powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CCXXXIV)
marzec 2024

Non omnis moriar: Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj drugi solowy album wokalisty Jana Spálenego nagrany z towarzyszeniem zespołu Mahagon.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Signál času›
‹Signál času›
Rok 1978 był ważny dla rocka czeskiego. Swoje pełnowymiarowe debiutanckie albumy wydali w nim prowadzona przez basistę Petra Klapkę formacja Mahagon („Mahagon”) oraz wokalista i kompozytor Jan Spálený („Edison”). Ten ostatni wprawdzie wcale nie był debiutantem, na scenie beatowej zagościł już bowiem w połowie lat 60. – jako lider zespołu The Hipp’s (względnie The Hippopotamuses), który następnie przekształcił się w Apollobeat – ale to właśnie wtedy ukazał się pierwszy oficjalny krążek sygnowany jego nazwiskiem. Nagrał go z utworzoną dwa lata wcześniej grupą, która nawet nie doczekała się własnej nazwy i która rozpadła się krótko po wydaniu longplaya. Tym samym Spálený znalazł się na artystycznym rozdrożu, tym dotkliwszym, że miał już koncepcję na kolejne wydawnictwo, które byłoby naturalną kontynuacją świetnego przecież „Edisona”.
I wtedy na horyzoncie pojawili się panowie z Mahagon. Jan złożył propozycję Petrowi i od słowa do słowa doszli do porozumienia. W efekcie dla praskiej formacji zaczął się niezwykle intensywny i pracowity okres: najpierw od marca do czerwca 1979 roku w studiu Radia Czechosłowackiego w praskim Karlinie pracowali nad kolejnym albumem Spálenego, a później – do lipca – nad własnym („Slunečnice pro Vincenta Van Gogha”). W tym czasie skład Mahagonu uległ znaczącym zmianom. Po samobójczej śmierci gitarzysty Jiříego Jelinka na jego miejsce pojawili się Michal Pavlíček – wcześniej w jazzrockowej Bohemii („Zrnko písku”), później w zespole Jany Koubkovej („Horký Dech Jany Koubkové”) – oraz Zdenĕk Sarka Dvořák (w Jazz Celula i wielu orkiestrach jazzowych). Perkusistę Ladislava Malinę, który na nowej płycie Spálenego zaistniał jedynie jako gość, zastąpił natomiast Vratislav Placheta (znany już z szeregów formacji Pražský Výbĕr). Zupełnie niepotrzebni okazali się z kolei wokalistka Zdena Adamová i klawiszowiec Michael Kocáb, którzy powrócą jednak, gdy Mahagon zabierze się za „Słoneczniki…”.
Poza wyżej wspomnianymi w studiu pojawiło się jeszcze dwóch gości: grający na harmonijce ustnej Petr Kalandra (niegdyś w progresywno-folkowym Marsyas) oraz skrzypek Jan Hrubý (który miał za sobą występy we Framus Five Michala Prokopa i Etc… Vladimíra Mišíka). Poza tym wykorzystany został kwintet smyczkowy, którym kierował, będący przecież muzykiem klasycznym pod studiach konserwatoryjnych, Petr Klapka. To ci ludzie odpowiedzialni są za powstanie opublikowanego przez Supraphon w 1980 roku longplaya „Signál času”. Co go łączy z „Edisonem”? Przede wszystkim wiersze komunizującego już przed drugą wojną światową czeskiego poety-surrealisty (a od drugiej połowy lat 40. XX wieku socrealisty) Vitĕzslava Nezvala (1900-1958). Poematy „Edison” (1928) i „Signál času” (wydrukowany pierwotnie w zbiorze „Wiersze nocy” w 1930 roku) stanowiły dylogię, nic więc dziwnego, że powiedziawszy „a”, Jan postanowił również dorzucić i „b”.
