powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE3)
Sebastian Chosiński #2 2024

Tu miejsce na labirynt…: Kobieto, genialna istoto!
Made to Break ‹Cherchez la femme›
Po dwóch albumach koncertowych nadeszła wreszcie kolej na realizację studyjną. W marcu ubiegłego roku kwartet Made to Break zamknął się na jeden dzień w wiedeńskim studiu nagraniowym Christopha Amanna i zarejestrował materiał, który równo dwanaście miesięcy później zaprezentował na krążku zatytułowanym „Cherchez la femme”. I tym sposobem powiększył swoją dyskografię o kolejną wyśmienitą płytę.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jeśli komuś wydawało się, że kwartet Made to Break będzie jedynie – powołaną do życia z okazji dziesięciolecia portugalskiej wytwórni płytowej Clean Feed – efemerydą, która zakończy swój szczęśliwy, mimo że krótki, żywot tuż po trzech okazjonalnych koncertach w Lizbonie (w listopadzie 2011 roku) – kilkanaście miesięcy później został wyprowadzony z błędu. Grupa postanowiła bowiem wejść do studia i tym razem zarejestrować materiał bez udziału publiczności. Choć tak naprawdę w przypadku Kena Vandermarka nie ma to w zasadzie najmniejszego znaczenia, albowiem i w studiu hołduje on przede wszystkim muzyce improwizowanej. Można więc było podejrzewać, że kolejny album amerykańsko-austriackiego projektu nie będzie różnił się znacząco od tego, co wcześniej zawarto na winylowym „Lacerba” oraz kompaktowym „Provoke”. I tak w rzeczywistości jest.
Skład zespołu nie uległ w tym czasie zmianie. 11 marca 2013 roku w – należącym do cenionego w Europie realizatora dźwięku Christopha Ammana – Amman Studios w Wiedniu zamustrowali się dokładnie ci sami muzycy, którzy czternaście miesięcy wcześniej pojawili się na scenie lizbońskiego Teatro do Bairro, czyli – poza grającym na instrumentach dętych liderem – gitarzysta basowy Devin Hoff, perkusista Tim Daisy oraz – mieszkający na stałe w stolicy Austrii – specjalista od efektów elektronicznych Christof Kurzmann. Prawie pięćdziesięciominutowy materiał, który ostatecznie trafił na – opublikowany w marcu 2014 roku przez wiedeńską firmę Trost Records – krążek „Cherchez la femme”, zarejestrowano w ciągu… zaledwie jednego dnia. Warto jeszcze dodać, że miesiąc później trafiła do sprzedaży, uboższa o jedno nagranie, wersja winylowa tego wydawnictwa. Na tej podstawowej (czytaj: kompaktowej) znalazły się bowiem trzy kilkunastominutowe kompozycje, choć improwizowane, to jednak oparte na pomysłach melodycznych Vandermarka.
Nowością – w porównaniu z poprzednimi płytami Made to Break – był fakt, że tym razem każdy utwór zadedykowany został nie jednej, ale dwóm osobom / podmiotom; ba! można nawet doprecyzować – kobietom (co zresztą zasugerowane zostało już we francuskim tytule wydawnictwa). Adresatkami „Sans Serif” są Betty Davis i Sleater Kinney. Pani Davis, prywatnie druga małżonka legendarnego trębacza jazzowego Milesa Davisa, jest – a raczej była, bo nie nagrywa już od ponad trzydziestu lat – wokalistką specjalizującą się w bardzo popularnej w latach 70. XX wieku mieszance funku, soulu i rocka. Z kolei Sleater Kinney to, działająca od 1994 do 2006 roku, żeńska grupa punkowo- i indierockowa. Może właśnie z uwagi na nią numer ten otwiera niepokojący, alternatywny pochód basu, do którego po kilkunastu sekundach dołącza saksofon. Dialog obu tych instrumentów z czasem przekształca się w improwizowane solo na dęciaku, a kiedy bas stopniowo się wycisza, na plan pierwszy wybijają się efekty elektroniczne.