50 najlepszych płyt 2012 rokuCzas podsumowań nastał również w „Esensji”. Na pierwszy ogień muzyka, a precyzyjniej – najlepsze krążki, które ukazały się w 2012 roku. Dziś prezentujemy już pełne zestawienie 50 NAJLEPSZYCH ALBUMÓW.
Esensja50 najlepszych płyt 2012 rokuCzas podsumowań nastał również w „Esensji”. Na pierwszy ogień muzyka, a precyzyjniej – najlepsze krążki, które ukazały się w 2012 roku. Dziś prezentujemy już pełne zestawienie 50 NAJLEPSZYCH ALBUMÓW. Dział muzyczny „Esensji” mijający rok postanowił podsumować wspólnie. Dlatego indywidualne zestawienia najbardziej wartościowych krążków z lat ubiegłych (do przeczytania choćby tutaj, tutaj i tutaj) zastąpiliśmy tym razem jednym obszernym oraz, co istotne, różnorodnym rankingiem, w którym przedstawiamy 50 najlepszych albumów 2012 roku. Wybór łatwy i oczywisty wcale nie był, lecz po interesujących dyskusjach i dość długim głosowaniu udało nam się stworzyć listę naprawdę wartościowych płyt, które naszym zdaniem po prostu wypada i bez wątpienia warto znać. Utworów ze wszystkich wytypowanych przez nas krążków posłuchać można tutaj. „Przede wszystkim jednak „Jezus Maria Peszek” to bardzo udana płyta, kto wie, czy nie najlepsza w dorobku piosenkarki. Jeśli odbiera się ją jako kreację artystyczną, nawet te najostrzejsze fragmenty tak nie uwierają. Gorzej, jeśli weźmie się je całkiem na poważnie.” „Kolejne płyty Lisy Gerrard i Brendana Perry’ego wzbudzały wśród fanów gotycko-elektronicznej world music mniejsze bądź większe, ale niemal zawsze zachwyty. Zresztą jak najbardziej zasłużenie.” Czytaj więcej w recenzji. „Przez wszystko ciągle przebija jednak jakieś tajemnicze (prawda – bywa dreampopowo) ciepło – nie ma tu miejsca na przesadne zamartwianie się czy dołowanie. Bo to płyta dająca dużo radości, choć przybierającej rozmaite twarze. No i teksty. Wpadające w ucho, intrygujące i czasami wprost wywołujące uśmiech.” Czytaj więcej w recenzji. „Muzycy z Baltimore od początku kariery sprawnie łączą migotliwą i senną elektronikę ze smutnymi, nieco rozmytymi gitarami, co wytwarza w ich twórczości niezwykłą aurę – gdzieś na granicy błogiego relaksu i wybijającego lekko z tego stanu niepokoju.” Czytaj więcej w recenzji. „Jest to album drastycznie różniący się od „The West Pole”, wypełnionego dość prostymi, surowymi, gitarowymi piosenkami. Tutaj mamy zdecydowanie bardziej rozbudowane aranżacje i mniej brzmieniowej surowizny, słychać też, że Norweżka na dobre rozwinęła skrzydła w zespole.” Czytaj więcej w recenzji. Można napisać, że gdyby nie Soulsavers, nie byłoby tej płyty, ale to jednak spore uproszczenie. Lanegan zawsze kojarzony był z takimi głosami jak Cave czy Waits, ale jeśli chodzi o solowe dokonania, popularności aż takiej nie zdobył, choć w rozwój muzyki wkład miał niemały. Być może ostatnie wydawnictwo stanie się dla niego punktem zwrotnym. Z jednej strony mamy sentymentalny powrót do starych autorskich kompozycji, zakrapianych szklaneczką whiskey, a z drugiej – dostajemy dużą dawkę eksperymentu, o czym może świadczyć dyskotekowy wręcz „Ode To Sad Disco” oraz elektroniczny, melancholijny „Harborview Hospital”. „Blues Funeral” jawi się jako najbardziej spójny album wokalisty, a poprzez włączenie nowych elementów jego muzyka nabrała świeżości. Na pewno jest dobrą odtrutką na większość indierockowych klisz, a sama barwa głosu Lanegana podszyta jest jakby cynicznym akcentem z wyraźnym przesłaniem: „to nie pogrzeb bluesa, to zmartwychwstanie”. Miejmy nadzieję, że na następny solowy album nie będziemy