Obraz Laury Sivákovej powstawał z ogromnymi kłopotami. Dość powiedzieć, że od rozpoczęcia produkcji do premiery minęły cztery lata. W tym czasie częściowo zmieniła się także ekipa aktorska i realizacyjna. Reżyserka z wielkim trudem całość jednak jakoś poskładała. Efekt może nie zachwyca, ale mimo to warto po „Niebo, Piekło… Ziemię” sięgnąć. Chociażby z uwagi na występ Bronisława Wrocławskiego w roli lekarza Rudolfa.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po premierze „Czarnego łabędzia” (2010) Darrena Aronofsky’ego „Niebo, Piekło… Ziemia” Laury Sivákovej, choć wcześniejsze, może wydawać się wtórnym wobec dzieła autora „Zapaśnika”. Bohaterkami obu obrazów są młode i ambitne baleriny (Nina i Klara), którym przychodzi rywalizować o miejsce w obsadzie nowego przedstawienia. Na szczęście to w zasadzie jedyne podobieństwa między wspomnianymi filmami. Amerykanin nakręcił bowiem mroczny dramat psychologiczny (z elementami thrillera), Słowaczka zaś – obyczajową opowieść miłosną. Aronofsky skupił się przede wszystkim na zawiłościach duszy Niny, Siváková wolała opowiedzieć o życiowych perturbacjach Klary. Z uwagi na profesję obu pań porównania między dziełami będą się jednak pojawiać. Warto więc od razu zaznaczyć, że ich twórcy nawet nie próbowali wejść sobie w paradę. Chociaż „Niebo, Piekło… Ziemia” jest dopiero drugim kinowym obrazem trzydziestoośmioletniej Sivákovej, ma już ona całkiem spore doświadczenie w branży kinematograficznej. Po ukończeniu studiów w bratysławskiej Akademii Sztuk Pięknych zajęła się pisaniem scenariuszy do telewizyjnych bajek dla dzieci. Później uczyła się fachu, pracując na planie dzieł kręconych przez swoich starszych kolegów – między innymi Martina Sulíka („Orbis Pictus”, 1998) i Václava Vorlícka („Król sokołów”, 2000); była także inspicjentką przy filmach amerykańskich reżyserów, które powstawały na Słowacji – „Diunie” (2000) Johna Harrisona, „Powstaniu” (2001) Jona Avneta i „Frankensteinie” (2004) Kevina Connora. Pierwszy własny obraz, krótkometrażówkę „Lola”, nakręciła w 2001 roku; rok później powstał jej debiut kinowy, do którego zresztą napisała również scenariusz – dramat „Quartetto”. Spotkał się on z przychylnym przyjęciem zarówno krytyków, jak i widzów, o czym świadczą laury zdobyte na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Bratysławie (nagroda publiczności i nominacja do Grand Prix) oraz Lubuskim Lecie Filmowym (Brązowe Grono). Pierwsza wersja scenariusza kolejnego filmu Sivákovej powstała w latach 1996-1997; w 2004 roku tekst „Nieba, Piekła… Ziemi” zwyciężył w krajowym (słowackim) finale nagrody Hartley-Merrill, dzięki czemu szybko został skierowany do produkcji. Zdjęcia rozpoczęto jesienią następnego roku, przerwano je jednak – z przyczyn finansowych – po zaledwie dwunastu dniach. Wznowiono – i jednocześnie dokończono – latem 2007. Nie obyło się bez dodatkowych kłopotów, ponieważ częściowo zmieniła się ekipa aktorska (nazbyt wyrosła dziewczynka grająca córkę jednego z bohaterów, odszedł też artysta wcielający się w postać brata Klary) i realizacyjna (między innymi pojawił się nowy operator). Premiera obrazu odbyła się w sierpniu dwa lata temu; na polskich ekranach film zagościł w ostatni dzień ubiegłego roku, w końcu marca ukazała się natomiast jego edycja DVD. Klara ma