W ósmym tomie przygód Skorpiona autorzy cyklu – scenarzysta Stephen Desberg i rysownik Enrico Marini – nie zwalniają tempa. I choć w poprzedniej części Armando rozwiązał jedną z nurtujących go zagadek, pytań, na które poszukuje odpowiedzi, wciąż jest sporo. W „Cieniu Anioła” dochodzą kolejne; na dodatek komplikują się również relacje głównego bohatera z kobietami. Uściślijmy: pięknymi i podstępnymi kobietami!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na kolejny, wydany przez Taurus Media, tom „Skorpiona” nie musieliśmy długo czekać. Jeśli wydawnictwo utrzyma tempo, istnieje duże prawdopodobieństwo, że do końca roku polscy czytelnicy poznają całość znanych dotychczas przygód Armanda Catalano, rzezimieszka, który trochę przez przypadek stał się bohaterem i wielką nadzieją mieszkańców Rzymu na normalne życie. Po „Cieniu Anioła” (w oryginale ujrzał on światło dzienne przed pięcioma laty) ukazały się bowiem jeszcze dwie części: „Le Masque de la vérité” (2010) oraz „Au nom du fils” (2012). Choć nie należy zapominać, że seria anonsowana jest przez oficynę Dargaud jako „kontynuowana”, więc jeżeli jej autorzy – Stephen Desberg („Gwiazda pustyni”) i Enrico Marini („ Cygan”, „ Drapieżcy”, „ Orły Rzymu”) – zachowają regularność w publikowaniu kolejnych odsłon cyklu, w przyszłym roku powinien pojawić się w sprzedaży album z numerkiem jedenaście. „ W imię Ojca” zakończyło się w bardzo dramatycznym momencie. Pojedynek Skorpiona z papieżem Cosimo Trebaldim został przerwany pojawieniem się służących mu mnichów-wojowników. Mając świadomość, że z całą grupą świetnie wyszkolonych żołnierzy sobie nie poradzi, Armando ratował się ucieczką. Niestety, w ręce wrogów wpadł jego wierny kompan Huzar, nie do końca wyjaśniony pozostał natomiast los Mejai. Pewnym więc było, że kolejna część historii musi zacząć się z wysokiego C. I tak jest w rzeczywistości. Catalano podejmuje się bowiem trudu wyciągnięcia Arystotelesa z lochów papieskich, a pomagają mu w tym ukochana Huzara, Fenice, oraz… piękna Egipcjanka, która, jak się okazuje, zdołała jednak ujść siepaczom Trebaldiego. Zebrawszy ponownie całą ekipę, Skorpion kontynuuje śledztwo, które ma go doprowadzić do wyjaśnienia tajemnicy jego matki. Od starej wiedźmy, trudniącej się warzeniem trucizn, dowiaduje się, że matka chciała usunąć ciążę, ale na przeszkodzie temu stanął pewien tajemniczy mężczyzna. Z jakiegoś powodu bardzo mu zależało, aby dziecko pojawiło się na świecie całe i zdrowe. Ale po co? I kim był ów nieznajomy?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To nie jedyne nowe pytanie, na które musi znaleźć odpowiedź główny bohater. Niebawem pojawiają się kolejne, które są skutkiem lawiny nowych wydarzeń. W niektórych fragmentach postać Skorpiona schodzi na plan dalszy; Desberg robi to po to, aby mieć czas i możliwość na zawiązanie kolejnych wątków, które napędzać będą fabułę również w następnych tomach. Jednym z nowych motywów jest rodzący się przeciwko Trebaldiemu spisek możnych rodów rzymskich, których do walki pragnie poprowadzić Maximus Latal; nie waha się on wciągnąć do intrygi nawet Nelia Trebaldiego, znanego z wyrachowania i wyjątkowo podłego charakteru brata papieża. Sprawa, jak można podejrzewać, dotyczy pieniędzy, ba! wielkich pieniędzy, które w najbliższym czasie mają trafić w ręce biskupa Rzymu. Jeśli tak właśnie się stanie, papież nie będzie musiał się martwić o lojalność swoich mnichów-wojowników, których będzie miał za co opłacić. Ale gdyby przesyłka do niego nie dotarła, mogłoby to otworzyć drogę do władzy innym. A chętnych nie brakuje! Jakie miejsce w tym wszystkim zarezerwował scenarzysta dla Skorpiona? Mówiąc najkrócej: kluczowe. Dzięki temu Armando po raz kolejny trafia w samo oko cyklonu, stając się – w pewnym sensie – pionkiem w grze prowadzonej pomiędzy rodami Latalów (i reprezentującą go rudowłosą Anseą) i Trebaldich. Jakby tego było mało, swój podstępny plan realizuje także siostra ambasadora francuskiego, Marie-Ange de Sarlat, niegdyś… żona głównego bohatera. Jej pojawienie się wprowadza na dodatek niemałe zamieszanie w relacjach Armanda z Mejai. Uff! Jednego można być pewnym – emocji nie zabraknie na pewno także w kolejnej odsłonie cyklu. Jeśli zaś chodzi o rysunki Mariniego, cóż jeszcze można dodać? Że po raz kolejny udowadnia swój kunszt? Przecież to oczywiste! Zastanawiają jednak dwa elementy. Po pierwsze: Choć w „Cieniu Anioła” wyeksponowane są postaci aż trzech ślicznych kobiet, tym razem znacznie mniej ma plastyk okazji do zaprezentowania ich niewątpliwych wdzięków. Po drugie: W kilku momentach Marini upodabnia Skorpiona do Batmana (wystarczy przyjrzeć się bohaterowi skaczącemu po dachach rzymskich kamienic w długim czarnym płaszczu) – pytanie, na ile świadomy jest to zabieg?
Tytuł: Skorpion #08: Cień Anioła Data wydania: czerwiec 2013 Gatunek: historyczny, przygodowy Ekstrakt: 70% |