Komiksy Guya Delisle’a najwyraźniej dzielą czytelników na dwa fronty: tych, którzy są nimi zachwyceni oraz tych, którzy są całkiem zadowoleni, ale mają wątpliwości. „Kroniki z młodości” nieźle pokazują przyczynę tego fenomenu.  | ‹Kroniki z młodości›
|
Duża część prac Delisle’a jest osadzona w jego biografii – nie inaczej w tym wypadku. Tym razem postanowił podzielić się z nami opowieścią o… swojej pierwszej pracy. Poznajemy więc młodziutkiego Guya, który nie do końca wie, co chce robić ze swoim życiem, zaczynającego wakacyjną pracę w fabryce papieru. Towarzyszymy mu w niej przez kilka sezonów, poznając tajniki nawijania papieru gazetowego na szpule czy techniki zamiatania podłóg… Nie brzmi to zbyt fascynująco, trzeba przyznać. Autor to na tyle dobry artysta, że był w stanie opisać powyższe przeżycia w zaskakująco ciekawy sposób. Opowieść o tej pierwszej fizycznej pracy czyta się z ogromną przyjemnością – detale produkcji, ścinki historii fabryki, sylwetki innych robotników tworzą barwny kolaż, dość wciągający i niedający poczucia „zapychacza”. Delisle dorzucił do tego kilka poważniejszych kadrów – o początku swojej fascynacji komiksem i o niemal nieistniejących stosunkach z ojcem, dodając całości nieco głębi. Jednocześnie po zakończeniu lektury pozostajemy z niedosytem: bo o czym miał być ten komiks? O artystycznych początkach? Mało tam tego. O nieobecnym ojcu? Tego jeszcze mniej. Najwięcej mamy chyba podkreślenia, że praca fizyczna jest żmudna i dlatego warto studiować i ćwiczyć swoje talenty. Czy to jednak wymaga narysowania całego komiksu, nawet tak dobrze „wchodzącego”? Jednocześnie „Kroniki z młodości” nałożone na tło wcześniejszych komiksów autora („Kronik birmańskich”, „Kronik jerozolimskich” czy „Vademecum złego ojca”) stają się uzupełniającym je prequelem – zupełnie jakby Delisle budował autobiografię z różnych publikacji. Korzeni historyjek z „Vademecum” można szukać w postaci ojca w „Kronikach z młodości”, inne elementy też pojawiają się na kadrach pozostałych komiksów – więc w tym kontekście omawiany album zaczyna nabierać więcej sensu. I tu warto pochylić się zwłaszcza nad „Shenzen” – albumem, w którym autor opisuje produkcję chińskich animacji, gdzie rysownicy siedzą w sumie jak w fabryce. Trochę artystyczna klamra, trochę podkreślenie swego rodzaju okropności tego typu pracy, mającej w założeniu być twórczą. Te wszystkie elementy to jednak konteksty: postawienie „Kronik z młodości” w odpowiednim miejscu biografii i bibliografii Delisle’a wymaga znajomości innych jego dzieł. Inaczej jest to przede wszystkim niekoniecznie mająca pointę historia o pracy w fabryce – nie o komiksie czy rodzinie. Guy Delisle ma ogromny talent do opowiadania historii – czyta się go z przyjemnością i zaciekawieniem. Jednocześnie w przypadku „Kronik z młodości” pozostajemy ze sporym niedosytem: albo znamy inne utwory autora i możemy wpasować między nie ten komiks, albo brakuje nam w tej historii celu, wyraźnego i zakończonego wątku głównego. Jeśli kontekst mamy, będzie nam się bardziej podobać, po prostu. Plusy: - bardzo dobrze narracyjnie rozpisana historia
- można popatrzeć, jak powstaje papier
Minusy: - „niecelowość”, brak pointy, gdy nie znamy innych komiksów Delisle’a
Tytuł: Kroniki z młodości Data wydania: 27 sierpnia 2021 ISBN: 9788366128767 Format: 144s. 165x240 mm Cena: 49,90 Gatunek: obyczajowy |