powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Gelimer
Elżbieta Leszczyńska
ciąg dalszy z poprzedniej strony
GELIMER:
Jaką pustkę mam w duszy, jak mi wszystko jedno,
Co się stanie ze światem, z tymi ludźmi, ze mną.
(Zastanawia się przez chwilę)
Śmierci jednak nie kocham. Nadziei granice
Przekroczyłem, stąd taki frasunek mną włada.
Z odrobiną spokoju do życia powrócę
I życie po dawnemu zacznie się układać.
ZOE (zza sceny):
Panie, szybciej. Już widać nieprzyjaciół roje.
GELIMER:
Tak, już idę, przed nami długiej drogi znoje.
VIII
(Komnata w zamku w górach Numidii. Wygaszony kamienny kominek, prosty, drewniany stół z krzesłami, w głębi drewniane łóżko. Po lewej stronie, w murze, okno. Gelimer i Aspar grają w kości na stole. Zoe chodzi, usiłując się rozgrzać.)
ASPAR:
Królu, te kości, widzę, dziwnie wolą ciebie.
GELIMER:
Dziś moja wzeszła gwiazda, to cała przyczyna.
ASPAR:
Zoe, musisz tak w koło chodzić bez potrzeby?!
ZOE (podchodzi do okna):
Niedługo będzie cieplej, już kończy się zima.
GELIMER:
Asparze, twoja kolej. O co teraz gramy?
Niech każdy gracz postawi swoją porcję chleba.
ASPAR (rzuca):
Co, znowu cztery oczka?! To żart niesłychany
Tego, który dowodzi znad chmurnego nieba.
A może całkiem ludzki… Skąd wziąłeś te kości?
GELIMER:
Wodzu, śmiesznie wyglądasz, kiedy się tak złościsz.
Wódz winien podziw budzić, a nie śmiech, żołnierzy,
Być przykładem rozwagi, rozsądku, umiaru.
ASPAR:
Król powinien na tronie siedzieć a nie w wieży
I dla ludzi, nie kości, mieć tyle zapału.
ZOE:
Przestańcie obaj, dosyć tych żałosnych kłótni!
Tam, w dole, widzę wojów barczystych jak dęby.
Są tacy męscy, silni i, pewnie, okrutni.
Patrzą tutaj, coś krzyczą, wyszczerzają zęby.
GELIMER:
Pojmujesz wodzu, co się boskiej Zoe marzy.
My już nie wystarczamy. Mężczyzny jej trzeba.
Myślę, że z takim mężem byłoby do twarzy
Pięknej tancerce. Hola! Kolej Gelimera.
(Rzuca kości)
ZOE:
Gracie o chleb, panowie? Muszę was zasmucić.
Chleba nie ma. Skończyły się jego zapasy.
Od dzisiaj nasz jadłospis nakazałam skrócić
O posiłek wieczorny. Macie dużo czasu,
Możecie grać bez przerwy do białego rana.
ASPAR (rzuca kości):
Twoja oszczędność, Zoe, jest aż nadto znana.
ZOE (odchodzi od okna, podchodzi do grających):
Już dłużej nie wytrzymam. To mury więzienia
Nie twierdza, gdzie wódz wojska i król kraju strzegą.
Zimno głód zastępuje, głód nuda wymienia,
Wokół straże więzienne… Jakże oni mogą
Siedzieć u stóp zamczyska przez tyle miesięcy
I nie próbować walki!
GELIMER (rzuca kości):
Po co ludzi tracić?
Ja na ich miejscu także nie robiłbym więcej
Niż to, co robią. Aspar, nie ustawiaj kości!
ASPAR:
Niechcący, Gelimerze, potrąciłem palcem.
Rzucam raz jeszcze. Wreszcie, rzut jak samo złoto.
Swoją drogą by można pomyśleć o walce…
GELIMER:
Z tą garścią ludzi w zamku i z taką ochotą?
ZOE (znowu chodzi):
Śni mi się, że palcami trącam giętkie struny.
Z ich głosu wstają słońca, gwiazdy i księżyce.
Wirują ze mną w tańcu, a na dole tłumy,
Oszalałe z zachwytu, rwą szaty i krzyczą.
(Wchodzi żołnierz)
ŻOŁNIERZ (do Gelimera):
Belizariusz śle posłów, o gwarancje prosi
Bezpiecznego powrotu. Co rozkażesz panie?
GELIMER:
Niech wejdą.
(do Aspara)
Szybko, wodzu, zabieraj te kości.
(do Zoe)
Podaj płaszcz Zoe. Jutro lepszy dzień nastanie.
(Żołnierz wychodzi. Gelimer przybiera królewską postawę)
Wreszcie się zdecydował pertraktować ze mną.
Zimno i niewygody zmiękczyły mu wolę.
Spotka się z mojej strony z przychylnością pewną
I zwrotem posiadłości już się zadowolę.
(Żołnierze wprowadzają dwóch parlamentariuszy: Wukana i Asena)
WUKAN:
Jestem Wukan, dowódca oddziału przybocznej
Gwardii Belizariusza. A to Asen, panie.
GELIMER:
Witajcie. Nie wrogowie, lecz dostojni goście.
Jakie mi przynosicie z obozu posłanie.
ASEN:
Zwycięski Belizariusz naszymi ustami
Pozdrawia szlachetnego króla Gelimera,
Władcę ludu Wandalów, i, żeby nie splamić
Niczym jego honoru, proponuje teraz
Korzystne dla obrońców warunki poddania.
