Czwarty album prowadzonego przez Johna Zorna jazzowo-metalowego kwartetu Chaos Magick ukazał się już wprawdzie parę miesięcy temu, ale dziwnym trafem zszedł na dalszy plan. Wykopałem go w momencie, gdy do moich rąk trafiła piąta płyta zespołu. Przyzwoitość nakazywała jednak najpierw zająć się jej poprzedniczką. I dobrze się stało, bo przecież „444” to kapitalne wydawnictwo, z opus magnum w postaci rozbudowanego „Tayy al-Ard”.  |  | ‹444›
|
Od czasu jak w alchemicznym garnku John Zorn cudownie przeistoczył jesienią 2020 roku jazzrockowe trio Simulacrum w kwartet Chaos Magick, dorzucając do gitarzysty Matta Hollenberga, hammondzisty Johna Medeskiego oraz perkusisty Kenny’ego Grohowskiego pianistę Briana Marsellę, zespół ten regularnie publikuje nowe albumy. Zadebiutował doskonałą płytą „ Chaos Magick (Nothing is True – Everything is Permitted)” (2021), po czym – jeszcze w tym samym roku – dorzucił „ The Ninth Circle (Orpheus in the Underland)”, natomiast w kolejnym jego dyskografia wzbogaciła się o krążek „ Multiplicities, Vol. 1: A Repository of Non-Existent Objects”. Ostatnie miesiące też zresztą należą do pracowitych: w kwietniu Tzadik Records wydał „444”, a w połowie listopada – „Parrhesiastes”. Dzisiaj poświęcę czas pierwszej z nich. Zorn znany jest z wyjątkowo krótkiego czasu przeznaczonego na „obróbkę materiału”. Zazwyczaj od nagrania nowej płyty do jej upublicznienia mija najwyżej kilka miesięcy. Nie inaczej było w przypadku „444”. Do nowojorskiego studia nagraniowego EastSide Sound kwartet wszedł w ostatnich dniach grudnia (spędził w nim, włącznie z miksem i masteringiem, w sumie trzy dni: od 27 do 29), a płyta pojawiła się w sprzedaży już na początku kwietnia. Właściciel Tzadika dostarczył wszystkie kompozycje, zaaranżował je i wyprodukował, a na dodatek, jak to ma w zwyczaju, w studiu pokierował całą miniorkiestrą. Jak się bowiem okazuje, gdy gra się utwory Zorna – nawet w tak kameralnym składzie – potrzebny jest Mistrz, aby zapanować nad wszystkimi improwizacyjnymi niuansami. Otwierający „444” utwór „Splendid Solis” może zaskoczyć swoim bluesowym charakterem. Bluesowo brzmią bowiem Hammondy Medeskiego i gitara Hollenberga, bluesowy jest również rytm narzucony przez Grohowskiego. Ale to nie wszystko. Do tego dochodzą wysmakowane improwizacje (ach, te „kwasowe” organy!) i dialogi gitarzysty z klawiszowcem. Taki numer na początek płyty jedynie podsyca apetyt. W drugim w kolejności „Retort” muzycy, idąc śladem wytyczonym przez Johna Zorna, mocno sobie folgują. Nie ma to jednak nic wspólnego z artystyczną nonszalancją, chodzi raczej o to, że otrzymują od kompozytora szansę stworzenia niepowtarzalnego amalgamatu jazzu, rocka, metalu i awangardy. W niespełna ośmiu minutach kwartet zahacza o różne gatunki i style. Potrafi być subtelny i stonowany, by za chwilę zatrząść fundamentami świata, jednocześnie czując podskórnie, kiedy należy zagrać… ciszą. W krótkim, ale za to bardzo konkretnym „In Sulphur and in Flame” Chaos Magick daje wykład na temat: zastosowanie jazzowych harmonii i podziałów rytmicznych w muzyce heavymetalowej. I choć role pierwszoplanowe należą w tym przypadku do Matta Hollenberga i Kenny’ego Grohowskiego, to jednak także obaj klawiszowcy, włącznie z grającym na elektrycznym pianie Rhodesa Marsellą, mają istotny wkład w stworzeniu tej metalowo-jazzowej perełki. „Astral Projection” to zupełnie odmienna od poprzedników, monumentalna baśń: z wyeksponowanymi klawiszami (powłóczystymi Hammondami i nastrojowym fortepianem elektrycznym, który w końcówce wspomaga rytmicznie perkusję) oraz subtelną gitarą. W „Civil Disobedience” kwartet powraca do charakterystycznego dla siebie metalowego fusion, w którym jednak poczesne miejsce zajmuje przede wszystkim intensywna improwizacja całego zespołu. Jazz ponownie miesza się z rockiem, a do smaku dołożona zostaje jeszcze szczypta bluesa. Przyglądając się kolejnym kompozycjom zawartym na „444”, łatwo dostrzec prawidłowość, że po utworach energetycznych pojawiają się stonowane. Teraz nadchodzi więc kolej na ten drugi. I tak właśnie jest z „With Blood I Summon Thee”, o którego materii decydują głównie subtelne partie organów i fortepianu elektrycznego; gitarzysta i bębniarz czają się w tym czasie w tle, unosząc na falach rockowej psychodelii. „Salt and Mercury” to kolejne mocne, zapoczątkowane perkusyjną introdukcją, uderzenie kwartetu. Co jednak najważniejsze: w zalewie głośnych i zgiełkliwych dźwięków co rusz przebija się mocno jazzujący, a niekiedy wręcz swingujący fortepian Marselli, który z równym powodzeniem prezentuje kolejne solówki, jak i wdaje się w ożywcze dyskusje z Medeskim. Całość zamyka ponad dziewięciominutowy „Tayy al-Ard”. Tytuł ma znaczenie: John Zorn nawiązuje nim do mistycyzmu islamskiego, do pojawiającej się w muzułmańskiej filozofii (wyznawanej przez szyitów i sufitów) idei przemierzania Ziemi bez poruszania się. I taka jest ta kompozycja: monotonnie kontemplacyjna, hipnotycznie modlitewna. Chciałoby się rzec – transcendentna. A prościej: refleksyjnie piękna. Skład: Matt Hollenberg – gitara elektryczna Brian Marsella – fortepian elektryczny Fender Rhodes John Medeski – organy Hammonda Kenny Grohowski – perkusja, instrumenty perkusyjne
oraz John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja, dyrygent
Tytuł: 444 Data wydania: 7 kwietnia 2023 Nośnik: CD Czas trwania: 46:41 Gatunek: jazz, metal W składzie Utwory CD1 1) Splendid Solis: 04:26 2) Retort: 07:36 3) In Sulphur and in Flame: 03:00 4) Astral Projection: 07:31 5) Civil Disobedience: 03:29 6) With Blood I Summon Thee: 05:49 7) Salt and Mercury: 05:38 8) Tayy al-ard: 09:12 Ekstrakt: 80% |