Charakter debiutanckiego filmu Jana Olego Gerstera idealnie oddaje już sam jego tytuł. „Oh Boy” brzmi jak westchnienie – z jednej strony trochę lekceważące, z drugiej zdradzające zniecierpliwienie i rozczarowanie osobą, pod której adresem jest kierowane. Na taką właśnie reakcję otoczenia zasługuje bowiem główny bohater dzieła – Niko Fisher, trzydziestolatek, którego rozwój emocjonalny zatrzymał się na poziomie ucznia szkoły średniej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Postać bohatera filmu Jana Olego Gerstera – scenarzysty i reżysera w jednym – ma swój odpowiednik w dziewiętnastowiecznej literaturze… rosyjskiej. Jest nim Ilja Iljicz Obłomow, tytułowa postać najsłynniejszej, wydanej w 1859 roku, powieści Iwana Gonczarowa. Jego postawa, charakteryzująca się niemal całkowitą atrofią więzi międzyludzkich, brakiem woli działania, wyuczoną biernością i czczym marzycielstwem zyskała nawet własny termin literacki – obłomowszczyzna. Niemal równo sto pięćdziesiąt lat później bohater ten zmartwychwstał, by objawić się w Berlinie XXI wieku jako Niko Fischer (znany z miniserialu „Nasze matki, nasi ojcowie” Tom Schilling) – przystojny trzydziestolatek, ale też wieczny chłopiec, który, pomimo wrodzonej inteligencji, nie ma żadnych skonkretyzowanych zainteresowań ani celu życiowego. Kolejne dni mijają mu na klasycznym nicnierobieniu, przepływają przez palce jak ziarnka piasku, zlewając się w magmę. Jedyne, co się wokół niego zmienia, to dziewczyny i miejsca zamieszkania. Lecz nawet te zmiany nie są przejawem szczególnej aktywności Fishera; wynikają raczej z obawy przed nawiązaniem bliższych relacji z drugim człowiekiem i związaną z tym ewentualną odpowiedzialnością. „Oh Boy” przedstawia dwadzieścia cztery godziny z życia głównego bohatera. Poznajemy go, gdy rano opuszcza łóżko swojej aktualnej dziewczyny po to, by rozstać się z nią już na zawsze. Nie potrafi jednak zachować się jak prawdziwy mężczyzna i powiedzieć jej o tym wprost, choć Elli domyśla się tego z zachowania chłopaka i stosowanych przez niego słownych uników. Ten sposób postępowania okazuje się zresztą dla niego typowy; w kontaktach z innymi jest spolegliwy i niezdecydowany, łatwo poddaje się sugestiom, nie potrafi postawić na swoim. Widać to zarówno w czasie rozmowy z psychologiem (w tej roli Andreas Schröders), który ma zdecydować o tym, czy można mu zwrócić odebrane za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu prawo jazdy, jak i z natrętnym sąsiadem Karlem (Justus von Dohnányi), poszukującym osoby, której mógłby zwierzyć się ze swoich kłopotów rodzinnych; w czasie pierwszego spotkania z niewidzianą przez kilkanaście lat szkolną koleżanką Juliką Hoffmann (Friederike Kempter) i podczas rozgrywki golfowej z ojcem (oglądany w „Upadku” i „ Hannah Arendt” Ulrich Noethen). Ba! Niko nie potrafi nawet sprzeciwić się woli cierpiącej na demencję staruszki. Słowem – jest, a jakby go nie było. Przyglądając się Fischerowi, można odnieść wrażenie, że jego mottem życiowym jest rezygnacja ze wszystkiego, co zmuszałoby go do podjęcia jakiegokolwiek działania. W nowym mieszkaniu przez kilka tygodni nie zdołał powyciągać rzeczy z kartonów. Gdy przypadkiem pojawia się szansa zagrania epizodu w filmie o czasach wojny, choć inni zapewne skakaliby z tego powodu pod sufit ze szczęścia, Niko nie wyraża tym żadnego zainteresowania. Podobnie gdy Julika zaprasza go na wieczorną premierę przedstawienia teatralnego, w którym gra jedną z ról. Wybiera się tam tylko dlatego, że zmusza go do tego najbliższy znajomy, eksaktor Matze (Marc Hosemann), któremu nie potrafi odmówić, ponieważ oznaczałoby to konieczność zajęcia stanowiska. Wydawałoby się – przypadek nieuleczalny. A jednak, nim zakończy się kolejny dzień beznadziejnego i całkowicie szarego (nie bez powodu Jan Ole Gerster zdecydował się nakręcić film na taśmie czarno-białej) życia Fischera, wydarzy się coś, co skłoni go do refleksji i zmusi do działania. Nie będzie to jedna konkretna rzecz, ale cały splot wydarzeń, zapoczątkowany tragikomicznym w swym wydźwięku zamówieniem niezwykle drogiej kawy w bistro, a następnie „pożarciem” karty bankomatowej przez automat. Chociaż Niko Fischer zdaje się być odległym – jedynie w czasie – potomkiem Obłomowa, to jednak za jego ojca chrzestnego należałoby mimo wszystko uznać Woody’ego Allena, a raczej granych przez niego w latach 70. ubiegłego wieku młodych, znerwicowanych inteligentów, którym w życiu niewiele się udaje (vide „rosyjska” „Miłość i śmierć”, „Figurant”, „Manhattan”). Poza kreacją głównego bohatera, obraz Gerstera z dziełami Amerykanina łącza przynajmniej jeszcze trzy, ale za to niezwykle istotne elementy. Pierwszym jest ścieżka dźwiękowa, wykorzystująca w dużej mierze muzykę jazzową (głównie swing); drugim – słodko-gorzki humor, trzecim zaś – postać Juliki, mogącej kojarzyć się z bohaterkami granymi w filmach Allena przez Diane Keaton (najbardziej chyba z Sonią z „Miłości i śmierci”). Niemiecki reżyser nie jest jednak bezrefleksyjnym naśladowcą dokonań autora „Śpiocha” i „Zeliga”, dlatego też „Oh Boy” daleki jest od pastiszu. Więcej nawet! Klasyfikowanie go jako „komedii” mogłoby – ba! powinno – wzbudzić słuszne zastrzeżenia.
Tytuł: Oh Boy Data premiery: 25 kwietnia 2014 Rok produkcji: 2012 Czas trwania: 83 min Gatunek: dramat, komedia |