powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Nie taki krautrock straszny: Ponury żniwiarz na tropie yeti. Zagmatwane losy Amon Düül i Amon Düül II
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Czy „Tanz der Lemminge” spełniło swą funkcję „przebudzacza” – trudno orzec. Na pewno jednak z lemingowego letargu przebudził się Olaf Kübler, który doszedł do wniosku, że grupa powinna wypłynąć na jeszcze szersze wody. Pewnego dnia wybrał się więc za Ocean i wrócił stamtąd z kontraktem podpisanym z United Artists. W efekcie cztery kolejne longplaye Amon Düül II, włączając w to koncertowy „Live in London” (1973), ukazały się z logo UA na okładce. Zaczął się nowy okres w dziejach zespołu, znaczony występami w całej Europie, nawet po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”. Aż dziw, że w takich warunkach artystom wciąż udawało się utrzymać pierwotną wspólnotę. Nawet więcej! Stać ich było teraz na wyprowadzkę z Monachium i wykupienie w Kronwinkl (nieopodal Landshut) okazałej rezydencji, w której znajdowało się prawie trzydzieści pokojów. Miało to też jednak swoje złe strony. Pojawiało się tam mnóstwo ludzi, których nikt tak naprawdę nie kontrolował. Narkotyki i „wolna miłość” – były na porządku dziennym. Mając spore wydatki, członkowie Amon Düül II stali się także bardziej podatni na naciski ze strony amerykańskiego szefostwa, które oczekiwało, że premierowy longplay nagrany dla United Artists będzie przystępniejszy dla mniej wymagającego słuchacza. I tak też poniekąd się stało.
Na „Carnival in Babylon” (1972) formacja pełnymi garściami czerpała z tradycji brytyjskiej i amerykańskiej psychodelii. Z zespołem rozstał się Jackson, zadebiutował w nim natomiast drugi – obok Petera Leopolda – perkusista Danny Fichelscher (wcześniej występujący w Niagarze, a później w Gili i Popol Vuh). Po raz pierwszy także wsparł zespół muzycznie (a nie tylko produkcyjnie), grając na saksofonie sopranowym, Kübler. I chociaż zespół wciąż jeszcze tworzył ambitne, rozbudowane kompozycje (tu znalazły się takie cztery), to jednak coraz częściej przenikały do jego repertuaru stylizowane na pop piosenki, delikatne, a niekiedy nawet romantyczne. Tyle że, jeśli o popie mowa, należy podkreślić, że był to pop nadzwyczaj szlachetny, nawiązujący do łagodniejszych dokonań klasyków psychodelii z Zachodniego Wybrzeża USA, to jest Jefferson Airplane, The Electric Prunes czy 13th Floor Elevators. Do tego należy dodać podstawowe elementy składające się na dotychczasową poetykę Amon Düül II, czyli wokalne duety męsko-żeńskie oraz partie solowe skrzypiec (na których po odejściu Shrata grał Karrer) i gitar (mimo że na „Carnival in Babylon” Weinzierl wyraźnie stracił pazur).
„Obrzydliwi, chciwi, bezmyślni…”
Na szczęście, choć czwarty studyjny longplay monachijczyków tytułem nawiązywał do „karnawału”, nie znalazły się na nim utwory o proweniencji tanecznej. Nie zabrakło natomiast romantycznych, akustycznych brzmień („C.I.D. in Uruk”), eterycznych ballad („All the Years ’Round”, „Shimmering Sand”), poezji śpiewanej („Kronwinkl 12”) czy nawet nawiązań do country („Tables are Turned”). Wszystkie te kompozycje wyszły spod rąk Chrisa bądź Johna; jedynie zamykający płytę „Hawknose Harlequin” został podpisany jako dzieło zespołowe. Chociaż i co do tego można mieć wątpliwości w kontekście tego, co dziesięć lat temu wyjawił Weinzierl, mówiąc, że od pewnego momentu nawet własne numery podpisywali jako wspólne, aby w ten sposób dzielić się z pozostałymi muzykami dochodami z praw autorskich. Później tego żałował, ale sprawa była już nie do odkręcenia. Nie zmienia to jednak faktu, że „Hawknose Harlequin” jest zupełnie odmienny od pięciu poprzedzających go utworów. Trwa najdłużej – prawie dziesięć minut – i skrzy się bardzo emocjonalnymi partiami solowymi i dialogami; zahacza też o różne gatunki: od rocka (świetna gitarowa „opowieść” na finał), przez jazz (bas Lothara), aż po nawiązania do tak zwanego „trzeciego nurtu” (elektroniczne eksperymenty Hausmanna).
„Carnival in Babylon” przypadł do gustu Brytyjczykom i Amerykanom, ale nieco zdezorientował niemieckich fanów formacji, którym trudno było przyzwyczaić się do tak dalekiego od krautrocka oblicza Amon Düül II. A to był dopiero początek drogi, której następne etapy wyznaczały płyty „Wolf City” (1972) i „Vive la Trance” (1973). Z pierwszą z nich wiąże się dodatkowa, intrygująca historia. Pobyt zespołu w studiu Olaf Kübler wykorzystał bowiem do zarejestrowania jeszcze jednego materiału (wraz z muzykami z innych formacji), który pierwotnie opublikowany został w 1973 roku, a więc kilka miesięcy po „Wolf City”, pod szyldem Utopia, a w kolejnych latach – wbrew woli Karrera i Weinzierla – jako poboczne dzieło Amon Düül II z nazwą monachijskiej grupy na okładce. Ale o tym będzie mowa później. Piąty album Bawarczyków miał – przynajmniej jeśli chodzi o teksty – bardzo wyraziste przesłanie: miał pokazać okrutną, „wilczą” stronę miasta, które było tak naprawdę symbolem świata zamieszkanego przez ludzi „obrzydliwych, chciwych i bezmyślnych”, którzy „pożerają własne dzieci”. Oczywiście nie w znaczeniu dosłownym.
