gejzerów i gorących źródeł zwanych „piekiełkami”. Potem z wyspy Kiusiu przeniosła się na Sikoku i pokazała nam Matsuyamę z zamkiem położonym na wzgórzu tak wielkim, że założono tam wyciąg krzesełkowy dla wygody. Kolejny zamek, w Ozu, został w 2004 roku odbudowany tradycyjnymi technikami, co w Japonii nie jest oczywiste – wiele z ich siedemnastowiecznych zamków po zniszczeniach wojennych odtworzono z betonu.
Pokazała też zdjęcia z wiosennej parady kurtyzan w Tokio. Obecnie nie ma już tam prawdziwych dam lekkich obyczajów, tylko poprzebierane mieszkanki miasta. Ciekawe, jak długo muszą trenować chodzenie w sandałkach na 20-centymetrowym koturnie – Cathia nie miała filmu, ale powiedziała, że robią jakiś specjalny gest stopą w bok, coś w rodzaju ósemki. Ona wraz z koleżanką zyskała miejsce w pierwszym rzędzie (dzięki uprzejmości jakichś starszych pań) i aktor przebrany za lisa przyłożył jej sztuczną gałęzią sakury (kwitnącej wiśni) na szczęście. Starsze panie bardzo się tym emocjonowały.
Kitsune<br/>fot. Achika
Kitsune
fot. Achika
Z samego Tokio pokazała zdjęcie uroczej, małej świątynki, która była pokazana w serialu „Czarodziejka z Księżyca”, rzeźby Złotej Kupy na dachu niezbyt wysokiego wieżowca oraz tarasu widokowego w siedzibie gubernatora, gdzie – w przeciwieństwie do słynnej wieży telewizyjnej – wstęp jest za darmo, a widoki dokładnie takie same.
Cathia skończyła i wyszliśmy z sali, przepychając się przez dziki tłum, który próbował do niej wejść, żeby zająć sobie miejsca na prelekcję „Jak ukryć zwłoki, poradnik czysto teoretyczny”. Ja udałam się posłuchać Pewuca opowiadającego o twórczości okołopratchettowej.
Zaczął od przedstawienia komiksów (paskudnie rysowanych) – w Polsce wyszły dwa, ogółem są cztery. Wydano kilka albumów z mapami: cały Dysk, Lancre, domena Śmierci, plan Ankh-Morpork. Co roku wychodzą kalendarze, do robienia ilustracji zapraszani są różni artyści. Muzyki jest niewiele: jedna płyta „Zimistrz”, między innymi z utworem „Dark Morris”. Aczkolwiek Śląski Klub Fantastyki, a konkretnie grupa Swagmani znad Bilabonga, nagrała polską wersję piosenki „Waltzing Matilda” (istotnej dla zrozumienia „Ostatniego kontynentu” Pratchetta) oraz sławetną piosenkę o jeżu, którego przelecieć się nie da.
Pratchett napisał dwie książki nieco krótsze, specjalnie po to, żeby wyszły z ilustracjami: „Eryka” (u nas chyba wydanego bez) i „Ostatniego bohatera”.
Najwięcej jest… sztuk teatralnych. Sam tylko ŚKF wystawił „Straż! Straż!” na Parconie, „Trollowy most” na Nordconie oraz „Rybki małe ze wszystkich mórz” na Polconie w Warszawie (byłam!). Z kolei teatr w Jeleniej Górze pokazał „Wyprawę czarownic”. Pytanie, ile sztuk wystawiają fani w świecie anglojęzycznym. Podobno jedną każdego dnia.
Na koniec Pewuc opowiedział o filmach. Istnieje kilka telewizyjnych adaptacji poszczególnych książek, rysunkowe „Soul Music” oraz „Troll Bridge” zrobiony komputerowo przez jakiegoś fana.
StarFest był udanym konwentem, choć nie osiągnął wielkich rozmiarów (nieco ponad pięć tysięcy uczestników). Należy pochwalić organizatorów za stworzenie ciekawego programu, a szczególnie za ściągnięcie tak rzadko widywanych osób jak Ania Brzezińska.

Z kapowniczka Achiki

Sławek (w hali targowej zachodzi Achikę od tyłu): Skąd pojawia się Sławek? ZNIENACKA!

Winniczek: Do oświecenia można było dojść poprzez ascezę, wyrzeczenie się pragnień cielesnych, albo też odwrotnie: przez odrzucenie wszelkich norm, rozpustę, orgie…
Ja: …140 w zabudowanym…

Andrzej Pilipiuk: Carska policja zawsze starała się zdobyć sztandar PPS, bo to dawało +100 do fejmu.

Ania Brzezińska: Lukrecja Borgia, jaką znamy z popkultury, jest jedną z nielicznych istot ludzkich pozbawionych matki.

Ania Brzezińska: Księżniczki włoskie były uczone języków (bo nigdy nie wiesz, skąd ci się mąż trafi) i zarządzania gospodarstwem, przy czym gospodarstwem w tym wypadku mogło być księstwo.

W trakcie prelekcji Cathii ustaliliśmy, że Kylo Ren był hobbitem, nie miał jeszcze 33 lat i stąd jego szczeniackie zachowania.

Alicja Janusz: Niemiecka autorka napisała o cesarzowej Sissi walczącej z wampirami i ktoś to postawił w dziale biografii, co wzbudziło niepotrzebne kontrowersje.

Pewuc: To jest interesujący problem logistyczny, pokazać straż miejską walczącą ze smokiem na scenie wielkości zasadniczo chusteczki do nosa.




Cykl: StarFest
Miejsce: Lublin
Od: 20 października 2023
Do: 22 października 2023
powrót; do indeksunastwpna strona

159
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.