GELIMER: Oceńcie więc sami Plan działania. Najszybciej, jak można, wyruszam Na granicę potańczyć z Maurów hordami. Reszta wojsk pozostanie pod waszym dowództwem Na dwie części rozbita. Pierwszą poprowadzi Aspar. Okrąży wroga i podąży śladem Najeźdźców od północy. Za jego przykładem Ammatas pójdzie. Skrzydło zachodnie obsadzi. Ja tymczasem się szybko uwinę z Maurami I drogą od południe połączę się z wami. Rozkaz jeden, panowie. Nikt nie rusza pierwszy. Śmiercią ukarzę tego, kto ten rozkaz złamie. Atakujemy razem z trzech stron jednocześnie, A wieczorem – przyjęcie z muzyką, tańcami. Idźcie już i niech każdy zajmie się wyprawą. (Kłaniają się i odchodzą) Tak myślę, tanim kosztem okryję się sławą. (Wraca Aspar) ASPAR: Panie, pretekstem w sporze jest stary Hilderyk … GELIMER: Masz wolną rękę. Temat mnie nudzić zaczyna. ASPAR (do siebie): Bardzo dobrze. Już dosyć pożył starowina. Odejdzie z tego świata, nim kury zapieją. A co do bitwy, własne mnie trzymają plany. Jeśli sprytnie zadziałam, wszystkie doprowadzę Do pomyślnego końca… A jeśli przegramy? O tym nigdy nie myśli, kto sięga po władzę. (Komnata w domu Anny w Kartaginie. Anna siedzi na taborecie, układa kwiaty. Gelimer, w głębi, leży na łożu.) GELIMER: Nie tkwij, Anno, tak długo w niemądrym uporze. Nie walcz ze mną, chodź tutaj i przytul mnie miła. Może to noc ostatnia… Jak ciemno na dworze. Chciałbym, żeby się nigdy ta noc nie skończyła. Przecież pragniesz, ja także, pragniemy oboje. Co stoi na przeszkodzie, ukochanie moje? ANNA: Że pragnę, Gelimerze, to nie ma znaczenia. GELIMER: Dlaczego? Może znaczą tylko takie sprawy? ANNA: Nie umiesz… Nie chcesz dostrzec, panie, spustoszenia, Jakiego dokonujesz, ot tak, dla zabawy. Zamykasz oczy na to, co cię może zmęczyć. Boże, po co przyszedłeś? Chcę spokojnie zasnąć. Ale twoją ambicją jest na śmierć zadręczyć. Łatwo połamać życie dla ciebie, zbyt łatwo. GELIMER: Mów, co chcesz, krzycz, narzekaj, i tak będziesz moja. ANNA: Mylisz się, Gelimerze, skończona przygoda. GELIMER: Tę przygodę niezmiennie nazywałem: miłość. Pomyśl, Anno, lat tyle przebyliśmy razem. ANNA: To koniec, zrozum wreszcie, wszystko się skończyło. GELIMER: Skoro tak mówisz, dobrze, przywołaj tu Sarę. (Anna daje znać ręką, wchodzi Sara) Saro, idź do gospody na Królewskich Polach. Znajdziesz Zoe tancerkę, niezwykłej urody. Powiedz, żeby czekała bez względu na porę, Ja, w zamian, jej czułości dam jawne dowody. (Sara opuszcza głowę i wychodzi) ANNA: Gelimerze, wyjdź z domu i nigdy nie wracaj. GELIMER: Teraz też nie potrafisz krzyknąć: precz pajacu?! ANNA: Nauczę się. Ty jesteś mym nauczycielem. Nauczyłeś mnie dużo, o dużo za wiele. (Noc. Pole pod Decimum. Obóz Wandalów. Namiot Ammatasa.) AMMATAS: Już tydzień pod Decimum czekamy na króla. Aspar dał znać, że także stoi w pogotowiu. Noc głęboka i księżyc pojawił się w nowiu, A wśród cichych namiotów tylko wicher hula. Tyle trosk mnie przygniata, tyle przeczuć strasznych, Chociaż wróżby pomyślne dawały mi znaki. Śnię stale o pochodni, która nagle gaśnie, A moje martwe ciało rozszarpują ptaki. Budzę się z krzykiem, zimnym przemoczony potem I już do rana zasnąć nie mogę z powrotem. Gdybyś tu Anno ze mną choć przez chwilę była, Zaraz pierzchłyby wszystkie widmowe obrazy. Taka w twoim spojrzeniu jest ukryta siła, W jednym twoim uśmiechu… (Nasłuchuje) Ktoś mówi do straży. (Uchyla się zasłona. Zagląda żołnierz) ŻOŁNIERZ: Panie, szlachetny Aspar pod osłoną nocy, Zmyliwszy nieprzyjaciół, przybył do obozu. Przywiodła go powinność nie cierpiąca zwłoki. Czeka na zewnątrz. AMMATAS: Aspar? Niech wejdzie, żołnierzu. (Aspar wchodzi) ASPAR: Co tam, wodzu, u ciebie? Widzę, radzisz sobie. No, nie rób Ammatasie takiej srogiej miny. Jesteśmy równi rangą, to i równi w mowie. Poczułeś się dotknięty? Przyjmij przeprosiny. Przybyłem pełen