W pewnym sensie był to ideologiczny powrót do początków działalności zespołu, muzycznie jednak kontynuowano przygodę z anglosaską psychodelią, choć tym razem pojmowaną bardziej rockowo, a nawet progresywnie. Podstawowy skład grupy był następujący: Knaup, Karrer, Weinzierl, Rogner, Meid i Fichelscher (z jakiegoś powodu opisany na okładce jako „D. Secundus”). Ale istotni byli również goście. Cały zastęp gości, wśród których nie zabrakło starych znajomych, jak Jimmy Jackson (na klawiszach), Alois Gromer (sitar), Rolf Zacher (głos aktorski) czy Peter Leopold (kotły). Otwarcie płyty – pod postacią „Surrounded by the Stars” – jest utrzymane w stylistyce progresywno-psychodelicznej i bardzo przebojowe (głównie dzięki chwytliwemu refrenowi). Nie brakuje też jednak niepokojącej partii skrzypiec ani organowej improwizacji. Melodyjności nie brakuje również kolejnym utworom – „Green Bubble Raincoated Man” (delikatnie zaśpiewanemu przez Renate, z subtelnymi syntezatorami Petera Krampera w tle) oraz „Jail-House Frog” (z wokalnym udziałem Küblera i solówką Chrisa na saksofonie sopranowym). Pewne jest, że choć stylistycznie zbliżone do zawartości „Carnival in Babylon”, kompozycje ze strony A „Wolf City” wypadają znacznie ciekawiej. Jakby zespół przystosował się do nowej formuły i zaakceptował ją.
Utopijne Wilcze Miasto
A jeszcze lepiej prezentuje się strona B wydawnictwa, którą otwiera numer tytułowy – krótki, ale bardzo intensywny, psychodelicznie hipnotyczny, z zaangażowanym śpiewem Meida i przestrzenną gitarą Weinzierla. W „Wie der Wind am Ende einer Strasse” Amon Düül II podąża szlakiem przetartym wcześniej przez Embryo, sięgając po elementy muzyki hinduskiej (sitar, tabla, tambura, kotły), ale wykorzystując je na rockową modłę. Dużo niepokoju wnosi natomiast „Deutsch Nepal” z melorecytacją Rolfa Zachera (w języku niemieckim), przypominającą agresywne przemówienia polityków zmierzających do wojny. I nie łagodzi tego nawet wykorzystany we wstępie i na zakończenie fortepian akustyczny, na którym gra Jackson. Ostatnim akcentem „Wilczego miasta” jest „Sleepwalker’s Timeless Bridge”, którego część pierwsza zaskakuje rockową energią, a druga – dla odmiany – popową delikatnością (vide gitara akustyczna i śpiew Danny’ego Fichelschera, który tym samym przekonał słuchaczy, że potrafi znacznie więcej niż walić w bębny). Longplay „Wolf City” oznaczał powrót do poprzedniej formy; spodobał się też bardzo we Francji i Anglii, dokąd zespół został zaproszony na koncerty. Pamiątką po nich stała się zarejestrowana w grudniu 1972 roku płyta „Live in London” (1973), zawierająca obszerny wybór kompozycji z „Yeti” i „Tanz der Lemminge”.
Jak wspomniałem już wcześniej, sesja do „Wolf City” zaowocowała jeszcze jedną płytą. Był to projekt Küblera, do którego przekonał przede wszystkim Lothara Meida. W pojedynczych utworach pojawili się też inni muzycy Amon Düül II (Knaup, Weinzierl, Karrer, Rogner, Fichelscher), ale odgrywali rolę drugoplanową. Znacznie więcej mieli do powiedzenia spraszani prze Olafa do studia goście, wśród których nie brakowało znaczących postaci ze świata jazzu i fusion, jak na przykład klawiszowcy Jimmy Jackson i Kristian Schultze (The Bridge, Niagara, później Curt Cress Clan, Das Waldemar Wunderbar Syndikat, Snowball), gitarzyści Joe Quick (Klaus Doldinger Quartet) i Siegfried Schwab (Et Cetera, Sincerely P.T., formacje Wolfganga Daunera), saksofonista Edgar Hoffmann (Embryo) oraz perkusiści Keith Forsey (Motherhood, Niagara, 18 Karat Gold, Udo Lindenberg und das Panikorchester) i Joe Nay (Spectrum, The Bridge, Sincerely P.T.). To była najprawdziwsza europejsko-amerykańska supergrupa, ale co miała wspólnego z Amon Düül II? Weinzierl uważał, że sprawa od początku była „niejasna” i podejrzewał, że Kübler chce się zwyczajnie podpiąć pod sukces zespołu i na jego plecach wypromować Utopię. Temu miało, jego zdaniem, służyć między innymi umieszczenie na „Wolf City” utworu „Deutsch Nepal”, który później pojawił się także w niewiele zmienionej wersji na albumie „Utopia” (1973).
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

155
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.