W listopadzie 1977 roku zmarł René Goscinny. Osierocony przez współpracownika i przyjaciela Albert Uderzo postanowił jednak nie rezygnować z tworzenia serii o Asteriksie i Obeliksie i od tej pory wziął na siebie również obowiązek pisania scenariuszy. Pierwsza próba – czyli dwudziesty piąty album serii zatytułowany „Wielki rów” – wypadła średnio.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
René Goscinny – potomek polskich Żydów – zmarł piątego listopada 1977 roku w gabinecie swojego lekarza. W trakcie testu wysiłkowego, który przechodził, nastąpiło nagłe zatrzymanie krążenia. Mimo podjętej natychmiast reanimacji pisarza nie udało się utrzymać przy życiu. A był przecież u szczytu swoich możliwości twórczych. Miał zaledwie pięćdziesiąt jeden lat – wiele sukcesów na koncie i zapewne jeszcze wiele osiągnięć przed sobą. Po śmierci przyjaciela Albert Uderzo miał do dyspozycji jeszcze jedną napisaną przez niego historię i wykorzystał ją, tworząc „Asteriksa u Belgów”. Skończywszy pracę nad dwudziestą czwartą odsłoną cyklu, stanął on jednak przed nie lada dylematem – kontynuować serię czy pozwolić, aby odeszła wraz z Goscinnym? A jeśli kontynuować, to kto powinien pisać kolejne scenariusze? Ostatecznie zdecydował się wziąć ten obowiązek na siebie. W efekcie w 1980 roku ukazał się „Wielki rów” – pierwszy album stworzony w całości przez Uderzo. Wydawnictwo „Albert René” (czyli w zasadzie sam autor) musiało spodziewać się sukcesu, skoro za pierwszym zamachem wypuściło na francuski rynek 1,7 miliona egzemplarzy. Fabuła „Wielkiego rowu” oryginalnością nie zachwyca. Uderzo zdecydował się bowiem zaadaptować na potrzeby komiksu nieśmiertelną historię o młodych kochankach i stojących na przeszkodzie ich miłości krnąbrnych rodzicach. Słowem: „Romeo i Julia” przeniesione w czasy starożytnej Galii. Ale po kolei… W jednej z galijskich osad mieszkańcy podzieleni są na dwa wrogie obozy. Dzieje się tak od czasu, kiedy ostatni władający całym oppidum wódz Astmatiks zbiegł z pieniędzmi zebranymi z podatków. Po jego ucieczce do walki o władzę przystąpili Obrotniks i Segragacjoniks – żaden z nich nie zyskał jednak znaczącej przewagi nad rywalem, co doprowadziło do podziału wioski na dwie części. Symbolem podziału jest natomiast przebiegający przez środek osady tytułowy wielki rów. Mieszkający po jego lewej stronie za swego wodza mają Obrotniksa, a ci po prawej – Segregacjoniksa. Doradcą tego drugiego jest Paskudniks – wyjątkowo odrażająca istota, z wyglądu przypominająca ni to rybę, ni żabę (o podobnie potworkowatym Dusiołku Bolesław Leśmian pisał: „Pysk miał z żabia ślimaczy / Że też taki żyć raczy!”). Grając na najniższych instynktach swego pana, Paskudniks składa mu podstępną propozycję – jeśli wódz zgodzi się dać mu za żonę swoją uroczą córeczkę Fanzynę, ten przekona stacjonujący nieopodal oddział rzymski, by pomógł przyszłemu teściowi przejąć władzę nad całym oppidum. Na co Segregacjoniks nieopatrznie się zgadza. Dowiedziawszy się o tym, Fanzyna informuje o wszystkim przystojnego Komiksa, który jest synem Obrotniksa (i w którym swoją drogą potajemnie się podkochuje). Wódz lewej strony osady, zdając sobie sprawę, że własnymi siłami nie pokona zjednoczonych Rzymian i Segregacjoniksa, postanawia wezwać posiłki. Nie byle kogo, bo samego wodza Asparanoiksa, z którym przed laty ramię w ramię walczył przeciwko wojskom Juliusza Cezara pod Gergowią (bitwa ta miała miejsce w 52 roku przed narodzinami Chrystusa i była epizodem wielkiego powstania Wercyngetoryksa). Asparanoiks z kolei wysyła staremu druhowi na pomoc Asteriksa i Obeliksa, którym tym razem dla odmiany towarzyszy również druid Panoramiks. Jego obecność wydaje się niezbędna, bo przecież może się okazać, że trzeba będzie na miejscu przygotować magiczny wywar. Od tego momentu nie dzieje się już nic, z czym nie mielibyśmy do czynienia w poprzednich częściach serii. Galowie tłuką się z Rzymianami, zło zostaje ukarane, a dobro nagrodzone; zakończenie jest zaś obowiązkowo szczęśliwe. W poprzednich albumach ten schemat świetnie się sprawdzał, dlaczego więc teraz całość wypadła średnio przekonująco? Głównie z tego powodu, że Uderzo-scenarzysta nie był w stanie wymyślić zwrotu akcji, który choć w małym stopniu usprawiedliwiałby wszystkie spłycenia i niewiarygodności. Bo jakże uwierzyć w to, że Panoramiks zapomina zabrać ze sobą fiolkę z magicznym eliksirem (który nie jest tożsamy z wywarem serwowanym nagminnie Asteriksowi)? Że Asteriks daje się zaskoczyć podczas pilnowania kociołka z wywarem i obrywa po łbie? Najciekawszym patentem „Wielkiego rowu” jest zmuszenie Galów do walki z Rzymianami, którzy dopiero co masowo spożyli drink upichcony przez Panoramiksa. Jednak i to nie zostało przez autora należycie wykorzystane. Kiedy bowiem wydaje się, że nic już nie będzie w stanie uratować nieszczęsnych Galów i Synowie Wilczycy po raz pierwszy spuszczą porządne manto Obeliksowi i jego kamratom, w sukurs przychodzi im… Uderzo. Niestety, przy okazji psuje czytelnikom niezłą zabawę. Nawiązań do klasycznego dramatu Williama Szekspira jest oczywiście znacznie więcej, niż wynikałoby to z powyższych słów. Wystarczy spojrzeć chociażby na okładkę, gdzie widzimy wariację na temat jednej z najsłynniejszych scen „Romea i Julii”. Sam pomysł podzielonego oppidum też nie jest oryginalnym wymysłem scenarzysty, nawiązał on do sytuacji panującej w ówczesnym Berlinie – wystarczyło jedynie zamienić mur na rów. W polskim tłumaczeniu imienia ukochanej Komiksa może umknąć jego drugie znaczenie. Bo chyba mało komu Fanzyna (we francuskim oryginale – Fanzine) skojarzy się z… fanzinem – niezależnym wydawnictwem, publikowanym przez pasjonatów jakiegoś zagadnienia (także komiksów).
Tytuł: Asteriks #25: Wielki rów Data wydania: 8 lutego 2012 ISBN: 978-83-237-4753-6 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 60% |