obaw, zaraz je przedstawię… Mogę usiąść? AMMATAS: Tak, siadaj i mów, w jakiej sprawie Odbyłeś niebezpieczną i daleką drogę. ASPAR: Dziesięć mil na południe leży Kartagina, Dumne miasto Wandalów. Jak piękna dziewczyna Wyciąga do nas ręce: Ratujcie przed wrogiem! A my co? My bezczynnie siedzimy w namiotach, Gdy wojsko nieprzyjaciół pośpiesznie się zbliża Do murów miasta. Wodzu, ta obca hołota Będzie plądrować, gwałcić, królowi ubliżać. Nie mogę o tym myśleć… AMMATAS: Gelimer poradzi. Zdąży do nas dołączyć i runie jak burza, Jak błyskawica wrogów zwycięsko porazi. ASPAR: Ammatasie, czy można jeszcze czekać dłużej? Gelimer znaku życia nie daje z południa. Może go horda Maurów z zasadzki usiekła… A z każdym dniem zwlekania będzie coraz trudniej Wstrzymać Belizariusza i wysłać do piekła Dusze jego żołnierzy. Mówię z doświadczenia. W niejednym hartowałem swego ducha boju I jestem zaprawiony w wojennych ćwiczeniach. Ty młody jeszcze, nie znasz bitewnego znoju… AMMATAS: Gelimer rozkaz wydał, my – jego podwładni. Śmiercią zagroził temu, kto rozkaz ominie. ASPAR: Lecz sytuacja teraz wymaga odważnej, Samodzielnej decyzji. Kartagina zginie, A po niej inne miasta obrócą się w gruzy. Czy weźmiesz taki ciężar na swoje sumienie? AMMATAS: Przysięgaliśmy wiernie memu bratu służyć. Przysięgałeś Asparze, czy miałem złudzenie? ASPAR: Przysięgaliśmy ziemi tej służyć z zapałem. Przysiągłeś Ammatasie, czy złudzenie miałem? AMMATAS: Nie wiem, sam nie wiem? Czemu Gelimer nie wraca? ASPAR: Wyobraź sobie hordy pijanych żołnierzy, Jak rozbijają mury bezbronnego miasta, Jak łapczywie zdzierają szaty z naszych dziewic, Jak hańbią nasze siostry, nasze żony, matki, A potem białe szyje piętnują żelazem. Czy spojrzysz potem w oczy wybranej kochanki? W łożu weźmiesz ją z takim na duszy obrazem? AMMATAS: Przestań Asparze, dłużej nie mogę cię słuchać! ASPAR: A Anna, o niej myślisz? AMMATAS: Dosyć, dosyć, panie. ASPAR: Już idę. Jutro rano z moją jazdą ruszam Na wroga. Ty, młodzieńcze, myśl sobie o Annie. Wzdychaj do niej, a ona wkrótce będzie trupem. Ale tym się nie przejmuj, tylko myśl i wzdychaj. Jesteś przecież jej godnym i oddanym zuchem. AMMATAS: Ruszam z tobą, Asparze. Kim jestem, u licha? Czy nie ja rozkazuję tysiącom żołnierzy? ASPAR: No wreszcie, Ammatasie, mówisz jak mężczyzna, Jak wódz, któremu żołnierz bez wahania przyzna Prawo do swego życia i honor powierzy. A teraz siądźmy razem i ułóżmy plany. AMMATAS: Zaczekaj, wezmę mapy. (Idzie w głąb namiotu) ASPAR (do siebie): Spełnione zadanie. Zakład, że jutro nocy nie doczekasz, mały. Jeśli cię Belizariusz nie zje na śniadanie, Z rozkazu Gelimera zadyndasz na sznurze. Właśnie dostałem sygnał. Wnet obsadzi wzgórze Na południowym krańcu decimskiej równiny. I tylko ja z nim będę, ja tylko…. jedyny… Pobojowisko po bitwie. Gelimer pochyla się, zrozpaczony, nad ciałem Ammatasa. Opodal stoi Aspar. ASPAR: Jaki zamysł twój, Boże, w tej bolesnej stracie? Taki młody, szlachetny… To ja powinienem Tutaj leżeć. On, żywy, rzekłby tobie: Bracie Płacz nad wiernym Asparem. Jest już tylko cieniem.
GELIMER: Przestań jęczeć i mówi mi, jak to się odbyło. ASPAR: Nie wszedłem z Ammatasem w tak wielką zażyłość, Żeby mi wszystkie swoje zamierzenia zdradzał. Słałem do niego gońców, uzgadniałem plany, Lecz on sobie wiadomą tylko ścieżką chadzał. O świcie przybiegł żołnierz, krwią, błotem zbryzgany I krzyczy, że Ammatas właśnie dał się pobić Wojskom Belizariusza. Cóż więc miałem robić?! Jazdę uszykowałem i na pomoc gnamy. Na równinie nas jazda otoczyła wrogów, Moi zaczęli padać, jak podcięte kwiaty, Już oddawałem duszę w służbę Panu Bogu, Kiedy ty się zjawiłeś, jak anioł skrzydlaty, I szalę bitwy w naszą przechyliłeś stronę. Dalej wiesz… GELIMER: Żołnierz przyniósł te zwłoki skrwawione. Mówił, że je wyciągnął spod trupów pokładu. |