dwadzieścia dwa lata i jest baleriną Słowackiego Teatru Narodowego. Nieprzeciętne uroda i talent pozwalają jej snuć śmiałe marzenia na przyszłość. Tym bardziej że i w życiu osobistym wiedzie jej się całkiem nieźle. Tomaš Rybnicki, jej chłopak, pracuje w świetnie prosperującym przedsiębiorstwie. Często wyjeżdża w delegacje służbowe w najodleglejsze nawet zakątki świata; nigdy też nie zapomina przywieźć stamtąd Klarze prezentów. Jakby tego było mało, podczas przygotowań do kolejnego spektaklu baletowego wpada ona w oko słynnemu hiszpańskiemu choreografowi Luigiemu Rodriguezowi, który właśnie w Bratysławie poszukuje tancerki do swego nowego międzynarodowego projektu. Poza Klarą zwraca jednak również uwagę na nie mniej utalentowaną Monikę – i to między nimi dwiema chce dokonać wyboru, kiedy wróci na Słowację jesienią. Ten sielankowy nastrój psuje Klarze jedynie nieudane małżeństwo rodziców. Ojciec od lat zdradza matkę, całymi dniami nie pojawia się w domu, zdarza się, że pije. Matka z kolei, załamana psychicznie hipochondryczka, zwraca się o pomoc do córki; niejednokrotnie prosi ją, aby nie zostawiała jej na noc samej. Po jednej z takich nocy tancerka wraca do mieszkania Tomaša wcześniej niż zwykle; w toalecie zastaje go w niedwuznacznej sytuacji z koleżanką z pracy. Jak się okazuje, romans ten ciągnie się od dłuższego czasu; więcej – kochankowie zdecydowali już nawet o wspólnej przyszłości. Zszokowana Klara szuka wsparcia u brata, ale Piotrowi też nie wiedzie się najlepiej; jego żona Marta przeżywa kłopoty zawodowe, a firma architektoniczna, w której pracuje, od miesięcy nie może wygrać żadnego konkursu. Na domiar złego dziewczyna skręca kostkę i w efekcie przynajmniej na kilka tygodni musi zapomnieć o próbach baletu. Ten nagły przeskok z „nieba” do „piekła” zostaje nieco zamortyzowany przypadkowo zawartą znajomością z lekarzem Rudolfem. To mężczyzna w sile wieku, porzucony przez żonę i samotnie wychowujący mniej więcej ośmio-, dziewięcioletnią córeczkę. Jest bogaty i przystojny; gdy z Klarą u boku pojawia się na imprezie dobroczynnej, młodej tancerce zazdroszczą wszystkie damy z towarzystwa. Rudolf, nie radząc sobie z wychowaniem Julii, składa Klarze niecodzienną propozycję – chce, by sprowadziła się do ich domu pod Bratysławą i opiekowała dziewczynką w czasie, gdy on pracuje. Kobieta, i tak nie mogąc uczestniczyć w próbach do przedstawienia, wyraża zgodę. Przede wszystkim dlatego, że fascynuje ją ten starszy od niej o ponad trzydzieści lat mężczyzna. Nietrudno przewidzieć, że łączące ich stosunki szybko wykraczają poza zwyczajowe relacje między pracodawcą a pracownikiem. Z biegiem czasu Klara, zakochana bez pamięci, będzie jednak musiała zmierzyć się z przeszłością Rudolfa. Scenariusz filmu bywa, niestety, nieskładny. Siváková ewidentnie zaprzepaściła kilka intrygujących wątków. A może po prostu zbyt dużo obiecała widzom, a następnie nie zdołała wywiązać się ze swoich przyrzeczeń… Zupełnie niepotrzebne było sugerowanie, że w nieudanym małżeństwie Rudolfa kryje się jakaś Tajemnica. Klara stara się dociec, cóż to może być i w rezultacie niczego się nie doszukuje. Przynajmniej niczego istotnego czy zaskakującego. Zgrzytem jest również zakończenie – przesadnie pozytywne, jakby słowacka reżyserka przestraszyła się, że egzystencjalny