EKSTRAKT: | 80% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Cherry Five |
Wykonawca / Kompozytor | Cherry Five |
Data wydania | 1975 |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 43:22 |
Gatunek | rock |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Tony Tartarini, Massimo Morante, Claudio Simonetti, Fabio Pignatelli, Carlo Bordini |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Country Grave Yard | 08:19 |
2) The Picture of Dorian Gray | 08:28 |
3) The Swan is a Murderer, Part 1 | 03:53 |
4) The Swan is a Murderer, Part 2 | 05:05 |
5) Oliver | 09:30 |
6) My Little Cloud Land | 07:43 |
Non omnis moriar: Co było przed GoblinemMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj włoski zespół Cherry Five.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Co było przed GoblinemMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj włoski zespół Cherry Five. Cherry Five
Wyszukaj / Kup O początkach kariery rzymskiej grupy Cherry Five pisaliśmy zaledwie przed paroma dniami, a okazją ku temu była publikacja najnowszej (i dopiero drugiej w dyskografii) płyty zespołu – „Il Pozzo dei Giganti” (2015) – która ukazała się równo czterdzieści lat po debiucie. Wyjaśniliśmy wówczas niemal wszystkie zawiłości związane z pierwszym, bardzo krótkim rozdziałem w życiu formacji, który zwieńczony został wydaniem longplaya zatytułowanego po prostu „Cherry Five”. Co ciekawe, gdy krążek ten trafił do sklepów, grupa praktycznie już nie istniała. Trzech jej podstawowych muzyków – klawiszowiec Claudio Simonetti, gitarzysta Massimo Morante oraz basista Fabio Pignatelli – tworzyło już wtedy bowiem nowy projekt, którego nazwa mile łechce chyba wszystkich wielbicieli italskiego rocka progresywnego – Goblin. Dwa pozostali członkowie Cherry Five, czyli wokalista Tony Tartarini (wcześniej udzielający się, jako Toni Gionta, w L’Uovo di Colombo) oraz perkusista Carlo Bordini (znany z duetu Rustichelli & Bordini), dla których zabrakło miejsca w Goblinie, znaleźli się tym samym na aucie. Co zresztą ponoć mocno przeżyli. Jak widać, sentymentów nie ma także w świecie artystycznym, a przyjaźnie niekoniecznie okazują się wieczne. Cherry Five formalnie narodziło się w 1975 roku, kiedy to stojący na czele formacji Oliver Claudio Simonetti zdecydował się porzucić plan podboju Wysp Brytyjskich i – po rozstaniu z angielskim wokalistą Clive’em Haynesem – przenieść zespół z powrotem do Włoch. To wtedy w jego składzie pojawił się Tartarini. Muzykom udało się wówczas – dzięki operatywności Bordiniego – podpisać kontrakt płytowy z mającą siedzibę w Wiecznym Mieście wytwórnią Cinevox Records. W efekcie wiosną (sesja trwała od 1 kwietnia do 1 czerwca) kwintet wszedł do rzymskiego studia Titania, aby zarejestrować materiał na debiutancki album. W większości były to kompozycje jeszcze z poprzedniego okresu, powstałe w czasie pobytu Włochów w Londynie – dlatego Tartarini śpiewa w języku angielskim, a w warstwie muzycznej słyszalne są przede wszystkim inspiracje brytyjskim progrockiem i dokonaniami takich formacji, jak Yes, King Crimson, Genesis, Gentle Giant czy Emerson, Lake & Palmer. To jednak wcale nie musiało być złe; wszak w tamtych latach cały progresywny świat na potęgę kopiował dźwięki docierające bądź z Wysp, bądź z Republiki Federalnej Niemiec (vide krautrock). Nagrane utwory zmiksowano we wrześniu 1975 roku, po czym nic już nie stało na przeszkodzie, aby zaprezentować je światu. Na krążek „Cherry Five” trafiło sześć kompozycji, które może nie zaskakują szczególną oryginalnością, ale na pewno w niczym nie ustępują dokonaniom innych, nie mniej znanych formacji tego okresu. A przecież pamiętać należy, że pierwsza połowa lat 70. XX wieku także dla włoskiego rocka była nadzwyczaj udana. Wywalczyć sobie miejsce na scenie obok takich tuzów, jak Premiata Forneria Marconi, Banco del Mutuo Soccorso, New Trolls, Le Orme, Osanna, Perigeo, Il Paese dei Balocchi, Alphataurus, Biglietto per l’Inferno, Il Balletto di Brozno, Area czy Picchio dal Pozzo wcale nie było