Nietrudno domyślić się, jakie wydarzenie wieńczy tom siódmy „Mureny”, skoro autorzy nadali mu tytuł „Żywioł ognia”. Zanim jednak dojdzie do tragicznego finału, śledzimy dalsze losy dwóch głównych postaci dramatu – rzymskiego patrycjusza Lucjusza Licyniusza Mureny i cesarza Nerona, po których dawnej przyjaźni nie pozostał już nawet najmniejszy ślad.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po lekturze „Żywiołu ognia” z radością należy stwierdzić jedno: im bliżej końca drugiego czteroksięgu „ Mureny”, tym autorzy komiksu – Jean Dufaux (scenariusz) i Philippe Delaby (rysunki) – prezentują wyższy poziom. O ile bowiem „ Czarna bogini” (2005) pozostawiała po sobie niezłe wrażenie, o tyle jej kontynuacja, czyli „ Krew bestii” (2007), zawodziła. Dlatego też można było żywić pewne obawy, jak Francuzi poradzą sobie w kolejnym tomie historii, skoro musiał on zawierać wątki bezpośrednio wynikające ze zwrotów akcji, jakie pojawiły się w poprzednim, mniej udanym, albumie. Szczęśliwym zrządzeniem losu wena powróciła do Dufaux i wysmażył on fabułę, która – oczywiście także dzięki stronie graficznej komiksu – przykuwa uwagę i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej planszy. I tego napięcia nie zmniejsza nawet świadomość, że wiemy, do czego wszystko zmierza i jakim wydarzeniem „Żywioł ognia” zostanie zwieńczony. Tytuł jest zresztą wystarczająco wymowny, prawda? Tom siódmy „Mureny” zaczyna się od domknięcia wątku pięknej i groźnej wojowniczki Evix, córki Diviciacosa, którą w leśnych ostępach przykrytej śniegiem Galii odnajduje ciemnoskóry nubijski gladiator Balba. Te kilka pierwszych plansz można równie dobrze potraktować jak epilog do „ Czarnej bogini”, choć jednocześnie sprawdzają się one także jako forma prologu do kolejnych epizodów. Po załatwieniu sprawy z Evix Balba dołącza bowiem do Lucjusza Licyniusza Mureny i obaj wracają do Rzymu. W wyniku niedawnych wydarzeń liczba przyjaciół Lucjusza w Wiecznym Mieście została zredukowana do minimum – bo kto chciałby się narażać samemu cesarzowi? – dlatego też tym razem postanawia on skorzystać z gościny u zaprzyjaźnionej niegdyś z jego matką westalki Rubrii. Jest to posunięcie sprytne, ale i niebezpieczne, ponieważ naraża na wiele nieprzyjemności kobietę, która – jak żona Cezara – powinna być poza wszelkim podejrzeniem. Rubria, zdając sobie jednak sprawę, że akurat Murena nie czyha na jej cnotę niewieścią, otwiera przed nim podwoje swego domu. O czym zresztą niemal natychmiast dowiaduje się śmiertelny wróg Balby, psychopatyczny jednooki gladiator Massam, który donosi o wszystkim Neronowi. Na barki cesarza spadają tymczasem kolejne nieszczęścia i sprawy do rozwiązania. Umiera jego czteromiesięczna córeczka Klaudia Augusta, a Marek Attikus, prefekt wigilów (z łaciny: „czuwających”), czyli dowódca rzymskiej służby przeciwpożarowej, ostrzega władcę przed problemami, jakie może wywołać w mieście nadchodzące upalne lato. Wszak w centrum Rzymu nie brakuje zapchanych, wąskich uliczek, przy których mieszczą się sklepiki, stragany i magazyny wypełnione po brzegi łatwopalnymi materiałami. W uliczkach tych całymi nocami świecą się pochodnie – jedyne źródło światła. I jakby tego było mało, Neron dowiaduje się o powrocie Lucjusza Mureny – niegdyś bliskiego przyjaciela, teraz nieposkromionego wroga, pragnącego zemścić się za śmierć matki oraz uwielbianej kochanki Akte. Cesarz zdaje sobie sprawę, że dla nich dwóch Rzym jest za mały. Na szczęście dla siebie ma u swego boku Massama i Gajusza Sofoniusza Tygellina, prefekta pretorianów, gotowego uczynić wszystko dla swego pana. W „Żywiole ognia” rozwinięty zostaje jeszcze jeden ciekawy wątek, wprowadzony do fabuły serii już w „ Czarnej bogini” – dotyczy on (Świętego) Piotra, którego Tygellin w obecności cesarza nazywa człowiekiem stojącym „na czele odrażającej sekty”. Obaj panowie – Rzymianin (Neron) i Żyd (Piotr) – po raz kolejny stają naprzeciw siebie i po raz kolejny nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Choć przyznać trzeba, że ani jeden, ani drugi – przynajmniej w tej scenie – nie jest przedstawiony jako osoba dążąca do konfrontacji. Tym ciekawsze będzie, w jaki sposób – ale to dopiero w następnej odsłonie opowieści – Jean Dufaux „usprawiedliwi” prześladowania chrześcijan, wszczęte na polecenie cesarza. W tej części komiksu pojawiają się także wątki poboczne, które nie wpływają w istotny – albo nawet w żaden – sposób na rozwój głównej historii (jak chociażby wyprawa Rubrii na przedmieścia Rzymu w celu ratowania Pulchera czy troska Ruffala, centuriona gwardii cesarskiej, o dobre imię swojej córki), lecz służą przede wszystkim pogłębieniu panoramy obyczajowej epoki. A że pokazują mroczne oblicze miasta i jego mieszkańców – cóż, taki właśnie był Rzym (nie tylko za Nerona), na wskroś zepsuty i moralnie gnijący. Rysunkom Delaby’ego poświęciliśmy już wiele pochwał w recenzjach poprzednich tomów. Trudno dodać więc cokolwiek nowego – poza tym, że to chyba pierwszy album (z siedmiu), w którym większa część fabuły rozgrywa się nocą, co wymagało od rysownika użycia innych, niż zazwyczaj, barw. Jest więc znacznie mroczniej – co rozumie się samo przez się – a ten mrok (z towarzyszącym mu niekiedy szaleństwem) spowija również dusze bohaterów.
Tytuł: Murena #7: Żywioł ognia Data wydania: styczeń 2014 ISBN: 978-83-64360-08-4 Cena: 37,00 Gatunek: historyczny Ekstrakt: 70% |