musieli czekać tak długo. „Bezwzględnie nie jest to przeciętny elektropopowy duet. Bo choć dokonania Tomasa Greenhalfa i Ryana Jamesa przesiąknięte są dźwiękami wygenerowanymi przez syntezatory, a w ich piosenkach dominuje smutek, melancholia i… przestrzeń, to jednak twórczość Man Without Country nie stoi w sprzeczności z dużą melodyjnością.” Czytaj więcej w recenzji. Trzy kwadranse muzyki, o jakiej marzyli fani Paradise Lost z czasów płyt „Icon” i „Draconian Times”. Przebojowy, złożony z od razu rozpoznawalnych riffów i solówek materiał, o klarownym, nowoczesnym brzmieniu. Czego chcieć więcej? Można oczywiście narzekać, że to regres, że zamiast iść do przodu, panowie wracają do sprawdzonych patentów, bo być może na nowe nie mają już pomysłów. „Tragic Idol” to jednak album tak naładowany energią i po prostu dobrymi kompozycjami, że nawet najwięksi malkontenci przyznają, że to zwyczajnie jedna z najlepszych płyt w dorobku Brytyjczyków. Być może to, ze względu na klimat i charakterystyczny styl, trochę sentymentalny zestaw utworów, ale przecież miło słuchać tego, co już znamy – w dodatku w znakomitym wydaniu. To było do przewidzenia, że rozsadzany energią twórczą Jack White wreszcie nagra coś pod własnym nazwiskiem. „Blunderbuss” to esencja tego co najlepsze ze wszystkich jego projektów: The White Stripes, The Raconteurs i The Dead Weather. Mamy więc ostre riffowe łojenie, ballady rodem z Nashville i trochę jajcarskiego luzu. Wyśmienite podsumowanie dotychczasowej kariery. Hałaśliwi punkowcy z Brooklynu powrócili po zaledwie dziesięciu miesiącach z „Open Your Heart” i pokazali nieco odmienne stylistycznie oblicze. Noise’owy pazur nieco się przytępił, ale dzięki temu nabrał delikatniejszej formy. Nie oznacza to, że The Man grają teraz lekką i przyjemną muzykę. Wręcz przeciwnie, nadal agresja wylewa się z gitarowego jazgotu, ale jej klarowność pozwala stwierdzić, że zespół dojrzał i nie opiera się na zwykłych kalkach Black Flag, a stara się odnaleźć swój potencjał i charakter w szerszym spektrum gatunkowym, biorąc się nawet za The Ramones, Neila Younga czy rock z lat 90. Trzeba przyznać, że owe zapożyczenia nie przysłaniają ich wizerunku aż nadto i pozwalają wierzyć w powrót dobrego mocnego rocka. Z pewnością „Open Your Heart” to znaczne odświeżenie lekko nadwątlonej czasem formuły i chociażby za to należy im się miejsce w naszym podsumowaniu. |
@goandrewgo: no jak takie Chromatics, Goat, albo Anathema jest skomplikowana to ja wysiadam. Poza tym, co to za dziwne kryterium: "skomplikowanie"? Wytypowane płyty wygrały zasłużenie, bo wniosły coś nowego do muzyki.
Lubię GY!BE, Swans, Chromatics ale nie wkręcaj że te płyty wniosły coś nowego do muzyki.. Takie rzeczy już były i to tworzone przez właśnie te zespoły. Boli mnie masa eksperymentalnych albumów które tu się znajdują, a brak płyt (albo niskie pozycje) które zachwycają melodią albo zwyczajnym uczuciem braku sztuczności, bezpretensjonalności. Albumy które trzymają się przy ziemi a nie próbują rozwikłać sensu istnienia wszech świata. Nie ważne jest czy dany album wprowadza coś nowego do muzyki, ważne jest by dobrze się go słuchało a nie by miał fantastyczne brzmienie i zmianę tempa co 30 minut... Brak Fiony Apple, Boba Dylana, Bruca Springsteena, Leo Cohena, Sharon Van Etten, Dexys, Mac De Marco, Japandroids, Cloud Nothings, Grizzly Bear i niskie pozycje Jacka White'a i Beach House. Smutno mi, ale to wasza decyzja i niech tak będzie a ja mogłem napisać że mi się to nie podoba i tak też niech będzie.
