WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
50… 40… 30… 20… 10…: Maj 2012Them, Fantasia, The Smiths, Neil Young & Pearl Jam oraz Sweet Coffee – co łączy te zespoły? Dla naszego cyklu najistotniejsze, że mają w swych dorobkach naprawdę dobre albumy, które ukazały się w latach z „piątką” na końcu. Oto ich przypomnienie.
Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień50… 40… 30… 20… 10…: Maj 2012Them, Fantasia, The Smiths, Neil Young & Pearl Jam oraz Sweet Coffee – co łączy te zespoły? Dla naszego cyklu najistotniejsze, że mają w swych dorobkach naprawdę dobre albumy, które ukazały się w latach z „piątką” na końcu. Oto ich przypomnienie. 1965 – Them „The Angry Young Them” / „Them”
Wyszukaj / Kup W tym samym roku ukazał się debiutancki materiał grupy. Wydany, oczywiście, przez Decca Records w Wielkiej Brytanii pod nazwą „The Angry Young Them”, zawierał mieszankę coverów oraz autorskich kompozycji. Krążek utrzymany był w podobnych tonacjach co wczesne nagrania The Rolling Stones, do tego w niczym płycie Jaggera i spółki nie ustępował. Powodów, dla których amerykańska edycja (wypuszczona przez Parrot) posiadała zmienioną playlistę, mogło być kilka. Efekt jest taki, że w oficjalnej dyskografii Them mamy dwa debiuty – „The Angry Young Them” (UK, Decca) i po prostu „Them” (USA, Parrot). Za wersją brytyjską przemawia choćby obecność „Just a Little Bit” – z przejmującym, soulowym wyznaniem Vana i ujmującą solówką na organach. Wersję amerykańską otwiera znany w Europie z singla cover „Here Come the Night”. Można debatować, który krążek jest lepszą kompilacją, istotne jest natomiast to, że materiał na nich zgromadzony to dobra odpowiedź na pytanie, które być może kiedyś dzieci będą zadawać rodzicom: „A co to w ogóle był ten rock?”. Utwory w stylu „Mystic Eyes”, „You Just Can’t Win” to prawdziwe przebiśniegi ukazujące, jak krystalizowała się muzyka w latach 60., jak również potwierdzenie faktu, że takie kapele jak The Animals, The Rolling Stones, Yardbirds, The Kinks czy The Who miały wspólne korzenie i w podobny sposób budowały repertuar oraz kreowały image. Warto sięgnąć po te nagrania także po to, by posłuchać głosu, który przyczynił się do powstania pewnego kanonu. Van Morrison z czasów Them to wokalista w świetnej formie, urzekający barwą, tembrem i ekspresją. To, czym Them wspólnie z wymienionymi pozostałami uczestnikami „brytyjskiej inwazji” zachwycili amerykańskich nastolatków i studentów, słychać u The Doors, The Stooges, The 13th Floor Elevators, The Velvet Underground czy MC5. Czy można jednak bardziej zarekomendować ten (te) album (albumy) niż tym, że to właśnie tutaj Van Morrison umieścił swój nieśmiertelny hymn-piosenkę „Gloria”? Utwór ten, który stał się jednym z najczęściej coverowanych kawałków, nagrał zespół debiutujący albumem w ponad pięćdziesięciu procentach składającym się z przeróbek. Jako że to właśnie wokalista był twórcą autorskiego materiału grupy, wiadomo było, że prędzej czy później postanowi sygnować całość swoim nazwiskiem. Zanim drogi jego i pozostałych muzyków się rozeszły, Them zdążyli nagrać jeszcze jeden longplay z Morrisonem. W 1967 roku Van rozpoczął owocną karierę solową. Lecz to już inna historia. Jakub Stępień 1975 – Fantasia „Fantasia”
