Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych płyt 2012 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 5 »
Czas podsumowań nastał również w „Esensji”. Na pierwszy ogień muzyka, a precyzyjniej – najlepsze krążki, które ukazały się w 2012 roku. Dziś prezentujemy już pełne zestawienie 50 NAJLEPSZYCH ALBUMÓW.

Esensja

50 najlepszych płyt 2012 roku

Czas podsumowań nastał również w „Esensji”. Na pierwszy ogień muzyka, a precyzyjniej – najlepsze krążki, które ukazały się w 2012 roku. Dziś prezentujemy już pełne zestawienie 50 NAJLEPSZYCH ALBUMÓW.
Dział muzyczny „Esensji” mijający rok postanowił podsumować wspólnie. Dlatego indywidualne zestawienia najbardziej wartościowych krążków z lat ubiegłych (do przeczytania choćby tutaj, tutaj i tutaj) zastąpiliśmy tym razem jednym obszernym oraz, co istotne, różnorodnym rankingiem, w którym przedstawiamy 50 najlepszych albumów 2012 roku. Wybór łatwy i oczywisty wcale nie był, lecz po interesujących dyskusjach i dość długim głosowaniu udało nam się stworzyć listę naprawdę wartościowych płyt, które naszym zdaniem po prostu wypada i bez wątpienia warto znać.
Utworów ze wszystkich wytypowanych przez nas krążków posłuchać można tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
50. Maria Peszek „Jezus Maria Peszek”
„Przede wszystkim jednak „Jezus Maria Peszek” to bardzo udana płyta, kto wie, czy nie najlepsza w dorobku piosenkarki. Jeśli odbiera się ją jako kreację artystyczną, nawet te najostrzejsze fragmenty tak nie uwierają. Gorzej, jeśli weźmie się je całkiem na poważnie.”
Czytaj więcej w recenzjach: tutaj i tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
49. Dead Can Dance „Anastasis”
„Kolejne płyty Lisy Gerrard i Brendana Perry’ego wzbudzały wśród fanów gotycko-elektronicznej world music mniejsze bądź większe, ale niemal zawsze zachwyty. Zresztą jak najbardziej zasłużenie.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
48. Mela Koteluk „Spadochron”
„Przez wszystko ciągle przebija jednak jakieś tajemnicze (prawda – bywa dreampopowo) ciepło – nie ma tu miejsca na przesadne zamartwianie się czy dołowanie. Bo to płyta dająca dużo radości, choć przybierającej rozmaite twarze. No i teksty. Wpadające w ucho, intrygujące i czasami wprost wywołujące uśmiech.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
47. Beach House „Bloom”
„Muzycy z Baltimore od początku kariery sprawnie łączą migotliwą i senną elektronikę ze smutnymi, nieco rozmytymi gitarami, co wytwarza w ich twórczości niezwykłą aurę – gdzieś na granicy błogiego relaksu i wybijającego lekko z tego stanu niepokoju.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
46. The Gathering „Disclosure”
„Jest to album drastycznie różniący się od „The West Pole”, wypełnionego dość prostymi, surowymi, gitarowymi piosenkami. Tutaj mamy zdecydowanie bardziej rozbudowane aranżacje i mniej brzmieniowej surowizny, słychać też, że Norweżka na dobre rozwinęła skrzydła w zespole.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
45. Mark Lanegan Band „Blues Funeral”