wydźwięk całej historii może okazać się zbyt ponury. Co nie jest prawdą, bo i bez dopisanego na siłę happy endu, opowieść kończy się pomyślnie. Co zatem ratuje „Niebo, Piekło… Ziemię”? Nade wszystko przekonująca główna bohaterka, której widz chce kibicować w jej psychicznym i społecznym dorastaniu. Obraz Sivákovej to bowiem tak naprawdę przeniesiony na ekran kinowy klasyczny bildungsroman. Klara, dzięki wielu niesprzyjającym okolicznościom losu i romansowi z Rudolfem, odbywa przyspieszoną lekcję kształtowania własnej osobowości; my zaś możemy obserwować, jak z dziewczyny zamienia się w pełni świadomą swoich potrzeb i ambicji kobietę i artystkę. Owszem, można to było pokazać jeszcze ciekawiej, bardziej przekonująco, może nawet mniej ckliwie, ale z drugiej strony Słowaczka wcale nie chciała mierzyć się z „Emmą” Douglasa McGratha, „Jane Eyre” Franca Zefirellego czy „Moll Flanders” Pena Denshama (wszystkie z 1996 roku). Jej celem, jak można sądzić, było stworzenie bezpretensjonalnej, choć z pewnym artystowskim zacięciem, opowieści o współczesnym Kopciuszku. W piękną balerinę wcieliła się trzydziestoletnia w chwili premiery filmu, urodzona w Koszycach Zuzana Kanócz (w niektórych ujęciach do złudzenia przypominająca młodszą o ponad dekadę Sandrę Bullock). Wcześniej nie odniosła znaczących sukcesów; pojawiła się między innymi na drugim planie w „Okrutnych radościach” (2002) Juraja Nvoty oraz zagrała główną rolę w romantycznej komedii Filipa Renča „Mężczyzna idealny” (2005). Grającego Rudolfa Bronisława Wrocławskiego (rocznik 1951) polskim widzom przedstawiać nie trzeba. Przed laty bardzo spodobał się w „Vabanku II” (1984) Juliusza Machulskiego; ostatnio uświetnił swoją obecnością „Rewers” (2009) Borysa Lankosza i „Cudowne lato” (2010) Ryszarda Brylskiego. Hiszpański choreograf ma z kolei twarz… sześćdziesięciodwuletniego już dzisiaj Jiřiego Korna, legendy czechosłowackiej pop-kultury (aktora, piosenkarza i tancerza); w matkę Klary wcieliła się natomiast jego rówieśniczka Dagmar Bláhová – niegdyś emigrantka polityczna (dziesięć lat spędziła w Australii, gdzie znalazła się w obsadzie kultowej na Antypodach telenoweli „Sąsiedzi”), obecnie, z uwagi na znajomość angielskiego, wciąż chętnie zatrudniana w powstających na Słowacji filmach zagranicznych. Pierwszym operatorem „Nieba, Piekła… Ziemi” był Martin Žiaran; po wznowieniu produkcji zastąpił go jednak Peter Kelisék (rocznik 1976), dla którego był to dopiero drugi film kinowy; wcześniej pracował jedynie na planie dramatu wojennego Patrika Lancariča „Rozmowa z nieprzyjacielem” (2007). Znacznie bardziej znaną postacią u naszych południowych sąsiadów jest autor ścieżki dźwiękowej, urodzony w 1974 roku Oskar Rózsa – gitarzysta, basista i pianista wielu zespołów jazzowych, z którymi w ciągu ostatnich piętnastu lat nagrał niemal dwadzieścia płyt. Kompozycje, które stworzył na zamówienie Sivákovej, z jazzem niewiele mają jednak wspólnego – to zaaranżowana na orkiestrę symfoniczną typowa muzyka ilustracyjna, z dużą poprawnością oddające zmienne nastroje bohaterów.
Tytuł: Niebo, piekło… ziemia Tytuł oryginalny: Nebo, peklo… zem Data premiery: 26 marca 2011 Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: Słowacja Czas trwania: 95 min Gatunek: dramat EAN: 5905912559910 Ekstrakt: 60% |