Wyszukaj / Kup Poza wspomnianymi już muzykami w niektórych utworach można też na nim usłyszeć saksofonistę Pekkę Pöyry, choć są to raczej rzadkie chwile (głównie utwór zatytułowany „Unikuva”). W warstwie instrumentalnej „Fantasia” jest concept-albumem, wszystkie numery utrzymane są bowiem w podobnej tonacji, na dodatek można odnieść wrażenie, że każdy kolejny wynika z poprzedniego, wykorzystując obecne w nim wątki muzyczne. Słucha się więc tej płyty jak trzydziestopięciominutowej suity podzielonej (choć nie jest to nigdzie oficjalnie zaznaczone) na dziewięć części. Początek przywodzi na myśl Camel („Pilvien takaa”), z tą jednak różnicą, że wokal Lindbloma mimo wszystko niewiele ma wspólnego z głosem Andrew Latimera i innych śpiewaków, którzy przewinęli się przez londyński ansambl. Później robi się bardziej jazz-rockowo („Huutokauppa”, „Agressio”), choć podkreślić należy, że Finowie ani przez moment nie dają zapomnieć, iż są głównie bandem progresywno-symfonicznym. Ich muzyka urzeka lekkością i melodyjnością, jest w niej też niezwykły baśniowy klimat (vide „Tulen pisara”, króciutkie „Härmä jazz”), przywodzący na myśl chociażby wydany w tym samym roku krążek Camela „The Snow Goose”. I choć zaserwowany na finał numer „Depressio” pobrzmiewa nieco poważniejszymi tonami, jego zwieńczenie jest radosne. W 1976 roku grupa odbyła krótką trasę po ówczesnym Związku Radzieckim; objęła ona trzy miasta: Leningrad, Rygę i Moskwę. A potem… zaczęły się kłopoty ze składem. Muzycy przychodzili i odchodzili, aż w końcu pod koniec lat 70. zespół przestał istnieć. Po kilkuletniej przerwie Lindblom reaktywował St. Marcus Blues Band, z którym gra do dzisiaj. Jedyna nagrana przez Fantasię płyta stała się natomiast kolekcjonerskim rarytasem. Sebastian Chosiński 1985 – The Smiths „Meat is Murder”
Wyszukaj / Kup Krążek zawiera dziewięć piosenek, które trwają w sumie (bez kilkunastu sekund) czterdzieści minut. Słowem: ówczesna norma. Podobnie jak na debiutanckim albumie, także tutaj znalazły się utwory pozbawione pretensji do bycia Wielką Sztuką, ale za to urzekające melodyjnością i hipnotyzującym głosem Morrisseya. Wykrojono z tej płyty zaledwie jeden singiel, który trafił na listy przebojów – to „That Joke Isn’t Funny Anymore”. Co może nieco dziwić, ponieważ wcale nie jest to najlepsza ani najbardziej przebojowa piosenka z całego zestawu; jest za to urokliwą balladą utrzymaną w konwencji hitów popowych z przełomu lat 50. i 60. XX wieku. Na szczególne wyróżnienie, poza wspomnianym już, zasługuje jeszcze sześć kawałków: otwierający krążek „The Headmaster Ritual” (obdarzony w końcowym fragmencie intrygującą, nieco ironiczną wokalizą Morrisseya), transowy „Rusholme Ruffians”, indie-rockowe – najkrótsze na płycie, ale zarazem najbardziej energetyczne – „What She Said” i „Nowhere Fast” oraz umieszczony na końcu leniwie snujący się numer tytułowy (z rozpaczliwym beczeniem barana w tle). Jednak prawdziwym i niezapomnianym killerem jest na „Meat is Muder” numer przedostatni – prawie siedmiominutowy, pacyfistyczny w przesłaniu „Barbarism Begins at Home”. Zadziorny, prawdziwie rockowy, od razu rozpoznawalny dzięki charakterystycznemu riffowi gitary Marra i basowym pasażom Andy’ego Rourke’a. Na dodatek mniej więcej w połowie wokalista rezygnuje ze śpiewania kolejnych zwrotek, swój głos zamieniając w następny instrument – dzięki wokalizie ta niebanalna piosenka jeszcze bardziej zapada w pamięć. W sumie siedem kawałków wyróżnionych na dziewięć to naprawdę niezły wynik, w pełni usprawiedliwiający przypomnienie tego niesłusznie zapomnianego albumu. Sebastian Chosiński 1995 – Neil Young & Pearl Jam „Mirror Ball”
Wyszukaj / Kup Piotr „Pi” Gołębiewski 2005 – Sweet Coffee „Perfect Storm”
