Kilka miesięcy po premierze debiutu płytowego grupy A Plane To Crash stojący na jej czele duński saksofonista Andreas Toftemark oddaje w ręce słuchaczy kolejny album – tym razem sygnowany przez prowadzony przez niego Kwartet (Quartet). „La Gare” to idealna płyta dla tych, którzy nie stronią od klasyki jazzu, ale jednocześnie lubią pojawiające się w nim nowinki.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Andreas Toftemark (rocznik 1990) wyszedł ze skądinąd słusznego założenia: najpierw trzeba zwiedzić świat, zdobyć odpowiednie wiedzę i doświadczenie, a dopiero później powalić go na kolana swoją twórczością. Po spędzonej więc w Stanach Zjednoczonych (głównie w Nowym Jorku), Szwecji i Holandii dekadzie wrócił do ojczystej Kopenhagi i zabrał się do ciężkiej artystycznej pracy. Najpierw powołał do życia własny Kwartet, z którym zadebiutował przed dwoma laty albumem „A New York Flight”, a następnie stanął na czele łączącej jazz i funk z etniczną muzyką wschodniej Afryki formacji A Plane to Catch, która wiosną tego roku wydała płytę „ Moko Jumbie”. Gdy ta ostatnia trafiała do sprzedaży, gotowy do wydania był już kolejny materiał sygnowany przez Kwartet Toftemarka, który zespół zarejestrował podczas dwudniowej sesji nagraniowej (16 i 17 stycznia tego roku) w kopenhaskim studiu Village. To miejsce, z którego najczęściej korzystają artyści związani z mającą siedzibę w stolicy Danii wytwórnią April Records. A że Andreas właśnie z nią podpisał przed paru laty kontrakt, nie dziwi, że dostąpił po raz kolejny zaszczytu przekroczenia progów tego – dla wielu skandynawskich jazzmanów magicznego – miejsca. Skład Kwartetu uzupełniają jeszcze trzej muzycy doskonale znający się z innej powiązanej z April Records grupy OTOOTO („This Love is for You”, 2021; „Dosage”, 2022), a są to: pianista Calle Brickman (także ceniony muzyk sesyjny), kontrabasista Matthias Petri (który zastąpił grającego na „A New York Flight” Felixa Moseholma) oraz perkusista Andreas Svendsen (świetnie znający Petriego ze wspólnych występów w formacji Elektrojazz). W sześciu – z ośmiu – kompozycjach możemy jednak usłyszeć jeszcze piątego artystę – to brytyjski, choć zadomowiony na duńskim rynku (za sprawą współpracy z big-bandem Radia Duńskiego), trębacz Gerard Presencer (rocznik 1972). Presencer, choć jego nazwisko nie jest szczególnie rozpoznawalne w show-biznesie, ma niezwykle bogate curriculum vitae. Dość powiedzieć, że swoim talentem wspierał takich artystów, jak… Pet Shop Boys, Bonnie Tyler, Matt Bianco czy Brand New Heavies. Ale ma także na koncie kooperację z nieżyjącym już byłym perkusistą The Rolling Stones Charliem Wattsem (podwójny koncertowy album jazzowy „Watts at Scott’s” z 2004 roku). Nie ma więc wątpliwości co do tego, że Andreasowi Toftemarkowi udało się zebrać zacne grono instrumentalistów, w których ręce oddał skomponowane przez siebie utwory. Utwory o tyle dla niego istotne, że nierzadko będące hołdem złożonym ważnym dla niego ludziom i miejscom. Tak jest chociażby w przypadku rozpoczynającego album, tytułowego „La Gare”, który odnosi się do kultowego paryskiego klubu jazzowego, otwartego w budynku dawnej stacji kolejowej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie zaskakuje więc, że „La Gare” to bardzo nastrojowy, wręcz nostalgiczny utwór w stylu lat 60. ubiegłego wieku, z otulającymi słuchaczy dźwiękami saksofonu. Przynajmniej tak jest na otwarcie, z czasem zespół pozwala sobie na znacznie więcej. Zwłaszcza kiedy do lidera dołącza jego gość z Wielkiej Brytanii. Nakładające się na siebie ścieżki dęciaków robią kolosalne wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z całą orkiestrą. Przykuwają uwagę również popisy solowe: dynamiczna improwizacja saksofonu i kontrastujący z nią podniosły pochód trąbki. Trudno wyobrazić sobie bardziej udany wstęp do całej opowieści Toftemarka. Na drugim miejscu Duńczyk umieścił „Waltz for Alex”, dedykowany swojemu współlokatorowi w czasie pobytu po drugiej stronie Atlantyku. Nie wiem wprawdzie, jak bliskie relacje łączyły Andreasa z Alexem (bez żadnych podtekstów!), ale upamiętniająca je kompozycja sugeruje, że panowie musieli bardzo się lubić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wystarczy słuchać się w pierwsze dźwięki urzekającego piękną melodią fortepianu Brickmana, które następnie powielają w dwugłosie Toftemark i Presencer. Tęsknota bije tu z każdego fragmentu, bez względu na to, który akurat instrument wybija się na plan pierwszy. Cóż, chyba każdy chciałby otrzymać w prezencie od swego muzykującego przyjaciela taki dowód pamięci. „Peers”, choć także utrzymany jest w sennym klimacie, zawiera fragmenty żywsze. Dzieje się tak, kiedy do głosu dochodzi Andreas; Calle bowiem stara się wszystko łagodzić, nawet wówczas gdy pozwala sobie na improwizację – jest ona subtelna i stonowana. Chciałoby się dodać: nic na tej płycie nowego. A jednak: klamrą spinającą całość jest sekcja rytmiczna, a nade wszystko dwukrotnie wybijający się na solo kontrabas Matthiasa Petriego, lojalnie zresztą wspieranego przez Andreasa Svendsena.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dagmar to imię, jakie Toftemark nadał swojemu… saksofonowi. I taki też tytuł nosi jedna z kompozycji zawartych na drugiej płycie Kwartetu. Zaczyna się ona jednak od wstępu perkusyjnego. Svendsen wprowadza w nim klimat jazzowych orkiestr z lat 30., 40. i 50. XX wieku. Kiedy dołącza do niego Andreas, z miejsca przychodzą na myśl stare nagrania big-bandów Stana Getza czy Benny’ego Goodmana. Do tego dochodzi jeszcze skoczno-taneczne solo Brickmana na fortepianie. Czegóż chcieć więcej, pamiętając oczywiście, że mamy 2023 rok? Liryczno-nostalgiczny charakter ma natomiast – patrząc na tytuł trudno byłoby zresztą wyobrazić sobie cokolwiek innego – „November in Paris”, w którym po mniej więcej dziesięciu minutach odpoczynku (nie słychać go bowiem w „Peers” i „Dagmar”) powraca do gry Gerard Presencer. Ponownie mamy więc do czynienia z urokliwym duetem idealnie dopełniających się brzmieniem instrumentów dętych, choć znajduje się tu również miejsce na popisy solowe.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Song for J” (niestety nie wiem, kto kryje się za tym inicjałem) to kolejna piękna opowieść, tym razem snuta głównie przez pianistę, do którego dopiero w finale dołączają unisono saksofonista i trębacz. W „Hopefully” – zgodnie z tytułem – muzycy Kwartetu starają się nieść ze sobą nadzieję: stąd rozkręcający się z czasem fortepian, intensywna gra sekcji rytmicznej i nakładające się na nią optymistyczne dźwięki saksofonu i – dla odmiany – brzmiące jak balsam na rany tony trąbki. Zaskakuje natomiast energetyczna solówka Svendsena, który swoim autorytetem podsumowuje całość – utworu, nie płyty. Ponieważ na krążku znajduje się jeszcze jedna kompozycja: najbardziej dynamiczna, z pulsującą perkusją, ze skocznym duetem dęciaków, utrzymana w stylu lat 60. Nieco przekornie ochrzczona tytułem „Chimney Lullaby”. Podsumowując: „La Gare” to kolejna magiczna płyta duńskiego Andreas Toftemark Quartet, której bez wątpienia bardzo przysłużył się gościnny udział Gerarda Presencera. Jeśli lubicie klasyczny jazz współczesny, który nie stroni jednak od inspiracji – niekiedy nawet zamierzchłą – przeszłością, nie macie prawa przegapić „La Gare”. Skład: Andreas Toftemark – saksofon, muzyka Calle Brickman – fortepian Matthias Petri – kontrabas Andreas Svendsen – perkusja
gościnnie: Gerard Presencer – trąbka (1,2,5-8)
Tytuł: La Gare Data wydania: 17 listopada 2023 Nośnik: CD Czas trwania: 42:38 Gatunek: jazz EAN: 5709498111827 W składzie Utwory CD1 1) La Gare: 06:15 2) Waltz for Alex: 06:02 3) Peers: 05:36 4) Dagmar: 04:32 5) November in Paris: 06:46 6) Song for J: 02:50 7) Hopefully: 04:59 8) Chimney Lullaby: 05:23 Ekstrakt: 80% |