Po pierwsze, wszyscy zbrojni wyjdą z zamku zgodnie,
W uformowanym szyku, wolno i swobodnie.
Przyrzeka im się godny sposób traktowania.
Przyrzeczenie dotyczy także innych osób
Zamkniętych w twierdzy. Oprócz złoczyńcy Aspara,
Który jest sprawcą śmierci, jak mówią donosy,
Dobrego Hilderyka i czeka go kara
Na jaką zbój zasłużył za tę podłą zbrodnię.
W tym punkcie Belizariusz nie myśli ustąpić
Na żadne prośby…
ASPAR:
Panie!
GELIMER (do Aspara):
Spokojnie, spokojnie.
(do parlamentariuszy)
W uczciwość tych zapewnień nie zamierzam wątpić.
Jednak król odpowiada za czyny poddanych
I on powinien płacić, gdy płacić wypadnie.
ASEN:
Dajesz nam szlachetności swej duszy przykłady,
Lecz to głowa Aspara musi spaść… i spadnie.
WUKAN:
Ty, panie, będziesz gościem na dworze cesarza,
Wielkiego Justyniana. Nieczęsto się zdarza,
Nie każdemu, dostąpić Justyniana łaski.
ASPAR (do Gelimera):
Ze wzruszenia za chwilę rozpłaczę się rzewnie.
GELIMER:
Dwór cesarski po świecie rozsiewa swe blaski
I znajdzie wielu chętnych godniejszych ode mnie.
WUKAN:
Przekazujemy tylko słowa naszej władzy.
Musisz się zdecydować przed jutrzejszym zmrokiem.
Jeśli tak, na kij nasadź kawał białej szmaty
I umocuj chorągiew w tej komnaty oknie.
ASEN:
Jeszcze jedno, wódz pyta o twoje życzenia,
Które by, z dobrą wolą, mógł wypełnić, panie.
GELIMER:
Mam dużo życzeń, jednak tylko trzy wymienię.
Proszę o chleb na nasze jutrzejsze śniadanie.
Skończył się, a, jak wiecie, brakuje dostawy.
O gąbkę dla Aspara chciałbym także prosić,
Żeby mógł oczy suszyć. Jest wrażliwy nazbyt.
Trzecia prośba o lirę dla tej wdzięcznej łani
Za muzyką i tańcem usycha z tęsknoty.
Nieszczęśliwa kobieta to same kłopoty.
A teraz żegnam panów.
WUKAN (do siebie):
Przedziwne życzenia.
Kpij sobie, twoje słowa wyroku nie zmienią.
(Parlamentariusze kłaniają się i wychodzą, otoczeni przez żołnierzy).
IX
(Noc. Komnata w zamku w górach Numidii, rozjaśniona światłem księżyca. Na łożu śpią Gelimer i Zoe. Po chwili Zoe ostrożnie wstaje, odwraca się i patrzy na Gelimera.)
ZOE:
Gelimerze, kochanku, okrutna pomyłko
Mojego losu, w sercu dawna czułość wzbiera,
Gdy tak patrzę na ciebie. Jeszcze chwilę tylko.
Muszę zamknąć w pamięci rysy Gelimera.
Jestem jak niewolnica, która dla wolności
Zdradziła pana, chociaż kochała prawdziwie.
Już słodka wolność czeka, lecz ciężar nieznośny
Przedłuża pożegnanie, nieśmiałe i tkliwe.
(Odchodzi od łoża. Zbiera do tobołka swoje rzeczy.)
Znowu mieć pod stopami kołyszącą ziemię,
Zapamiętać się w tańcu, zatracić w muzyce,
Czuć mężczyzn pożądliwe, natrętne spojrzenie…
Aż dreszcze mnie przechodzą, gdy o tym pomyślę.
Obudź się, obudź Zoe, dumo Kartaginy,
Otrząśnij z tych ostatnich nieszczęsnych miesięcy.
Będziesz tańczyć i tańcem dawać radość innym,
A tak naprawdę przecież nie pragniesz nic więcej.
(Znowu podchodzi do łoża)
Jakimi ty czarami usidliłeś duszę?
Zamknąłeś w ciasnej klatce mnie, wolnego ptaka,
Lecz wreszcie się wyrwałam i na wolność muszę
Odlecieć. Nie, nie będę za dozorcą płakać.
(Słychać cichy głos Aspara)
ASPAR:
Zoe, jesteś gotowa?
ZOE:
Za chwilę, Asparze.
(Zawiązuje tobołek)
Moje piękne łańcuchy, pierścienie i broszki,
Które mi wielbiciele rzucali z wdzięczności
Za piękny taniec, inne będą zdobić twarze.
(W drzwiach ukazuje się Aspar z lampką w dłoni)
ASPAR:
Idźmy, Zoe, klejnoty oczyściły drogę,
Uspokoiły prawe, żołnierskie sumienia.
Trzeba to wykorzystać i szybko dać nogę,
Bo warta się niedługo na murze wymienia.
(Zoe bierze od niego lampkę i popycha go w stronę łoża)
ZOE:
Po raz ostatni popatrz na niego Asparze.
Chyba należy mu się chwila pożegnania.
Byliście przyjaciółmi, a zwyczaj tak każe,
Że przyjaciół się żegna w momencie rozstania.
Już go więcej nie ujrzysz.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

12
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.