łatwe. Że komuś się nie udało – to żaden wstyd. Tym bardziej że już kilka miesięcy później trzech z pięciu muzyków Cherry Five przebojem zdobędzie serca fanów, nagrywając (i wydając na płycie) ścieżkę dźwiękową do kultowego horroru autorstwa Daria Argento „Profondo Rosso” (1975). Tyle że uczynią to już pod nazwą Goblin. Album „Cherry Five” otwiera ponad ośmiominutowy numer „Country Grave Yard”. I jest to bardzo energetyczny początek, w którym klasyczny brytyjski progrock miesza się z odrobiną fusion; z kolei partia organów Hammonda przypomina, że popularność hard rocka również jeszcze nie przeminęła. Liderem zespołu był Claudio Simonetii, trudno się więc dziwić, że to właśnie klawisze wybijają się tutaj na plan pierwszy (nie tylko zresztą Hammondy, muzyk raczy nas także nieco lżejszymi brzmieniami syntezatorów i fortepianu akustycznego), chociaż w porównaniu z późniejszym Goblinem i tak sprawiają wrażenie „wycofanych”. Tartarini śpiewa jak najbardziej „rasowo”, ale słychać, niestety, wyraźnie, że angielski nie jest jego językiem ojczystym. Na szczęście nie przeszkadza to jakoś szczególnie w odbiorze muzyki. Utwór numer dwa – „The Picture of Dorian Gray” (tytuł stanowi oczywiście nawiązanie do książki Oscara Wilde’a, ale również do pierwszego, jeszcze przed Oliverem, zespołu Simonettiego, który nazywał się Il Ritratto di Dorian Gray) – zaczyna podniosła sekwencja na organach, którym towarzyszy gitara akustyczna Massimo Morantego. W dalszym ciągu królują brzmienia w stylu Yes i Emerson, Lake & Palmer z wszędobylskimi klawiszami i od czasu do czasu upominającą się o swoje prawa gitarą akustyczną. Kompozycja „The Swan is a Murderer” nie tylko podzielona została na dwie części, ale na dodatek umieszczono ją na dwóch stronach winylowego krążka – „Part 1” zamyka stronę A, a „Part 2” – otwiera B. Czym one się różnią? Pierwsza jest w zasadzie przebojową i melodyjną piosenką, druga – to klasyczny rock progresywny z ambicjami, zahaczający trochę o muzykę klasyczną (w klimacie Gentle Giant). Najdłuższy w całym zestawie „Oliver” (będący „spadkiem” po poprzedniku Cherry Five) to zarazem najmocniejszy punkt całego krążka. Napięcie – budowane przez Hammondy i gitarę – stopniowo rośnie, by w finale eksplodować zagranymi unisono partiami obu instrumentów. Wrażenie jest piorunujące – nie tylko otrzymujemy najbardziej czadowy fragment „Cherry Five”, ale też najbardziej klimatyczny, niemal monumentalny. Na koniec zespół umieścił utwór „My Little Cloud Land”, który po dość niepozornym początku (wokal Tartariniego może nawet nieco irytować brakiem zdecydowania), z biegiem czasu zamienia się w porcję klasycznego progrocka. I, co najciekawsze, w sekwencjach instrumentów klawiszowych słychać już wyraźnie zapowiedź stylu Goblina – z tym charakterystycznym, przestrzennym brzmieniem syntezatorów na czele. Po rozpadzie zespołu przez długie lata wydawało się, że Cherry Five to zamknięty rozdział w historii włoskiej muzyki. A jednak, jak wiemy, po czterech dekadach formacja – za sprawą Tony’ego Tartariniego i Carla Bordiniego – odrodziła się; ponownie weszła do studia i nagrała płytę, której na pewno nie musi się wstydzić. Dodajmy jeszcze, bo to istotne: „Il Pozzo dei Giganti” to zupełnie inny rock progresywny niż ten zawarty na debiucie. I nie tylko dlatego, że wokalista zaśpiewał tym razem w języku ojczystym. 27 czerwca 2015 Skład: Tony Tartarini – śpiew Massimo Morante – gitara elektryczna, gitara akustyczna Claudio Simonetti – syntezatory, organy Hammonda, fortepian, fortepian elektryczny Fabio Pignatelli – gitara basowa Carlo Bordini – perkusja |
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński
Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński
Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński
Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński
W cieniu tragedii
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Giganci wprost ze Studni
— Sebastian Chosiński
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
— Sebastian Chosiński