 | Pewną popularnością cieszyło się skrócone wznowienie powieści w postaci książkowej z 1950 r. © wikipedia
|
Przyczyną konfliktu jest spór władców Panamiki z hegemonami A-urii, państwa, które obejmuje Europę i Azję, oraz z położoną w Afryce Afalią, o kontrolę nad… klimatem i pogodą. Z dzisiejszego punktu widzenia nie można Coblentzowi odmówić zdolności do tworzenia wizjonerskich scenariuszy – przyjmuje się przecież, że przynajmniej niektóre konflikty bliskiej przyszłości będą się toczyć o dostęp do wody. Panamika wpłynęła w taki sposób na globalny klimat, że pozostałe mocarstwa odniosły znaczące szkody z powodu suszy i związanych z nią nieurodzajów. Dyplomatyczny spór przeradza się szybko w otwarty konflikt – a wojna prowadzona jest przy wydatnej pomocy hodowanych specjalnie na ten cel owadów. W opisujących przygotowania do starcia rozdziałach autor jednoznacznie piętnuje, jak pisał krytyk gatunku Everett F. Bleiler, „zachodnią kulturę, militaryzm i histerię wojenną”. Z perspektywy czasu najbardziej interesującą wypowiedzią tej części książki są zdania: „Miłość jest w dzisiejszych czasach nielegalna. Traktuje się ją jako formę nielojalności. Powinno się kochać tylko swój kraj”. To zapewne takie stwierdzenia skłoniły znawców gatunku do uznania „After 12.000 Years” jako prekursora orwellowskiego „1984”. Niestety, zastosowana przez Coblentza satyra do najlepszych nie należy. Zamiast skłaniać do zadumy, jawi się ona jako groteska, którą można tylko z wielkim trudem traktować poważnie. Jako przykład niech posłuży przysięga wierności Małogłowych: „Niniejszym przysięgam wieczną wierność mojemu narodowi i jego pogodzie. Ślubuję chronić go przed jakąkolwiek obcą pogodą. Będę go bronił wszystkimi owadami jakimi dowodzę, a jeśli zajdzie taka potrzeba zostanę w jego obronie użądlony na śmierć. Niech będzie pochwalona nasza pogoda, teraz i na wieki. Amen”. Sytuacji nie polepsza fakt, że główni protagoniści powieści są postaciami bardzo szablonowymi: podczas gdy Luellan będzie biernie wyczekiwać powrotu oblubieńca z wojny, to Henry przeżyje sporo „przygód”, starając się wrócić cało i zdrowo do Miasta 64. W ostatniej części powieść zmienia charakter z antyutopii na tekst postapokaliptyczny. Zastosowane masowo w toku działań wojennych owady mutują i obracają się przeciwko własnym panom. Nie gra przy tym żadnej roli, do którego bloku dany oddział lub społeczność należą – niezwykle żarłoczne termity-olbrzymy ogołacają Ziemię z upraw i wywołują globalną klęskę głodu. Jak się okazuje, jedynie niektóre wyspy, w tym ojczyzna Luellan, zdołały uniknąć katastrofy. I właśnie tam, w tropikalnych lasach Borneo, para kochanków znajduje upragniony raj. Jak widać, nie mamy do czynienia z tekstem górnolotnym. Znajdująca się w moim posiadaniu druga wersja powieści, wydana w roku 1950 w skróconej formie książkowej przez Fantasy Publishing Company, pozbawiona została stosunkowo ciekawych opisów pseudoowadziego społeczeństwa Panamiki, czyli właśnie tych ustępów, które wspomniany już Everett F. Bleiler traktował jako jedną z lepszych części tej historii. Wydanie to miało jednak swoich amatorów: Groff Conklin, krytyk oraz redaktor antologii SF, znał wprawdzie „opowieści Coblentza [jako] niemal do bólu banalne i sentymentalne w stylu i pomyśle”, jednak konstatował na łamach magazynu Galaxy Science Fiction z niemałym zaskoczeniem: „Prawdą jest, że niniejsza powieść nie jest arcydziełem barwnego pisarstwa, a jej elementy romantyczne zostały potraktowane z całą wrażliwością liryka pokroju Julii A. Moore [uważanej przez większość współczesnych jej krytyków za mało utalentowaną wierszokletkę – przyp. autora]. Ale jeśli pominiesz te wady, uznasz je za jedną z najciekawszych i najbardziej wiarygodnych antyutopii ostatnich dziesięcioleci.[…] idee zawarte w tej książce są aktualne – bardziej dzisiaj, jak sądzę, niż wtedy, gdy została napisana. Coblentz wyobraża sobie świat, w którym społeczeństwo klasowe zostało utrwalone przez bezwzględną selektywną hodowlę i manipulację genetyczną.[…] Narody tak zorganizowanego społeczeństwa (ale nie Borneańczycy) są kontrolowane przez propagandę przypominającą tę z «1984» George’a Orwella, a także nazistowską technikę Wielkiego Kłamstwa – to niezwykła zapowiedź hitleryzmu”. Jakby nieco wystraszony własną odwagą, Conklin zastrzega jednak: „Nie dajcie się zwieść – to nie jest jedno z genialnych dzieł science fiction. Ale jest świeże i pełne niepokojących pomysłów na przyszłość”. Większość znawców gatunku zwieść się nie dała. Stantona A. Coblentza postrzega się dzisiaj jako typowego pisarza literatury pulpowej, który w międzywojennym okresie rozwoju science fiction oferował prostą rozrywkę, opartą na tak poszukiwanym wtedy przez amerykańskich czytelników sense of wonder. Twórczość tego „poetyckiego dinozaura” odeszła do lamusa SF po krótkim okresie pewnej popularności w latach pięćdziesiątych, jak bezpowrotnie odeszły swego czasu jurajskie gady. Wszystkie cytaty i pojęcia w tłumaczeniu autora. Literatura: Hans Joachim Alpers, Werner Fuchs, Ronald M. Hahn, Wolfgang Jeschke: Lexikon der Science Fiction Literatur. Heyne, Monachium 1987 John Clute, David Langford: Coblentz, Stanton A. W: John Clute, Peter Nicholls: The Encyclopedia of Science Fiction Stanton A. Coblentz: My Life in Poetry. Bookman Associates, Nowy Jork, 1959 artykuł o autorze w wikipedii |