powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CCXXXII)
grudzień 2023

Z filmu wyjęte: Na wywczasie
To chyba oczywiste, że podczas inwazji obcych trzeba sobie co jakiś czas przyciąć komara. W słońcu. W końcu kiedyś tę witaminę D trzeba łapać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W niniejszym odcinku cyklu proponuję drugi kadr z wiekopomnej produkcji „War of the Worlds: Annihilation”, czyli „Wojna światów: Zagłada”. Główny zrąb fabuły nakreśliłem w części poprzedniej cyklu, do zaserwowania zostały więc drobne, ale smakowite okrawki. Na początek kadr numer dwa.
Otóż to, co na nim widać, to nic innego, jak przewrócona ciężarówka, trafiona promieniem śmierci wystrzelonym przez jednego z pozaziemskich robotów. Leżą poturbowani wojskowi i cywil, jest nawet jeden trup, a w pobliżu wala się trochę wojskowego sprzętu. I pięknie – dopóki nie przyjrzeć się bliżej temu, co udaje ciężarówkę. Owszem, kiedyś faktycznie był to fragment pojazdu służącego do przewożenia ładunków, skłaniałbym się jednak raczej ku krótkiej naczepie niż stricte ciężarówce. Nawet jeśli założymy, że wybuch oderwał szoferkę, to pod paką „pojazdu” widzimy tylko jedną oś, co już samo w sobie jest dziwne, bo Amerykańscy wojacy używają wyłącznie ciężarówek trójosiowych, powinno być więc widać dwie osie. Ale to i tak bez znaczenia, bo nie ma śladu wału napędowego, jego mocowań czy w ogóle miejsca, którym mógłby biec. Widać za to charakterystyczną dla naczep podpórkę. Przy czym druga podpórka też tam jest, ale scenograf uznał, że należy oprzeć na niej… stalową drabinkę. W jakim celu? Któż to wie. Zgaduję jednak, żeby próbować zachować pozory, że mimo wszystko jest to ciężarówka.
Bo scenograf mimo wszystko próbował udrapować wehikuł na ciężarówkę. Zamaskował brak drugiej osi poprzez narzucenie na kratownicę w strategicznym miejscu kawałka plandeki i ustawienie otwartej wojskowej skrzyni. W pobliże zachowanej osi podrzucił też przyciągnięty ze złomowiska fragmentu mostu napędowego jakiegoś mniejszego, zapewne osobowego, auta. Kolejną skrzynią zasłonił miejsce, gdzie powinny być tylne światła, a z przodu konstrukcji dospawał kawał blachy w miejscu, gdzie pierwotnie był czop wsuwający się w siodło ciągnika. Wspaniała, skomplikowana robota warta dolara piętnaście – zupełnie bezsensowna, bo chyba naprawdę prościej było pożyczyć jakiegoś starego wojskowego grata i na kwadrans kręcenia zdjęć położyć go na boku.
No ale to The Asylum, więc nie ma się co dziwić realizatorskiej nonszalancji i lekceważeniu widza. To wręcz znak rozpoznawczy tej wytwórni.
Na koniec obiecany fragment fabuły – tym razem będący grubym spoilerem. Otóż lecący na bazę statek został zestrzelony. Nie zmasakrowano go szczególnie, bo… o tym w następnym odcinku. Ale po całej inwazyjnej hecy dowódca bazy NAPRAWIA STATEK (psinco, a nie obca technologia, my ze Zdzichem nie takie rzeczy za stodołą…) i leci na planetę, z której przybyła inwazja, żeby postrzelać im trochę po globie z tkwiących w kadłubie dział. I to leci sam. Jeden. Tym obcym statkiem, który wcześniej obsługiwała liczna załoga. Już nawet nie będę pytał jak się nauczył go obsługiwać. I jaka byłaby szansa, żeby ktokolwiek z wyższych szarż puścił go na tak nieodpowiedzialną eskapadę. Ostatnich kilka minut filmu to już zwyczajna drwina z widza i mieszanie mu patykiem z kupą po mózgowych zwojach.
Zaprawdę, powiadam wam, „Dzień Niepodległości” Emmericha to przy tym mądre, eleganckie dzieło, z każdym rokiem zyskujące na odbiorze, bo przecież The Asylum i Cinetel nie ustają w wysiłkach, by drążyć coraz głębsze dziury w kinematograficznym dnie…
powrót; do indeksunastwpna strona

52
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.