powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE3)
Sebastian Chosiński #2 2024

Tu miejsce na labirynt…: Ozzy by się nie powstydził
The Graviators ‹Motherload›
Ilu jeszcze podobnych odkryć będzie nam dane dokonać w Skandynawii? Co prawda The Graviators nie są debiutantami – działają od pięciu lat i właśnie wydali trzeci album w karierze, ale nad Wisłę ich sława jeszcze nie dotarła. A jest czego żałować, ponieważ „Motherload” to znakomita mieszanka doom metalu i stoner rocka z elementami psychodelii.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jak widać, w ostatnich latach zalewają nas nie tylko kryminały ze Skandynawii, ale i zespoły rockowe, czerpiące pełnymi garściami z dokonań klasyków hard rocka i psychodelii z lat 70. XX wieku. Zachwycaliśmy się już w rubryce „Tu miejsce na labirynt…” płytami takich formacji, jak D’accorD („III”), Three Seasons („Grow”), The Tower („Hic Abundant Leones”), Yearstones („Comet”) czy Agusa („Högtid”); dzisiaj przyszła natomiast kolej na szwedzki kwartet The Graviators. Powstał on z inicjatywy dwóch muzyków udzielających się już wcześniej – od dwóch lat – w pochodzącej z miejscowości Karlshamn na południu kraju kapeli Nymf: wokalisty Niklasa Sjöberga i gitarzysty Martina Fairbanksa, którzy trochę rozczarowani niezbyt intensywnym rozwojem kariery swej macierzystej grupy, zdecydowali się spróbować szczęścia w nowym składzie. Na początku 2009 roku dołączyli do nich mieszkający w Malmö basista Johan Holm oraz perkusista Henrik Bergman – i z miejsca ruszyło!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
The Graviators z góry założyli, że będą grać muzykę w klimacie lat 70. ubiegłego wieku, za swoich mistrzów uznając przede wszystkim dwie kapele: Black Sabbath oraz amerykański Pentagram, uważany za jednego z prekursorów doom metalu. Jeszcze w tym samym roku grupa podpisała kontrakt płytowy z Transubstans Records, którego efektem okazał się, wydany w grudniu, debiutancki krążek zatytułowany po prostu „The Graviators”. Niespełna rok później, w październiku 2010, Szwedzi odbyli pierwszą trasę po Europie (obejmowała ona osiem państw), podczas której supportowali inną doommetalową legendę zza Oceanu, Saint Vitus. Po powrocie do kraju ponownie weszli do studia, a efektem tej sesji okazały się dwa wydawnictwa: dzielona do spółki z norweską formacją Brutus EP-ka z kilkunastominutowym utworem „Druid’s Ritual” (2011) oraz „pełnometrażowy” album „Evil Deeds”, który światło dzienne ujrzał w sierpniu 2012 roku. Gościnnie w nagraniach tych pojawił się grający na instrumentach klawiszowych Petrus Fredestad. W przerwach w działalności The Graviators Niklas Sjöberg i Martin Fairbanks udzielali się w swoim macierzystym zespole, z którym wydali dwa krążki: „Nymf” (2010) oraz „From the Dark” (2013).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Po opublikowaniu „From the Dark” przyszła kolej na pracę nad trzecim wydawnictwem The Graviators. Tym razem wyszło ono pod szyldem austriackiej wytwórni Napalm Records (a precyzyjniej: jednego z jej pododdziałów, Spinning Goblin Productions). „Motherload” trafiło do sklepów pod koniec marca tego roku w dwóch wersjach – kompaktowej i winylowej (jako podwójny album). Skład zespołu nie uległ zmianie, nawet zaproszony do studia gość był ten sam. Biorąc więc pod uwagę doświadczenie muzyków, ich ogranie (kilka lat spędzonych razem nie pozostało przecież bez wpływu na wzajemne zrozumienie), trudno się dziwić, że najnowsza produkcja prezentuje się najlepiej ze wszystkich dotychczasowych. Ba! to prawdziwy majstersztyk doom i stoner rocka. Trwający ponad siedemdziesiąt minut album otwiera kompozycja „Leifs Last Breath / Dance of the Valkyrie” – i jest to bardzo mocny i motoryczny początek, jasno definiujący zainteresowania muzyków, lokujące się zarówno w okolicach wczesnego Black Sabbath, jak i Metalliki z pierwszej połowy lat 90. Sporo pracy mają wszyscy instrumentaliści: i odpowiedzialny za gitarowe solówki Martin Fairbanks, i pędząca przez większość kawałków jak stutonowy walec sekcja rytmiczna, czyli Johan Holm i Henrik Bergman. Wokal