powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE3)
Sebastian Chosiński #2 2024

Co nam w kinie gra: Dziś jestem blondynką
Marc Rothemund ‹Dziś jestem blondynką›
Wczoraj trafił do kin film Marca Rothemunda „Dziś jestem blondynką”. Pisaliśmy o nim przy okazji festiwalu Tranatlantyk, dziś przypominamy tamtą recenzję.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kolejna produkcja w ramach sekcji „Nowe kino niemieckie” – dramat obyczajowo-psychologiczny w reżyserii Marka Rothemunda („Sophie Scholl”, 2005), specjalisty od takiej właśnie tematyki. Oryginalny tytuł brzmi: „A dzisiaj będę blondynką”; to z kolei, co zaproponowano jako polski znak rozpoznawczy filmu, czyli „Dziewczyna z perukami” (powinno się tam znaleźć jeszcze słówko „dziewięcioma”) jest niemieckim podtytułem. Główna bohaterka, dwudziestojednoletnia Sophie Ritter (Lisa Tomaschewsky), świętuje właśnie nadejście Nowego Roku ze swoją najbliższą przyjaciółką, Annabelle (Karoline Teska), w Antwerpii. Obie są młode, ładne i wyzwolone. Sophie nie ma więc żadnych oporów, aby po zabawie w plenerze spędzić resztę nocy z przygodnie poznanym chłopakiem. Obudziwszy się wcześnie rano, nie ma nawet czasu, aby zamienić z nim kilka słów; musi pędzić na pociąg do rodzinnego Hamburga, gdzie czeka na nią stęskniona rodzina – ojciec, matka i siostra – oraz Rob (David Rott), ni to przyjaciel, ni kochanek. Dziewczynie nie brakuje planów na nadchodzący rok, tym najbardziej fantastycznym zdaje się wspólna podróż z Bellą do Indonezji. Los ma jednak wobec niej inne plany. Przedłużający się kaszel skłania pannę Ritter do wizyty u lekarza, który co prawda nic konkretnego nie stwierdza, ale daje skierowanie na dalsze badania. Te z kolei wykazują, że Sophie ma… raka. Wyjątkowo agresywnego guza w opłucnej. W ciągu zaledwie kilku minut jej życie wali się w gruzy. Film Rothemunda jest zapisem walki Sophie (i zarazem jej rodziny, przyjaciółki i chłopaka) o powrót do zdrowia. Z jakim skutkiem – z oczywistych powodów, pominiemy milczeniem. Jak to często bywa w przypadku podobnych produkcji, reżyser nie szczędzi widzom sporej porcji wzruszeń, szczęśliwym trafem jednak unika przy tym nieznośnego patosu. Panna Ritter okazuje się trudną do opanowania pacjentką; z jednej strony pragnie bowiem ze wszystkich sił pokonać nowotwór, ale z drugiej – chce prowadzić takie życie jak jej rówieśniczki. Szybko też znajduje swój sposób na raka. Krokiem pierwszym są peruki, które nie tylko pozwalają ukryć skutki chemioterapii, ale jednocześnie odzwierciedlają – w zależności od typu fryzury i koloru włosów – jej aktualny stan psychiczny. Drugim – jest pisanie bloga, w którym każdego dnia relacjonuje swoje zmagania z niechcianym „gościem”. Do całkiem nieźle przedstawionego już w kinematografii tematu Rothemund nie dodaje jednak nic nowego. Ponury nastrój stara się łagodzić scenami o zabarwieniu humorystycznym – i w tym sprawdza się najbardziej (vide postaci doktora Leonharda i pielęgniarza Bastiana); nieco gorzej radzi sobie, gdy musi przedstawić zawiłości związku Sophie i Roba. „Dziewczynie z perukami” na dobre wyszłoby też na pewno okrojenie czasu trwania o mniej więcej dwadzieścia minut. Nie zaszkodziłoby natomiast wyeksponowanie wątku innej pacjentki hamburskiego szpitala, Chantal (Jasmin Gerat); ma on największe walory dramatyczne, ale potraktowany został jedynie pretekstowo. A szkoda, bo los dojrzałej już Chantal to idealne dopełnienie tego, co spotkało młodziutką Sophie.
Sebastian Chosiński
• • •
Temat choroby nowotworowej bardzo łatwo ulega banalizacji. Zewsząd atakują nas materiały poruszające ten problem, nierzadko grające na najwyższych rejestrach emocjonalnych. W „Dziewczynie z perukami” tytułowe peruki miały uchronić niemiecką produkcję przed nadmiernym popadnięciem we frazesy. I sam pomysł wydaje się doskonały. Kiedy u dwudziestoletniej Sophie Ritter lekarze diagnozują wyjątkowo paskudną postać raka, a chemioterapia nieuchronnie prowadzi do utraty pięknych włosów, swoistym sposobem na życie i przetrwanie choroby staną się dla dziewczyny owe peruki. Bohaterka ma ich kilka, a z czasem każdą opatruje innym imieniem. Wybór jednej z nich to nie tylko kwestia uczesania, ale także osobowości, w którą bohaterka chwilowo się wciela. Na parkiecie najlepiej sprawdza się krótka platynowa, na podryw zabiera długą czarną. Niestety dla filmu, peruki i cały wątek tożsamościowy, który za sobą pociągają, ginie pod naporem przewidywalnych dramatów i dramacików. Są więc chwile ze szpitalnego życia, momenty strachu i zwątpienia, czasem olbrzymiej radości. Jest rodzina – wspiera, ale niekiedy działa na nerwy. Jest zawsze obecna przyjaciółka i chłopak, na którego nie można zrzucić tak wielkiego brzemienia. Jest koleżanka ze szpitala, jest doktor, pielęgniarz i pielęgniarka, są badania, itd. itp. I choć trudno wyobrazić sobie, jak olbrzymiego dramatu w rzeczywistości doświadczyła Sophie (film powstał w oparciu o realne wspomnienia), to na ekranie historia w tym kształcie brutalnie się nie sprawdza.
Zuzanna Witulska



Tytuł: Dziś jestem blondynką
Tytuł oryginalny: Heute bin ich blond
Dystrybutor: Vivarto
Data premiery: 29 listopada 2013
Reżyseria: Marc Rothemund
Zdjęcia: Martin Langer
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: Belgia, Niemcy
Czas trwania: 115 min
Gatunek: dramat, komedia
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

549
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.