„Księgi Magii”, napisane przez Neila Gaimana ponad 30 lat temu, wprowadzające młodszych czytelników w magiczne realia uniwersum DC, zestarzały się doskonale. Ta czterozeszytowa miniseria jest przykładem połączenia naprawdę dobrze przygotowanego scenariusza i świetnie dobranych rysowników.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Widać w tym komiksie, że Gaiman od początku lubił intelektualne zabawy formą i treścią, zwłaszcza metatekstualne. Splótł ze sobą cztery oddzielne opowieści, oparte na różnych elementach obrzędów przejścia – często związanych z dojrzewaniem – a w całości na narracji mitycznej. Na to ostatnie zwrócił uwagę w przedmowie Roger Zelazny, wskazujący czytelnikowi, jak autor korzystał z teorii opisanych przez Josepha Campbella (autora słynnych „Potęgi mitu” oraz „Bohatera o tysiącu twarzy” omawianych na studiach humanistycznych). Z tego powodu „Księgi Magii” z jednej strony mogą zafascynować, z drugiej niektórych czytelników po prostu znudzić. Praktycznie nie ma w tym komiksie wstępu, z miejsca czwórka magicznych bohaterów-przewodników – znanych z uniwersum „Sandmana” i komiksów Vertigo: John Constantine, Doktor Occult, Mister E. oraz Phantom Stranger – osacza i w sumie porywa Tima Huntera, dwunastolatka, w którym drzemie potężna moc. Magowie postanowili pokazać mu świat za zasłoną niesamowitości, od narodzin do końca wszechświata i w ten sposób popchnąć go na ścieżkę magii. Mamy więc klasyczną wędrówkę przez czas – w przeszłości Tim poznaje dawnych bohaterów-czarowników, jak Merlin czy Zatara i nieprzyjemne konsekwencje używania magii. W teraźniejszości ogląda magów, z których część kryje się między ludźmi, kwiląc nad dawną wielkością. Przed tymi, którzy należą do tajnej organizacji chcącej się go pozbyć, musi uciekać. W alternatywnych wymiarach – krainie wróżek, Śnieniu itp. – chłopiec uczy się, że magia jest większa, niż się zdaje, i że ma cenę, którą nie zawsze można zapłacić. No i w przyszłości poznaje… szaleństwo. Wszystko to kolejno „odhacza” elementy mitów opisanych przez Campbella: mamy i wezwanie do przygody, i szereg prób, z których największą jest powrót do domu, i magicznych przewodników, a na końcu niezwykłą nagrodę i konieczność podjęcia istotnej decyzji (w tym wypadku: poznanie prawdy, możliwość zdobycia magii). Tim w trakcie opowieści także dorasta – przechodzi inicjację, z dziecka staje się młodzieńcem. To książkowy wręcz przykład implementacji mitycznej struktury opowieści, którą Gaiman doskonale znał – jako samozwańczy, zapalony badacz literatury. Pod tym względem „Księgi Magii” są naprawdę dobrą lekturą – można odkrywać, porównywać i sprawdzać motywy literackie. Fabularnie – na dwoje babka wróżyła. Dobrze napisane narracje zwykle bronią się same, nie da się jednak ukryć, że pewna część czytelników może zwyczajnie znudzić się historią Tima, zwłaszcza w ostatniej, „przyszłościowej” części. To komiks z założenia przegadany, więcej tu dialogów i dymków niż akcji, nawet w porównaniu do „Sandmana”, więc niektórzy mogą poczuć się tym rozczarowani – czujcie się ostrzeżeni. Części komiksu mamy cztery, więc i rysowników, jak to u Gaimana, czterech. W pierwszej John Bolton, artysta często romansujący z horrorem, stworzył klimatyczne plansze z „ziarnistym” kolorem, jakby nakładanym kredkami świecowymi, pastelami i węglem. Kadrowanie jest szalone – zmienia się z planszy na planszę, od powolnej następczości sekwencji po całostronicowe eksplozje; buduje wrażenie wędrówki przez sen. W drugim zeszycie Scott Hampton postawił na nieco „niewyraźny” rysunek, z delikatnie rozmytymi konturami, ale nadal realistyczny, z wyrazistymi kolorami, płynnie przechodzący do nierealistycznego w sekwencjach magicznych, co w sumie dobrze pasuje do tematyki rozdziału. W części o wędrówce przez magiczne krainy Charles Vess rysuje tak, że zdecydowanie kojarzy się to z komiksem frankofońskim w tematyce fantasy – i bardzo dobrze, idealnie oddaje to treść. I w końcu Paul Johnson z wyprawą w przyszłość znowu zabiera nas w szaleńczo oniryczne klimaty, podobne do tych u Boltona, jednak znacznie cięższe, pełne ciemnych barw. Ogółem każda z części rysunkowo sprawdza się w punkt – zdecydowanie artystycznie jest to publikacja zadowalająca. „Księgi Magii” z 1990 roku to komiks dość specyficzny – bardzo powolny, nastawiony na eksponowanie narracyjności i fabularności opowieści. Ciekawy, ładny i wciągający – ale nie dla każdego. Niektórych może znudzić – momentami lub w całości – innych zachwyci. Sama go zdecydowanie polecę, ale z tym właśnie zastrzeżeniem. Plusy: - świetna znajomość teorii literatury ze strony autora
- karuzela artystycznych fajerwerków
Minusy: - powolna, momentami ciągnąca się akcja
Tytuł: Księgi Magii (wyd. 2021) Tytuł oryginalny: The Books of Magic Data wydania: sierpień 2021 ISBN: 9788328160729 Format: 208s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 79,99 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 80% |