 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dlaczego? Przecież to oczywiste! Na rękojeści noża umieszczono zaszyfrowaną inskrypcję, a mówiąc dokładniej – jej połowę. Druga część znajduje się na pochwie, którą ma sadystyczny bandzior. By odczytać wiadomość, trzeba mieć całość. A potem wystarczy już tylko odnaleźć skarb i do końca życia można pławić się w beztroskim nieróbstwie. Oczywiście pod warunkiem, że jest się zwyrodniałym kapitalistą i kontrrewolucjonistą (jak Nikitski), a nie ideowym komunistą, gotowym oddać życie – a już tym bardziej majątek – za bolszewizm (jak Polewoj). Doprawdy trudno pojąć, po co w końcu 1978 roku umieszczono w „Relaksie” tak przebrzmiałą i nieaktualną już historyjkę – skrajnie zakłamaną i propagandowo obrzydliwą! Fakt, że w Związku Radzieckim za „panowania” Leonida Breżniewa postępował stopniowy proces restalinizacji i odgrzebywano, ponownie stawiając na piedestał, dawne socrealistyczne dzieła, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Polska kultura – literatura i kinematografia – potrafiły się przed tym zjawiskiem bronić. Ale widocznie naciski na decydentów w Krajowej Agencji Wydawniczej ze strony PZPR były tak silne, że musieli oni ustąpić, zmuszając tym samym do uległości także redakcję Magazynu Opowieści Rysunkowych. Trzeba również pamiętać o tym, że „Kordzik” nie jest klasycznym komiksem. To zbiór czarno-białych rysunków opatrzonych wyjętymi z książki Rybakowa tekstami opracowanymi przez Horvatha. Niektóre z kadrów prezentują się nawet bardzo zacnie; problem w tym jednak, że chcąc, aby czytelnicy w pełni docenili kunszt grafika, opowieść ta powinna zostać wydrukowana na dobrej jakości papierze (najlepiej kredowym). A jak to było z „Relaksem”, wiedzą wszyscy, którzy mieli w ręce przynajmniej jeden numer czasopisma. Tło wybrano więc żółte, co w kolejnych latach, gdy polska poligrafia przeżywała bardzo poważne kłopoty, stało się już normą. W latach 80. tak wydawano całe albumy. Na zakończenie ostatniego w 1978 roku „Relaksu” wybrano pierwszą (z sześciu) część nowej historii – „Tajemnicy kipu”. Za stronę plastyczną całości odpowiadał, coraz lepiej radzący sobie w tej sztuce, Marek Syszko („ Na surowym korzeniu”, „ W mocy Wielkiej Bogini”, „ Konus”, „ Pięć kroków wstecz”, „ Lew z brązu”), za scenariusz (oparty częściowo na faktach, a częściowo na legendzie) – pani o nazwisku Dobrzyńska (nie udało nam się namierzyć innych przejawów jej artystycznej działalności). Punktem wyjścia do tej przygodowo-awanturniczej opowieści było wydarzenie z 1946 roku, kiedy to przy bramie wejściowej do górnego zamku w Niedzicy nad Dunajcem znaleziono pęk rzemieni z zawiązanymi nań węzełkami. Nie można było mieć wątpliwości, że to kipu – inkaskie pismo, którym Indianie Ameryki Południowej posługiwali się już w czasach prekolumbijskich. Odkrycia tego dokonał, na podstawie wskazówek znalezionych w zdeponowanych w Krakowie rodzinnych dokumentach, Andrzej Benesz, który jak sam podejrzewał, był potomkiem arystokratycznego rodu, z którego pochodził Tupac Amaru, ostatni władca niepodległego królestwa Inków, które w XVI wieku zostało podbite przez Hiszpanów. Komiks Szyszki i Dobrzyńskiej opowiada właśnie, w jakich okolicznościach niecodzienni przybysze z Ameryki Południowej trafili do Europy, a następnie do Niedzicy. Akcja „Poufnego zadania” – taki tytuł nadano pierwszemu odcinkowi serii – rozpoczyna się w 1758 roku. Panem zamku niedzickiego, który leżał wówczas na terytorium Węgier, jest Sebastian Berzewiczy. Niebawem ma on w Budzie, madziarskiej stolicy, pojąć za żonę piękną szlachciankę Agnieszkę; tyle że Sebastianowi wcale się do tego ożenku nie spieszy. Gotów jest zrobić wszystko, by wydarzenie to odwlec w czasie. Czego zresztą za żadne skarby nie może pojąć Marcin, najbliższy przyjaciel Berzewiczego. Ocalenie nadchodzi znienacka. Pewnego dnia do Niedzicy przybywa bowiem z Budy stryj Sebastiana, Andreas, który wprost błaga bratanka, aby ten dla ratowania honoru rodziny ruszył z poufną misją za Atlantyk. Czego dokładnie będzie ona dotyczyć i jakie będą jej skutki, dowiemy się już z kolejnych odsłon „Tajemnicy kipu”. Warto jednak zdradzić już teraz kilka informacji na temat Andrzeja Benesza, tym bardziej że nie był on w Polsce Ludowej postacią anonimową. Urodził się w 1918 roku, w czasie okupacji hitlerowskiej walczył w szeregach Armii Krajowej, po zakończeniu wojny wstąpił do Stronnictwa Demokratycznego, z ramienia tej organizacji – bo przecież nie suwerennej partii politycznej – był wieloletnim posłem na Sejm, a od 1971 – nawet wicemarszałkiem parlamentu. Przez trzy ostatnie lata swego życia kierował także SD jako jego prezes; zginął natomiast w wypadku samochodowym dwudziestego szóstego lutego 1976 roku w okolicach Kutna. Tropiciele sensacji, z uwagi na domniemane węgiersko-indiańskie pochodzenie Benesza, uznali jego śmierć za „tajemniczą”, będącą efektem klątwy rzuconej przez inkaskich kapłanów na wszystkich, którzy idąc tropem znalezionego na zamku w Niedzicy kipu, będą chcieli dotrzeć do ukrytego gdzieś – ale gdzie?! – skarbu. Na potwierdzenie tego przywoływano też „niewyjaśnione” zgony innych osób, które w 1946 roku wraz z przyszłym politykiem SD odnalazły ów piśmienniczy zabytek – żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza oraz zamkowego kustosza. Ile w tym prawdy – stwierdzić mógłby chyba tylko Pan Samochodzik.
Tytuł: Relax #23 Data wydania: 1978 Gatunek: antologia, sensacja, SF Ekstrakt: 80% |