A jak już chcieliście coś co wprowadza nowe rzeczy do muzyki to polecam Dirty Projectors.
Lubię eksperymentalny i progresywny rock. SBB to mój ulubiony polski zespół itd, itp
Ale ta płyta Swans to dla mnie już kociokwik i rzępolenie ;)
Ale ja tam nie znam się na muzyce i na nutkach, więc wolno mi pohańbić się szukaniem jednak w muzyce jakiejś melodii :P
No dobra. Trzy grosze ode mnie. Ta lista choć ciekawa to pomieszanie z poplątaniem. Powinna być przedstawiona bez wartościowania. Zbyt dużo tu różnych stylów muzycznych by je porównywać ze sobą.
wiadomo, że każdy wartościuje płyty po swojemu - miejsca konkretnych albumów tutaj wyniknęły tylko i wyłącznie z naszego głosowania ;)
@Gadba
W zeszłym roku przy okazji indywidualnych podsumowań pojawiały się zarzuty o monotonii i skupieniu tylko na pojedynczych gatunkach czy rejonach muzycznych. Nie ma złotego środka dla takich zestawień :) a wiadomo też, że wartościowanie jest tutaj rzeczą baaardzo umowną i chyba mniej istotną.
Chociaż wygląda na to, że najlepiej będzie prezentować i takie i takie zestawienie :P
@michalp
bardzo chętnie zobaczę Wasze indywidualne preferencje co do albumu roku w danych, zbliżonych do siebie rejonach muzycznych. Jeśli tylko macie czas i ochotę, proszę publikujcie.
Tak dla zachęty podam swoją dziesiątkę;)
1. STEVE HACKETT - GENESIS REVISITED II
2. RED SAND - BEHIND THE MASK
3. ANATHEMA - WEATHER SYSTEMS
4. THRESHOLD - MARCH OF PROGRESS
5. ARJEN ANTHONY LUCASSEN - LOST IN THE NEW REAL
6. RIVAL SONS - HEAD DOWN
7. ARCHIVE - WITH US UNTIL YOU'RE DEAD
8. ULVER - CHILDHOOD'S END
9. GALAHAD - BATTLE SCARS
10.BLACK COUNTRY COMMUNION - AFTERGLOW
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Weekendowa Bezsensja: 50 najgorszych okładek płyt 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
50 utworów z 50 najlepszych płyt 2012 roku
— Esensja
Po amerykańsku, po męsku
— Michał Perzyna
Odrodzenie po holendersku
— Dawid Josz
O śmierci z chirurgiczną precyzją
— Michał Perzyna
Topniejące disco
— Michał Perzyna
Esensja słucha: Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski
Eteryczna agresja
— Dawid Josz
Powrót w świetnym stylu
— Dawid Josz
Esensja słucha: Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak
Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński
Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński
Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński
Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Ocean smutku z nutą optymizmu
— Sebastian Chosiński
Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński
SilnaPłyta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wetknij dłoń w swoje oko!
— Jakub Dzióbek
Co się tu dzieje?!
— Jakub Dzióbek
Tu miejsce na labirynt…: Światłość, która przenika przez mrok
— Sebastian Chosiński
Wybierz najlepsze utwory Kazika!
— Esensja
50 najlepszych płyt 2018 roku
— Esensja
50 najlepszych płyt muzycznych 2017 roku
— Esensja
Zmarł Zbigniew Wodecki
— Esensja
Chris Cornell nie żyje
— Esensja
Music For Mr. Fortuna - konferencja prasowa
— Esensja
50 najlepszych płyt 2014
— Esensja
Moda na Castle Party
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Black Sabbath bez Ozzy’ego!
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Metalliki!
— Esensja
No i jak można się było spodziewać - im bardziej skomplikowana jest muzyka, tym lepsza dla Esensji.