powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (BRE3)
Sebastian Chosiński #2 2024

Tu miejsce na labirynt…: Kometa na skandynawskim niebie
Yearstones ‹Comet›
Skoki w bok mogą być bardzo interesujące. Oczywiście w świecie muzyki. I pod warunkiem, że ich skutkiem jest zwiększenie kreatywności. W przypadku Norwegów z kwartetu Yearstones tak właśnie jest! Muzycy z zespołów D’AccorD, Gravemachine i Tubesnakes wspólnymi siłami nagrali album, który powinien przypaść do gustu wszystkim wielbicielom rocka progresywnego i hard rocka w klimacie lat 70. XX wieku. Zatem, wszyscy do „Comet”!
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jest ich czterech. Pochodzą z dwóch niewielkich miasteczek – Stord i Fitjar – leżących w południowo-zachodniej części Norwegii (w regionie Hordaland). Trzech już wcześniej dało się poznać w różnych składach rockowych. Widocznie jednak grana w rodzimych kapelach muzyka nie do końca oddawała to, co siedziało w ich duszach. Z tego też powodu pewnego jesiennego dnia 2011 roku zdecydowali się zrobić coś wspólnie, „na boku”. Inicjatorem powstania grupy, ostatecznie nazwanej Yearstones, był Årstein Tislevoll, dotychczas znany przede wszystkim jako podpora mającej już wyrobioną w Skandynawii markę formacji D’accorD, w której gra głównie na klawiszach, choć bywa, że sięga również po inne instrumenty, chociażby skrzypce, gitarę czy mandolinę. Tym razem Tislevoll postanowił wziąć do ręki gitarę basową i jednocześnie stanąć za mikrofonem w roli głównego wokalisty. Do nowego projektu zaprosił między innymi swojego kolegę z zespołu, perkusistę Bjartego Rossehauga, klawiszowca Pera Kennetha Hauana (od kilkunastu lat udzielającego się w bluesowo-rockowym Tubesnakes) oraz gitarzystę Pera Egila Larsena (mającego za sobą staż w heavymetalowych zespołach Dawn Strider i Gravemachine, w którym zresztą gra po dziś dzień).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ten skład utrzymał się jednak tylko przez rok; po dwunastu miesiącach wspólnych prób rozstał się z kolegami Rossehaug, który postanowił skupić się na działalności D’accorD. Tym bardziej że macierzysta formacja właśnie wtedy zabierała się do pracy nad albumem „III”. Na miejsce Bjartego Tislevoll znalazł młodego Arvida Nittera Havro, bębniarza znanego ze swego zamiłowania do sposobu gry na perkusji Gavina Harrisona (mniej zorientowanym wyjaśnijmy, że chodzi o wieloletniego współpracownika Stevena Wilsona i Porcupine Tree). O ile więc Årstein, Per Egil i Per Kenneth ukształtowani zostali jeszcze przez rockową klasykę lat 70. ubiegłego wieku (i takich wykonawców, jak Deep Purple, Uriah Heep czy Jethro Tull), o tyle Arvid nasiąknął za młodu muzyką neoprogresywną. Gdy tylko Havro zaaklimatyzował się na dobre w grupie, prace nad debiutancką płytą ruszyły pełną parą. Ostatecznie ujrzała ona światło dzienne w listopadzie 2013 roku, a wydała ją niewielka niezależna firma norweska Ram Recordings. Na krążku zatytułowanym „Comet” znalazło się siedem utworów, które – wzorem czasów, gdy muzyka ukazywała się jedynie na winylach – trwają łącznie (w przybliżeniu) czterdzieści minut.