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kurzmann początkowo raczy słuchaczy delikatnym szumem w tle, później jednak, wzorem noise’u, dorzuca – wciąż zaskakująco subtelne – bzyczenia i zgrzyty. Austriak ma tu nieproporcjonalnie więcej do powiedzenia niż w nagraniach koncertowych; zapewne dlatego, że w studiu możliwe stało się znacznie efektywniejsze, także z uwagi na jakość brzmienia, wykorzystanie elektroniki. Te fragmenty „Sans Serif”, w których palmę pierwszeństwa przejmuje Kurzmann, zbliżają się swą formą do muzyki konkretnej, pobrzmiewają w nich, podobnie jak chociażby w utworze „Further” z płyty „Provoke”, echa – wcale nie takie znów dalekie – dokonań Johna Cage’a. W dalszej części, gdy już kwartet wraca do w pełni zespołowego grania, ponownie mamy do czynienia z wyrafinowaną mieszanką free jazzu i awangardowego rocka. Finał natomiast zaskakuje swą motoryką i kapitalnie weń wplecioną partią saksofonu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W „Capital Black” Ken Vandermark postanowił uhonorować dwie nieżyjące już amerykańskie malarki, zaliczane do nurtu ekspresjonizmu abstrakcyjnego – Hellen Frankenthaler (zmarłą przed niespełna trzema laty) oraz Joan Mitchell (która pożegnała się z tym światem w 1992 roku). Numer ten otwiera rozkołysany, bliski stylistyce bossa novy, rytm nadawany przez Tima Daisy’ego, wokół którego powoli buduje swoją partię saksofonista. Gra Vandermarka jest tu jednak dużo oszczędniejsza, bardziej subtelna i nostalgiczna; zamiast wybijać się na plan pierwszy, Amerykanin zadowala się odmalowywaniem romantycznego tła. W podobnym tonie utrzymane są fragmenty „grane” przez Kurzmanna, do którego dopiero po kilku minutach dołącza perkusista. Ten moment otwiera długą drogę do improwizacji, nie tak szaleńczych jednak, jak te, które wypełniły „Vita Futurista” (z longplaya „Lacerba”). Choć finał utworu zdecydowanie może każdego wielbiciela jazz-rocka przyprawić o szybsze bicie serca.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zamykająca krążek kompozycja „The Other Lottery” ofiarowana została Helen Levitt (zmarłej w 2009 roku) i Susan Meiselas (wciąż żyjącej i tworzącej) – dwóm fotografkom rodem ze Stanów Zjednoczonych. Pierwsza z nich zyskała rozgłos jako artystka uwieczniająca przede wszystkim ulice Nowego Jorku. I chociaż nie jest to miasto, z którym Vandermark jest na co dzień związany, zdjęcia Levitt musiały zrobić na muzyku ogromne wrażenie. Utwór otwiera ponad czterominutowa sekwencja elektroniczna, mogąca – jeśli uruchomimy wyobraźnię – kojarzyć się z powoli budzącym się o świcie do życia miastem. Gdy na ulice wylegają tłumy ludzi, poranny spokój zostaje zastąpiony przez chaos – bliski partii saksofonu, która z czasem przeradza się w kolejną abstrakcyjną improwizację. „The Other Lottery” rozwija się leniwie, ale gdy już zespół wskakuje na pełne obroty, serwuje nam kilka dobrych minut kapitalnego modern jazzu rodem z lat 60. ubiegłego wieku. Przez chwilę można się poczuć, jak mieszkaniec Manhattanu, który za chwilę wraz z bohaterką filmu Blake’a Edwardsa (i opowiadania Trumana Capote’a) wybierze się na śniadanie u Tiffany’ego.
„Cherchez la femme”, choć nawiązuje do poprzednich albumów Made to Break, zawiera muzykę bardziej zwartą i przemyślaną, dopracowaną – zarówno pod względem nastroju, jak i brzmienia. Mniej w niej freejazzowych „odlotów”, do których zapewne sterylna przestrzeń wiedeńskiego studia nagraniowego zachęcała w znacznie mniejszym stopniu niż wypełniona po brzegi publicznością sala koncertowa. Muzycy postawili więc przede wszystkim na budowanie klimatu, zabawy formą pozostawiając sobie na koncerty. Najważniejsze, że i w tej formule sprawdzili się świetnie.
Skład:
Ken Vandermark – instrumenty dęte
Devin Hoff – gitara basowa
Christof Kurzmann – efekty elektroniczne
Tim Daisy – perkusja



Tytuł: Cherchez la femme
Wykonawca / Kompozytor: Made to Break
Data wydania: marzec 2014
Nośnik: CD
Czas trwania: 46:37
Gatunek: elektronika, jazz, rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Sans Serif [For Betty Davis and Sleater Kinney]: 14:04
2) Capital Black [For Hellen Frankenthaler and Joan Mitchell]: 18:20
3) The Other Lottery [For Helen Levitt and Susan Meiselas]: 14:13
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

1303
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.