Po historiach westernowych, fantastycznonaukowych i sensacyjnych kolejny tom serii „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” przynosi humor… koszarowy. W „Przygodach szeregowca Kromki” zabrano bowiem paski komiksowe, które autor publikował w pierwszej połowie lat 60. XX wieku na łamach „Żołnierza Polski Ludowej”. Były to czasy, gdy odbywał zasadniczą służbę wojskową.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W latach 70. i na początku następnej dekady ubiegłego wieku, w epoce wielkiej popularności magazynów komiksowych „ Relax” i „Alfa” oraz rozprzedawanych na pniu kolejnych numerów „Świata Młodych”, panowało przekonanie, że Jerzy Wróblewski należy do autorów, którzy są w stanie narysować wszystko. Tłumacząc na język bardziej przyziemny – że poradzi on sobie znakomicie w każdym gatunku. Kolejne, publikowane przez Ongrys z regularnością dwa na rok, zeszyty prezentujące archiwalne, nieznane dotychczas szerszej publiczności (przynajmniej poza Bydgoszczą), opowieści Wróblewskiego jedynie to potwierdzają. Po westernach („ Tom Texas”, „Rycerze prerii”, „ Skarb Irokezów”, „My nigdy nie śpimy”), sensacji („ James Hart”) i science fiction („Nie z tej ziemi”), w albumiku czwartym przyszła kolej na historię w klimacie „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Choć bez wojny światowej w tle. Karierę rysownika Wróblewski zaczął jako nastolatek, będąc jeszcze uczniem bydgoskiego Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych. Szybko zdobył sobie uznanie czytelników i szacunek redaktorów popołudniowego „Dziennika Wieczornego”. Kiedy więc po dwóch latach owocnej współpracy okazało się, że młody artysta ma na kolejne dwa lata powędrować w „kamasze”, w gazecie wybuchł popłoch. Kto bowiem byłby w stanie zastąpić tak pracowitego i wszechstronnego rysownika? Efekt był taki, że naczelny „Dziennika” skontaktował się pisemnie z dowódcą Pomorskiego Okręgu Wojskowego, prosząc o to, aby „szeregowcowi Wróblewskiemu” umożliwiono w godzinach wieczornych tworzenie pasków dla gazety. Zreflektowawszy się, kogo mają w swoich rękach, przełożeni pana Jerzego zdecydowali się wykorzystać jego talent również na potrzeby Ludowego Wojska Polskiego. Od początku stycznia 1962 roku rozpoczął więc również pracę w redakcji rozdawanej wśród poborowych z Kujaw i Pomorza gazety „Żołnierz Polski Ludowej”. Zaczynał, jak to często bywa, skromnie – od rysowania winiet, ilustracji do opowiadań o tematyce żołnierskiej i żartów rysunkowych. Z czasem jednak zamarzyło mu się stworzenie bohatera komiksowego na wzór dobrego wojaka Szwejka. Dostał zielone światło i wymyślił… szeregowca Kromkę, którego zabawne perypetie pojawiały się w wojskowej gazecie przez ponad dwa lata – od lipca 1962 do września 1964 roku, kiedy to Wróblewski, odsłużywszy swoje, zamienił mundur na cywilne ubranie. W tym czasie wydrukowano w „Żołnierzu…” sto jeden – przeważnie trzy-, znacznie rzadziej czterokadrowych – pasków komiksowych. Jak to często w takich przypadkach bywa, każdy strip był zamkniętą historyjką, dlatego też nie możemy oczekiwać od „Szeregowca Kromki” linearnej narracji; niewiele też tak naprawdę dowiadujemy się o samym bohaterze, jego przeszłości czy środowiska, z jakiego się wywodził. Szczera i jowialna, przypominająca nieco Tintina, twarz Alosia (tak zwraca się do niego dziewczyna na randce) pozwala jednak dopatrywać się w nim syna chłopskiego, względnie chłoporobotnika, których przecież w PRL-u nie brakowało. Humor prezentowany przez Kromkę nie jest najwyższych lotów, ale też – nikogo nie obrażając – pamiętajmy o tym, że odbiorcy poświęconych szeregowcowi pasków nie zaliczali się do elity intelektualnej narodu. Przeważają więc żarty z czyjegoś nieudacznictwa bądź takie, które można uznać za pochwałę sprytu i cwaniactwa, choć bardziej pasowałoby tu stwierdzenie o przytomności umysłu. Są paski w dowcipny sposób komentujące panujące w wojsku układy i podległość żołnierzy niższych stopniem wywyższającym się „obywatelom kapralom bądź sierżantom”. Niektóre żarty dotyczą relacji damsko-męskich; w tych przypadkach zawsze podkreślana jest uroda kobiet, przykuwająca uwagę do tego stopnia, że można przy okazji zapomnieć o całym świecie. Parokrotnie przewija się wątek strachu przed żandarmerią wojskową (WSW), polującą na żołnierzy opuszczających jednostkę bez przepustki. Zastanawiać może natomiast niechęć autora – lub jego zleceniodawców – do muzyki jazzowej, która przedstawiona jest jako synonim chaosu; gdy szeregowiec Kromka chce przegnać spod swego okna „marcujące” się koty, włącza właśnie płytę z jazzem. Cóż, żołnierze Ludowego Wojska Polskiego uczeni byli raczej pieśni o dzielnych pancerniakach bądź piechocie maszerującej do Polski znad Oki, niż „pojeni” kompozycjami Krzysztofa Komedy czy Zbigniewa Namysłowskiego. Mimo oczywistej propagandowości wielu pasków z szeregowcem Kromką w roli głównej, da się je także dzisiaj czytać i oglądać bez uczucia niesmaku. Jest to przede wszystkim zasługa samego bohatera – raz odważnego, innym znów razem podszytego tchórzem, pomysłowego i niezdarnego, inteligentnego i przygłupiego, próbującego radzić sobie w mocno absurdalnej rzeczywistości. Bronią się również rysunki Wróblewskiego, po których bez większego problemu da się rozpoznać rękę autora. Gwoli ścisłości dodajmy, że do stripów poświęconych Kromce dorzucono jeszcze kilkanaście żartów rysunkowych, opublikowanych przez pana Jerzego na łamach tej samej żołnierskiej gazety. Niektóre z nich i dziś jeszcze wywołują uśmiech na twarzy, mimo że od ich powstania minęło już ponad pół wieku. A to chyba najlepsza rekomendacja.
Tytuł: Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #4: Przygody szeregowca Kromki Data wydania: październik 2014 ISBN: 9788361596493 Cena: 26,90 Gatunek: humor / satyra, western Ekstrakt: 60% |