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Otwierający album utwór „Babe” to znakomite wprowadzenie do „lektury” całości „Komety”. Kapitalne wrażenie robi już samo jego otwarcie, w którym hardrockowemu rytmowi towarzyszą klasycznie brzmiące, wysunięte na plan pierwszy syntezatory Pera Kennetha Hauana. Po kilkudziesięciosekundowym potężnym ciosie następuje wyciszenie, z którego korzysta Årstein Tislevoll, podłączając się w roli wokalisty. Z biegiem czasu numer ponownie zyskuje na ciężarze i dynamice, nic jednak przy tym nie tracąc z melodyki i przebojowości. Doskonale dobrane są proporcje pomiędzy potęgą brzmienia a wpadającym w ucho i na długo zapadającym w pamięć refrenem. W „Drown” zespół nieco zwalnia; poprockowym klawiszom towarzyszą tu bluesowe harmonie, a sam kawałek może kojarzyć się ze święcącym triumfy w drugiej połowie lat 70. i praktycznie przez całą kolejną dekadę klasycznym rockiem stadionowym. Pobrzmiewają w nim bowiem echa dokonań takich formacji, jak Styx, Journey czy Asia. Tytułowy „Comet” – najdłuższy na krążku, bo aż ośmiominutowy – ponownie zaczyna się od pasażu syntezatorowego; z tą różnicą, że tym razem Hauan szybko „przesiada” się na organy Hammonda, które dbają o smaczki w dalszej części kompozycji. A jest to kawałek niezwykły – w tym samym stopniu hardrockowy i progresywny, co psychodeliczny; z hipnotyczną linią wokalu i pierwszą z prawdziwego zdarzenia gitarową solówką Pera Egila Larsena.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Scream”, wbrew tytułowi, wcale nie zalicza się do najbardziej dynamicznych kawałków na albumie. Po wprowadzającym w temat dialogu gitary i syntezatora otrzymujemy bardzo klimatyczną i nastrojową produkcję, jedynie od czasu do czasu znaczoną nieco mocniejszym uderzeniem bębnów. W dalszej części z kolei wyeksponowane zostają, obok gitary, organy, co – jak się okazuje – jest połączeniem tyleż szczęśliwym, co smakowitym. „What’s Going On” to kolejna wycieczka w rejony bliskie stylistyce soft-rocka, podczas której słuchacze uraczeni zostają także partią instrumentów dętych. To jeden z tych numerów, które powinny przypaść do gustu fanom Asii i Toto (nawet chyba bardziej drugiemu z wymienionych zespołów). Saksofon rozbrzmiewa również w przedostatnim w zestawie „Walking”. Lecz to jedyny – oczywiście poza faktem, że obie kompozycje firmują ci sami muzycy – wspólny mianownik z poprzedzającym go numerem. W warstwie muzycznej mamy tu do czynienia z heavy progiem, mniej więcej w połowie podrasowanym jeszcze fragmentem o proweniencji czysto jazzrockowej. Zamykający album utwór „Alone” można natomiast uznać za balladę, choć raczej nie z gatunku tych, które pozwolą w tańcu na przytulanie się do partnerki. O jego romantycznym charakterze decydują głównie powłóczyste solo gitary oraz rozpisana na niebiańskie, mimo że męskie, głosy linia wokalna.
Yearstones to kolejna formacja, która nawet nie udaje, że stara się wymyślić proch. Która pełnymi garściami czerpie inspiracje z muzyki rockowej lat 70. XX wieku. I która… robi to na tyle szczerze i fachowo, że warto zawrzeć z nią bliższą znajomość. Jeśli więc ktoś lubuje się w dokonaniach Three Seasons, Samsara Blues Experiment, Siena Root, My Brother the Wind bądź D’accorD – nie powinien zbyt długo zwlekać z sięgnięciem po „Comet”.
Skład:
Årstein Tislevoll – śpiew, gitara basowa
Per Egil Larsen – gitara
Per Kenneth Hauan – instrumenty klawiszowe (syntezatory, organy)
Arvid Nitter Havro – perkusja



Tytuł: Comet
Wykonawca / Kompozytor: Yearstones
Data wydania: 8 listopada 2013
Nośnik: CD
Czas trwania: 40:24
Gatunek: rock
Zobacz w:
W składzie
Utwory
CD1
1) Babe: 05:40
2) Drown: 03:45
3) Comet: 08:00
4) Scream: 06:22
5) What’s Going On: 04:27
6) Walking: 04:58
7) Alone: 07:11
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

1295
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.