Sjöberga może kojarzyć się zaś z Ozzym Osbourne’em, choć raczej nie ma wątpliwości, że Niklas dysponuje szerszą skalą głosu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Drugi utwór na płycie – „Narrow Minded Bastards” – to właśnie wyprawa w niezapomnianą dekadę lat 70.; od pierwszych do ostatnich sekund pobrzmiewają tu tony charakterystyczne dla Black Sabbath; miejscami tylko ten doomowo-hardrockowy klimat przełamują klasyczne stonerowe solówki gitary – bardzo ekspresyjne, ale zarazem ciężkie i melodyjne. W podobnym nastroju utrzymane jest „Bed of Bitches” – pierwszy kawałek, w którym można usłyszeć instrumenty klawiszowe (konkretnie organy Hammonda) Petrusa Fredestada. Nie tylko dodają one smaczku, lecz również przydają tej kompozycji mocno psychodelicznej aury. Ponad ośmiominutowy „Tigress of Siberia” otwiera pulsująca sekcja rytmiczna, która towarzyszy mu do samego końca; pośrodku mamy natomiast zmieniające się co rusz partie gitary: od mocno „kwasowej”, poprzez typowo hardrockową, aż do powracającego regularnie motywu przywodzącego na myśl muzykę klasyczną (krótkiego, co prawda, ale na długo zapadającego w pamięć). W „Lost Lord” robi się ponownie bardzo Sabbathowo. Przede wszystkim zespół nieco tu zwalnia, gra też dużo ciężej. Lecz – z drugiej strony – w tym właśnie kawałku The Graviators proponują słuchaczom dwie zaskakujące „wycieczki” stylistyczne. Jedną – za sprawą balladowych dźwięków gitary – w świat garażowych kapel z lat 60. XX wieku spod znaku British Invasion; drugą – dzięki długiej sekwencji dialogu gitary z fortepianem elektrycznym – do krainy… jazz-rocka. Ostatnie minuty, znaczone brzmieniem organów Hammonda, to już powrót do stoner rocka.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W „Drowned in Leaves” mamy do czynienia z często zmieniającymi się nastrojami: fragmenty ostrzejsze (z rozpędzoną sekcją rytmiczną i wrzynającą się w uszy gitarą) sąsiadują z nieco wolniejszymi, bliższymi psychodelii (wysmakowanymi dzięki partiom Hammondów i – dodatkowo – syntezatorów). Z kolei dziewięciominutowa kompozycja „Eagles Rising” zaczyna się od typowego doom metalu; nietypowe jest w niej natomiast wykorzystanie na dużą skalę przeróżnych efektów – czy to zniekształcających wokal Sjöberga, czy to pozwalających wygenerować inne zaskakujące dźwięki. Tym „zabawom” towarzyszy stonerowa gitara. Na zwieńczenie albumu Szwedzi wybrali kompozycję znaną fanom już wcześniej – umieszczony przed trzema laty na EP-ce dzielonej z grupą Brutus „Druid’s Ritual”. Wiele się tu dzieje. Ale też ma kiedy, bo kawałek ten trwa ponad trzynaście minut. Otwierają go psychodeliczne, mocno „rozmyte” dźwięki gitary Fairbanksa; po kilkudziesięciu sekundach, kiedy do Martina dołącza reszta zespołu, The Graviators wskakują już na właściwe sobie tory. Co nie oznacza, że w dalszym ciągu nie mają dla nas kolejnych niespodzianek. Wręcz przeciwnie! Jest tu miejsce i na fragmenty balladowe, i na partię perkusji rodem ze space rocka; jest w końcu świetna solówka gitary i idealnie wplecione w fakturę utwory efekty elektroniczne. Podsumowując: „Motherload” to jeszcze jedna propozycja muzyczna, która zdaje się zadawać kłam powszechnemu przekonaniu, że w Skandynawii żyją ludzie o chłodnych umysłach i nieco przymarzniętych sercach.
Skład:
Niklas Sjöberg – śpiew
Martin Fairbanks – gitara elektryczna
Johan Holm – gitara basowa
Henrik Bergman – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Petrus Fredestad – organy Hammonda, fortepian elektryczny, syntezator



Tytuł: Motherload
Wykonawca / Kompozytor: The Graviators
Data wydania: 28 marca 2014
Nośnik: CD
Czas trwania: 73:53
Gatunek: rock
EAN: 819224018308
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Leifs Last Breath / Dance of the Valkyrie: 05:47
2) Narrow Minded Bastards: 06:14
3) Bed of Bitches: 05:19
4) Tigress of Siberia: 08:36
5) Lost Lord: 10:47
6) Corpauthority: 07:52
7) Drowned in Leaves: 06:50
8) Eagles Rising: 08:59
9) Druid’s Ritual: 13:24
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

1310
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.