Można napisać, że gdyby nie Soulsavers, nie byłoby tej płyty, ale to jednak spore uproszczenie. Lanegan zawsze kojarzony był z takimi głosami jak Cave czy Waits, ale jeśli chodzi o solowe dokonania, popularności aż takiej nie zdobył, choć w rozwój muzyki wkład miał niemały. Być może ostatnie wydawnictwo stanie się dla niego punktem zwrotnym. Z jednej strony mamy sentymentalny powrót do starych autorskich kompozycji, zakrapianych szklaneczką whiskey, a z drugiej – dostajemy dużą dawkę eksperymentu, o czym może świadczyć dyskotekowy wręcz „Ode To Sad Disco” oraz elektroniczny, melancholijny „Harborview Hospital”. „Blues Funeral” jawi się jako najbardziej spójny album wokalisty, a poprzez włączenie nowych elementów jego muzyka nabrała świeżości. Na pewno jest dobrą odtrutką na większość indierockowych klisz, a sama barwa głosu Lanegana podszyta jest jakby cynicznym akcentem z wyraźnym przesłaniem: „to nie pogrzeb bluesa, to zmartwychwstanie”. Miejmy nadzieję, że na następny solowy album nie będziemy musieli czekać tak długo.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
44. Man Without Country „Foe”
„Bezwzględnie nie jest to przeciętny elektropopowy duet. Bo choć dokonania Tomasa Greenhalfa i Ryana Jamesa przesiąknięte są dźwiękami wygenerowanymi przez syntezatory, a w ich piosenkach dominuje smutek, melancholia i… przestrzeń, to jednak twórczość Man Without Country nie stoi w sprzeczności z dużą melodyjnością.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
43. Paradise Lost „Tragic Idol”
Trzy kwadranse muzyki, o jakiej marzyli fani Paradise Lost z czasów płyt „Icon” i „Draconian Times”. Przebojowy, złożony z od razu rozpoznawalnych riffów i solówek materiał, o klarownym, nowoczesnym brzmieniu. Czego chcieć więcej? Można oczywiście narzekać, że to regres, że zamiast iść do przodu, panowie wracają do sprawdzonych patentów, bo być może na nowe nie mają już pomysłów. „Tragic Idol” to jednak album tak naładowany energią i po prostu dobrymi kompozycjami, że nawet najwięksi malkontenci przyznają, że to zwyczajnie jedna z najlepszych płyt w dorobku Brytyjczyków. Być może to, ze względu na klimat i charakterystyczny styl, trochę sentymentalny zestaw utworów, ale przecież miło słuchać tego, co już znamy – w dodatku w znakomitym wydaniu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
42. Jack White „Blunderbuss”
To było do przewidzenia, że rozsadzany energią twórczą Jack White wreszcie nagra coś pod własnym nazwiskiem. „Blunderbuss” to esencja tego co najlepsze ze wszystkich jego projektów: The White Stripes, The Raconteurs i The Dead Weather. Mamy więc ostre riffowe łojenie, ballady rodem z Nashville i trochę jajcarskiego luzu. Wyśmienite podsumowanie dotychczasowej kariery.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
41. The Men „Open Your Heart”
Hałaśliwi punkowcy z Brooklynu powrócili po zaledwie dziesięciu miesiącach z „Open Your Heart” i pokazali nieco odmienne stylistycznie oblicze. Noise’owy pazur nieco się przytępił, ale dzięki temu nabrał delikatniejszej formy. Nie oznacza to, że The Man grają teraz lekką i przyjemną muzykę. Wręcz przeciwnie, nadal agresja wylewa się z gitarowego jazgotu, ale jej klarowność pozwala stwierdzić, że zespół dojrzał i nie opiera się na zwykłych kalkach Black Flag, a stara się odnaleźć swój potencjał i charakter w szerszym spektrum gatunkowym, biorąc się nawet za The Ramones, Neila Younga czy rock z lat 90. Trzeba przyznać, że owe zapożyczenia nie przysłaniają ich wizerunku aż nadto i pozwalają wierzyć w powrót dobrego mocnego rocka. Z pewnością „Open Your Heart” to znaczne odświeżenie lekko nadwątlonej czasem formuły i chociażby za to należy im się miejsce w naszym podsumowaniu.
1 2 3 5 »

