Choć pierwszy w pełni samodzielny „Asteriks” autorstwa Alberta Uderzo, czyli „Wielki rów”, nie prezentował poziomu, do którego rysownik przyzwyczaił nas w czasach, kiedy pracował wspólnie z René Goscinnym, mimo wszystko artysta włoskiego pochodzenia zdecydował się po raz kolejny podjąć ryzyko i kontynuować cykl. I dobrze się stało, ponieważ już w wydanej rok później „Odysei Asteriksa” seria odzyskała wigor i poczucie humoru.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Odyseja Asteriksa” trafiła do sprzedaży w 1981 roku, a wydrukowano ją ponownie w – jak na dzisiejsze czasy – astronomicznym, choć wcale jeszcze nie rekordowym, nakładzie miliona siedmiuset tysięcy egzemplarzy. Oznaczało to tyle, że pomimo śmierci René Goscinnego i obniżki lotów przy pracy nad „ Wielkim rowem” (1980), fani przygód dzielnych Galów nie pogniewali się na Alberta Uderzo i pozostali wierni serii komiksowej, która towarzyszyła im już od ponad dwóch dekad. I chociaż tytuł, jaki autor rysunków i scenariusza w jednym nadał dwudziestemu szóstemu zeszytowi cyklu, nawiązywał bezpośrednio do dzieła Homera, tak naprawdę niewiele miał z nim wspólnego (motyw drogi przewijał się przecież w nieskończonej liczbie dzieł literackich czy filmowych), znacznie więcej natomiast – z obrazami o… Jamesie Bondzie. Cała „Odyseja…” zresztą, włącznie z konstrukcją komiksu (o fabule nie mówiąc), jest bardzo bondowska w stylu. Na przykład otwierający album smakowity dwuplanszowy teaser, z którego dowiadujemy się, jaki to genialny w swej prostocie sposób znalazły dziki, aby ratować się przed nieposkromionym apetytem Obeliksa i na dodatek zrobić to tak, by galijski osiłek nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że zostaje przez nie wystrychnięty na dudka. Ostatecznie ofiarą całego zajścia i tak padają nieszczęśni Rzymianie patrolujący lasy w okolicach rodzinnej osady Asteriksa i jego wiernego przyjaciela. Informacja o nowej taktyce walki opracowanej przez starych wrogów dociera oczywiście do Rzymu do Juliusza Cezara, który postanawia – który to już raz? – zrobić ostateczny porządek z niesfornymi Galami. W sukurs przychodzi mu szef jego tajnej policji Kajus Upartus, który radzi, by wysłać do nieszczęsnej osady prawdziwego superszpiega – druida Zerozerosiódmiksa (wystylizowanego na Seana Connery’ego z drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku). Dostaje on do dyspozycji uczoną mikromuchę, dzięki której może przekazywać informacje na odległość. Głównym celem jego wyprawy ma być natomiast wyciągnięcie od Panoramiksa – jak to między druidami bywa – tajemnicy produkcji magicznego wywaru. Tak się pechowo składa, że w tym samym czasie, gdy podstępny Zerozerosiódmiks rusza na północ do Armoryki, Panoramiks popada w depresję spowodowaną brakiem jednego z najważniejszych składników służących do produkcji wywaru (pochodzącego z Mezopotamii oleju skalnego). A jego zapasy są już na ukończeniu. Przestraszony Asparanoiks nie widzi innego wyjścia, jak sprowadzenie do osady innego druida, który byłby w stanie w miarę szybko postawić na nogi staruszka z długą siwą brodą. Judaszowy Rzymianin, który zdradę ma we krwi, zjawia się więc w najlepszej – względnie najgorszej, zależy jak na to spojrzeć – chwili. Kiedy Panoramiks dochodzi do siebie, notabene wyleczony miksturą zaserwowaną przez nieautentycznego druida, zapada decyzja o wysłaniu Asteriksa i Obeliksa do Mezopotamii po olej skalny. W tej niebezpiecznej wyprawie ma im towarzyszyć również Zerozerosiódmiks, który jeszcze przed wyruszeniem w drogę przekazuje Kajusowi Upartusowi wiadomość, aby wojska rzymskie nie dopuściły Galów do wybrzeży Judei. Od tego momentu przyjaciele będą musieli popisać się nie tylko wielką odwagą, ale również nie mniejszą pomysłowością, aby przechytrzyć polujących na nich żołnierzy Juliusza Cezara i dotrzeć na babilońską pustynię, gdzie występuje poszukiwany przez nich składnik magicznego wywaru. Na szczęście mogą liczyć zarówno na pomoc fenickiego kupca i żeglarza Epidemaisa z Tyru, jak i przygodnie spotkanych Judejczyków, którzy podobnie jak Galowie, nie darzą Rzymian szczególną estymą ani uwielbieniem. Dzieje się w tej części przygód Asteriksa i Obeliksa tak dużo, że niekiedy trudno wręcz nadążyć za rozwojem akcji, która w końcówce nabiera takiego rozpędu, iż twórcy filmów bondowskich mogliby pozazdrościć Albertowi Uderzo. Uwagę tę proszę potraktować jako zaletę, a nie wadę. Nawiązań do filmów o Jamesie Bondzie jest w „Odysei Asteriksa” niemało. Imię i wygląd donoszącego Rzymianom druida – to rzecz oczywista. Co poza tym? Masa gadżetów, w jakie wyposażony jest Zerozerosiódmiks (vide mucha czy powóz, którym podróżuje do Armoryki, wzorowany na samochodach agenta 007). Wyprawy do najbardziej egzotycznych zakątków świata – w tym przypadku do Judei i Mezopotamii – to również stały element serii opartej na powieściach Iana Fleminga. Uderzo zdecydował się jednak także na cytat z innej bardzo znanej, choć już nie tak kultowej, serii szpiegowskiej – „Mission: Impossible” (żart ze samospalającym się papirusem). Kilka postaci rysunkowych ma natomiast swoje odnośniki w rzeczywistości. Zerozerosiódmiks to – o czym wspomnieliśmy już wcześniej – Sean Connery, z kolei Kajus Upartus ma aparycję (zmarłego w 1989 roku) popularnego francuskiego aktora Bernarda Bliera, a wciąż myjący ręce Poncjusz Penat – to nie kto inny, jak Jean Gabin. Swojej karykatury doczekał się nawet René Goscinny, który – pod postacią Żyda prowadzącego Asteriksa i Obeliksa nad Morze Martwe – pojawia się w jednym tylko kadrze na stronie trzydziestej piątej (siedzi na wielbłądzie). Cały rozbudowany wątek związany z Judejczykami był zresztą hołdem Uderzo dla zmarłego cztery lata wcześniej przyjaciela, będącego przecież potomkiem polskich Żydów.
Tytuł: Asteriks # 26: Odyseja Asteriksa (wyd.2) Data wydania: 5 marca 2012 Cena: 19,99 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 70% |