 | Koszulki fot. Achika
|
Marcin Przybyłek twierdził, że w powieściach pragnie relacji między postaciami, a z kolei jakiś kolega z brodą (drogą eliminacji doszłam, że chyba Kamil Wilkos) twierdził, że jego interesują tylko wynalazki, a postaci mogą sobie być papierowe. Nooo, tak to się pisało w latach 70., teraz to już raczej rzadkość, może dlatego, że trudno wymyślić jakiś oryginalny wynalazek. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to „72 litery” Teda Chianga, gdzie bohater faktycznie służy tylko do tego, żeby komuś się mogła akcja przytrafiać. Z drugiej strony, jest to kompletnie alternatywny świat (golemy działają), więc nie wiem, czy o taki wynalazek by mu chodziło. Przybyłek spytał dość retorycznie, czy ktokolwiek z obecnych wzruszył się przy czytaniu Lema. Wspomniał Funky’ego Kovala i opowiadanie z jednego z pierwszych numerów Fantastyki o kosmonaucie eksplorującym wrak statku, gdzie korytarz blokowała inteligentna błona, ale na koniec zdenerwowany kończącym się tlenem bohater strzelił do niej zamiast negocjować. Kamil powiedział, że jego ulubiona książka to „Ilustrowany przewodnik po pojazdach z Gwiezdnych Wojen.” Generalnie gadał jak inżynier, a powiedział, że skończył prawo… „Gamedec: Sprzedawcy lokomotyw” był dla niego inspiracją do napisania pracy na studiach. Nagle włączył się automatyczny komunikat, że w budynku zaistniało niebezpieczeństwo, ale mamy nie opuszczać pomieszczenia, i tak kilka razy. Potem przyszedł jakiś gżdacz i ogłosił ewakuację, ale ledwo wypełzliśmy na korytarz, przyszedł drugi i odwołał. Zdaje się, że ktoś zapalił papierosa i włączyła się instalacja przeciwpożarowa. Ania Brzezińska miała prelekcję o życiu Lukrecji Borgii (przerywaną kilkakrotnym odwoływaniem komunikatu alarmowego). Jak wiadomo, dama ta ma opinię trucicielki i mężobójczyni, tymczasem była niezwykle pobożną osobą, a swojego drugiego męża autentycznie i z wzajemnością kochała, choć było to małżeństwo polityczne. Lukrecja Borgia urodziła się jako córka kardynała Rodrigo Borgii i jego wieloletniej metresy Vanozzy (która z jego zlecenia parokrotnie wychodziła za mąż, co bynajmniej nie przeszkadzało w ich związku). We Włoszech końca XV wieku bycie dzieckiem z nieprawego łoża nie blokowało kariery, ale reputacja matki mogła odbić się na córce. Matka zatem oddała ją do klasztoru na wychowanie, potem do kuzynki, a sama zajęła się przemysłem hotelarskim, ponieważ Rzym w tamtych czasach właśnie wyrastał na ważne centrum pielgrzymkowe.  | Izba Wędrowycza fot. Ola Graczyk
|
Po zostaniu papieżem Borgia zaczął negocjować pierwsze małżeństwo Lukrecji, zawarte w końcu per procura z niejakim Sforzą, kiedy miała zaledwie 13 lat. Kiedy po paru latach Borgiowsko-Sforzowski sojusz zaczął się chwiać, ojciec chciał odzyskać córkę jako narzędzie polityczne i zażyczył sobie unieważnienia małżeństwa jako nieskonsumowanego, co oburzyło Sforzę, bo zyskałby opinię impotenta. Natomiast nastoletnia małżonka ze spokojem zeznała w obliczu komisji kardynalskiej, że nie współżyła z tym panem – i już można ją było ponownie wydać, tym razem za nieślubnego syna następcy tronu Neapolu, imieniem Alfonso. Zakochali się, mieli dziecko, ale papież znowu zażyczył sobie swojej ulubionej pacynki (a Ania twierdzi, że naprawdę ją kochał!) i kazał młodzieńca zasztyletować. Dał Lukrecji niewyobrażalnie bogaty posag i wydał za księcia Ferrary. Źródła twierdzą, że traktowali się wzajemnie z szacunkiem, rodziła kolejne dzieci i zajmowała się gospodarką księstwa, na przykład osuszaniem bagien na pastwiska dla bawolic, żeby z ich mleka robić ser. Zmarła w połogu w wieku 39 lat, okoliczna ludność szczerze ją opłakiwała. Dla protestantów Borgia był modelowym „złym papieżem”, więc uderzali w niego, siejąc plotki o rozwiązłości jego córki, tymczasem za jej życia takie pogłoski były nieliczne i rozsiewane tylko w Rzymie, nie przypisywano jej też trucicielstwa. Ani czarów, co w tamtych czasach było popularnym oskarżeniem wobec kobiet. Lukrecja była ponoć piękna i miała długie, złote włosy, o które bardzo dbała, domagając się postojów na mycie nawet w czasie podróży. Inne postoje były na modlitwę, bo była, jak wspomniałam, pobożna, miała nawet własną celę w ulubionym klasztorze, dokąd czasami peregrynowała. „Najgłupsze pomysły nowego kanonu Star Wars”. Magda „Cathia” Kozłowska w mundurze imperialnego oficera zaczęła od skargi, że zniszczono postać Luke’a, bo z chłopaka wierzącego w okruch dobra w Vaderze zrobili gościa, który chce zabić ucznia, bo mu się coś przyśniło. A potem ucieka. Ja też tego nie kupuję. Podobał jej się chłopczyk w VIII Epizodzie przywołujący Mocą miotłę do sprzątania stajni. No pewnie, ta scena wszystkim się podobała! Ogólnie podkreśliła, że przy kręceniu ostatniej trylogii każdy reżyser miał wolną rękę, nie było spójnej wizji i w dodatku patrzono na reakcje fanów. Jeśli chodzi o kanon pozafilmowy, to najpierw go oficjalnie unieważniono, a potem zaczęto z niego czerpać, szczególnie postać Thrawna, który zresztą jej zdaniem wygląda jak Elon Musk pomalowany na niebiesko.  | Cosplayerki fot. Ola Graczyk