Komentarze

« 1 2 3
06 I 2013   16:53:22

No i jak można się było spodziewać - im bardziej skomplikowana jest muzyka, tym lepsza dla Esensji.

06 I 2013   17:45:17

@goandrewgo: no jak takie Chromatics, Goat, albo Anathema jest skomplikowana to ja wysiadam. Poza tym, co to za dziwne kryterium: "skomplikowanie"? Wytypowane płyty wygrały zasłużenie, bo wniosły coś nowego do muzyki.

06 I 2013   19:14:35

Lubię GY!BE, Swans, Chromatics ale nie wkręcaj że te płyty wniosły coś nowego do muzyki.. Takie rzeczy już były i to tworzone przez właśnie te zespoły. Boli mnie masa eksperymentalnych albumów które tu się znajdują, a brak płyt (albo niskie pozycje) które zachwycają melodią albo zwyczajnym uczuciem braku sztuczności, bezpretensjonalności. Albumy które trzymają się przy ziemi a nie próbują rozwikłać sensu istnienia wszech świata. Nie ważne jest czy dany album wprowadza coś nowego do muzyki, ważne jest by dobrze się go słuchało a nie by miał fantastyczne brzmienie i zmianę tempa co 30 minut... Brak Fiony Apple, Boba Dylana, Bruca Springsteena, Leo Cohena, Sharon Van Etten, Dexys, Mac De Marco, Japandroids, Cloud Nothings, Grizzly Bear i niskie pozycje Jacka White'a i Beach House. Smutno mi, ale to wasza decyzja i niech tak będzie a ja mogłem napisać że mi się to nie podoba i tak też niech będzie.
A jak już chcieliście coś co wprowadza nowe rzeczy do muzyki to polecam Dirty Projectors.

06 I 2013   19:45:05

Lubię eksperymentalny i progresywny rock. SBB to mój ulubiony polski zespół itd, itp
Ale ta płyta Swans to dla mnie już kociokwik i rzępolenie ;)

Ale ja tam nie znam się na muzyce i na nutkach, więc wolno mi pohańbić się szukaniem jednak w muzyce jakiejś melodii :P

07 I 2013   13:59:35

No dobra. Trzy grosze ode mnie. Ta lista choć ciekawa to pomieszanie z poplątaniem. Powinna być przedstawiona bez wartościowania. Zbyt dużo tu różnych stylów muzycznych by je porównywać ze sobą.

07 I 2013   17:02:40

wiadomo, że każdy wartościuje płyty po swojemu - miejsca konkretnych albumów tutaj wyniknęły tylko i wyłącznie z naszego głosowania ;)

07 I 2013   18:19:54

@Gadba
W zeszłym roku przy okazji indywidualnych podsumowań pojawiały się zarzuty o monotonii i skupieniu tylko na pojedynczych gatunkach czy rejonach muzycznych. Nie ma złotego środka dla takich zestawień :) a wiadomo też, że wartościowanie jest tutaj rzeczą baaardzo umowną i chyba mniej istotną.

07 I 2013   22:40:47

Chociaż wygląda na to, że najlepiej będzie prezentować i takie i takie zestawienie :P

07 I 2013   23:31:59

@michalp
bardzo chętnie zobaczę Wasze indywidualne preferencje co do albumu roku w danych, zbliżonych do siebie rejonach muzycznych. Jeśli tylko macie czas i ochotę, proszę publikujcie.

07 I 2013   23:38:19

Tak dla zachęty podam swoją dziesiątkę;)

1. STEVE HACKETT - GENESIS REVISITED II
2. RED SAND - BEHIND THE MASK
3. ANATHEMA - WEATHER SYSTEMS
4. THRESHOLD - MARCH OF PROGRESS
5. ARJEN ANTHONY LUCASSEN - LOST IN THE NEW REAL
6. RIVAL SONS - HEAD DOWN
7. ARCHIVE - WITH US UNTIL YOU'RE DEAD
8. ULVER - CHILDHOOD'S END
9. GALAHAD - BATTLE SCARS
10.BLACK COUNTRY COMMUNION - AFTERGLOW

« 1 2 3

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Weekendowa Bezsensja: 50 najgorszych okładek płyt 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

50 utworów z 50 najlepszych płyt 2012 roku
— Esensja

Po amerykańsku, po męsku
— Michał Perzyna

Odrodzenie po holendersku
— Dawid Josz

O śmierci z chirurgiczną precyzją
— Michał Perzyna

Topniejące disco
— Michał Perzyna

Esensja słucha: Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Eteryczna agresja
— Dawid Josz

Powrót w świetnym stylu
— Dawid Josz

Esensja słucha: Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak

Tegoż twórcy

Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński

Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński

Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński

Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Ocean smutku z nutą optymizmu
— Sebastian Chosiński

Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński

SilnaPłyta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wetknij dłoń w swoje oko!
— Jakub Dzióbek

Co się tu dzieje?!
— Jakub Dzióbek

Tu miejsce na labirynt…: Światłość, która przenika przez mrok
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.