Wyszukaj / Kup To płyta konsekwentna i spójna. Wypełniona elektroniką z pogranicza house’u i downtempa, do tego melodyjna i czasem wręcz popowa, ale co ważne – sprawnie i ze smakiem uzupełniona jazzowymi dodatkami (zwłaszcza instrumentami dętymi i klawiszami) oraz soulowym, delikatnym głosem Bibi Diabokua. Czarnoskóra wokalistka nadaje całości mnóstwo subtelności i pewnej zwiewności, co słychać zwłaszcza w pulsującym „My Mind”, świetnie zakończonym dźwiękami saksofonu. Podobnie zresztą wypada „Is This Love” czy spowolniony „Lost In Tears”. Na opisywanej playliście znaleźć można też kilka całkiem energicznych kawałków, które gwarantują brak zbytniej senności, a takie pozycje jak „Special Kind Of Feeling” potrafią nawet skutecznie wyciągnąć na parkiet. Jasne, że „Perfect Storm” nie jest wydawnictwem doskonałym albo przełomowym. To solidna elektroniczna produkcja z optymalnie wykorzystanymi dodatkami, co nadało jej wyjątkowo stylowego i nieco ekskluzywnego charakteru, oraz ciekawym, bardzo przyjemnym wokalem. Do tego pomimo spójności zapewniająca odpowiednią porcję różnorodnych doznań dla miłośników pulsującego downtempa i house’u. A choćby taki dwuminutowy „Ain’t The Blues” (z dobrym beatem i znakomitym saksofonem) bez wątpienia warto znać. Michał Perzyna 26 maja 2012 |
16 marca bieżącego roku zmarł Ernest Bryll, poeta, pisarz, dziennikarz, dyplomata, ale także autor wielu tekstów piosenek. Ponieważ mam wrażenie, że jego twórcza wciąż nie jest należycie doceniana, pomyślałem, że warto poświęcić jej chwilę i upamiętnić krótkim tekstem.
więcej »Od początku kariery muzycy Can mieli silne inklinacje filmowe. Pomagali przecież Irminowi Schmidtowi w nagrywaniu komponowanych przez niego ścieżek dźwiękowych. Swój debiutancki krążek zatytułowali „Monster Movie”, a na kolejnej płycie – „Soundtracks” – umieścili swoje utwory wybrane z pięciu filmów, których premiery odbyły się w latach 1970-1971.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay Orkiestry Gustava Broma, która przy okazji reedycji zyskała zapadający w pamięć tytuł „Kyrie Eleison”.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Podsumowanie
— Esensja
Listopad 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Mateusz Kowalski, Przemysław Pietruszewski
Październik 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Przemysław Pietruszewski
Wrzesień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna
Sierpień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz
Lipiec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Michał Perzyna
Czerwiec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Michał Perzyna
Kwiecień 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Marzec 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Luty 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień
Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński
Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński
Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński
Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński
Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński
Muzyczny list do domu
— Łukasz Izbiński
W hołdzie Ameryce
— Sebastian Chosiński
„Naturalne piękno” gitary i głosu
— Sebastian Chosiński
Pot i Kreff: Grunge w światłach sceny
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pot i Kreff – Made in Poland: Dwa światy w Chorzowie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Klasyka kina radzieckiego: Trup ściele się gęsto
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W pełni usprawiedliwiona pewność siebie
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Hans Kloss w Werwolfie
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Spaghetti western, thriller, dramat…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: W poszukiwaniu straconego życia
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
PRL w kryminale: Miłość i nienawiść w bałkańskim słońcu
— Sebastian Chosiński