|
Chwaliła seriale „Andor” i „Wojny klonów”. Problemem, z którym chyba wszyscy się zgadzają, jest łamanie ustalonej fizyki świata: nie można było skakać w nadprzestrzeń w cieniu grawitacyjnym planety, śledzić kogoś w nadprzestrzeni i się komunikować, a teraz można. W którejś z nowych książek występuje Tarkin gwałcący podwładnego. To jest ponoć opowiadanie pisane z punktu widzenia… mouse droida. Czyli jakby odkurzacza roomby. Chyba nie chcę tego czytać. Cathia musiała, bo ona te książki redaguje, ale mówi, że czuła się brudna. W „Dręczeniu personelu latającego” Magda Kozak, lekarz w stopniu majora (oraz pisarka) opowiadała o niebezpieczeństwach, jakie czyhają na pilotów wojskowych i o tym, jak ich się do tego przygotowuje. W Warszawie mają specjalne „karuzele” do imitowania przeciążenia oraz komorę niskich ciśnień do imitowania dekompresji (kiedyś na Zachodzie próbowano to robić metodą „Maski tlenowe zdjąć!”, ale okazało się, że jak żołnierze tracili przytomność, to po ocuceniu nie pamiętali, jak było). Obecnie w ramach treningu zakręca się dopływ tlenu i kandydaci na pilotów mają obserwować, co się z nimi dzieje, żeby wiedzieć, czego się mogą spodziewać w razie dekompresji. Zaczęła od tego, że pokazała na ekranie urywek filmu z Supermanem ciągnącym ze sobą Lois Lane na wysokości przelotowej i zapytała, co by się stało w realnym życiu. Rzuciłam, że oblodzenie, ale chodziło jej o hipoksję, czyli niedotlenienie wysokościowe. Po czterech minutach lotu Lois byłaby martwa, ponieważ wraz ze spadkiem ciśnienia atmosferycznego na wysokości ustaje wymiana tlenowa z pęcherzyków płuc do krwi: człowiek oddycha normalnie, ale komórki nie dostają tlenu. Magda miała to wszystko na slajdach w bardzo naukowy sposób, z wzorami fizycznymi i tak dalej. Skomentowała, że ludzki organizm nie ma „czujników niedotlenienia”, bo nigdy żadna małpa nie wlazła na tak wysokie drzewo, żeby to miało znaczenie. Drugim problemem jest to, że w niskim ciśnieniu następuje rozszerzenia gazów (tu było dużo wzorów fizycznych), które każdy człowiek ma naturalnie w organizmie: w płucach, zatokach, jelitach, a nawet może się zdarzyć zapomniany bąbelek powietrza w zaplombowanym zębie. Dlatego przyszli piloci mają prześwietlane zęby (jeżeli mieli plombowane), żeby się upewnić, że nie ma tam żadnego powietrza, które na wysokości zaczęłoby się rozszerzać, powodując nieznośny ból.  | Stoisko z piórami fot. Ola Graczyk
|
Gazy z płuc, zatok i jelit mogą się wydostać bez większych problemów, chyba, że ktoś ma katar. Co do jelit, to Magda opowiedziała anegdotę, jak to tuż po wejściu Polski do NATO przyjechał do instytutu amerykański oficer, sprawdzić sprzęt i w ogóle. Kazał się wsadzić do komory dekompresji, po czym wrzasnął i zemdlał. W instytucie panika: „Od 15 minut jesteśmy w NATO i już zabiliśmy sojusznika”. Po ocuceniu wojak przyznał się, że zjadł typowe amerykańskie śniadanie, czyli hamburgera popitego litrem Coli. Najwyraźniej gazy w jelitach tak mu się gwałtownie rozszerzyły, że zemdlał z bólu. Inne ciekawe zjawiska to fakt, że na wysokości 6 km zaczyna się wybąblać azot i w ogóle człowiekowi grozi choroba dekompresyjna jak przy nurkowaniu (nie-pilotom zdarzają się przypadki problemów zdrowotnych, jeśli na przykład na wakacjach nurkowali i tego samego dnia mieli lot powrotny). Dodatkowo przeciążenia powodują problem z pompowaniem krwi do mózgu. Piloci wojskowi noszą specjalne spodnie z hydraulicznym systemem uciskowym, który nie pozwala całej krwi przepłynąć do nóg. Istnieje specjalny system oddychania – mnie się skojarzył ze szkołą rodzenia, bo Magda pokazała nagranie kolegi, który to robi mistrzowsko – który na to pomaga. Na zakończenie Magda pokazała filmik nakręcony w wirówce do przeciążeń, która przy odpowiedniej zmianie ustawienia może spowodować stan nieważkości. Co prawda nie było to zbyt efektowne, bo siedziała przypięta pasami i tylko było widać, jak grzywka jej się unosi. Nie ma stuprocentowej pewności, czy była pierwszą Polką w stanie nieważkości, bo jakaś inna mogła sobie wykupić lot tym takim amerykańskim samolotem, ale jednak prawdopodobnie była. |