Tytuł powieści „Maigret w pensjonacie” zdecydowanie uznać należy za mylący. Georges Simenon zdecydował się bowiem wysłać swego ulubionego bohatera do pensjonatu panny Clément nie na wypoczynek, jak można by się spodziewać, ale w związku z dochodzeniem w sprawie usiłowania zabójstwa inspektora Janviera.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zacznijmy od kilku danych statystyczno-bibliograficznych. „Maigreta w pensjonacie” Georges Simenon napisał, jak wiele innych powieści o komisarzu policji paryskiej, w ciągu zaledwie kilku dni. W tym konkretnym przypadku – ośmiu, pomiędzy 14 a 21 lutego 1951 roku. Tym razem data jest o tyle istotna, że dzięki niej można wskazać też na miejsce, w którym Belg pracował nad nową książką – była to farma Shadow Rock w Lakeville w amerykańskim stanie Connecticut, gdzie między innymi pisarz mieszkał po wyprowadzce za Ocean w 1945 roku. Polscy czytelnicy poznali tę historię dziewiętnaście lat później, gdy w tłumaczeniu Elżbiety Geyer ukazała się ona w odcinkach w ogólnopolskim dzienniku „Sztandar Młodych”; następnie – po roku – przedrukowały ją także „Echo Krakowa” oraz katowicka „Trybuna Robotnicza”. Na pierwsze polskie wydanie książkowe „Maigret w pensjonacie” musiał natomiast czekać aż do 2010 roku, kiedy to ulitowało się nad nim toruńskie wydawnictwo C&T. Powieść przeniesiono do tej pory na mały ekran trzykrotnie, za każdym razem jej adaptacja była odcinkiem serialu. Raz dokonali tego Brytyjczycy (1961), dwukrotnie Francuzi (1972 i 2004), a swoich twarzy komisarzowi użyczyli chronologicznie Rupert Davies, Jean Richard i Bruno Cremer. Maigret, choć sporo czasu spędza poza domem (w dni powszednie wraca z pracy dopiero bardzo późnym popołudniem bądź wieczorem), należy do osób tęskniących za normalnym, rodzinnym życiem. Dlatego gdy pewnego dnia jego żona wyjeżdża do Alzacji do swojej ciężko chorej, czekającej na operację siostry, czuje się nieswojo. Puste mieszkanie działa na niego przygnębiająco; gdyby mógł, najchętniej by wcale do niego nie zaglądał. Gdzieś jednak spać trzeba. I chociaż odwleka, jak tylko się da, moment powrotu do domu, wreszcie w nim ląduje. Wtedy też rozlega się telefon – oficer dyżurny informuje go, że jeden z najbliższych współpracowników komisarza, inspektor Albert Janvier, został postrzelony w pierś i odwieziono go do szpitala. Maigret natychmiast udaje się lecznicy, a następnie, już razem z Lucasem, na miejsce zdarzenia – ulicę Lhomond, gdzie mieści się pensjonat panny Clément. Co robił tutaj Janvier? Było to związane ze sprawą napadu bandyckiego sprzed kilku dni na gospodę „Bocian”, w którym – jak ustalono w śledztwie – brał udział niejaki Emile Paulus, zameldowany właśnie w tym miejscu. Jego pokój przeszukano już wcześniej i znaleziono w nim nawet połowę skradzionej sumy (pozostałość musiał zabrać ze sobą drugi uczestnik skoku), ale po samym Paulusie nie było śladu. Policja rozpoczęła więc obserwację przybytku, licząc na to, że któregoś dnia Emile pojawi się, aby zabrać pieniądze. Tej nocy prowadził ją Albert. Maigret, zebrawszy informacje na temat Paulusa, powątpiewa, by to on stał za próbą zabójstwa Janviera. Ale jeśli nie Emile, to kto? Inny mieszkaniec pensjonatu? Komisarz nabiera przekonania, że prawdę będzie mógł odkryć jedynie wtedy, jeśli zamieszka u panny Clément i z bliska przyjrzy się wszystkim jej lokatorom. I chociaż głośno o tym nie mówi, Lucas jest pewien, że ta chwilowa zmiana miejsca zamieszkania ma związek z wyjazdem żony komisarza. Maigret, mimo że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co przywiodło go na ulicę Lhomond, czuję się jednak trochę jak na urlopie – zabija więc nadmiar wolnego czasu odwiedzinami w okolicznych bistrach, gdzie popija białe wino, calvados, swojej gospodyni natomiast co rusz podbiera piwo. I węszy. Bo przecież ani na moment nie przestaje być gliną. Nocami nasłuchuje i obserwuje przez okno mieszkańców sąsiedniego domu, po kilku dniach takiej inwigilacji zaczyna nabierać podejrzeń, więcej nawet – jest już niemal pewny, że postrzelenie Janviera nie ma nic wspólnego ze sprawą Paulusa. Teraz trzeba tylko to znaleźć na to dowody i przede wszystkim, oprócz Emile’a, złapać także niedoszłego zabójcę policjanta. Słowem: poradzić sobie z dwoma dochodzeniami w jednym. Niemożliwe? Nie dla Maigreta, który obdarzony jest niezwykłymi wprost inteligencją, intuicją i umiejętnością kojarzenia faktów, co – wnioskując z powieści Simenona – jest chyba najbardziej pożądanym talentem, przydatnym w pracy śledczego. „Maigret w pensjonacie” na tle wielu innych opowieści o komisarzu – vide „ Noc na rozdrożu” (1931), „ Maigret i sąd przysięgłych” (1959) „Maigret i sobotni klient” (1962) czy „ Maigret i pan Charles” (1972) – ma, mimo dramatycznego otwarcia, dużo lżejszą formę. I był to, co do tego nie można mieć wątpliwości, świadomy wybór Simenona. Bo po cóż innego wprowadzałby na karty powieści postać korpulentnej i frywolnej panny Clément? Po cóż utrzymywałby głównego bohatera w stanie permanentnego rauszu? Po cóż zaludniałby pensjonat całą masą dziwacznych mieszkańców, którzy z równym powodzeniem mogliby przeprowadzić się na karty groteskowo-absurdalnego „Chimerycznego lokatora” (1964) Rolanda Topora? Pod tą nieco karykaturalną powłoką kryje się jednak, jak to u Belga, konkretna ludzka tragedia, która potrafiłaby skruszyć najtwardsze nawet serce. A że Maigret do największych twardzieli w świecie paryskich policjantów nie należy, w finale odnosi się z dużym zrozumieniem dla sprawcy całego zamieszania. Bo że go złapie, jest oczywiste od początku. Dzięki takiemu właśnie postępowaniu komisarza, książki Simenona nabierają głębi psychologicznej. Nie sprowadzają się bowiem jedynie do poszukiwania odpowiedzi na proste – było nie było – pytanie: „kto zabił?”, ale również: „co go zmusiło, by to uczynił?”.
Tytuł: Maigret w pensjonacie Tytuł oryginalny: Maigret en meublé Data wydania: 28 września 2010 ISBN: 978-83-7470-208-9 Format: 148s. 145×205mm Cena: 19,– Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 70% |