Na drugi solowy album wokalisty, kompozytora, ale również puzonisty i tubisty (to właśnie na tym wydziale Praskiego Konserwatorium studiował – pod okiem profesora Václava Hozy – młody Jan Spálený), złożyło się sześć kompozycji, które swoje tytuły – z jednym wyjątkiem – zawdzięczają pierwszym wersom wierszy Nezvala. Na otwarcie pojawia się niemal dziesięciominutowy „Naše životy jsou tvrdé krajíce”, który bogactwem aranżacyjnym może zachwycić najbardziej wybrednego słuchacza. Dość powiedzieć, że sam Jan płynnie przechodzi od beztroskiego pogwizdywania – poprzez melorecytację – do śpiewu, a towarzyszą mu w tej drodze i gitary (akustyczna oraz elektryczna), i smyczki, i oczywiście sekcja rytmiczna. Stylistycznie też mamy pełen przegląd ówczesnych zainteresowań zarówno Spálenego, jak i Mahagonu – od bluesa po fusion i czystej krwi rock progresywny (gdy pojawia się rozbudowana solówka gitarowa Michala Pavlíčka). Na takim tle nawet pewne niedostatki wokalne lidera projektu tak bardzo nie rażą.
„Ponenáhlu vidím ztrácetí se dav” otwiera partia skrzypiec elektrycznych Jana Hrubego, któremu akompaniują Pavlíček na gitarze oraz Petr Klapka na… elektrycznej fisharmonii. Klasyczny początek zostaje jednak szybko przełamany bluesowym wtrętem Petra Kalandry na harmonijce ustnej. Tempo jest średnie, dzięki czemu Spálený może spokojnie prowadzić swoją opowieść na tle zgodnie dialogujących sobie gitarzysty i skrzypka. Zamykający stronę A longplaya utwór „Variace na závĕr” to jedyna kompozycja instrumentalna na płycie i zarazem najbardziej energetyczna, przyprawiająca o ciarki na plecach. Rock (z dwiema nakładającymi się na siebie ścieżkami gitar) miesza się tutaj z fusion w stylu Didiera Lockwooda, co podkreśla głównie partia skrzypiec, ale również grająca z wielkim wyczuciem sekcja rytmiczna. Mniej jazz-rocka, za to więcej bluesa – za sprawą gitar – rozbrzmiewa w otwierającym stronę B „Elektřína tiše praská v ovzduší”.
Ale w tym numerze pojawia się więcej niezwykłych smaczków, jak chociażby – to już po raz kolejny – fisharmonia czy nałożone na siebie partie dęciaków – puzonu basowego oraz tuby kontrabasowej – na których zagrał, zgodnie ze swoim wykształceniem, Spálený. Po nawiązującym do klasyki początku utworu z biegiem czasu robi się coraz bardziej rockowo i energetycznie, na co wpływ w dużej mierze mają obaj gitarzyści. Aranżacyjnym mistrzostwem jest również „Konec denních zpráv”. Naprawdę bowiem trzeba mieć zmysł i talent, by w kilku minutach zmieścić tyle różnych barw, tonów i stylów, swobodnie poruszając się pomiędzy rockiem, bluesem i jazzem. Zamykający krążek „Odpusťte mi” to swoiste jazzrockowe memento (w nawiązaniu do przejmującego przesłania wiersza Vitĕzslava Nezvala). Ale wcale nie łzawe. Widać Spálenemu nie zależało na tym, aby pozostawiać słuchaczy w nastroju melancholijnym.
Po wydaniu longplaya „Signál času” drogi wokalisty i Mahagonu rozeszły się. Zresztą krótko po publikacji albumu „Slunečnice pro Vincenta Van Gogha” Petr Klapka i jego ówczesna żona Zdena Adamová wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, co ostatecznie przypieczętowało kres istnienia grupy.
Skład:
Jan Spálený – śpiew, puzon basowy, tuba kontrabasowa, muzyka, aranżacje

MAHAGON:
Michal Pavlíček – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Zdenĕk Sarka Dvořák – gitara elektryczna
Petr Klapka – gitara basowa, fisharmonia elektryczna, dyrygent
Vratislav Placheta – perkusja

gościnnie:
Petr Kalandra – harmonijka ustna
Jan Hrubý – skrzypce elektryczne
Ladislav Malina – wibrafon, trójkąt, dzwonki, cowbell, kotły

oraz
Vitĕzslav Nezval (1900-1958) – słowa



Tytuł: Signál času
Wykonawca / Kompozytor: Jan Spálený, Mahagon
Data wydania: 1980
Wydawca: Supraphon
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 41:17
Gatunek: blues, rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Naše životy jsou tvrdé krajíce: 09:40
2) Ponenáhlu vidím ztrácetí se dav: 07:05
3) Variace na závĕr: 04:33
4) Elektřína tiše praská v ovzduší: 07:57
5) Konec denních zpráv: 06:21
6) Odpusťte mi: 05:40
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

78
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.